Zaśniedziała zatęchłość samorządów

2011-09-13 12:50

 

 

Oddałbym wszystkie swoje głosy na tego kandydata dowolnego ugrupowania, który powie: zrobię wszystko, by odzyskać Samorządy dla Obywateli, zaś Kraj przeistoczyć w spółdzielnię Ludności.

 

Na nieszczęście, nie ma problemu: żaden z kandydatów takiego zdania nie powie, bo następnego dnia przestałby być kandydatem.

 

Sołtys

Może sobie i nam wszystkim nadmuchać. Jest we wsi i w mieście (tak, tak, są miasta podzielone na sołectwa) frajerem od roznoszenia ogłoszeń urzędowych, pisania sprawozdań oraz pomocy w egzekwowaniu opłat i podatków. Niby się na niego głosuje, ale dla odhaczenia „obowiązku”, nikt sołtysowi nie daje jakichś zadań do wykonania, prestiż z tego też wątpliwy. Społecznikowskie inicjatywy sołtysów mają tyle samo pary, co takież inicjatywy gimnazjalistów. No, może jest paru sołtysów z krwi i kości, ale jakoś nie słychać. Bo to nie temat przecież, demokracja zdaniem Państwa i Mediów nie tu jest osadzona.

 

Radny lokalny

Radny albo jest reprezentantem jakiegoś miejscowego potentata, albo „pełnomocnikiem” jakiejś koterii, albo ma na swoim szczeblu własne interesy do załatwienia. Niekiedy lokalną gwiazdą sezonu. Reprezentantem Ludu staje się okazyjnie, najbardziej wtedy, zanim jeszcze stanie się radnym, kiedy kandyduje. Z sołtysami nie ma i nie chce mieć nic wspólnego ani instytucjonalnie, ani prywatnie, poza wyjątkami. Samorządność sołecka, ale też samorządność gminna czy powiatowa nie jest dla radnego jakimś poważnym zagadnieniem (w realiach, bo w gębie – owszem). Podczas kadencji radny uwiązany jest między grafiki zebrań i głosowań oraz spotkania pół-formalne lub poza-formalne.

 

Rada lokalna

Ciało kolegialne zwane w ustawach organem samorządowym – jest w rzeczywistości z jednej strony kuźnią kadr urzędniczych i państwowych (przedsionkiem Nomenklatury), a z drugiej strony formułą załatwiania trudnych zadań państwowych rękami „lokalnej służby”, przy czym słowo „służba” ma znaczenie „kamerdyner”, „maid” lub podobne. Ilość państwowych regulacji pracy i funkcjonowania samorządu terytorialnego (i każdego innego) – poraża. Podobnie jak podział środków (podatków, opłat) pozyskiwanych „na terenie” działania Rady. No, i wielowarstwowa, wielotematyczna, permanentna kontrola działań samorządu przez organy państwowe. Stosunek pan-służba – oczywisty.

 

Samorząd społecznikowski lokalny

Pojedyncze stowarzyszenia lokalne i ich równie lokalne związki peregrynują meandry lokalnej „samorządności” w poszukiwaniu szansy na bezkolizyjne zrobienie czegoś pasjonującego albo po prostu czegoś dobrego. Nikt z lokalnych społeczników nie ma wątpliwości, że musi w swojej sprawie otrzymać imprimatur „samorządowe”, a to oznacza lobbing lub klientyzm, w każdym razie kto nie „łasi” się do lokalnej władzy, ten nie ma szans na nic, a kto się „łasi” – ten musi być odporny na frustracje, wtedy ma szanse, w zależności od tego, jaka „reszta” zostanie po obdzieleniu „swoich”, łaskami i finansami.

 

Samorząd biznesowy lokalny

Pojedyncze stowarzyszenia lokalne i ich równie lokalne związki peregrynują meandry lokalnej „samorządności” w poszukiwaniu szansy na bezkolizyjne zrobienie geszeftu. Jednym z czynników biznesu czy społecznikostwa jest wszak tzw. aprobata, czyli przyzwolenie środowiska gospodarczego (społecznego) na określona działalność. Owo przyzwolenie materializuje się poprzez „układ” z lokalną koterią, zapewniający skuteczność i bezpieczeństwo działań własnych, zwanych przedsiębiorczością.

