Wiki

2013-12-29 06:22

 

Nazywam ten portal pieszczotliwie Pedia. Mam niezłomną zasadę – stosowaną zawsze, bez wyjątku – że porównuję notki o tym samym tytule zapisane w różnych językach. Zapewniam, że bywają notki, które po polsku mieszczą się w kilku zdaniach, a w innych językach są rozprawkami o dużej objętości. Jest niepisaną zasadą, że hasło „Wisła” będzie po polsku dość rozbudowane, a po hiszpańsku mniej, a po chińsku zupełnie marginalnie – chyba że ten sam autor przenosi tekst na różne języki. Dla mnie podróżowanie przez różnojęzyczne zapisy jest porównywaniem sposobów podejścia do tematu, właściwych każdej kulturze.

Jest jeszcze jeden ważny powód: Pedia jest ofiarą polityki i z tego powodu w niektórych krajach hasła są eliminowane lub „cięte”, ale bywa też, że pojęciom nadaje się rozmaite znaczenia, których w rzeczywistości nie mają, przynajmniej w zamyśle autora wprowadzającego pojęcie do obrotu pedialnego. Cięciom oraz przeinaczeniom poddawane są konkretne nazwiska, zdarzenia i społeczności-wspólnoty-stowarzyszenia. Również w Polsce.

W każdym kraju funkcjonuje grupa tzw. wikipedystów, która w założeniu ustanowiona została po to, by eliminować z Pedii treści nieaktualne, nieprawdziwe lub nielegalne. Powinno się to robić w porozumieniu z autorem notki, choćby po to, by wyjaśnić ewentualne nieporozumienia, ale to rzadkość. W tym sensie wikipedyści okazują się grupą cenzorską uzurpującą sobie prawa redaktorskie[1].

Nie mnie proponować rozwiązania przełamujące te bolączki (a jest ich coraz więcej). Dzisiejsze rozwiązania (np. wstawki typu „wymaga uzupełnienia”, „potrzebne źródło”) nie rozwiązują sprawy. W dobie kolorowych monitorów wystarczyłoby przecież tekst lub jego fragment zakreślić kolorowym tłem albo ramką – i sprawa jasna, zwłaszcza dla tych, którzy kopiują notki do swoich wypracowań, dysertacji, prac zaliczeniowych, licencjackich, magisterskich, inżynierskich, doktorskich. Mogę sobie wyobrazić zakreślenie „na żółto” z adnotacją na dole (legendą, przypisem), że żółty kolor oznacza dyskusyjność zakreślonych treści. Czerwony kolor mógłby oznaczać ostrzeżenie o nieaktualności, nieprawdziwości lub nielegalności, a dopiero po 3-ch tygodniach braku reakcji autora kwestionowany fragment byłby „zawieszany” (ukrywany) z adnotacją o tym w dolnej legendzie. Kolor niebieski mógłby oznaczać, że notka ma identyczną treść w każdym z języków ONZ-towskich, a kolor zielony mógłby oznaczać, że temat jest znany wyłącznie w tym konkretnym języku.

Korzystanie z Pedii jest niewątpliwie obciachem, ale tylko wtedy, kiedy je przedrukowujemy bezmyślnie. Nie wystarczy przecież przepisać z drzwi toalety, że „Magda jest ruda”. W czasach przed-internetowych miałem zwyczaj dociekania, kim jest autor artykułu prasowego, na który zwróciłem uwagę, albo książki. Ta swoista lustracja pozwalała mi lepiej zrozumieć treści i nabierać do nich właściwego dystansu.

Jako człowiek, który „pisze książki” o zacięciu naukowo-publicystycznym (wprowadziłem około 400 pojęć oryginalnych, nadając im swoistą treść), ale działa w obszarze tzw. „szarej literatury”[2],   mam w sobie pragnienie dodatkowe, by powstał portal publikujący artykuły i książki, z podziałem zasadniczym na te „z recenzjami” i te „bez recenzji”, ale też z podziałem na poziom zaawansowania oraz na dziedziny wiedzy. Dziś z poszukiwaniami radzę sobie w ten sposób, że – poza „googlarką” – śledzę działy naukowo-wydawnicze około 300 uczelni świata (spokojnie, nie co dzień, tylko wtedy, kiedy mam potrzebę porównania „swojego” z „cudzym”). To jest jednak uciążliwe i niepewne. Z drugiej strony, nawet gdybym dostawał „newslettera” ze 100 najpoważniejszych redakcji (typu „Nature” albo „Science”)[3], moja pewność, że mam wystarczającą orientację w swojej dziedzinie, byłaby ograniczona[4]. Dlatego postulowany przeze mnie portal mógłby zawierać bibliografie rozmaite (katalogi biblioteczne).

