Tsunami Transformacji

2017-03-01 08:20

 

Transformacją nazywam trzy-etapowy – przerwany w roku 2015, więc trwający mniej-więcej ćwierćwiecze – okres, w którym dokonano trzech poważnych operacji ustrojowych: Terapii Szokowej, Przebudowy Monetarystycznej oraz próby Wyprzedażowej Koncentracji Regaliów. Wszystkie trzy operacje zapowiadane były jasno w exposé premierów Mazowieckiego, Buzka i Tuska, powinny być więc od początku monitorowane przez pozostającą w opozycji lewicę.

Jest też Transformacja okresem narodzin i utrwalenia się patologii, związanej z wzajemnym wspieraniem się (w osobliwym kontredansie) zdegenerowanej formacji psycho-mentalnej i przeciw-społecznego systemu-ustroju. Degeneracja mentalna oparta była na tzw. narracji wykorzystującej „oswojenie” tym co „zachodnie”, a propagowane jako wolność, rynek, demokracja. System-ustrój przebudowywano z formuły planistyczno-centralistycznej typu radzieckiego na formułę kolonizacyjną typu feudalnego.

Terapia Szokowa prowadzona była w Polsce od wprowadzenia jednorazowego pakietu sygnowanego nazwiskiem Balcerowicz: chodzi o 10 ustaw przyjętych przez Sejm 27-28 grudnia 1989 roku. Pedia podaje, że Terapia trwała 111 dni (w rzeczywistości było kilka „fal wtórnych”). Jej intencją było „siłowe” zrównoważenie gospodarki w różnych jej przekrojach, a jednocześnie przeniesienie jej punktu ciężkości z domeny państwowo-urzędowej na domenę interesów prywatnych. Oba zadania naznaczone były tzw. monetaryzmem: jest to taka „szkoła ekonomiczna”, która interesuje się budżetami (retencją) i finansami (strumieniami) oraz pieniądzem (relacje walutowe), a prawie żadnej uwagi nie poświęca temu, skąd się one biorą (tzw. pieniądz jest dla niej esencją gospodarki, a soczysta-treściwa-materialna twórczość gospodarcza – pozostaje poza obszarem aktywnego zainteresowania)[1]. W czasie Terapii Szokowej stworzono pozory nowej nacjonalizacji (utworzenie udziałów obywatelskich wpisywanych do dowodów). Ostatecznie efekt doktrynalny uzyskano: zdezorientowana została zarówno Ludność, jak też korpus menedżerski, większość istotnych struktur rozwiązana – więc wytworzyła się „terra nullius”, w którą jak w amerykańskich czasach pionierskich wszedł wszelki kapitał tupeciarski, łasy na bezkosztowy łup.

Przebudowa Monetarystyczna – to pakiet symbolizowany przez cztery reformy sygnowane nazwiskiem Buzka: administracja lokalna (zwana w skrócie, ale nieprawdziwie samorządami), ochrona zdrowia, edukacja przedmaturalna, zabezpieczenie emerytalne. Jeśli odsłonić kotarę, na której wypisano Dużymi Literami rozmaite wzniosłe zdania o potrzebach społecznych i dobru wspólnym – to widać, że te cztery obszary stały się żerowiskiem funduszowo-budżetowym. W dodatku – bardziej lub mniej jawnie – autorami rozwiązań systemowych w tych dziedzinach byli ludzie związani z „kapitałem globalnym”[2]. Zauważmy: ochrona zdrowia, emerytury, edukacja przedmaturalna oraz budżety lokalne finansowane są na mocy obowiązku państwowego i w pełni kontrolowane są przez Rząd: Regionalne Izby Obrachunkowe (podległe bezpośrednio Premierowi), Kasy Chorych (później Narodowy Fundusz Zdrowia), Kuratoria Oświaty (w nomenklaturze Ministerstwa), Fundusz Ubezpieczeń Społecznych (z jemiołowatym wrzodem OFE). To oznacza, że w tych czterech obszarach mógł istnieć (i istniał, o czym powinno się pisać oddzielnie) rządowy punkt decyzyjny (operator finansowo-budżetowy), działający sekretnie, bo na szkodę Budżetu Państwa.

