Ucywilizowanie

2015-07-11 07:48

 

Po raz pierwszy to, co przedstawię poniżej, a co opracowałem około 30 lat temu – sprawdziło się poniekąd poprzez rozpad „obozu socjalistycznego” i – przede wszystkim – ZSRR. Zakładam zatem, że opracowałem całkiem niezły koncept, tyle że nie nadałem mu wymiaru w pełni naukowego. Ale dziś warto go przytoczyć, bo – w moim przekonaniu – model zaczyna ostatnio „pracować” ze zdwojoną siłą.

Początkiem konceptu było opracowanie schematu cywilizacji. Prezentuję go w dojrzalszej niż niegdyś postaci

Pozostawiam intuicji Czytelnika pojęcia użyte w schemacie, zwracam tylko uwagę – poprzez kolor żółty (funkcjonalia, takie jak trawienie, mruganie powiekami, ale też – w miarę ucywilizowania – jednostkowy albo grupowy czy społeczny automatyzm zachowań) i brązową ścieżkę Tradycji – że ostatecznie każda cywilizacja (jako ciąg kultur) oparta jest na automatyzmie instytucji społecznych, których nikt nie kontroluje inaczej, niż poprzez przestrzeganie lub obalanie instytucji: zarówno obalanie (np. żywioł słowiański) jak też przestrzeganie (np. żywioł anglosaski) może stać się tradycją prowadzącą do takich a nie innych rozwiązań cywilizacyjnych. Na ten aspekt nie zwracają uwagi znawcy procesów antropologicznych, etnograficznych, gospodarczych, politycznych – a wydaje sie kluczowy w ich analizie. Bo jest przecież różnica między przemożną, kulturową dążnością do remontowania starej substancji a skłonnością do budowania nowego na gruncie starego.

Powyższe jest punktem wyjścia do rozważań właściwych. Otóż wtedy – mając jeszcze znikomą wiedzę, co zrzucam na karb zarówno młodego wieku, jak tez ograniczonego dostepu do wiedzy światowej – ukułem takie pojęcia, jak:

1.       Instytucja kluczowa: zwieńczenie instytucji społecznych stanowiące kod kulturowy, zwany potocznie „charakterem narodowym”, ale też zmieniająca się „wspólnie” dla Ludzkości (niekoniecznie jednocześnie) – np. instytucja kluczowa Urodzenie (szlachectwo dające pozycję ekonomiczną, społeczną, polityczną, edukacyjną, itd.) przeszła w instytucję kluczową Własność, a teraz jesteśmy w procesie przekuwania jej w instytucje kluczową Kompetencje (certyfikaty, dopuszczenia, nie mylić z „cywilizacją opartą na wiedzy”);

2.       Dominująca treść pracy: np. na technicznej ścieżce rozwoju cywilizacyjnego dominująca treść pracy przechodzi od pozyskania biernego (zbieractwo, pasterstwo), poprzez  pozyskanie intensywne (wydzieranie Naturze: łowiectwo, kopalnictwo, wypalanie), rolnictwo (gospodarzenie darami Natury), przemysł (przetwarzanie darów natury „nie do poznania”), usługi (zarządzanie powyższymi „pod dyktat człowieka”);

3.       Zakres społeczny dominującej treści pracy (czyli „masa społeczna” optymalna dla pozyskania, rolnictwa, przemysłu, usług: ze względu na choćby „skalę korzyści” ów zakres rośnie w miarę ucywilizowania);

4.       Zakres terytorialny dominującej treści pracy (określona „masa społeczna” optymalnie realizuje swoją dominującą treść pracy najlepiej na takim a nie innym obszarze, co zależy zresztą od położenia geograficznego, klimatu, rzeźby terenu, itd., itp);

Na tej podstawie wyrokowałem – ponad trzydzieści lat temu – że taka Holandia (silnie uprzemysłowiona) jest „zbyt mała” i ma żywotny interes w budowaniu więzi ponadnarodowych (dziś powiedzielibyśmy: europejskich), a ZSRR, gdzie dominowało pozyskanie intensywne (kopalnictwo, energetyka „GES”, rabunkowa eksploatacja lasów i wód) był „za duży” i musiał utrzymywać spójność środkami polityczno-policyjno-militarnymi. Dodajmy, że USA też nadal jest „za duże”, nie mówiąc o Chinach, Indiach, Brazylii, Meksyku, Indonezji, Australii i niejednym „średnim” kraju. Skutecznym rozwiązaniem dla wyzwań imperialnych jest kolonializm: mamy „za duży” kraj? – no, to zasilajmy go owocami eksploatacji ziem obcych!).

Z pozycji hellenofilskich (państwa-miasta, czyli „polis” pozostające w militarnych i handlowych federacjach) zgłaszamy pretensje do totalitariów chińskich, rosyjskich czy amerykańskich (teostatnie bronią się federalizmem). Nie zauważamy, że Imperium Romanum – garnizonia, w której „demokracja” była podporządkowana soldatesce – wykreowało w miarę powabny system prawny właśnie dlatego, że nie było w nim nawet śladu helleńskiej demokracji.

 

*             *             *

Jest taki dowcip, znakomicie oddający wyczucie ucywilizowania. Przyłapano złodziejaszków, którzy okradli stojącą na bocznicy cysterne ze spirytusem. Gdzie spirytus? Sprzedalim! A gdzie forsa? Przepilim!

Dowcip polega na tym, że zamiast zachować się naturalnie, czyli upić się ukradzionym spirytusem (pomińmy niuanse), panowie złodziejaszkowie sięgnęli po dorobek cywilizacyjny i oddali spirytus do obiegu wymiennego, pobrali ekwiwalent pieniężny, ten zaś ponownie w obrocie handlowym zamienili na spirytualia.