 

Wójt-Burmistrz-Prezydent

To jest osoba, która ze względu na powszechną formułę wybierania-obierania mógłby lokalny świat przewrócić do góry nogami, uczynić samorząd samorządem. Co z tego, kiedy ta akurat funkcja jest „własnością” ugrupowań politycznych, choć lokalnie występujących pod rozmaitymi nazwami maskującymi. Poza tym państwowa kontrola tej postaci jest taka sama, jak w przypadku Rady. Ostatecznie Wójt-Burmistrz-Prezydent spełnia „swoje zadanie”, jeśli umie pogodzić lokalne interesy koteryjne i zebrać je w pakiet służący którejś z „wyżej” postawionych kamaryl: wtedy dużo „załatwi” dla lokalnych koterii i dla siebie osobiście (wszak kariera nomenklaturowa czeka).

 

Samorządy koncesjonowane

Oprócz samorządów społecznikowskich i biznesowych istnieją samorządy koncesjonowane, które są „gronami” skupionymi wokół lokalnego oddziału wielkiej organizacji ogólnokrajowej (takich jest kilkadziesiąt) albo „klikami równoległymi” lokalnych struktur państwowych (wymiar sprawiedliwości, związki zawodowe, towarzyska strona aparatu urzędniczego), albo są „prywatnymi” inicjatywami lokalnych mieszaczy. Te samorządy maja „załatwione” wszystko, czego się tkną, bo zanim się „tkną” – uzgadniają wszystko „w godzinach pracy”. W statystykach znakomicie poprawia to skuteczność samorządności lokalnej na każdym polu.

 

Liderzy koncesjonowani

Jedną z nadziei samorządności są zawsze liderzy. Ludzie chorzy na jakąś dobrą, piękną i prawdziwą sprawę, gotowi dla niej na wiele ofiar i poświęceń. Duża ich część poddaje się i „odpada” po utracie materialnych lub psycho-mentalnych podstaw działania: bankrutują ich inicjatywy, których nie umieli przebić przez pancerz, a których nie chcą oddać na zmarnowanie komuś bardziej „spolegliwemu” wobec Systemu. Pozostali – choć najczęściej odgrywają medialną i poliszynelową rolę alternatywy dla Systemu – bez tego Systemu funkcjonowaliby zapewne inaczej, znacząco inaczej. Są dla Systemu wymówką i argumentem: proszę bardzo, on nie narzeka. System udziela im swoistej „licencji na wszystko”, traktując ich jak wentyl niezadowolenia.

 

Radny regionalny i metropolitarny

To jest inny radny niż ten „Małysz” z gminy czy powiatu. Tu się gra o poważne stawki. Materialne i polityczne. Tu jest kuźnia projektów „poważnych” w tym sensie, że mających skuteczne rozmiary i polityczne wsparcie. Przy nich podskoki gminne i powiatowe wyglądają zabawnie, jak wierzganie niedorostka. Radami gminnymi i regionalnymi „mieszają” albo mocarze koteryjni, albo ci, którzy chwilowo są „oddelegowani” z obszaru parlamentarnego i z obszaru top-owych urzędów, organów, instytucji Nomenklatury. Głos „oddolny”, obywatelski, szarakowy – tu już nie dociera, musi być „zorganizowany” (np. lobbystyczny albo kliencki), aby był zauważony, bez gwarancji skuteczności.

 

Rada regionalna

Ze względu na liczne sprzężenia prawne, proceduralne, finansowe, organizacyjne, polityczne – rada regionalna stanowi „wianuszek” uzależniony od parlamentu i urzędów oraz organów centralnych. Jej podstawowym obowiązkiem jest realizacja zadań państwowych, uruchamiania transmisji „od góry w dół”. Radni regionalni stanowią bezpośrednie zaplecze kadrowe Polityki i Nomenklatury, zatem w ich interesie nie leży antysystemowa działalność (np. przywracająca samorządom samorządność), choć akurat tego rodzaju inicjatywy na szczeblu regionalnym byłyby o niebo skuteczniejsze, niż te gminne czy powiatowe, postrzegane jako schizmy, bunty, rebelie – gdyby takie się pojawiły.

