Zbrodnia niedoskonała

2010-08-03 12:55

 

Ooo, mało jest takich, którzy „czynnie” pamiętają, jak to pierwszych 400 przedsiębiorstw państwowych (rządowych) przystępowało na początku Transformacji do Programu Powszechnej Prywatyzacji.

 

Ja miałem niepowtarzalną okazję obserwować z bliska jedną z dużych fabryk białostockich.

 

Dyrektorzy „zabijali” się, byle tylko znaleźć się na liście Jednoosobowych Spółek Skarbu Państwa, dlatego lista 400 trochę się rozdęła.

 

Intryga była piętrowa. Najpierw zamieniano fabryki w spółki, których udziały w komplecie należały do Ministerstwa. Odtąd Dyrektora rozliczano nie z gospodarskiego „dobrostanu”, tylko z rynkowego „zysku”. Nazewnictwo się zmieniało.

 

Aby Dyrektorom ułatwić przestawienie się mentalne i zarządcze, wprowadzono „popiwek” i „dywidendę”. Popiwek służył temu, aby nie wypłacać załodze wynagrodzeń ponad nadwyżki wypracowane w produkcji. Dywidenda służyła temu, żeby nieużywany majątek fabryki (spółki) przestał ją obciążać samym swoim istnieniem, tylko zaczął służyć komuś innemu, bardziej potrzebującemu owego majątku.

 

Owa światła idea znalazła swoje mniej światłe zastosowanie w praktyce, a nazywało się ono „spółka nomenklaturowa”. Żeby dużo nie opowiadać, opiszę skrajność: możliwe było, że spółka-fabryka (całkiem niedawno państwowa, czyli „niczyja”) obrastała gronem tzw. spółek nomenklaturowych, przy czym podział zadań był taki, że pierwotne przedsiębiorstwo generowało straty, a grono spółek nomenklaturowych miało się nieźle. Oczywiście, to były skrajne przypadki, dotyczyły co najwyżej połowy z listy 400.

 

Kiedy Program Powszechnej Prywatyzacji dojrzał, każdy Polak dostał do ręki 20 złotych w postaci stempla w dowodzie i kartki-świadectwa udziałowego: w ten sposób stał się współwłaścicielem wszystkich naraz 400 firm, anonimowo. Po fali spekulacji stał się współwłaścicielem niczego. A specjalnie utworzone Fundusze w jego imieniu (teoretycznie, bo większość osobistych udziałów już została skoncentrowana u spekulantów) zarządzały tym bałaganem, oczywiście, mając raczej swój, funduszowy, a nie publiczny interes na względzie. W ten sposób kwiat polskiej gospodarki średnich i ponad-średnich przedsiębiorstw został przeputany, roztrwoniony.

 

No, chyba że dużo udziałów wykupił jakiś „strategiczny inwestor” i poczuwał się gospodarzem. A może nie poczuwał się, tylko szybko wyzbywał się majątku na rynku wtórnym – i w nogi! Rozklekotane majątki – ku rozpaczy bezrobotniejących załóg – stały jak powojenne ruiny, do niczego nieprzydatne. I nic nie mogły zrobić z tym ani owe załogi, ani Państwo, nie będące już gospodarzem. Co najwyżej jakiś prawnik się nasycił rozmaitymi sporami, a potem syndyk umilał sobie życie sutymi prowizjami.

 

Zbrodnią było podsunięcie nieprzygotowanemu Ludowi, a nawet Dyrektorom, nowego kryterium gospodarowania: zamiast dobra publicznego – zysk komercyjny. Prywatyzacja – to już był wtórny skutek, choć nie wątpię, że wielu sępów rodzimych i z całego świata od dawna ostrzyło sobie zęby na niektóre fabryki. Pozostałe – nie ciszyły się wzięciem do tego stopnia, że na jednej z narad w Ministerstwie potencjalnym „inwestorom” niemal dosłownie obiecywano „bierz pan, pomożemy”. Na własne uszy słyszałem, nawet pamiętam twarz i nazwisko wiceministra.

 

Zostawmy późniejsze historie. Dość powiedzieć, że komercjalizacji poddano równie swobodnie obszar artystyczno-kulturalny (ileż to fajnych obiektów z dobrą lokalizacją!) i obszar edukacji (ileż to obiektów, jakiż to dochodowy i szeroko-głęboki rynek klientów, wobec obowiązkowej edukacji!).

 

Stoimy w przededniu komercjalizacji w służbie zdrowia (jakiej służbie – denerwują się medycy). Nie bójcie się, to tylko komercjalizacja, nikt nie ma zamiaru prywatyzować! To słychać zza starannie wybielonych zębów Premiera i kogo tam jeszcze.

 

No, jasne: towarem stał się pracownik z fabryki objętej listą 400, wciąż rozszerzanej. Towarem stał się artysta i spektakl. Towarem stał się dziennikarz. Towarem stał się uczeń i student, a także nauczyciel i naukowiec oraz ich dzieła. Przy okazji – przedszkolnictwo. Towarem stali się klienci banków i towarzystw ubezpieczeniowych wraz z ich klienckimi oszczędnościami i bolączkami, na które „zawsze znajdziemy dobre rozwiązanie, tylko zapłać”, utowarowiono wszelkie „rynki konsumpcyjne”, czyli cały Popyt oraz Bazy Danych. Teraz towarem ma zostać pacjent i lekarz wraz z pielęgniarką, ale nie bój się, obywatelu, wszystko będzie miło!

 

Na moje oko, utowarowieniu ulegną policjanci (tak jak wcześniej straż przemysłowa zamieniła się w firmy ochroniarskie), żołnierze i kadra dowódcza oraz sztabowa, więziennictwo, wiele obszarów komunalnych (już tu widać spory „postęp”), na koniec urzędnicy samorządowi. Polska będzie jednym wielkim biznesem. Dla biznesmenów i ich politycznych totumfackich. Pozostali – niech sobie radzą, a w ogóle mamy demokrację, demokratyczne państwo prawa i parę innych nowoczesnych zabawek.

 

Już zacieram kolana w oczekiwaniu kolejnego pasma rządowych sukcesów.

 

By żyło się lepiej.

 

 

Kontakty

Publications

Zbrodnia niedoskonała

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz