/zapomniany pępek świata/

 

Siedzę przed monitorem komputera w miejscu pod każdym względem odległym od Polski. Odcięty od tej oferty medialnej, do której, niestety, przywykłem. Nie słucham w porannych audycjach radiowych, co mają do powiedzenia polscy politycy różnych opcji, nie przeglądam gazet z bardziej lub mniej sensacyjnymi tytułami.
Raz na kilka godzin zaglądam na Onet, Wirtualną Polskę, Interię i podobne „serwisownie” polskie. Oczywiście, wiem jak one działają. Najpierw powalają tytułem „Zabiła własne dziecko”, a jeśli się zainteresuję – to doczytam się, że chodzi o unikalną jaszczurkę w sklepie zoologicznym. Zatem można powiedzieć, że jestem „na bieżąco”, gdyby nie fakt, że nikogo na świecie, a przynajmniej w kraju, gdzie jestem w podróży, nie interesuje Euro-2012, notowania rządu i opozycji, proces polskiego imigranta wytoczony polskim politykom, gazowe kontrakty Polski i potyczki z UE w tej sprawie, wyzwania Migalskiego wobec kolejnych „rywali” (pan się nie denerwuje, doktorze, to tylko przykład), a nawet prowadzenie się polskiej reprezentacji piłkarskiej. O naszym największym zmartwieniu, które nas boli i dzieli od roku – komentarzy nie ma wcale. Podobnie jak o nadchodzącym „największym, epokowym wydarzeniu” w postaci polskiej prezydencji w UE.
Obawiam się nie na żarty, że Polska nie leży w okolicach pępka świata.
Świat – tak jak go tutaj widzę – opanowany jest przez informacje z giełd światowych, przejmuje się problemami słabnącej Ameryki, rosnących w potęgę Chin i atomową kontuzją Japonii. To świat „na chybcika”. A świat rozumny, opanowany, rzeczowy – zastanawia się nad tym, jak pogodzić globalność z lokalnością, na czym mają polegać rządy polityczne, co ma energetyka i konsumpcjonizm wspólnego z kondycją Człowieka (pośrednio – z ekologią). Ten sam świat zastanawia się nad powolnym „zasypianiem” Północy Globu, która podrywa się od czasu do czasu rażona jakimś kryzysem. Tylko Polska stara się nie spać, ale opędzają się inni od niej, jak od brzęczącej muchy.
Po raz kolejny odkrywam ze smutkiem, patriotycznym smutkiem, że prawie 40-milionowa społeczność żyjąca gdzieś między Uralem i Atlantykiem, gdzieś między Afryką i Arktyką, traci swoje – jeszcze przecież realne – szanse bycia użyteczną dla społeczności międzynarodowej, bo zajęta jest sprawami, które tylko dla niej nie wydają się prowincjonalne.
No, jasne: nie musimy całych siebie oddawać światu, nie powinniśmy też lekceważyć naszych spraw lokalnych tylko dlatego, że nie wspominają o nich światowe serwisy. Dlaczego zatem mamy ambicję taką oto, by jednak świat wpatrywał się z uwagą w nasze rozmaite boje, by wsłuchiwał się w nasze mądrości, by naśladował nas jako wzorcowe przykłady czegokolwiek, by naszych synów i córy awansował na kluczowe światowe pozycje?
Jeśli już uważamy się za naród „wybrany” – to warto zauważyć, że to my sami siebie „wybraliśmy”, a do tego zrobiliśmy to jakoś tak bez szczególnego echa. Ostatnie nasze światowe „5 minut” wybrzmiało 31, może 21 lat temu. Od tego czasu – mimo pojedynczych spektakularnych rozbłysków – raczej podążamy wstecz: zarówno w istotnych parametrach (znaczenie gospodarcze, wkład kultury do globalnego tygla, osiągnięcia nauki, koncepcje filozoficzne, a choćby jakiś pojedynczy, ale znaczący sukces), jak też w sprawach drugorzędnych (wyniki sportowe, zainteresowanie turystyczne, znaczące imprezy i widowiska) – raczej zostajemy w ogonie świata, w 3 lidze europejskiej. Nasze najbardziej rozpoznawalne w świecie „nazwiska” kojarzą się z czasami, które minęły. Dawno minęły albo niedawno – ale minęły. Nasze media robią na złość Łukaszence, ewentualnie dają szansę podróżnikom i Polonii, nie są zaś nijak miarodajne dla świata w żadnej sprawie.
Nie serwujemy dla świata – który przecież wciąż rozpaczliwie poszukuje – żadnej koncepcji globalnej, która byłaby nasza, kojarzona z Wisłą i Orłem. Nie dajemy światu żadnego powodu, by się nami zainteresował, tym bardziej – by zaryzykował coś wchodząc z nami w jakiś strategiczny interes. Ani gospodarczy, ani kulturowy, ani technologiczny, ani intelektualny, ani – to najbardziej boli naszych Władców – polityczny. Wszystko rozgrywa się od dawna poza nami, a coraz częściej – bez naszej wiedzy nawet!
Może w roli światowego zadupia będziemy mieli czas zastanowić się nad tym, co ważne?
Tylko czy będziemy mieli ten czas…