W poszukiwaniu siły przewodniej

2011-06-25 16:52

Zakładam, że kierunek, w którym zmierzają rzeczywiste, skrywane za medialną mgłą procesy w Polsce, są nieprawidłowe: nie uzurpuję sobie racji w tej sprawie, wyrażam swój prywatny pogląd.

 

Zakładam też, że zbiorowa, a właściwie społeczna „intuicja polityczna” drzemiąca (niestety, zaledwie drzemiąca) w ludności zamieszkującej w Polsce, czeka tylko na moment właściwy, aby wyzwolić energię niezbędną dla odrzucenia jarzma tych procesów.

 

Zakładam, że nie wymarły jeszcze siły społeczne (choć niewidoczne są ich reprezentacje polityczne), które staną się podmiotem przyszłych przemian społecznych w Polsce, suwerenem nawy publicznej.

 

Na koniec zakładam, że siła policyjna (to nie pomyłka: policyjna) Unii Europejskiej jest jeszcze zbyt słaba, by powstrzymać przyszłe polskie przemiany.

 

A teraz wyjaśniam.

 

W Polsce mamy do czynienia – poza niewątpliwymi przemianami pozytywnymi, częściowo obiektywnymi, niezależnymi od działań Państwa i Nomenklatury – z procesem wielowątkowej degradacji społecznej, kulturowej, politycznej:

 

1.      Transformacja ustrojowa, oparta na szokowej terapii ekonomicznej, uznana za esencję polskich przemian, okazała się narzędziem politycznej i ekonomicznej deprywacji Ludności, odebrała szerokiemu społeczeństwu podmiotowość, odebrała suwerenny wpływ na procesy gospodarcze krajowe i lokalne oraz na funkcjonowanie Państwa;

2.      Pogłębia się dychotomia pomiędzy Państwem zagnieżdżonym w Nomenklaturze (Administracja, Infrastruktura, Finanse i Polityka), wspieranym przez janczarów i władyków Systemu, a „rzeszą pospolitą”, funkcjonującą na mocy naturalnej żywotności ekonomicznej: Państwo cynicznie wyzbywa się odpowiedzialności za Ludność i Kraj, jednocześnie uzurpując sobie prawo do arbitralnego definiowania swojego budżetu finansowanego z zasobów Ludności i Kraju;

3.      Nanomonopole (wszechobecne w codziennej rzeczywistości), mikromonopole (lokalne układziki, koterie, jaczejki, nepotyzm środowiskowy), monopole „klasyczne” (gospodarcze oligarchie, kamaryle polityczne) oraz fiksownictwo (stowarzyszenia, izby i inne „samorządy”  nacelowane nie na zagadnienia społeczne, ale na pozycjonowanie swoich środowisk na mapie politycznej) – wszystko to razem definiuje polityczno-gospodarczy Pentagram (zwany niekiedy Układem albo „stolikiem brydżowym”), oznaczający wzajemne przenikanie się interesów biznesu, polityków, służb państwowych, grup przestępczych oraz grup medialnych (udających dziennikarstwo, a realizujących projekty biznesowo-polityczne);

4.      Lukę między nieodpowiedzialnym, pasożytniczym i mega-neo-totalitarnym Państwem a Ludnością zapełniają Męty uprawiające Rwactwo Dojutrkowe, stanowiące siedlisko społecznego i ekonomicznego zła oraz patologii wszelkich, tym samym niejako „w imieniu”, a na pewno za przyzwoleniem Państwa ciemiężące Ludność i łupiące Kraj z ich rezerw, obezwładniające naturalną żywotność ekonomiczną;

5.      Postępuje wtórny analfabetyzm obywatelski, wspierana przez media utrata przez Ludność rozeznania w sprawach publicznych i gotowości zbiorowego, społecznego, wspólnotowego przeistaczania ich w lepsze, zanika nie tylko obywatelskość, ale też samorządność, a wraz z nią demokracja: narasta serwilizm wobec Władzy, klientyzm tym bardziej bolesny, że uprawiany przez „sektor obywatelski”, organizacji pozarządowych, a także przez reprezentantów wszelkiej, w tym gospodarczej przedsiębiorczości;

6.      Postępuje degradacja – traktowanej jak łowisko a nie jak obszar zwierzchniej odpowiedzialności i służebności – Nomenklatury: biurokratyzuje się Administracja, dekapitalizuje się Infrastruktura, ekaluje się drenażowa polityka Walorów (bankowość, ubezpieczenia, gwarancje, budżety, fundusze, fiskalizm, itp.), woluntaryzuje się Polityka („ruch” monopolistycznych i fiksowniczych układzików, koterii, kamaryl): wszystko działa tylko wtedy, kiedy wspierane jest dodatkowymi, nie zawsze oficjalnymi opłatami i świadczeniami lub kiedy jest wprost skomercjalizowane;

