Zamiast wstępów, wprowadzeń, uwertur i preludiów

2016-11-14 09:22

 

Intelektualnie nie do wytrzymania jest sytuacja, w której – niezmiennie od mniej-więcej 200 lat – królują w ekonomii trzy coraz miej poważne paradygmaty:

1.       Dominujący w podręcznikach paradygmat niezbywalnej efektywności Ziemi, Kapitału i Pracy, wokół którego grzybieje narośle utopii liberalnej, starającej się nie zauważać, że Rynek i Demokracja nie mają szans z naturalnym odruchem Monopolizowania, wstawiania nogi, opalikowywania, zagarniania pod siebie;

2.       Wypchnięty do przestrzeni związków zawodowych, manifestacji i strajków paradygmat walki klasowej, napędzanej Wyzyskiem, wokół którego najeżone są ostrza klątwy i anatemy nałożonych na przedsiębiorców, kapitał, pracodawców, ostrza wyostrzone utopijnym założeniem równości wszystkich wobec wszystkich;

3.       Wygłaszany w bocznych nawach rozmaitych kościołów (np. w encyklikach, surach, wedach) paradygmat przyrodzonego „jezusowego” humanitaryzmu, opartego na miłosierdziu, nazywającego grzechem Komercjalizm i starającego się ów grzech traktować jako dopust boży, a nie „format obowiązujący” od tysiąclecia;

Paradygmaty te stają się o tyle coraz mniej poważne, o ile popadły w wir niezmiennie od dziesięcioleci powtarzanych argumentacji, jakby się świat zupełnie nie zmieniał. Pozornie bujnie rozkwitająca „szkoła podręcznikowa” (paradygmat niezbywalnej efektywności czynników produkcji), wciąż od nowa wmawia młodym oraz niewyćwiczonym w krytycyzmie umysłom, że „chodzi o zysk”: przykrywa swoimi pseudo-naukowymi dyrdymałami to, co rzeczywiste, czyli fakt, że ekonomia, tak jak polityka, kultura – to aspekty, przejawy zbiorowej świadomości człowieka, w których nie ma miejsca na „wyłączność” racjonalności, jak też na dominację „burzliwego szaleństwa”.

Za ojca nauk ekonomicznych uważa się niezmiennie Adama Smitha, filozofa-etyka, który „biblię” ekonomii, „Bogactwo narodów” (1776), zredagował jako załącznik, po kilkunastu latach, do rozprawy „Teoria uczuć moralnych” (1759). Przypisuje mu się autorstwo – pierwszeństwo zredagowania – podstawowych „praw ekonomicznych”, a potem już było „z górki”: im lepiej rozwijały się cyfrowe techniki obliczeniowe, tym więcej zdigitalizowanych „modeli” opartych na „prawach”, zdolnych do stochastycznej predykcji wszystkiego, co tylko nurtuje sztabowca w korporacji czy ministra w rządzie.

Przegląd programów akademickich oraz listy najbardziej wziętych ekonomistów (np. noblistów) łatwo jest zauważyć, że wpędza się ekonomię do boksu statystycznego: słupki, wskaźniki, tabele, parametry, indeksy, wzory, wykresy, równania, macierze, całki, prawidła – wypełniają debatę ekonomiczną. Z ekonomii – nauki od zawsze społecznej, uczyniono naukę inżynierską (TU naciśniesz, TAM wyskoczy), a doktoraty i habilitacje są albo popisami matematycznej intuicji (te są wysoko cenione), albo egzaltowanymi, nadętymi wrażliwością humanitarną sprawozdaniami z niemocy człowieka wobec własnych słabości (jak cały dział o cyklach gospodarczych).

Sponiewierano – i sprowadzono do roli „akapitu” w historii myśli ekonomicznej – całą szkołę fizjokratyczną (Quesnay[1]), odwołującą się do postrzegania gospodarki jako jednej z formuł życia zbiorowego, cielesnego obcowania organizmów żywych zdolnych do uświadomienia sobie własnego JA, czyli skłonnych do egoizmu opartego na interesach popartych epistemą, spisanych na pergaminie, przepracowanych w procesie dumania i obserwacji.

Ktokolwiek poważniej niż „na zaliczenie” zajmie się fizjokratyzmem, a zwłaszcza „tableau économique”, pierwszą naukową próbą  zbudowania modelu przedstawiającego proces tworzenia, podziału i wymiany (Tablica Ekonomiczna zapoczątkowała w myśli ekonomicznej nowy rozdział:  badanie procesów reprodukcji i cyrkulacji produktu społecznego) – ten z całą pewnością uzna Adama Smitha co najwyżej za szwagra ekonomii.

Charakterystyczne, że „smithiańska” ekonomia zmuszona jest traktować rolnictwo (i przetwórstwo spożywcze) oraz wydobycie i „konfekcjonowanie” kopalin jako obszary słabo poddające się „prawom” A. Smitha, traktowane jako „szczególne przypadki niezgodne z modelem), podczas gdy fizjokratyzm od nich zaczyna. W ogóle inżynieria ekonomiczna zapętla się niemiłosiernie wciąż od nowa, coraz częściej, borykając się z koniecznością wyjaśniania ex-post tego, co się stało wbrew doskonałym modelom, i dlaczego się genialna koncepcja nie sprawdza. Krąży w środowisku ekonomistów samokrytyczny dowcip, że ekonomista to taki fachowiec, który jasno i uczenie wytłumaczy jutro, dlaczego dziś nie zadziałała prognoza, którą sformułował wczoraj.

