We własne wnyki (jak odfruwa sprawiedliwość – cd.)

2011-11-29 16:48

 

Państwo o pięknej nazwie Rzeczpospolita Polska nie jest przyjacielem Ludu, nie należy do „pospólstwa”, tylko jest zawłaszczone przez „swojaków”, mających w pogardzie „szaraków”.

 

Ale pogarda jest tym, co ma dwa końce.

 

Rano teoryzowałem TUTAJ.

 

Opiszę jeden z konkretów.

 

W kodeksie postępowania w sprawach wykroczeń (kpw) jest „kultowy” dla policjantów, strażników miejskich, strażaków, komorników, windykatorów artykuł 58. Mówi on o tym, że jeśli wina delikwenta nie budzi wątpliwości, to za jego zgodą można sprawę wysłać do Sądu w formie „wniosku o ukaranie”, aby tam na posiedzeniu bez udziału obwinionego przyłożyć mu grzywnę, ograniczenie wolności, a nawet areszt.

 

Z tego artykułu korzysta np. każdy policjant drogowy: jeśli pan nie przyjmuje mandatu, sprawa zostanie skierowana do sądu. Kierowca to rozumie i właściwie się zgadza na sąd.

 

Potem tryb jest taki, że sąd przyklepuje jakąś karę (bo całość jest tak skonstruowana jak dobrowolne poddanie się karze), a ewentualnie ukarany może wnieść sprzeciw i wtedy dopiero uruchamiana jest rozprawa „pełnowymiarowa”, czyli z udziałem obwinionego, z koniecznością dowiedzenia winy.

 

Zgrabnie? Wyjaśniam.

 

Artykuł ten jest nagminnie nadużywany przy wszelkiej różnicy zdań między Władzą a Obywatelem. Nadużycie polega na tym, że we „wniosku o ukaranie” Policja powołuje się na dwie ważne okoliczności (zgoda obwinionego oraz brak wątpliwości co do jego winy), zatem nie wolno takiego wniosku kierować przy każdym konflikcie, a zwłaszcza wtedy, kiedy delikwent przedstawia odmienne racje od policjanta, urzędnika, strażaka, strażnika! Mimo to takie wnioski są automatycznie kierowane do sądów, a te „z automatu” klepią kary, nie zadawszy sobie trudu by sprawdzić, czy delikwent faktycznie godził się na taką drogę.

 

Jeszcze śmieszniej wygląda samo przygotowywanie takiego wniosku na Policji. Miałem kiedyś scysję ze strażakiem, pożarnikiem. Przybyła Policja. Nie zaproponowano mi mandatu (bo i za co), tylko na odchodnem zapowiedziano, że będzie z tego sprawa sądowa. Czując pismo nosem złożyłem skargę na komendzie Policji, a jednocześnie doniosłem do Prokuratury, opisując zdarzenie.

 

Po jakimś czasie zostałem wezwany na Policję jako „sprawca” (sic! Tak nie wolno!) i przesłuchany w sprawie wniesionej na prośbę strażaka. Interweniujący wtedy policjant napisał wymaganą w takich razach (są paragrafy) Notatkę Urzędową. Pani policjantka mnie przesłuchała, usłyszała ode mnie wersję zdarzeń przeciwstawną do strażacko-policjanckiej (w tym: obalałem twierdzenia tamtych panów), dowiedziała się, że wniosłem skargę na Policję i doniesienie do Prokuratury.

 

Stan faktyczny zatem był taki, że moja wina nie była niewątpliwa właśnie dlatego, że miałem przeciwstawną wersję i prowadzone były dwa dochodzenia przeciwstawne do tego, w którym mnie przesłuchiwano. W takich sytuacjach „wniosku o ukaranie” nie wolno składać (na to też są paragrafy), ale jeśli strażak nadal uważał, że trzeba mnie ukarać – miał prawo pomaszerować do sądu przeciw mnie, tyle że musiałby już się gimnastykować umysłowo, przedstawić dowody.

 

Więcej: w pouczeniu, jakie każdy dostaje przed przesłuchaniem, znajduje się aż 11 praw przesłuchiwanego, w tym takie, że mogę wnieść do sądu prośbę o „samo-ukaranie”. Ale nie ma tam czegoś takiego, że mam prawo wyrazić zgodę na to, aby Policja wystąpiła do Sądu z „wnioskiem o ukaranie”.

 

Na koniec: „wniosek o ukaranie” to w zasadzie druk, zawierający rozmaite rubryki. Rutyna. W rubryce „jak go ukarać” musi być coś napisane (jakaś grzywna, jakieś ograniczenie wolności, jakiś areszt). W moim przypadku nic tu nie napisano. Czyli sąd ma sobie sam wymyśleć. Nic też nie napisano o konkretnym moim wykroczeniu, choć podano „paragraf”, z którego trzeba mnie ukarać. W sumie wniosek brzmiał tautologicznie: „proszę go jakoś ukarać za nieposłuszeństwo, bo był nieposłuszny”. Tymczasem konkretne przepisy wymagają, by opisać „czyn” będący podstawą „wniosku o ukaranie”.

 

Podsumujmy: od początku miałem zdanie przeciwstawne zdaniu policjanta i strażaka, uruchomiłem dwa przeciwstawne postępowania – a jednak Policja twierdzi we wniosku, jakoby „wyraziłem zgodę” na to, że wobec niewątpliwej mojej winy Policja może wnioskować do Sądu o ukaranie mnie, i to „in blanco”, czyli godzę się na każdą karę, jaka sąd mi zawinszuje!

 

Absurd? Absurd!

 

Ani Policja nie miała prawa złożyć takiego wniosku, ani Sąd nie miał prawa go rozpatrywać bez uzupełnienia.

 

Czytelniku: tak rutynowych, za to bezprawnych wniosków policyjnych mamy dziennie tysiące! Każdy z nich jest z mocy prawa nieważny. Policja sporządzając i wysyłając takie wnioski łamie prawo w konkretnych paragrafach! Sądy dające po takich wnioskach w trybie nakazowym zaoczne kary (głównie kilkusetzłotowe, czasem większe) – łamią prawo poprzez zaniedbanie sprawdzenia poprawności formalnej wniosku! Ich wyroki są nieważne z mocy prawa!

 

Oczywiście, trzeba wnieść sprzeciw, sprawa zaczyna się od początku, ale niech każdy ma świadomość, że korzystając z naszego braku rozeznania policjanci z własnej inicjatywy lub z inicjatywy kontrolerów, windykatorów, komorników, strażników, strażaków i rozmaitych innych służb sięgają bo narzędzie „wniosku o ukaranie” wiedząc, że są one „klepane z automatu”.

 

Panie w sekretariacie sądu dziwiły się mojemu wzburzeniu: o co panu chodzi, ma pan prawo wnieść sprzeciw! Nie rozumieją, że prawo wniesienia sprzeciwu jest żadnym prawem. Ktoś mnie bezpodstawnie uderza paragrafami i nazywa prawem to, że mogę się sprzeciwić? To tak, jakby rozbójnik dał mi prawo zasłonięcia się ręką przed jego bejsbolowym ciosem! Łaskawcy!

 

Oczywiście, pisze się o tym krótko, ale cała zabawa trwa miesiącami, czasem dłużej. To jest też przewaga „wymiaru”: oni to robią w ramach swojej pracy, a my musimy w tej sprawie prosić pracodawcę i rodzinę, by nam pozwolili na żmudną, irytującą, frustrującą, wykańczającą moralnie, czasem kosztowną zabawę w udowadnianie niewinności.

 

W demokratycznym państwie prawnym.