 

Janczarzy Systemu

Są to postacie szare, mętne i podstępnie niebezpieczne dla samorządności, choć często na jej oddolnym gruncie zdobywające pierwsze doświadczenia polityczne. Ich aktywność nakierowana jest na pionową karierę w strukturach systemowych, każdy kolejny szczebel uznają za dobry powód następnego kroku, stąd przywiązanie do środowiska i lojalność koteryjna nie są ich najmocniejszą stroną. U schyłku kariery (schyłek jako powolne „upoziomienie” kariery, utratę jej „pionowości”, niezależnie od wieku janczara) nastawienie janczara idzie w kierunku ustanowienia swojego „mikro-imperium”, które mógłby wyzyskiwać na własny, osobisty, rodzinno-towarzyski rachunek. Jako, że tylko nieliczni janczarzy staną się władykami – takich mikro-imperiów jest w Polsce wiele, stanowczo zbyt wiele.

 

Marszałek regionalny, Prezydent metropolii

Są to postacie o decydującym znaczeniu regionalnym, którego nie utrzymałyby, gdyby nie najszerzej rozumiany „układ okoliczności politycznych” pozostający pod dominacją Centrum politycznego (kilkadziesiąt głównych kamaryl, w tym kilka rządzących Krajem i Ludnością). Pojedynczy giganci samorządowi (A. Struzik, J. Majchrowski, R. Dutkiewicz) nie zmieniają zatem ogólnego obrazu, tworzonego przez kilkadziesiąt postaci miałkich i usłużnych wobec Centrum, „wybieranych” właśnie jako władykowie Systemu, a nie jego postacie podmiotowe. Przykro to mówić, ale większość Marszałków regionalnych i Prezydentów metropolii przypomina satrapów partyjnych z epoki, która ponoć minęła. Do tego ostatnich kilkoro Prezydentów Warszawy (i niektórych innych miast) nijak nie da się skojarzyć z samorządnością, tylko z top-polityką.

 

Samorządy centralne: przedsiębiorczość, społecznikostwo, twórczość

To te samorządy tworzą medialny i polityczny wizerunek samorządności. Występują w postaci izb (Krajowa Izba Gospodarcza), gildii (Polska Izba Turystyki), związków (np. w obszarze spółdzielczości), rad (rady adwokackie), a nawet spółek (Business Centre Club). Wewnątrz nich jest zawsze kilku-kilkunastu liderów, pozostali są przysłowiowym „mięsem” legitymizującym działanie „wierchuszki” (podobnie jest we wszelkich samorządach i stowarzyszeniach koncesjonowanych, będących praktycznie „obywatelską” twarzą Państwa). Te samorządy są też głównym konsultantem społecznym (niby „oddolnym”) przy podziale puli budżetowej zlokalizowanej w strukturach regionalnych i metropolitarnych, ale „decydowanej” w Centrum.

 

Spółdzielczość

Jest to najbardziej samorządna (nawet uwzględniwszy patologie) formuła samoorganizacji Ludności, zdolna wybić się na suwerenność, podmiotowość, samostanowienie. W Polsce postrzegana jako relikt PRL. Pośród Ludności niepopularna: mało wskazań pozytywnych, nieco więcej negatywnych. Wszelkie inne formuły samorządowe prędzej czy później stoczą się do postaci opisywanych powyżej.

 

*            *            *            

Kiedy używa się zamiennie „administracja lokalna” zamiast „samorząd”, to można jeszcze zamiast „organizacje pozarządowe” używać „auxiliares” – i będzie prawdziwiej, poprawniej.

 

Mam zresztą przekonanie, że widoczny najczęściej na wiele kilometrów pełen niemocy prowincjonalizm i ostrożność biurokratyczna, jakie wrosły w administrację lokalną i w auxiliares – to wystarczający powód, dla którego – po narodzinowych albo wyborczych euforiach – tzw. samorządy robią się zatęchłe i zaśniedziałe.

 

Przy okazji gratuluję żywotności tym, które tego uniknęły.

Kontakty

Publications

Zaśniedziała zatęchłość samorządów

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz