Wieści z podium. Wyrafinowane barbarzyństwo Europy - a Chiny

2020-05-30 10:06

 

Ktoś ostatnio znów ogłasza, że Chiny są trzecim potencjałem militarnym na Błękitnej Planecie. Może nawet w całym Układzie Słonecznym. Bo mają rozmaite zabawki, w których nie ustępują (zbytnio) największym łobuzom Świata i Historii.

To ja się wypowiem, można…? Z pozycji niezaangażowanego konsumenta informacji podręcznikowych, bo to mnie uratuje przed krytyką pasjonatów rozmaitych wojen.

Zacznę od potocznej wiedzy na temat łobuzowania. Zbrodniczość poszczególnych państw, nacji czy kultur można mierzyć liczbą spowodowanych ofiar albo brakiem poszanowania dla innych (ludzi, nacji, państw, dorobku). Jako amator, nie znający szczegółów, w obu przypadkach, stawiam na żywioły dotknięte jedną z takich słabości, jak:

  1. Pasjonarność koczownicza, która „pragnie” stabilizacji pojmowanej jako upaństwowienie;
  2. Eksplozja demograficzna przy jednoczesnym ograniczeniu własnego matecznika;
  3. Trauma ekonomiczna, np. związana z bolesnymi doświadczeniami klimatycznymi;
  4. Szaleńcza misja przywódców ponad odwieczną „regularność cywilizacyjną”;

Za każdym razem agresywność i nieopamiętanie „bohaterów” (żywiołów skłonnych do wypraw i przedsięwzięć zbrodniczych) znajduje „coś na sztandary i proporce” (uzasadnienie religijne albo pan-humanistyczne) oraz „ultima ratio populi” (najwyższą rację powszechną), taką „ludową oczywistość”, dla której sami sobie wybaczamy najwięcej.

Te niejasne z pozoru „wersety” opatrzę przykładem północnych żywiołów europejskich. Siejące niegdyś grozę ludy stepowe (mongolsko-tatarsko-tureckie), wojenna pomysłowość mieszkańców wysp japońskich, wyprawy Aleksandra, Rzymian, Napoleona czy wcześniej Skandynawów – można uznać za mało znaczące epizody okrucieństwa, jeśli zważyć wielowiekową konsekwencję anglosaską. Bo im wyższy poziom tygla kulturowego ukorzenionego w wynalazczości technicznej – tym bardziej bezwzględne i niszczycielskie ich reprezentacje państwowe. Uderza przy tym rażąca rozbieżność ideologii niemieckiej, brytyjskiej czy potem amerykańskiej i prostackiego barbarzyństwa tych „ośrodków globalnego postępu”.

Nie masz takiej ani w przypadku Galii, ani w przypadku Iberii, ani nawet Rusi. Wiem, to wymaga uzasadnienia. Ja je w sobie mam, a książek już chyba w tej sprawie nie napiszę, więc rzucam tę myśl pod swobodną dyskusję. Powtórzę: niezaprzeczalnie wysoki poziom kultury duchowej w sprzeczności z pustackim barbarzyństwem. A tym, którzy mi będą coś wspominali o Rosji… - przypomnę, że w tym przypadku koniunkcja kultury duchowej i barbarzyństwa „spełniła się” od czasów Piotra zwanego Wielkim, importera tej formuły z północnej Europy…

Najpierw zacytuję człowieka znanego w Polsce z kontrowersyjnych wyborów polityczno-estetycznych. Znaczy: dla niego nie ma w tym nic kontrowersyjnego, ale tak się przyjęło. Otóż on, Andrzej Zybertowicz, powtarza jako jedną ze swoich mantr takie słowa: PRAWDA ZWYCIĘŻA NIE BEZ ORĘŻA. Miałem w młodości okazje obserwować z bliska, jak takie mantry u niego dojrzewają. Dlatego nie sądzę, by on w tych słowach namawiał do zbrojeń jakichkolwiek, tylko po prostu ostrzega, że lekkoduszne egzaltacje są płoche i wiotkie.

Powrócę do wieści o chińskich zbrojeniach, bo to one – te wieści – mnie zdumiewają.

Chiny są w moich oczach mistrzem defensywy, ale nawet nie to wyznacza ich rację naczelną. Oni uparli się, że ich pragnieniem są Umiar i Harmonia. Wiem, wiem, totalitaryzm, zbrodnie, láogǎi, (chiński gułag), antyekologiczne giga-inwestycje. Ale przecież tak ma każde mocarstwo, szczególnie te północno-europejskie. Co do jednego. Tyle że np. Chińczycy oferują dziś światu „spółdzielnię inwestycyjną”, Rosjanie bolszewicki carat, a Amerykanie – łupieskie porządki od głębi oceanów po daleki Kosmos. Kogo byś, Wyborco Globalny, wybrał, wiedząc że każdy z nich to i tak jawna szelma?

Aby osiągnąć swoje – Chiny zachowują się jak żółw-zawalidroga na autostradzie. Zamulają ruch. To jest ich sposób na defensywę. A nie wyścig zbrojeń. Ileż to razy pisałem, że wojna amerykańsko-chińska trwa od lat na dobre, nie zaś w półsłówkach. Ostatnio Amerykanom puszczają nerwy, stąd się dzieją rozmaite „nagłe historie”, jak ta panikodemia (piszę zbiór opowiadań, zobaczycie, he-he).

Może jeden z drugim amerykanolub żyje kolejnymi wygranymi w sprintach, made in USA. A Chińczycy z dobrotliwym, drażniącym zdyszanych „pośpieszników” uśmiechem zapraszają na wycieczkę po Przyszłej Historii. Bo tę Byłą Historię mają bezsprzecznie po swojej stronie. O kilka długości co najmniej, chyba że po sąsiedzku Indie, deklarujące współ-grę, doświadczone anglosaską kolonizacją. Kto się im, Chino-Indusom oprze? Nie muszą się ścigać, jak pierwsi lepsi amatorzy, wyrywni i głupio pyszałkowaci.

Aha, oczywiście że Chiny są potęgą: zanim Amerykanie powołali Space Force – oni już mają na każdą superfortecę amerykańską kilka sposobów teleinformatycznych, unieruchamiających te cuda techniki, zamieniających je w lśniący nowością samo-złom. Nie wierzycie? Niebawem zobaczycie.

 

*             *             *

Podsumujmy te luźne uwagi (nie zamierzałem pisać „regularnej-uporządkowanej” notki): skażeni północno-europejską optyką i jednocześnie świadomi własnej bezradności – starają się niektórzy „zachodni” koniecznie wpasować Chiny w jakąś „myślową” konwencję wyścigu zbrojeń.  Ja zaś zauważam, że na kilku frontach (doświadczenie kultury, gospodarki, państwowości) Chiny od tysiąclecia są „ponad” wszystko, co wymyślono i wypracowano gdziekolwiek indziej, i tylko wtedy, kiedy trzeba – jakiś procent swojego potencjału zamieniają w moc pancerno-niszczącą, żeby jakiemuś rzezimieszkowi nie dać pola do popisu. Nie taka moc ich (Chińczyków) interesuje