Uoddolnić ONZ

2013-02-12 18:30

 

 

Karta Narodów Zjednoczonych wprowadza do ONZ grzech pierworodny: została „aktywowana” nie przez NARODY, tylko przez MOCARSTWA (ChRL, USA, RF-Francja, UK-Wielka Brytania, ZSRR), z których co najwyżej Francja i Wielka Brytania miały w tym czasie coś wspólnego z demokracją, jeśli zapomnieć o kolonializmie. Jest to zatem karta państw zarządzających narodami, co czyni wielką różnicę. Następstwem tego grzechu jest fakt, że pięcioro stałych członków Rady Bezpieczeństwa (poza epizodem tajwańskiego grania na nosie Chinom) – to właśnie te mocarstwa, a kryterium rozstrzygającym przynależność do ONZ jest PAŃSTWOWOŚĆ. W tym sensie ONZ jest kontynuatorką Ligi Narodów i jej niemocy.

Statutem ONZ jest właśnie owa Karta Narodów Zjednoczonych. Podstawowym celem ONZ jest utrzymanie międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa.  Innymi celami wskazanymi w Karcie są: rozwijanie przyjaznych stosunków między narodami, doprowadzenie do współdziałania międzynarodowego w rozwiązywaniu zagadnień o charakterze gospodarczym, społecznym, kulturalnym czy humanitarnym oraz stworzenie z ONZ ośrodka uzgadniającego działalność międzynarodową, zmierzającą do urzeczywistnienia wcześniej wymienionych celów.

Kluczowe dla funkcjonowania ONZ są sformułowane w Karcie zasady, do których należą m.in.:

1.       Suwerenna równość wszystkich członków - rozumiana jako równość wszystkich państw w świetle prawa międzynarodowego;

2.       Wykonywanie przez państwa w dobrej wierze wynikających z Karty zobowiązań;

3.       Załatwianie sporów międzynarodowych za pomocą pokojowych środków;

4.       Powstrzymanie się od użycia siły lub groźby jej użycia - zasada ta ma kluczowe znaczenie dla zapewnienia międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa.

Już w Karcie Atlantyckiej z 1941 roku sygnatariusze zobowiązali się nie dopuścić do zaistnienia sytuacji, w której zaszłyby „zmiany terytorialne nie odpowiadające swobodnie wyrażonej woli zainteresowanych narodów” oraz „uznać prawo wszystkich narodów do wyboru formy rządu, pod którą będą żyć”. Miano przywrócić suwerenne prawa i samorząd tym, które zostały ich z użyciem siły pozbawione”.

Cele ONZ definiuje Artykuł 1 Karty Narodów Zjednoczonych w brzmieniu:

  1. Utrzymać międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo, stosując w tym celu skuteczne środki zbiorowe dla zapobiegania zagrożeniom pokoju i ich usuwania, tłumienia wszelkich aktów agresji i innych naruszeń pokoju, łagodzić lub załatwiać pokojowymi sposobami, zgodnie z zasadami sprawiedliwości i prawa międzynarodowego, spory albo sytuacje międzynarodowe, które mogą prowadzić do naruszenia pokoju.
  2. Rozwijać pomiędzy narodami przyjazne stosunki oparte na poszanowaniu zasady równouprawnienia i samostanowienia narodów oraz stosować inne odpowiednie środki dla umocnienia powszechnego pokoju.
  3. Rozwiązywać w drodze współpracy międzynarodowej problemy międzynarodowe o charakterze gospodarczym, społecznym, kulturalnym lub humanitarnym, jak również popierać prawa człowieka i zachęcać do poszanowania tych praw i podstawowych wolności dla wszystkich bez względu na różnice rasy, płci, języka lub wyznania.
  4. Stanowić ośrodek uzgadniania działalności narodów, zmierzającej do osiągnięcia tych wspólnych celów.

Rzeczywistość nie jest tak fajna, jak zapisy najbardziej uniwersalnej organizacji politycznej.

Co najmniej kilkadziesiąt narodów robi wszystko, by ciałem stały się słowa zawarte w celu nr 2 i celu nr 3 ONZ. Są to między innymi: Tybetańczycy (ok. 5 mln.), Sikhowie (ok. 24 mln.), Kurdowie (ok. 30 mln.), Tamilowie (ok. 70 mln.), Palestyńczycy (ok. 12 mln.), Ujgurzy (ok. 10 mln.), Czeczeni (ok. 2 mln.), Baskowie (ok. 2,5 mln.), Sacha (Jakuci, ok. 0,5 mln), Romowie (8-15 mln). Kiedyś z tym problemem borykali się Żydzi, rozproszeni bez podmiotowości politycznej po całym świecie. Choć definicji narodu jest wiele, podkreślają jedną cechę: świadomość bycia odrębnym narodem.