Warto tu dać ostrzeżenie: jest zasada prawna, że nieznajomość prawa nie zwalnia od odpowiedzialności za jego złamanie. Ale jest oczywiste, że nawet specjalista jakiejś konkretnej dziedziny prawa nie zna tej dziedziny we wszystkich szczegółach, co dopiero mówić o szaraku z ulicy. Podobnie z wiedzą naukowo-publicystyczną i osiągnięciami na tym polu: właściwie każda notka pretendująca do roli „oświatowej” powinna być opatrzona przez autora zapisem typu „wedle mojej orientacji”. Myślę, że kiedy powstanie prawdziwie Wolny Uniwersytet, w którym certyfikaty zdobywać się będzie na podstawie udowodnionej erudycji i oryginalności własnych opracowań, zniknie problem plagiatów, praw autorskich i podobnych zachcianek cenzorskich.

Po tych uwagach mogę już wyrazić swój pogląd na Pedię jako źródło „informacji zaawansowanej”: jeśli cenzorska rakowina będzie ją przeżerać tak jak to ma miejsce obecnie – cała Pedia zdechnie jak każdy dorobek sterowany pod kątem tu-teraz użytkowości. Znam profesorów, swoje początki naukowe dokumentujących pracami, w których wstawiali obowiązujące wtedy odniesienia do światłej myśli Stalina i klasyków myśli marksistowsko-rewolucyjnej. Nie obciążam ich anatemą, o ile – osiągnąwszy odpowiedni pułap formalny – używali już potem wyłącznie mózgu i lektur. Ale przynajmniej niektórzy poprzestali na tym, co osiągnęli wcześniej, potem już tylko dyskontowali swoje tytuły. Cóż: w takim wypadku nie widzę różnicy między rozmową z takim „uczonym” a bezmyślnym i bezkrytycznym zaglądaniem do okastrowanej przez wikipedystów ciężarówki z hasłami.

 



[1] Francuskie słowo „Clique” oznacza pod-grupę, wewnątrz której odbywają się ponadprzeciętnie częste kontakty i której członkowie (niekoniecznie formalni) postawieni przed wyborem zawsze dokonują wskazań tylko wewnątrz pod-grupy i w jej interesie, umówionym lub domyślnym. Pojęcie to jest również używane w Teorii Grafów (klika - w matematycznej teorii grafów jest to podgraf, w którym każde dwa wierzchołki są połączone krawędzią);

[2] Szara literatura (ang. grey literature, niem. graue Literatur, fr. litterature grise) – termin używany przez środowiska naukowe, bibliotekarzy (zwłaszcza w krajach anglosaskich) określający publikacje, które trudno jest znaleźć normalnymi kanałami takimi jak biblioteki. Często określa się tym terminem publikacje, które nie były recenzowane przez niezależnych recenzentów. Szarą literaturą są też publikacje wydawane w mało znanym wydawnictwie lub opublikowane w języku, który nie jest powszechnie używany do wymiany informacji na świecie w danej dziedzinie. Przykładem szarej literatury są wszelkiego rodzaju raporty techniczne, preprinty, nieopublikowane dysertacje magisterskie i doktorskie. Szarą literaturą są też nierecenzowane publikacje (rozdziały) w wydawnictwach encyklopedycznych. Szarą literaturą jest wiele czasopism naukowych publikujących bez należytego dozoru edytorskiego czy niezależnych recenzentów;

[3] Za Pedią: Współcześnie szacuje się, że na świecie jest wydawanych ponad 54 tys. czasopism naukowych, w których pojawia się ponad milion artykułów rocznie. Pierwszym wydawanym w Europie czasopismem naukowym był „Journal des sçavans” zajmujące się literaturą. Powstało w 1665, jego redaktorem był Paryżanin Denis de Sallo, Sieur de la Coudraye (nie ma on polskojęzycznej notki w Pedii);

[4] Średnia "odrzutu" dla czasopism zarejestrowanych w Instytucie Filadelfijskim (Institute of Scientific Information, to komercyjna instytucja naukowa, będąca częścią Thomson Reuters Corporation, z siedzibą w Filadelfii, która zajmuje się gromadzeniem, przetwarzaniem i udostępnianiem różnego rodzaju naukowych baz danych tworzonych na podstawie ogólnodostępnych danych, takich jak czasopisma naukowe, książki, patenty i wydawnictwa konferencyjne) waha się wokół liczby 2, co oznacza, że przeciętnie jedna na dwie nadesłane publikacje jest przyjmowana do druku;