Wina Tuska?

2012-09-02 18:34

Wojciech Młynarski, jeden z tych, którzy popełniają wciąż grzech postponowania współrodaków widzących i ogłaszających wady systemu-ustroju łaskawie panującego u nas, nie dowierzających dobrodziejstwom Transformacji i Modernizacji – raczył ośmieszyć tytułowe sformułowanie, choć niewątpliwie poprze koncept, że w „niektórych okresach” (rządy Marcinkiewicza, Belki, Millera, Kaczyńskiego, Oleksego, Olszewskiego) – możnaby mówić o owej symbolicznej „winie”. Jego utwór (ładne słowo: „utwór”) przeleciał niegdyś przez media – i zdechł.

 

Słusznie popadł w zapomnienie, podobnie jak swoista replika w postaci wierszyka „Ułamała skrzydło brzózka” (zakończona genialnie: Czy to mania jest przeklęta? Nie, to stan inteligenta: choćby cały kraj  się us...ł − wszystkich wina, lecz nie Tuska!).

 

Na tytułowe pytanie odpowiadam „tak” i rozciągam tę odpowiedzialność na wszystkie ekipy mające wpływ na kształtowanie systemu-ustroju: skoro Rząd i Parlament (i kto tam jeszcze zapragnie) reguluje jakąś dziedzinę – bierze odpowiedzialność za jej funkcjonowanie, również za to, że ktoś o złej woli wykorzystuje regulacje w złej wierze. Tym bardziej, jeśli niektóre regulacje idą celowo (choć skrycie) w kierunku umożliwienia przekrętu, bezeceństwa, itd. Brak regulacji usprawiedliwia postawę „to nie ja, to złoczyńcy”, choć nie zwalnia z obowiązku ostrzegania Ludności o niebezpieczeństwach na nią czyhających.

 

Sam fakt wtrącania się „władzy” w jakąś dziedzinę czyni ją odpowiedzialną za stan tej dziedziny. Oczywiście, nie twierdzę, że „władza” nie powinna nic regulować, choć może właśnie wtedy okazałoby się, że „władza” nikomu nie jest potrzebna? Kiedy jednak już rządzący podejmują się regulacji – nie mogą uciekać od jej skutków (głównych i ubocznych) i nie mogą zwalać odpowiedzialności na „złych ludzi”. Podam krańcowy przykład: jeśli poprzez podatki, ochronę zdrowia, edukację, prawo pracy, prawo lokatorskie,  zabezpieczenie socjalne, PIT, itd., itp., „władza” reguluje w istotnym stopniu funkcjonowanie gospodarstw domowych i rodzin – odpowiada w dużej mierze za ich ewentualne niepowodzenia! Brzmi to okropnie, ale spróbujcie uzasadnić pogląd przeciwny, czyli „mogę ci mieszać w kotłach do woli, ale za smak potraw odpowiadasz wyłącznie ty, kucharzu, bo mamy demokrację, wolność i swobody”.

 

Jedną z najbardziej bezczelnych regulacji jest wprowadzenie do systemu-ustroju kategorii „odpowiedzialność polityczna”. Znaczy: za to samo, za co ja będę ciągany po urzędach i sądach – poseł czy minister musi co najwyżej zgrabnie odszczekać się dziennikarzom, bo kiedy jego mocodawcy i on sam zechcą – będzie wybrany ponownie, niezależnie od tego, ile bezeceństw popełni jako „wybraniec”.

 

Kiedy ktoś obejmuje ważną funkcję-stanowisko w Państwie lub administracji terenowej (zwanej samorządową), to korzysta z domniemania (podkreślmy – korzysta), że jest na swoją funkcję-stanowisko przygotowany najlepiej, uwzględniając kwalifikacje (fachowość), zdolności menedżerskie, zaufanie środowiska operującego tą branżą oraz przełożonych-mocodawców. Te cztery kryteria „najlepszości” wsparte sa poza tym legitymizującymi procedurami, takimi jak wybory (powszechne albo konwentykle) , nominacje, certyfikacje, konkursy, przetargi, itd., itp.

 

Nota bene: kto się dokładnie wczyta w tekst Młynarskiego – zauważy, że wymienione tam plagi, ironicznie przypisywane Tuskowi – są rzeczywiście, faktycznie przedmiotem regulacji rządowo-parlamentarnych, więc mowa o „winie Tuska” nie jest taka bezsensowna.

 

Domniemanie „najlepszości” ludzi powoływanych do ról wiodących w życiu publicznym, jest więc uzasadnione, zwłaszcza jeśli wcześniej wiele zrobiono, by ludzie szarzy, niewiele odrastający od nizin, nie piastujący żadnych obowiązków, mieli niewielkie rozeznanie w grach i zabawach „władzy”. I kiedy zdarza się, że ktoś taki popełnia błędy, albo wprost czyni szkodę – to on i jego mocodawcy stoją pod pręgierzem winy, można powiedzieć – podwójnej. Pierwszy wymiar tej winy jest dosłowny: obiecał albo dawał do zrozumienia, wytworzył oczekiwania – i zawiódł. Drugi jest poważniejszy: ktoś inny, kto nie zawiódłby może, mimo to nie objął tej funkcji-stanowiska, którą tamten „blokował”. I w ten sposób, mimo „grzechu”, ten ktoś, winowajca, ma lepsze CV niż ten, kogo on „blokował”. I w kolejnym konkursie wygra ten „z lepszym CV”, co jest już paranoją.

 

Myśl te rozwinę pierwszego dnia jesieni 2012. Idzie nieuchronnie czas, kiedy z takich i podobnych myśli „władza” przestanie się śmiać.

 

PS: nie jestem w zmowie, nie jestem zsynchronizowany z liderami partii opozycyjnych. Myślę w ten sposób od dawna, co najmniej od kilkunastu lat, kiedy to na imieninach obecnego posła zgłosiłem postulat uruchomienia Ruchu na rzecz Pokrzywdzonych. A do tego w roku 1989, na wielkiej dyspucie w Auli Spadochronowej SGPiS (dziś SGH) wygłosiłem przy tysiącach świadków pogląd, że dyrektorzy zjednoczeń i przedsiębiorstw, którzy obejmują swoje dyrektorskie funkcje (wraz z apanażami i przywilejami oraz uprawnieniami), a potem, kiedy „nic nie idzie”, przywołują na usprawiedliwienie tzw. „trudności obiektywne” – są albo niekompetentnymi cymbałami niewartymi swoich „stołków”, albo są zwykłymi złodziejami, łasymi na korzyści, choć wiedzą, że na owe korzyści nie zapracują.

 

I tego poglądu wciąż się trzymam!