Przeszedłem całą „zwyczajową” drogę ekonomisty: od adepta studiującego podręczniki i skrypty, by „zaliczyć”, poprzez kierowniczo-dyrektorsko-prezesowską praktykę, poprzez doradztwo w służbie u decydentów – aż po próby modelowania teoretycznego (nieobroniona „Ekonomia planu, wybrane atrybuty gospodarki typu rosyjskiego”) i – ostatecznie – po refleksję nad paradygmatyczną istotą wszystkiego, co się ekonomią i gospodarką zwie. W tym sensie czuję się filozofem ekonomii, choć do Czytelnika apeluję, by mi nie dowierzał. Nie dlatego, bym był przesadnie skromny, tylko dlatego, że najbliższy filozof ekonomii mający „background” ekonomiczny (ja zaczynałem jako ekonometryk) mieszka nie bliżej niż 800 km od Warszawy. Nie mam więc w Polsce „z kim przegrać”, co oznacza, że „nie jest łatwo” uczynić mi swoje nie-inżynierskie podejście równoprawnym w polskiej debacie nieustającej: tubylcy zawsze znajdą powód, by machnąć ręką na moje uwagi i w ten sposób obronić się jako fachowcy.

 

*             *             *

Zacytuję – twórczo – Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Boję się zostać wieszczem” (podtytuł: z powodu tzw. polemiki "brązowniczej"). Zatem „nie mówię żem jest wieszczem, lecz i nie dupa”, też bym teorię napisał, gdybym się uparł.

Podjąłem się napisania obszernej rozprawy zatytułowanej roboczo „Metawymiary ekonomii”. Idzie mi nieźle, bo robota ogranicza się do redagowania dawno i niedawno napisanych tekstów. Ale – jak każdy w takiej sytuacji – napotkałem odwieczny problem ekonomisty: czy ekonomia to nauka „czysta”, czy „polityczna”, czy rozmaite gry interesów i konstrukcje monopolistyczne i państwowe – to są „wewnątrz” ekonomii, czy może są jej „niechcianym towarzystwem”. 

Rozstrzygam (zawsze) ten dylemat następująco: udawanie, że Człowiek jest zaledwie trybem procesów gospodarczych (i to najbardziej nieobliczalnym, najsłabszym, co widać w zmatematyzowanych modelach), że Człowiek to ziarnko w „kapitale ludzkim” czy „sile roboczej”, które należy ukształtować, sformatować, zrubrykować i będzie cacy – dyskwalifikuje dowolnego ekonomistę niezależnie od jego wybitności, bowiem gubi dwie najważniejsze sprawy: to że Człowiek jest inspiratorem wszelkich działań gospodarczych (do czego popycha go tzw. imperatyw postępu) oraz to, że Człowiek gospodaruje DLA SIEBIE, a nie dla zabicia czasu, podobnie jak DLA SIEBIE tworzy dzieła artystyczne, DLA SIEBIE odkrywa różnice między swoją naturalnością i syntetycznością-sztucznością swojego „dzieła-dorobku, i DLA SIEBIE uprawia gry w politykę.

Jako, że „prawa ekonomiczne” (pora to powiedzieć jasno: „prawa ekonomiczne” to paskudne sformułowanie inżynierskie) definiowane są zawsze przez Decydenta i wbrew pozorom łatwo jest je oszukać – postanowiłem jako „przygotowalnię” do rozważań właściwych o metawymiarach ekonomii – napisać poniższą broszurkę o tym, jakie mega-procesy społeczne, kulturowe, mentalne, polityczne są naszą dzisiejszą codziennością.

Tytuł „Inwestytura” w moim przekonaniu najlepiej oddaje to, o co mi chodzi, kiedy z lotu ptaka, ale też z pozycji czynnego uczestnika, przyglądam się fenomenowi gospodarki.

 



[1] W Pedii można znaleźć liczne notki nt. m.in.: Richard Cantillon, François Quesnay, Vincent de Gournay, Mercier de La Rivière, Pedro Rodríguez de Campomanes, Paul Boësnier de l'Orme, Pablo de Olavide, Johann August Schlettwein, Honoré Gabriel de Riqueti de Mirabeau, Victor Riqueti de Mirabeau, Silvio Gesell, Georg Blumenthal, Abbé Roubaud, Guillaume-François Le Trosne, Pierre Samuel du Pont de Nemours, Anne Robert Jacques Turgot, Louis Paul Abeille, Nicolas Baudeau, André Morellet, Gaspar Melchor de Jovellanos, Joachim Litawor Chreptowicz, Hugo Kołłątaj, Hieronim Stroynowski, Antoni Popławski, Friedrich Eberhard von Rochow, Joseph-Michel Dutens, Ange Goudar, Jean-François Melon, Sebastian Vauban, Henry George;