Upadło kolejne mapeciątko

2019-02-04 06:42

 

Ten żywioł, który kiedyś nazywano prosto, Proletariatem, a dziś nie ma nawet dobrej nazwy – wczoraj ostatecznie utracił swojego obrońcę (już nawet nie da się powiedzieć – przewodnika).

Robert Biedroń, który wyrastał z pozycji walki o emancypację wszystkiego co różnorodne, a z konieczności kleił się np. do znanej emancypantki Marii Szyszkowskiej – wczoraj ostatecznie zerwał z lewicowością. Czyli z proletariatem, wykluczonymi, żyjącymi w getcie bez-kapitałowości. Z ludźmi, masami, którzy nie mając nic – są pozbawiani nawet prawa dysponowania tym co mają od Natury i Opatrzności bydlęta: zdolność do wykonywania pracy. Ich potencjałem dysponuje Kapitał i Władza, dysponuje wedle kaprysu i spodziewanej korzyści.

Nie chcę się już znęcać nad estradowo-marketingową formułą kampanii politycznej: skoro lubi wsłuchiwać się we własne pienia, niech pieje. Ale odrzuca mnie jego „socjalizm łaskawy”, oparty na tym samym „zwodzie”, jaki stosują wszyscy politycy dojutrkowi: nikt nam tyle nie da, ile obieca Robert.

Obiecano oto wczoraj proletariatowi, że dostanie chleba. Ale nie obiecano wykluczonym, że zostaną dopuszczeni do współdecydowania o sobie. A to jest przecież istotą porządnego programu lewicowego. Widać, że odrobił lekcję swojej słupskiej kadencji: gawiedź trzeba obłaskawiać, intrygować - i na jej tle pachnieć, natomiast broń boże nie wolno jej dopuścić do głosu! Nawet w chwili zakładania partii lewicowej!

Zresztą, o lewicowości nie mogło być mowy. Napisałem gdzieś wczoraj: ktokolwiek brał poważnie polityczną ofertę Palikota, faceta bez poglądów ideowych, skupionego na GRACTWIE-RWACTWIE – ten nie będzie rzecznikiem mas, co najwyżej da im łeb świński, gumowego naganiacza i pół litra na utopienie porażki.

Robert nie brał poważnie projektu palikotowego. Robert po prostu dał się użyć jako element kolorowej menażerii, w której im ktoś bardziej oryginalny swoją odmiennością, tym więcej skupiał uwagi. To się przekładało na głosy w kampanii wyborczej, ale wietrzało jak niedokorkowana butelka z żoładkową gorzką. Nie ukorzeniało się, bo i na czym?

Palikot nigdy nie miał programu społecznego, tym bardziej obywatelskiego. Był odszczepieńcem od partii poważnej (niegdyś), choć przeciwnej mi programowo. Opierał swoją karierę na tym co na Zachodzie nazywa się „show”, a u nas nosi znamiona picu, ściemy. Robert dołożył do tego element scenicznej kukizonady i roztacza wokół siebie feromon „makaronizmu”. Jest w tym uczciwszy i bardziej autentyczny od innych zawiedzionych „nadziei” lewicy ostatnich lat – ale to nie zmienia oczywistej bezpłodności społecznej jego zabiegów.

Poszedł wczoraj zresztą po kilku bandach, wziął kilka takich zakrętów, po których może być już tylko euro-parlamentarną starletką. Do jesieni wygaśnie, cały koncept jest wyłącznie majowy.

A że obiecałem zerwać z hejtem (choć go nawet nie uprawiałem) – to zawieszę tu głos. Niech tę nowinkę na rynku debiutów komentują sondażowi spece od list przebojów…