Takie absurdy rozumiemy doskonale, bo bierzemy w nich udział dziesiątki razy dziennie: szczytem jest dochodzenie przeciwko człowiekowi (poważnie, tak było?!?), który został wysłany przez biesiadników do sklepu, bo zabrakło „na stole”, i został przez nich zaopatrzony pieniędzmi ze składki – otóż publiczna zbiórka środków na dowolny cel musi być usankcjonowana urzędowo! W specjalnej przewidzianej prawem procedurze!

Europa słynie z licznych absurdów. Europa – nawet jej założycielska „szóstka” – jest „zbyt duża”, by podejmować się integracji innej niż Schumanowska, Adenauerowska czy de Gasperiego. Ich integracja europejska była z jednej strony reakcją na poczucie zagrożenia ze strony ZSRR (Adenauer), z drugiej strony próbą odnalezienia wspólnego mianownika dla podobnych problemów społecznych (migracja, powojenny niedostatek mężczyzn w wieku poborowym, zniekształcone więzi kooperacyjne w gospodarkach), a dopiero niejako na końcu pojawia się chrześcijańska idea wpólnoty opartej na pracy i solidaryzmie: „Ta prawdziwa, nowa Europa, ten wspólny i rodzicielski dom wszystkich Europejczyków, winien być szańcem tradycji zachodniej i chrześcijańskiej, źródłem siły duchowej i miejscem pracy pokojowej. Taka Europa bez wątpienia będzie się musiała obronić przed wszystkimi, którzy grożą pokojowi i wolności, ale sama nie jest niczyim wrogiem”, ( J. Chodorowski, Niemiecka doktryna gospodarki wielkiego obszaru „Grossraumwirtschaft” 1800–1945, Wrocław 1972, s. 159).

Zdaniem kanclerza Niemiec Helmuta Kohla Schuman rozumiał zjednoczenie Europy jako sprowadzenie wielu kultur do jednego, wspólnego fundamentu chrześcijańskiego. Europa oparta jedynie na procedurach nigdy nie wzbudzi entuzjazmu, a tym samym nigdy naprawdę nie powstanie – powiadano u zarania integracji. A dziś...?

Europejska polityka integracyjna de Gasperiego opierała się na czterech celach. Pierwszy to niedopuszczanie do wybuchu wojen w Europie, które określał wojnami domowymi, a które przez wieki skrwawiły ziemię kontynentu. Drugi cel owej polityki uzasadniany był koniecznością proponowania młodym pokoleniom nowego, europejskiego ideału pokoju i nadziei, które były alternatywą w stosunku do tego, co dawała przeszłość, a więc do wojny i zdobywania. Trzeci wiązał się z możliwością przywrócenia Europie jej znaczenia i wielkiej roli w świecie. Czwartym było przekonanie, że zintegrowanie się Europy może pomnożyć energię gospodarczą, technologiczną i finansową kontynentu. Integracja traktowana była przez niego jako jedyny sposób uniknięcia w Europie nacjonalizmów i hegemonii mocarstw pozaeuropejskich (Klaudyna Białas-Zielińska, Zjednoczona Europa w myśli Adenauera, Schumana i de Gasperiego...).

Dla Schumana integracja międzynarodowa powinna opierać się na „dobru wspólnym”, a dobrem tym jest „zbiorowa suwerenność”. Uznanie „dobra wspólnego” jako najwyższej motywacji w postępowaniu państw nie oznacza, że wyrzekają się one swej niezależności. Zdaniem francuskiego polityka państwo i suwerenność są fundamentem każdego cywilizowanego społeczeństwa. Budowanie wspólnoty europejskiej powinno być więc oparte na niezawisłych krajach i narodach, które razem ze wspólnotą, jako całością, zbudują tę „zbiorową suwerenność” (A. Marszałek, Suwerenność a integracja w perspektywie historycznej. Spór o istotę suwerenności i integracji, Łódź 2000, s. 305.).

Kiedy więc przebąkuje się o wspólnych siłach zbrojnych, kiedy kreuje się wspólny bank, kiedy umyśla się pan-europejską konstytucję – to robi się szkodę idei europejskiej, bo chcąc-nie-chcąc wdraża się koncept amerykański (wiodące technologie pochodzą z obszaru zbrojeń, wolności i swobody podporządkowane inwigilacji totalnej, myśl mainstreamowa – jedynie słuszna jest) albo rosyjski (centralnie kreowane fundusze celowe, kolonizacja „bliskiej zagranicy”, rób co chcesz ale wobec Kremla – pokora).

Stąd idea „wspólnego domu europejskiego”, którą dzisiejsi rządcy przepoczwarzają z uporem godnym lepszej sprawy w ideę paneuropejskich autorytarnych, cesarskich w swej istocie „rządów starców” (tu: starzec pojmowany jako reprezentant ponadnarodowych kamaryli).

 

*             *             *

Kiedy polityka wyprzedza dojrzewanie cywilizacyjne – powoduje wyhamowanie owego dojrzewania, a nawet atawizmy. To dlatego w krajach zwanych totalitarnymi (spośród nich wiele udaje, że są demokratyczne, jak USA) „stężenie obywatelskości w obywatelach” maleje. Polska jest znakomita ilustracją tej myśli: doświadczając na własnych lodach Transformacji, widząc systemowo-ustrojowo pielęgnowane patologie, dzień-w-dzień spotykając dowody na paskudztwa i plugastwa „elit” – mimo wszystko „głosujemy” na to wszystko, reprodukując samozagładę.

Z tym coś robić trzeba, mościowie...! bo nam się nie tylko Europa, ale i kraj rodzony rozsypie!