Wyprzedażowa Koncentracja Regaliów została rozpoczęta poprzez obszerny akapit tzw. drugiego exposé Premiera D. Tuska (12 października 2012). Zaplanowano tam utworzenie spółki-funduszu opartego na udziałach Państwa w największych przedsiębiorstwach, wartego docelowo 40 mld PLN, a projekt nazwano Polskimi Inwestycjami Rozwojowymi. Choć „dobrym powodem” tego rozwiązania był pęczniejący w ostatnich latach temat energetyki, w rzeczywistości przygotowywano rozwiązania zmierzające do tego, by w jednym „ręku decyzyjnym” skupić wszelkie możliwe Regalia (infrastruktura krytyczna, uprawnienia koncesyjno-licencyjne) i w trybie „partnerstwa publiczno-prywatnego”[3] wyrwać je spod rodzimej kontroli, przekazać „kapitałowi globalnemu”. Public-Private-Partnership, PPP (czerpię z Pedii) – to przedsięwzięcia realizowane w oparciu o umowę długoterminową zawartą pomiędzy podmiotem publicznym a podmiotem prywatnym, której celem jest stworzenie składników infrastruktury umożliwiającej świadczenie usług o charakterze publicznym. Fundamentem powyższej definicji jest więc wspólnota działań sektora publicznego i prywatnego – stworzona po to, by obaj partnerzy mogli jak najlepiej realizować cele, do których zostali powołani. Zadaniem partnera publicznego jest bowiem świadczenie usług publicznych, do czego obliguje go prawo, natomiast partner prywatny ma prowadzić działalność gospodarczą i osiągać zyski.

Polska Transformacja została nagle przerwana podczas realizacji trzeciego etapu: co prawda, Polskie Inwestycje Rozwojowe zostały „zmaterializowane” jako spółka PIR SA, ale coś musiało nie „zafungować”, i nie chodzi tu o dymisję ewidentnego niedouka, pajaca i narcyza, który pierwotnie stanął na czele tego podmiotu, ale o powody, dla których Premier D. Tusk uznał za nieważny swój spektakularny sukces dwóch kolejnych kadencji premierowania i zamienił go w połowie kadencji na wysoki urząd w Unii Europejskiej, zabierając zresztą ze sobą Wicepremier(kę), zajmującą się – proszę bardzo – od zawsze finansowymi relacjami Polski z Europą[4].

Wiele mówi(ło) się o tym, że L. Balcerowicz działał w sprawie Terapii Szokowej pod dyktando międzynarodowej finansjery. Czas powiedzieć, że pod takie samo dyktando działał „dopilnowując” 4-ch „reform Buzka”, zaś o tym, że Tusk jest lojalnym „Europejczykiem”, protegowanym niemieckim – po prostu wiadomo.

 

*             *             *

Nietrudno jest zauważyć, że Transformacja – w drodze od „żywiołowej” inwazji kapitału międzynarodowego, poprzez wyprowadzenie poza rodzimą kontrolę czterech największych „kuźni budżetowo-funduszowych”, aż po usunięcie poza kontrolę rządową całej infrastruktury krytycznej – to nic innego jak kolonizacja. Przy czym połóżmy akcent na ten wymiar kolonizacji, który przewiduje miejsce dla miejscowych „pożytecznych idiotów”, reprezentujących interesy kolonizatora na kluczowych funkcjach rządowych „na miejscu”, a w nagrodę otrzymując synekury europejskie i amerykańskie.

 

*             *             *

Rok 1989 jest konsekwentnie przedstawiany w oficjalnym i medialnym przekazie jako data przełomowa, która dzieli powojenną historię Polski na niegodny niczego „komunizm” i chwały godną Demokrację-Rynek. Powyżej starałem się pokazać, że tak naprawdę Polska stała się środkowo-europejskim liderem podporządkowania kraju interesom europejskim i amerykańskim.

Swój wkład zarówno w sam proces transformacyjny, jak też w ową narrację (udowodnimy łatwo, że kłamliwą), ma polska lewica: rządy firmowane przez W. Pawlaka, J. Oleksego, Wł. Cimoszewicza, L. Millera, M. Belkę  – uchodzą jednoznacznie za lewicowe, a jednak nie tylko wspierały Transformację, nie bacząc na jej „kapitalistyczny” i kolonizacyjny „ryt”, ale też prowadząc zaciekłą wewnętrzną rywalizacje o to, kto się wpisze do Historii jako „pierwszy polski Europejczyk” (ostatecznie chyba wygrał L. Miller). Dla porządku trzeba dodać dwie kadencje A. Kwaśniewskiego w roli Prezydenta RP.

Zacznijmy od krótkiej konfrontacji PRL i III RP, przedłużając myśl wyrażaną w powyższych akapitach:

PRL

III RP

Bardziej lub mniej stanowcza autarkia (w RWPG)

Stanowcza otwartość na obcą penetrację

Polityczne podporządkowanie „Moskwie”

Polityczne podporządkowanie „Ameryce”

Obłaskawianie Kościoła (+ pojedyncze represje)

Obłaskawianie Kościoła (+ dyktat i bezkarność)

Niedobory zaopatrzenia detalicznego

Marnotrawczy nadmiar towarów

Polityka pełnego zatrudnienia

Kilkumilionowe bezrobocie strukturalne

Prawo pracy nadążające za światem

Prawo pracy rodem z XIX wieku

Rozbudowany socjal

Pozory bezpieczeństwa socjalnego

Wspólne duże projekty RWPG

Wielkie dotacje budżetowe z UE

Nomenklatura ideowo-technokratyczna

Nomenklatura geszefciarska

Tzw. „budżet otwarty” (dodruk pieniądza)

Giga-zadłużenie wszelkich budżetów

Pokaźne zadłużenie „petrodolarowe”

Pozory zrównoważenia rozliczeń m-nar.

Siermiężny poziom postępu technicznego

Wielki postęp w niedostępnych enklawach

Ponad 100 zjednoczeń gospodarczych

Ponad 50 branż całkowicie skolonizowanych

Patrymonializm partyjno-państwowy

Kilkadziesiąt ważących społecznie wykluczeń

Reformy na rzecz efektywności i konsumpcji[5]

Reformy drenujące zasoby i regalia[6]

Powszechna edukacja i opieka zdrowotna

Ciągły spadek standardów (+ top-enklawy)

Małe rozpiętości majątkowo-dochodowe

Kilka warstw majątkowo-dochodowych

Brak „klasy średniej”

Brak „klasy średniej”

„Domiary” dla posiadaczy i przedsiębiorców

Monopole „cisnące” przedsiębiorczość

Siermiężne usługi bankowo-finansowe

Drenażowa feeria „produktów” finansowych

Szczątkowa branża reklamowa

„Przemysł” reklamowo-dezinformujący

Kilka afer gospodarczych, drakońsko ściganych

Afery – naturalnym pejzażem publicznym[7]

Rolnictwo państwowe oczkiem w głowie

Porzucenie wsi PGR-owskich na pastwę losu

Nowoczesne branże – rozwijane lub nie

Nowoczesne branże – stały się montowniami

 

Nie dziwota, że za czasów PRL protesty społeczne nasycone były postulatami gospodarczymi z „domieszką” antyradziecką (1956, 1968, 1970, 1976, 1980), a za czasów III RP spazmy społeczne podporządkowane było „oburzeniu” na pęczniejące bezprawie emanujące „od góry” (Tymiński, Lepper, Kukiz).

Polityka PRL, na przestrzeni od lat 50-tych po lata 80-te,  w coraz większym stopniu ustępowała kulturowemu urzeczeniu Ludności (przede wszystkim inteligencji) najszerzej pojętym Zachodem, co zdefiniowałem wiele lat temu jako „oswojenie”. W skrócie: w warstwie aksjologicznej oswojenie oznacza, że wybrane wartości „zachodnie” są lokowane wysoko w rodzimej hierarchii wartości, wypierając, rugując, dezawuując wartości wypracowane przez własną, polską kulturę, zaś w warstwie ekonomicznej oczywistą stawała się skłonność do wyprzedaży „za bezcen” swojego dorobku, byle tylko pozyskać – wielce przepłacając – towary, usługi, styl życia „zagraniczny”.

Apogeum osiągnięto za czasów zwanych „gierkowskimi”: drobny i większy przemyt turystyczny, tematy dziennikarskie i naukowe oraz „salonowo-towarzyskie”, a w konsekwencji rozwiązania gospodarcze nastawione były na upodobnienie Polski (gospodarstw domowych, zakładów produkcyjnych, przestrzeni publicznej) do krajów zachodnich. Oczywiście, mimo, że Polska była wtedy „najbardziej zachodnim barakiem w obozie socjalistycznym” – wyobrażenia o Zachodzie związane były z tym co fasadowe, a nie z tym, co stanowi esencję „rynku” i „demokracji”.

Tak „spreparowana” Polska poddana została wymuszonemu „przeciągowi” transformacyjnemu: cała struktura gospodarcza została zdemontowana, w jej miejsce zainstalowane „matryce” zachodnie, w których – z oczywistych powodów – zagnieżdżały się skuteczniej małe i duże kapitały zachodnie oraz niezbyt przejrzyście, za to gwałtownie potężniejący kapitał rodzimy.

Każde, nawet najdoskonalsze legislacyjnie rozwiązanie ustrojowe (słownie: każde) nieuchronnie rodzi reakcje „aspołeczne”, nawet jeśli w sensie legislacyjnym jest ustrojowo uczciwe. Zawsze bowiem jest jakaś – lepiej lub gorzej świadoma i zorganizowana – grupa interesów, która potraktuje prawo jako przestrzeń gry o cele partykularne-odśrodkowe, a nie jako społecznie odpowiedzialny obowiązek.

Istotą zatem legislacji jest zarówno przenikliwość w fazie przygotowywania rozwiązań, jak też czujność w okresie „wrastania” nowego rozwiązania w rzeczywistość.  W Polsce „transformacyjnej” mieliśmy jednak do czynienia z ewidentnie złą wolą:

1.       Długa lista rozwiązań nawet w intencjach wspierała „odśrodkowość” gospodarczą;

2.       Doktrynalnie „prywatne” stawiano przed „wspólnym” i „publicznym”;

3.       Świadomie prowadzono do utożsamienia „rynku” z „wolna amerykanką”;

4.       Świadomie nihilowano zabezpieczenia anty-aferalne i przed wykluczeniami;

5.       Wiele rozwiązań legislacyjnych celowo wspierało lobbing (jak „lub czasopisma”);

6.       Monitoring post-legislacyjny oparty był na eksplozjach aferalnych;

Ostatecznie formułowana została osobliwa „kultura” społeczno-gospodarcza, w ramach której Przedsiębiorczość była rugowana przez Rwactwo Dojutrkowe, a Państwo było rozszarpywane przez „państwa w państwie”.

Helmuth Plessner[8] w swojej znakomitej analizie ludzkiej kondycji , poprzedzonej analizą ograniczeń wspólnotowych i tego, jak ze swojej podmiotowości korzysta „naród” – dał mi przed laty impuls do refleksji na temat kontredansu, w którym wzajemnie, niczym w szaleństwie opisanym przez Foucaulta[9], zawirowuje się indywidualna psycho-mentalność i zbiorowo-państwowy ustrój-system. To nie są refleksje przyjemne i ponętne, bowiem i Człowiek, i Ustrój zawirowują się wzajemnie niczym szaleni derwisze. O co w tym wszystkim chodzi, znakomicie widać w nihilistycznym owsiakowym zawołaniu „róbta co chceta”. Zresztą, równie nihilistyczne, ale bardziej „stałe w zaangażowaniu” jest – nadal wzięty – Dziennik Cotygodniowy, skutecznie tropiący patologie, ale nijak nie zainteresowany ratowaniem zbiorowego psycho-mentalu, pokiereszowanego transformacyjną narracją.

Opiszę dwie nierozerwalnie splecione ze sobą patologie, ustrojową i mentalną, które manifestują się i namnażają w Polsce od początku Transformacji i są głównym powodem do zgryzoty i dla Ludu, i dla Decydentów. Zapewne nie były zaplanowane od początku i z pełnym wyrachowaniem[10], ale z czasem zaczęły być oczywistym elementem „porządku” ustrojowo-systemowego. Mowa będzie o chorej komitywie patologicznego ustroju i zdegenerowanego mentalu.

RWACTWO DOJUTRKOWE

Nie trzeba kończyć elitarnej szkoły męskiej albo równie elitarnej pensji dla dziewcząt, by przeniknąć instynktem stadnym, opartym na głęboko uposadowionej zasadzie, że tym bardziej jesteś „razem”, im bardziej gotowym jesteś świadczyć wspólnocie, w której orbicie pozostajesz. Inaczej: trzeba być przydatnym dla otoczenia społecznego, aby w tym otoczeniu funkcjonować z korzyścią dla siebie. Tak „mają” wszystkie wyobrażalne gatunki zwierząt, bowiem w tym królestwie – stada, ławice, mrowiska, klucze sprawnie i natychmiast rozprawiają się z czymś, co w świecie roślin reprezentuje jemioła albo kornik. Każdy aspołeczny osobnik czy grupa są w świecie zwierząt bezwzględnie i ostatecznie usuwane poza nawias, jeśli w ogóle pozostawia się ich przy życiu.

Ale nie trzeba być bardzo spostrzegawczym, aby zauważyć, że w gromadach ludzkich postawa zwana aspołeczną, czyli kornikowo-jemiołowata, jest dość powszechna.

Nie trzeba też wielkiej spostrzegawczości, by zauważyć, iż w okresie Transformacji stała się taka postawa – podstawową. Na pewno bardziej „praktyczną” niż ta obowiązująca w królestwie zwierząt.

Dlatego każdemu zwierzęciu łatwo byłoby wytłumaczyć fenomen Swojszczyzny, główny determinant obywatelskości.

PAŃSTWA W PAŃSTWIE

Sformułowania „państwo teoretyczne”, albo jeszcze bardziej dosadnie: „ch…j, dupa i kamieni kupa” – to autentyczny, choć wstydliwy polski dorobek w analizę fenomenu dezintegracji, rozkładu, obumierania Państwa (urzędów, organów, służb, legislatury), lecz nie wedle doktryny „komunistycznej”[11], tylko z powodu rozgrabiania prerogatyw, regaliów i immunitetów państwowych przez „państwa w państwie”.

W Polsce, w okresie Transformacji, zrodziło się– wedle mojego szacunku – ok. 40 „państw w państwie”, z tego najbardziej spektakularne to sądownictwo (i cały wymiar sprawiedliwości), ochrona zdrowia,  „skarbówka”, służby specjalne, kamaryle polityczne (partie władzy). Formuła „państwa w państwie” jest zaraźliwa i rozszerza się na kolejne dziedziny

Używane dawniej sformułowania wyrażające społeczną dezaprobatę dla „państw w państwie”, takie jak „prywatny folwark na urzędzie albo w przedsiębiorstwie” – dotyczyły nagannej (w powszechnym odczuciu) praktyki osób czy grup zdegenerowanych, pozbawionych poczucia odpowiedzialności (deontologia[12], utylitarność[13], charytonika[14]), żyjących pasożytniczo kosztem dobra publicznego-wspólnego.

Dziś te pojęcia zostały wyniesione na dużo wyższy poziom „zawartości merytorycznej”.  Rysunek powyżej zawiera skondensowaną „teorię państwa w państwie”. Opiszmy to pokrótce.

1.       Pod pojęciem „mental” kryje się zarówno świadomość obywatelska, jak też postawa wobec tego co publiczne-wspólne. Pod pojęciem „ustrój” kryją się rozwiązania legislacyjne wywiedzione z „dobrego obyczaju”, czyli z instytucji społecznych świadczących o tym, czy cały „system” jest zdrowy;

2.       Dowolna koncepcja „umowy społecznej” oparta jest na założeniu, że Mental (suma milionów postaw i „myśleń”) oraz Ustrój (sterowany pakiet mechanizmów systemowych) wzajemnie do siebie pasują, wzajemnie się podbudowują i „napędzają”, inspirują, stąd możliwa jest ich zbieżność, duża zgodność;

3.       Uruchomiono przemożną kampanię „edukacyjną”, która miała przebudować Mental w formułę „wolno wszystko, a jeśli nie wolno – to trzeba „kombinować”. Elementem tej kampanii były takie zawołania jak „święta własność”, „demokracja”, „rynek”, a zamiast myślenia społecznego-wspólnotowego – myślenie „interesem grupy”;

4.       Przedsiębiorczość została wyparta przez Rwactwo Dojutrkowe: zamiast działań gospodarczych na rzecz Ludności – powszechne stały się działania gospodarcze w stylu „skubnij i zmykaj”, i jako takie rozsiadły się w przestrzeni gospodarczej, w tym w izbach, gildiach, cechach, itp.;

5.       Podstawowym narzędziem „pracy” Rwactwa jest Więcierz Mętny: to pułapka z nanizanych na „ofertę” przepisów, procedur, zastrzeżeń, zobowiązań, która prowadzi do tego, że kontrahent-klient ma stałe zobowiązanie „abonamentowe” (lub jedno wielkie), a Rwacz – wyłudziwszy to zobowiązanie – unika realizacji swojej części obietnic, minimalizuje je;

6.       Uruchomiono meta-mechanizmy nomenklaturowe, w wyniku których poszczególne kamaryle polityczne stawały się „grupami trzymającymi władzę”, a ich władza wsparta była „nadaniami” z puli dobra wspólnego (osobliwym „kluczem przydziałów stanowisk” dla poszczególnych ugrupowań): taka jest geneza polskich „państw w państwie” (PwP;

7.       Podstawowym narzędziem „pracy” PwP jest Zatrzask Lokalny: w środowiskach terytorialnych czy branżowych powstały domknięte zbiory uzależnień drobno-nomenklaturowych, na mocy których krystalizowała się lokalna (środowiskowa) elita, trwająca siłami nepotyzmu, kumoterstwa, obezwładniania opozycji, rutynowych głosowań wyborczych;

8.       W ten sposób TEN Mental i TEN Ustrój – obcując ze sobą „cieleśnie”, codziennie, w każdym wyobrażalnym aspekcie – spłodziły osobliwe, nieznane dotąd, wyobcowane w jakąś postać obcą wszystkiemu co mutualne[15], monstrum Prerogatywy- Immunitety-Regalia (PIR), co – mając na uwadze ów skrót – szyderczo realizuje niedokończony tuskowy projekt PIR;

Wspieranie przez lewicę – od początku, z wyrachowaniem – procesu degenerowania Mentalu i patologizowania Ustroju – jest jej najcięższym grzechem w okresie Transformacji. Lewicowi ministrowie finansów, gospodarki, pracy, itp. – zajęci byli znajdowaniem sposobów na uczynienie tej degeneracji i patologii efektywnymi i zarazem znośnymi, zamiast je nazwać po imieniu i palić żywym ogniem. Jak dotąd – zapłacili za to szokujący rachunek w roku 2015, dla tzw. elektoratu – ludzi wykluczonych i wciąż wykluczanych – nie stanowi lewica ani nadziei, ani punktu odniesienia. Bantustaniejemy w tempie oszałamiającym, zaś cały transformacyjny postęp można skwitować sformułowaniem: poruszamy się z niebywałym impetem – ale wstecz.

 

 


[1] Zdarza mi się przyrównywać tę szkołę ekonomiczną do szkoły „melioracyjnej”: ważne są rowy, śluzy i retencja, a to co się dzieje na „polach i łąkach” – to sprawa „rynku”;

[2] Symbolicznym jest tu nazwisko Michała Rutkowskiego, współautora projektu OFE, wprowadzanego pod pozorem „trzech filarów”;

[3] Partnerstwo publiczno-prywatne – to rozwiązanie ustrojowe podobne logiką do formuły „funkcjonariusz publiczny realizujący zadania państwowe” (podmiot, który z uwagi na szczególną pozycję zawodową lub posiadane kompetencje związane ze sprawowaniem władzy publicznej korzysta ze szczególnej ochrony prawnej), na mocy którego możliwa jest współpraca pomiędzy jednostkami administracji rządowej i samorządowej (administracji publicznej) a podmiotami prywatnymi w sferze usług publicznych. Partnerstwo obejmować może takie dziedziny jak np. budownictwo mieszkań na wynajem, centra sportowo-rekreacyjne, parkingi, szkoły, siedziby władz publicznych czy gospodarka komunalna, ale również budowa dróg i autostrad, portów czy lotnisk;

[4] W moim przekonaniu, poza oporem, a nawet sabotażem wielkich spółek Skarbu Państwa, ma to wiele wspólnego z wycofaniem się UE z ofensywy na Ukrainie, po nieudanej próbie uwiązania-kolonizacji Ukrainy (temat przejęły ostatecznie USA, z pomocą innego „pożytecznego idioty” z Polski, kładąc akcent na sprawy militarne, kosztem gospodarczych);

[5] Rolnictwo kontraktacyjno-specjalistyczne, Wielkie Organizacje Gospodarcze, fabryki domów, „maluch” dla każdego, import licencji technologicznych – praktyka mijała się z założeniami;

[6] Celowe „dołowanie” sektora państwowego („popiwek” i „dywidenda”), prywatyzacja PPP (Narodowe Fundusze Inwestycyjne”), prywatyzacja wyprzedażowa, funduszowo-budżetowe reformy J. Buzka), patologiczne partnerstwo prywatno-publiczne (w tym PIR);

[7] Pierwszą z głośnych była – przeniesiona z czasów PRL – afera FOZZ, ale od tego czasu pojawiło się takich „znacznych” afer kilkadziesiąt;

[8] Helmuth Plessner – niemiecki filozof, socjolog, antropolog filozoficzny, wiążący człowieczeństwo z rzeczywistością przyrodniczą;

[9] Michel Faucault – francuski filozof, historyk i socjolog, najczęściej cytowany przedstawiciel nauk społecznych na początku XXI wieku;

[10] Ale były do przewidzenia, bo są skutkiem traktowania wszelkich kolonii jako „bantustanu”, czyli przestrzeni społeczno-gospodarczej, w której Ludność zajęta jest grą o „koraliki”, a „pożyteczni idioci” stanowią suto dokarmianą agenturę „obcych”, choć często sami myślą, że są suwerenną elitą;

[11] W rzeczy samej proces obumierania państwa dokonuje się w drodze rozwoju i pogłębiania demokracji socjalistycznej, podnoszenia świadomości społecznej, dyscypliny i odpowiedzialności mas oraz wzrostu ich udziału w życiu publicznym; poprzez rozwój instytucji przedstawicielskich, różnych form samorządu społecznego i kontroli społecznej nad aparatem urzędniczym we wszystkich dziedzinach; w walce z biurokratyzmem, z oderwaniem aparatu administracyjnego od mas pracujących. Jest to zarazem proces swoistego umocnienia państwa i jego zespolenia ze społeczeństwem. Zakłada on też przestrzeganie zasad praworządności zarówno przez przedstawicieli władzy, jak i przez obywateli. Patrz: Stanisław Widerszpil, „Fryderyk Engels o państwie w społeczeństwie socjalistycznym”, Państwo i Prawo, luty 1971. Albo: "...rozwija się demokracja odrzucająca instytucjonalizację podziałów politycznych i konkurencję ugrupowań, opierająca się na współuczestnictwie wszystkich ludzi pracy w rządzeniu, w podejmowaniu decyzji i ich realizacji", patrz:  Zygmunt Rybicki, Andrzej Werblan: Historyczne miejsce demokracji socjalistycznej, Państwo i Prawo, nr 8–9, 1977;

[12] Deontologia – branżowy kodeks regulujący zagadnienia postawy zawodowej i moralnej, niekiedy celebrowany w formie ślubowań, przysiąg, itp., np. lekarska przysięga Hipokratesa albo przysięga wojskowa czy ślubowanie harcerskie;

[13] Utylitarność: ustawianie własnej działalności w taki sposób, by była przede wszystkim użyteczna społecznie: np. buty wytwarzamy dla wygody tego, kto je nosi, a nie dla zysku;

[14] Charytonika – najogólniejsza formuła gromadniczo-wzajemnicza, nakazująca każdemu wspieranie osób i grup nie radzących sobie w jakimś aspekcie systemowo-ustrojowym, przy czym nie chodzi o filantropię „paliatywną”, ale tworzenie warunków wyjścia z wykluczenia;

[15] Słowo „mutualny” zostało tu użyte w znaczeniu: służący ludziom i rozumiany-kontrolowany przez ludzi”. Słownikowo: mutualizm – jedna z interakcji protekcjonistycznych między populacjami, charakteryzująca się obopólnymi korzyściami o takim stopniu, który praktycznie wzajemnie uzależnia istnienie obu populacji. Demutualizacja w języku ekonomistów oznacza zamianę gospodarczych formuł wspólnotowych (firmy rodzinne, spółdzielnie, towarzystwa wzajemnicze) w sieci i struktury urywające się spod wspólnotowej kontroli (spółki akcyjne);