Uchwałologia a demokracja (2)

2012-10-15 07:08

Są dwie patologie działań publicznych, które czynią demokrację fenomenem odległym, pozostającym nadal gdzieś na horyzoncie (horyzont: linia pozioma wyznaczająca najdalsze dostrzegalne rubieże, która to linia oddala się w miarę, jak zmierzamy w jej kierunku).

Pierwsza z tych patologii – to dekretowanie rzeczywistości. Polega ono na tym, że jakiś pożądany stan spraw nazywa się jakimiś specjalnymi słowami, przegłosowuje się w jakimś gronie kolegialnym jego nastanie i odtąd funkcjonuje się, jakby ów stan istniał w rzeczywistości. W takim magicznym myśleniu i postępowaniu ulatuje gdzieś, umyka cały proces psycho-mentalny, a także proces niezbędnej przebudowy, w wyniku których to procesów ów stan byłby możliwy, jeśli założyć, że „dekret” nie jest zwykłym utopijnym chciejstwem i zaprowadza stan możliwy.

Najpoważniejszym przykładem na to, jak chora jest to praktyka, jest polityczne zjawisko „rubrykowania” rzeczywistości. Rozmaite „władze”, nie chcąc borykać się z bogactwem różnorodności, ustalają jakieś normy, standardy, certyfikaty, nakazy i zakazy, klasyfikacje – tworząc w ten sposób klarowną (dla siebie) „mapę” jakiegoś wycinka rzeczywistości. Potem wszystko, co realne, przypisują do utworzonych w ten sposób przez siebie „rubryk”. Co nie mieści się w takiej „kratownicy” – wydaje się nie istnieć, przynajmniej dla „władzy”, choć w rzeczywistości – istnieje jak najbardziej. „Władza” w jakimś diabolicznym procesie odrywa się od zarzadzania tym co rzeczywiste, a zarządza swoją „kratownicą”, swoimi „rubrykami”. Ktokolwiek chce zaistnieć dla „władzy” (aby zrealizować swoje partykularne zamiary) – musi udawać (mimikra), że pasuje do którejś z „rubryk”. Ktokolwiek sporządzał choćby jeden wniosek-aplikację w sprawie dotacji z funduszy zwanych unijnymi – ten wie o co w tym chodzi: w rubryki tego wniosku-kwestionariusza trzeba właściwie wpisywać cytaty z rozmaitych manuali (np. szczegółowy opis priorytetów programu operacyjnego), a jedyny wkład własny to nazewnictwo swojego projektu. Rzeczywiste cele projektowe najlepiej jest podawać w załączniku, jeśli ten nie jest zbytnio sformalizowany.

Druga z tych patologii – to pozycjonowanie podmiotowe i programowe. Ktokolwiek chce mieć wpływ na decyzje „władzy” dotyczące jego samego i jego spraw – powinien zadbać o to, by stać się tej „władzy” udziałowcem, a więc powinien wpisać się w jej strukturę (redagowaną podobnie jak „kratownica”). Kiedy już ustrój-system „rozpozna” go jako element „swojej” struktury, będzie nim powodował, po części „na mocy” procesów samoistnych, immanentnych dla ustroju-systemu, po części na mocy podmiotowych, ale oportunistyczno-konformistycznych działań samego zainteresowanego.

Mamy zatem do czynienia z Karierą, która w sensie logistyczno-prakseologicznym oznacza windowanie siebie i swoich celów (oraz swojego widzenia świata) od pozycji klientelistycznych do pozycji standaryzująco-normatywnych, nabieranie własnej „wagi władczej”, zaś w sensie aksjologiczno-behawioralnym oznacza owa Kariera jak powiększanie „społecznego dystansu” między sobą a skutkami swojej działalności. Jeśli ktoś jest w ustroju-systemie „mały i szeregowy” – to ma do czynienia bezpośrednio z osobami, grupami, wspólnotami, społecznościami, podmiotami doświadczanymi przez jego decyzje (i decyzje tych co są „wyżej” w hierarchii). Kariera oznacza, że „oddalamy” się od bezpośrednich kontaktów z tymi, których system-ustrój doświadcza, mamy zatem większy komfort funkcjonowania.

Zarówno pozycjonowanie, jak i dekretacja rzeczywistości są elementem mega-procesu przeistaczania przez człowieka świata z naturalnego – w sztuczny, syntetyczny. Chyba na swoją zgubę.