Naród – to określona grupa ludności mająca wspólną świadomość etniczną (narodową) bez względu na swoją przynależność państwową lub miejsce zamieszkania. Idea samostanowienia narodów jako koncepcja polityczna jest wytworem Oświecenia. Powstała w powiązaniu z kluczowym dorobkiem myśli tej epoki, a mianowicie z koncepcją suwerenności narodów. Obie zasady są niejako dwoma stronami tego samego medalu. Jedynie przy założeniu, że rząd sprawuje władzę na podstawie legitymacji uzyskanej od narodu, zgodzimy się na to, że samo państwo może powstać także wskutek woli tegoż narodu. Koncepcja samostanowienia wpisuje się więc w nurt liberalizmu. Zarówno konkretny człowiek jak i ludzka wspólnota (naród) powinni być wolni i móc samodzielnie stanowić o własnym losie, z tym jedynie zastrzeżeniem, aby nie naruszać wolności innych.

Przyjęło się, że najwłaściwszym manifestem suwerenności narodowej jest ustanowienie własnej państwowości. Narody i etnosy – czasem z silną samo-identyfikacją religijną albo kulturową –nie mające podmiotowości państwowej nazywa się protonarodami, co brzmi podobnie nieprzyjemnie jak „konkubinat”. Czas rozprawić się z takim myśleniem, zwłaszcza, że np. Tajwan czy Czeczenia mają problemy z akceptacją swojej państwowości przez „wspólnotę międzynarodową”.

Można sobie wyobrazić, że najwłaściwszą podstawą podmiotowości na „rynku globalnym” jest niepodważalna wspólnota etniczna, zdolna wygenerować swoją reprezentację (rozumianą nie jako formalną strukturę, tylko „przywództwo”). To coś innego niż państwowość. W dobie, kiedy najwięksi globalni „mieszacze” są na najlepszej drodze do bankructwa, co stwarza realne zagrożenie, iż staną się nieobliczalni w polityce międzynarodowej – można próbować „namówić” ONZ do tego, by „pogodziła” swoje statutowe cele (Art. 1 Karty, pkt 2 i 3) z kryteriami członkostwa. W ten sposób „sala obrad” Zgromadzenia Ogólnego musiałaby mieć co najmniej 500 foteli, a przywódcy narodów (nie państw) musieliby mieć silną wolę rzeczywistego uwzględniania interesów małych etnosów (Amazonia, Indonezja, Afrykański Interior, etnosy polarne, etnosy zwane aborygenami). Wtedy ONZ stanowiłaby rzeczywistą przeciwwagę dla „czysto państwowych” gier polityki międzynarodowej.

Sporo czasu spędziłem na analizie dwóch pojęć: Multitude (używane przez Machiavellego, Spinozę oraz obecnie przez Negri’ego i Hardta, oznaczające różnorodność społeczeństwa) oraz Imperium (używane przez Lenina, Luksemburg, i współcześnie znów przez Niegri’ego i Hardta, oznaczające nie dającą się „zlokalizować” sieć-system-ustrój zagospodarowujący Multitude władczo, arbitralnie i „pod siebie”). Mam przekonanie, że Imperium „wyprzedza politycznie” Multitude, zawsze jest „o krok z przodu”, dzięki czemu wnika w Multitude i dokunuje w jego łonie coś w rodzaju „wrogiego przejęcia”. Konsekwencją takiego wnioskowania jest przekonanie, że rozmaite Wiosny Ludów, rewolucje, Ruchy Oburzonych – zawsze zostaną w końcu podporządkowane Imperium, które się nimi karmi i zarazem uczy się coraz sprawniejszej mimikry. Zatem Multitude zamiast spontanu i zrywów potrzebuje wsparcia, protektora. ONZ jawi mi się jako najporęczniejszy mecenas Multitude. Pytanie brzmi: czy jest zdolne wyzwolić się z okowów, np. odebrawszy nienależne znaczenie Radzie Bezpieczeństwa.

Pomarzyć zawsze wolno…

 

PS:

Dzięki „Artemida-Moderna” i Jarkowi Augustyniakowi za inspirację