Wspólny dom dla niedźwiedzia

2011-05-21 08:10

 

Los mi spłatał figla: krążąc w przestrzeni, z której bliżej jest do Pekinu, Alaski i Tokyo niż do Moskwy, Berlina i Aten, akurat znalazłem dostęp do telewizji i na dodatek czas na jej oglądanie.

 

U mnie jest całkiem poważny, zaawansowany wieczór. A na ekranie Dmitrij Miedwiediew, pod krawatem, ale jakoś tak luźniej, inaczej niż zawsze. Siedzi w jakimś panelu, a na sali ¾ ludności ma słuchawki na uszach, czyli mamy coś międzynarodowego.

 

Zrobiłem głośniej.

 

Pierwszy raz widzę i słyszę takiego Miedwiediewa.

 

Najczęściej jest usztywniony, patrzy wzrokiem niewidzącym i stężałym, oficjalny. A tu pełna swoboda gestu i mimiki.

 

Na tapecie – Europejski Wspólny Dom.

 

Nie mam teraz internetu pod ręką, ale znam to pojęcie z czasów Gorbaczowa. Od razu mi się przypomina Reykyavik (spotkanie z R. Reaganem) i Watykan (za rządów Jana Pawła II). Niezależnie od idei, których Gorbaczow miał na pęczki, ówczesny Dom zrealizował się w formie totalnej zawieruchy i nierazbierichy, rozpoczętej Solidarnością: Okrągły Stół, Pucz Janajewa, Aksamitna Rewolucja, Obalenie Muru, Białowieski Zagowor kończący ZSRR, Śmierć pod Wieżą Telewizyjną w Wilnie, Łańcuch Przyjaznych Rąk Krajów Bałtyckich, Rozpad Jugosławii, Zjednoczenie Niemiec, Koniec RWPG z jej Rublem Transferowym, Zakończenie prac Układu Warszawskiego, Szokowy lub Podobny rozkład Systemów zwanych Socjalistycznymi.

 

Podałem nie zachowując kolejności, niech mi historycy wybaczą.

 

Jak widać, tylko Niemcy wykombinowali coś konstruktywnego.

 

Mija ponad 20 lat i co mamy?

 

Ewidentnie bankrutuje Północ Globu. Ameryka w spazmach gamblingu nie drży (a szkoda) przed zapaścią potężniejszą niż 3 lata temu, leczy kompleksy „turystyką wojenną”. Europa rozpaczliwie i kurczowo, ale wbrew swojemu interesowi, trzyma się linii egalitarystyczno-konserwatywnej (zwanej przez Korwina-Mikkego socjalistyczną), Rosja – po ciężkiej traumie „imperium, które się potknęło” – rozumie, że na pozyskaniu intensywnym (zwanym nie wiedzieć czemu przemysłem wydobywczym) i na terroryzmie politycznym daleko nie zajedzie. Na okrasę Japończycy potrąceni przez Los tracą twarz człowieka rzetelnego i solidnego, na którą pracowali przez dziesięciolecia.

 

Królem, a raczej smokiem salonu międzynarodowego stają się Chiny, które jeszcze nie wiedzą, że przed tym, jak staną się globalnym dominatorem, mają już wszczepiony nieuleczalny zarazek „techniczny” w jego najbardziej fatalnym wydaniu: antyludzkim, antyekologicznym, antyrynkowym, biurokratyczno-politycznym. A to oznacza stosunkowo krótką chińską karierę w roli światowego szafarza dóbr, wartości, możliwości, znaczeń, przekonań.

 

Jeśli nic się nie zmieni w politycznym myśleniu na poziomie globalnym – cały ten amerykańsko-europejsko-rosyjsko-japońsko-chiński majdan zostanie podpalony przez Azję Środkową, mierzoną równoleżnikowo od Ujgurii po wschodnią Arabię, zaś południkowo od poziomu mórz Azowskiego, Kaspijskiego i Aralskiego po morskie wody między Płw. Dekan i Płw. Arabskim. Najbardziej zapalne punkty tego terenu to Jammu & Kashmir, Afganistan, Kurdystan, a takie państwa jak Pakistan czy Iran nie mają nic przeciwko temu.

 

Kto ma słabszą wyobraźnię to podpowiadam: jakże różniące się od siebie polskie województwa „obwarzanka granicznego” zawsze będą miały wspólny interes w tym, żeby województwa „wewnętrzne” (Mazowieckie, Kieleckie, Łódzkie, Kujawsko-Pomorskie, Wielkopolskie) były spokojne i stabilne: gdyby wewnątrz Polski istniał zapalny tygiel, „obwarzanek” utraciłby co najmniej połowę szans rozwoju, skupiony na ochronie przed wybuchem pośrodku.

 

Miedwiediew dobrze kombinuje: Europa, Chiny, Indie, Arabia i może jeszczeTurcja stanowią „obwarzanek” zróżnicowany, ale zjednoczony wspólnym interesem. No, zjednoczony – to mocno powiedziane.

 

Jeśli przyjrzeć się dyplomacji rosyjskiej w tej optyce – to ma ona sens. Oczywiście, my związani z Wisłą i Odrą oraz Orłem Białym patrzymy na to poprzez Katyń, Rurociąg Bałtycki, re-sowietyzującą się Ukrainę, kapitulację rafinerii w Możejkach, dramaty czeczeńskie i gruzińskie. Szkoda gadać. Z pieśnią na ustach będziemy oglądać zatrzaskujące się przed nami drzwi Historii.

 

Miedwiediew mówi, a słuchawki sączą do międzynarodowych uszu: jeśli nie zbudujemy Europejskiego Domu opartego na wspólnych wartościach i interesach – to długo jeszcze nie będziemy mieli spokoju. Ja w takim domu nie chcę mieszkać – powiada Prezydent, mówiąc o domu od Czukotki i Władywostoku po Islandię i Portugalię. Mam nadzieję, że wy też nie chcecie – zwraca się do zebranych. Jeśli zaś będą problemy w Europie (z Rosją integralnie włączoną – JH) – to będą i na świecie.

 

No, i co, można mu odmówić racji?

 

Tyle że, o ile znam realia, europejskie głowy opatrzone w słuchawki nie tyle zastanawiają się nad sensem słów Gospodina Dmitrija (ten sens jest oczywisty), ile kombinują: czy Putin już wie o tym, co on do nas mówi, czy dopiero się dowie z telewizji? Bo Putin, człowiek „starego porządku” mimo stosunkowo młodego wieku, jest przemożnym cieniem Miedwiediewa.

 

I nikt nie wie, co to za cień: jasny i ciepły, jak anioł stróż, czy chłodny i ponury, jak zmora.

 

 

Kontakty

Publications

dom dla niedźwiedzia

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz