Wallenrodowie, publicznościowie, buldożernicy i petenci

2013-09-30 08:19

 

Pełny tytuł winien zawierać epitety i brzmieć: PROSTODUSZNI wallenrodowie, OGŁUPIALI publicznościowie, SZALENI buldożernicy i POKORNI petenci.

Przyrasta lawinowo liczba (masa?) tych, którym nie podoba się zaprowadzony w Polsce system-ustrój. Wczoraj miałem okazję uczestniczyć w kolejnej odsłonie polskiego Ruchu Oburzonych. I mam pewność, że nawet jeśli – jak to u nas – będzie on się „rysował szramiście” i „tyglił przedpożarowo”, to wart jest obecności.

Ruch Oburzonych to umowne określenie dla międzynarodowej społeczności, kontestującej obecną politykę walki z światowym kryzysem odbywającą się kosztem społecznym – czytamy na FB. W moim przekonaniu chodzi nie tylko o aspekt gospodarczo-kryzysowy.

Spędziwszy kilka godzin w otoczeniu ludzi, wyłuszczających swoje porachunki z Państwem, wspomniałem sobie Andrzeja Filipiaka, który 13 czerwca dał wyraz swojej beznadziei, podpalając się przed Kancelarią Premiera. Miałem ze sobą kopię tablicy foliowej, którą w tamtym miejscu umieściliśmy 14 września (uchowała się przez 2 doby, po czym została „zniknięta”) – ale odstąpiłem od zamiaru epatowania nią zebranych.

Utwierdziłem się w przekonaniu, że moja ogólniejsza refleksja „porządkująca” ową „masę oburzonych” ma sens. Dzień wcześniej, w sobotę, uczestniczyłem wirtualnie (ech, czego to nie potrafi teleinformatyka!) w spotkaniu innej grupy oburzonych, którym klarowałem z ekranu, że są trzy, a może nawet cztery grupy niezadowoleńców:

PROSTODUSZNI Wallenrodowie, czyli tacy, którzy powiadają: wniknę w to zło, będę udawał współ-złoczyńcę, aż urosnę pośród zła na kogoś ważnego, i wtedy nagle ujawnię swoje dobre intencje, pociągnę część zła ku dobremu. Taka postawa poraża naiwnością: już dawno w akademiku tłumaczyłem komuś ważniejszemu ode mnie (wciągającemu mnie w zło), że powinien dać mi gwarancję, iż apanaże i tantiemy oraz inne korzyści z bycia złym nie przewrócą mi we łbie i nie wciągną na tyle, że po drodze zrezygnuję z wcześniejszych planów pokonania tego fajnego zła niepewnym dobrem. Poza prostodusznymi – są też tacy Wallenrodowie, którzy odkrywają to w sobie, kiedy na pokładzie Władzy robi się nerwowo i silnieje racja oddolna: ja tam tylko udawałem, że jestem z nimi, a cały czas byłem z wami – powiadają.

OGŁUPIALI publicznościowie, czyli tacy, którzy uprawiają politykę medialno-kolejkową: przejrzeli na wskroś każdego polityka, znają na wylot wszelkie sprawki Władzuchny, mają też swoje na ten temat zdanie, z którym się zgadzają, i głoszą je każdemu, kto chce i nie chce ich wysłuchać. W rzeczywistości są echem pasztetu, serwowanego w postaci przekazu publicznego, ich radary wychwytują informacje spreparowane do postaci niezbędnej w komercjalnych przekaziorach, wpluwanej w internety, sączonej w miejscach, gdzie jeszcze spotyka się pani z panią, sąsiad z sąsiadem, koleżkowie z koleżankami, kibice z manifestantami, uczestnicy z obserwatorami. Nawet jeśli owo serwowanie, wpluwanie czy sączenie nie miało podtekstu, czyli byłoby spontaniczno-przypadkowe – to i tak tego rodzaju przekaz jest obywatelsko obezwładniający, wyłącza własną kreatywność.

SZALENI buldożernicy, czyli tacy, którzy maszerują, blokują, strajkują, używając zaśpiewu „krew naszą długo leją katy, nadejdzie jednak dzień zapłaty”, a inni znów „a na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści”. Głoszą pogląd, że nie da się inaczej zaprowadzić sprawiedliwego, pożądanego ładu, jak tylko poprzez zburzenie starego. Rychtują zatem taczki, inni koktajle mołotowa, maluja transparenty, skrzykują się na buntownicze flash-moby, wymyślają coraz bardziej radykalne zawołania. Albo knują po kątach, zastanawiając się jak dopiec Władzuchnie. Kiedy ochłoną i dojrzeją – umyśliwują warianty alternatywne, budują sposoby na „państwo równoległe”, zastanawiają się, jak obejść zastane struktury polityczne, jarzma ekonomiczne, kalki kulturowe. Tu mam na myśli przede wszystkim „kukizowców”, przeżywających właśnie okres poszukiwań właściwej formuły przekazu, samoorganizacji.

POKORNI petenci, czyli tacy, którzy również maszerują, blokują, strajkują, skrzykują się na buntownicze flash-moby, wymyślają coraz bardziej radykalne zawołania. Oni jednak zdają się Władzuchnie mówić: „posuń no się trochę, stara, nam się też trochę należy”. Wysyłają do Władzy petycje, żądają konkretnych ruchów (gdy usuniecie ministra – wrócimy do Komisji Trójstronnej). Na transparentach wypisują postulaty, które niezależnie od formy wyrażają takie oto przesłanie „My, zebrani albo maszerujący, uprzejmie albo nieuprzejmie prosimy, by nas i nasze potrzeby, a może też interesy tych, dla których się tu zebraliśmy, także uwzględniono w planach władzy, przypominamy też tejże władzy, że się trochę zagalopowała, że od czasu do czasu powinna pomyśleć nie tylko o >swoim<, ale też o >publicznym<” (w wersji dosadniejszej i wznioślejszej: o Ojczyźnie i Narodzie).

Wszystkiemu temu przyglądają się z rosnącą obawą PRZEZROCZYŚCI (https://publications.webnode.com/news/przezroczystość-limpid-citizen-perlucidum-civis/ albo: https://publications.webnode.com/news/struktura-polityczna/ ), czyli tacy, którzy może i nawet gotowi sa potakiwać, widzą słuszność oburzonych racji, ale powiadają: dobrze Franuś, obalaj, buntuj, krytykuj, knuj, ale nie tu, bo tylko kłopoty z tego będą, idź do wsi następnej, tam spokojniej jest. Przezroczyści robią wszystko, żeby być niezauważalnymi, by system-ustrój ich nie wychwycił, nie ostemplował, nie wnikał w szczegóły.

Kiedy PROSTODUSZNI wallenrodowie, OGŁUPIALI publicznościowie, SZALENI buldożernicy i POKORNI petenci zejdą się w jeden spójny żywioł, nastąpi – tymczasowo – Polityczne Przeniesienie Przezroczystości: oburzenie stanie się „normą”, a pragnienie spokoju za wszelką cenę stanie się „dekownictwem”, tak jak to było za Powstania czy za legendarnej Solidarności. I wtedy najważniejszym pytaniem dnia będzie: CO Z TEGO WYJDZIE, PANIE, PANOWIE? Czy zadęcie w złoty róg poskutkuje czymś wartościowym – czy jedynie obudzi przecherę balcerowiczowską?