Uzor - czyli wzorek

2010-10-28 15:08

 

Mam o sobie mniemanie, że doskonale znam język rosyjski, ale jednak niektóre słowa – jak „uzor” – zmuszają mnie, by zadzwonić do żony, która wie wszystko najlepiej spośród wszystkich tłumaczy.

 

Rozmawiam z przyjacielem, wielokrotnym doktorem rozmaitych nauk, niegdyś stypendystą PAN, teraz wykładającym na różnych uczelniach w Polsce i w Rosji, korespondentem kilkunastu uczelni świata, mającym za sobą publikacje w czasopismach z tzw. listy filadelfijskiej (ISI Master Journal List – lista czasopism naukowych opracowana i aktualizowana przez Institute for Scientific Information. Lista zawiera tytuły czasopism, które przeszły proces oceny i są uwzględniane przez bazy ISI, publikacje w takich czasopismach podnoszą ranking naukowca).

 

Zastanawiamy się, czy Platon był naukowcem. Był i nie był. Tworzył koncepcje spójne logicznie i porywające intelektualnie, ale ich nie wspierał ani badaniami, ani przypisami źródłowymi. Mimo to on i wielu innych myślicieli Starożytności z różnych kontynentów, są autorami bodaj najczęściej cytowanymi, przywoływanymi w pracach naukowych.

 

Ze swoim podejściem do sformalizowanej pracy naukowej (zwanej nowoczesną), a także ze swoim zasobem wiedzy, raczej nie zrobiłby Platon doktoratu ani na UW, ani na UJ. Nazwano by go konfabulatorem, i słusznie, bowiem to on w pojedynkę, w zaciszu swojego intelektu, czasem w dyspucie, wypracowywał swoją mądrość.

 

Mój przyjaciel całkiem poważnie zgłaszał do mnie pretensje o to, że nie poddaję swoich opracowań, które on jakoś tam ceni, obróbce naukowej, że nie podpieram ich cytatami, nie fabrykuję bibliografii (choć czytam i studiuję mnóstwo dzieł), a jego pretensje wynikały z tego, że on może co najwyżej użyć moich myśli jako „wzorków” ilustrujących, a nie jako „podkładu naukowego” swoich wykładów. Nie mogę – powiada – poświęcić twoim teoriom tyle czasu i uwagi studentów, ile bym chciał.

 

Słucham tych komplementów (kto by nie słuchał!?!) i odparowuję: połowa tej nowoczesnej nauki, uzbrojonej w cytaty i przypisy, poprawnej formalnie aż do bólu, to są zwykłe bzdury, nie wytrzymują mojej krytyki, w której stosuję język swoich koncepcji. Do tego ci, którzy decydują o losach świata i jego rozmaitych zakamarków, w ogóle nie interesują się adekwatnym dorobkiem poważnej nauki, tylko otaczają się tak zwanymi ekspertami, z których większość ma poziom Obywatela Piszczyka (ten filmowy bohater dramato-komedii, pracując w biurze statystyk, znał życie i proszony o zbadanie opinii publicznej najpierw zapytywał szefa, jaki wynik badań byłby najbardziej odpowiedni, po czym preparował ankiety pod z góry ustalony wynik).

 

I co – atakuję przyjaciela – mam dołączyć do tych, z których połowa bzdurzy, ale jakże naukowo, czy do tych, których nikt w życiu nie przeczyta, poza marginesowymi pasjonatami, choć mogliby świat podnieść na wyżyny?

 

Jeśli moje koncepty mają coś wspólnego z Racją – to prędzej czy później „wyjdzie na moje”, a jeśli nie, to po co je upierzać w formalia? Lepiej roztaczać przed słuchaczami trzymające się logiki wywody, malować im „uzory” na tablicach, niż mielić przypisy i cytaty, byle tylko ktoś je uznał za robotę naukową!

 

(Czytelniku, nie jest ze mną tak źle, specjalnie przeginam)

 

Przyjaciel udał, że się zafrasował, po czym zagaił: nie mogę ciebie cytować w swoich pracach, bo muszę mieć formalne podpórki naukowe, ale mogę używać twoich koncepcji jako ilustracji. Wtedy ty napiszesz, że naukowiec użył twoich koncepcji jako ilustracji i w ten sposób wpasujesz się w boczną trybunę świata uczonych.

 

Gdybym sobie wysoko nie cenił mojego przyjaciela, jego intelektu, przenikliwości i dorobku – byłbym go udusił. On po prostu nie docenia tego, że niektórym wystarczy zrobić dobrą robotę, a już nie chce im się marketingowo jej opakowywać wedle norm i przepisów.

 

O polskiej zaś nauce mamy zdanie podobne: są w niej perły, ale nieliczne. Za to cała reszta jest świetnie opakowana.

 

 

PS:

A zajrzyjcie i zobaczcie, co mam do powiedzenia o relacjach samorządu z Państwem (tutaj)!