7.      Równolegle postępuje degradacja (oraz „elityzacja” takich obszarów publicznego dobra, jak edukacja, nauka, ochrona zdrowia, dostęp do dóbr kultury, bezpieczeństwo, ład publiczny, dostęp, służebność Organów, Urzędów, Agend, Urzędników, Funkcjonariuszy, Plenipotentów. Zagęszcza się prawo (plus patologia powielaczowości) oraz pakiet niezbędnych certyfikatów, zgód, koncesji, rejestracji – ze skłonnością do ich „prywatyzacji” i korupcji;

8.      Poszerza się obszar wykluczenia w czterech stopniowalnych wymiarach: utraty możliwości samorozwoju (przepracowanie), utraty stałego źródła godnego dochodu (bezrobocie), utraty możliwości rozbudowywania domu i rodziny (bezdomność), utraty więzi społecznych (zmenelenie): obejmuje on niewątpliwie większość społeczeństwa, które przy tym traci społeczne „lepiszcze obywatelskie”, staje się zbiorowością apatyczną i zatomizowaną, zdezintegrowaną;

9.      Zawęża się Rynek (obszar, w którym bilansują się proporcje wkładu do społecznej puli dobrobytu i uprawnienia do czerpania z tej puli): rozszerza się dychotomia między Sukcesorami (nie dają a biorą) i Proletariatem (dają ale nie pozwala im się czerpać proporcjonalnie): regulacje rynkowe są domeną Państwa, które jednak nie poczuwa się do tej roli;

10.  Postępuje serwilizm polskiego Państwa wobec rzeczywistych lub „nadmuchiwanych” światowych potęg, przede wszystkim Rosji, Europy, USA, MFW, Bank Światowy, jednocześnie zaniedbywana i marginalizowana jest polityka środkowo-europejska, dla politycznej i gospodarczej elity Polska jest jedynie punktem wyjścia, a nie wymagającym gospodarskiej staranności i zapobiegliwości obszarem odpowiedzialności;

 

Mimo sondaży wskazujących na uśrednione zadowolenie społeczeństwa ze status quo, a także mimo pomiarów wskazujących na średni wzrost dobrobytu Ludności – narasta społeczne niezadowolenie i niepewność jutra.

 

Jest to czynnik wystarczający do rewolty, ale nie gwarantuje on skutecznej przebudowy instytucji społecznych i świata polityki. Do tego potrzebna jest wiodąca siła społeczna, żądna sukcesu politycznego i zdolna go uruchomić.

 

Przypomnijmy: Rewolucję Francuską wywołała burżuazja, która finansowała Skarb Monarszy, ale na salony nie była wpuszczana (jako instytucja kluczowa liczyła się nie Własność, ale Urodzenie): dla niej liczyło się zawołanie Liberte (swoboda przedsiębiorczości). Ale aby zamiarowany przewrót się udał, trzeba było weń wciągnąć masy powszechne (stąd hasło Egalite, równość dla wszystkich, np. wobec prawa) i spacyfikować silny żywioł konserwatywny (kościelny i cywilny, stąd zawołanie Fraternite, braterstwo). Tak przygotowana rewolucja udała się w kilku podejściach (historycy wymieniają cztery) na przestrzeni stulecia.

 

W Polsce takiego prężnego, pasjonarnego żywiołu społecznego nie widać.

 

Sądzę, że nosicielem przyszłych przemian społecznych, przywracających godność i suwerenną podmiotowość obywatelską szerokim masom, są trzy mega-środowiska, wytrącone i wciąż wytrącane poza Rynek: środowiska ludowe (z etosem gospodarskim), środowiska wolnych zawodów (z etosem przedsiębiorczości i inteligenckim) oraz środowiska pracownicze (z etosem sumiennej pracy najemnej). Dziś reprezentowane są one przez konkretne partie, z których nie wszystkie są wiarygodne, do tego nie mają one świadomości ani strategicznego interesu własnego, ani wspólnoty interesów wszystkich wymienionych środowisk.

 

Niemniej najprawdopodobniej nietrudno jest o zapłon wyzwalający „uliczne” niezadowolenie: brak cywilizacyjnego projektu dla Kraju i Ludności, który dawałby poczucie, że „jutro” też będziemy z czegoś żyć (nie jest wszak takim projektem ani „orlik”, ani EURO, ani wtopienie się w matczyną Europę) – musi wyzwolić choćby bunt.

 

A przewodnia siła społeczna? Chyba wyrasta pośród Przedsiębiorczości i Inteligencji. Póki co – w konwencji konserwatywnej, nie „wychowującej” w skłonności do przemian radykalnych.