Trój-okiem

2015-06-11 13:18

 

Bliższa koszula ciału. Siedzimy w naszym kurniku i w całym tym rozgdakaniu nie chce nam przejść przez głowę, że z podwórka, a tym bardziej z innych kurników, nasze sprawy mają się niekoniecznie tak samo, jak je widzimy.

Biorę na ząb Europę, Rosję i Chiny. Zakładam, że Arabia, Latinum czy Australia albo Afryka – mają nasze problemy daleko w tyle. Indie mogą mieć spojrzenie podobne chińskiemu (choć są następcą Chin w roli pół-hegemona globalnego), zaś Ameryka traktuje Polskę jak swój poligon i to, czy robaczek podskakuje dziarsko, czy bezradnie leży na plecach – nie jest jakimś problemem dla tej najbardziej ponurej demokracji świata.

Europa

...traktowała od zawsze teren na wschód od Łaby i dorzecze dolnego Dunaju jako pole ćwiczeń kolonizacyjnych. W tym sensie Transformacja polska udała się Europejczykom świetnie, a i Ameryka (via NATO i finansjerę) nie ma powodów do narzekań.

Kolejne polskie rządy „wolnościowe” – z drobnymi spazmami – robiły wszystko, by wstąpić do UE, usunąć przeszkody wewnętrzne dla europejskiej przedsiębiorczości, upodobnić warunki działania w Polsce do tych dominujących w Europie, ułatwić „inwestorom” biznesy, zbudować infrastrukturę poręczną dla Europejczyków (w tym przestawić „pod nich” tzw. infrastrukturę krytyczną), a „kulturze” europejskiej (np. media) umożliwić kształtowanie Polaków na Europejczyków.

Gasnąca – mimo statystycznych pozorów – witalność polskiej (kapitałowo, decyzyjnie) gospodarki i przedsiębiorczości, rosnące wykluczenia, zróżnicowania społeczne i patologie gospodarcze – wszystko to od zawsze było jasne dla każdego, kto ekonomii nie utożsamia z matematyką i statystyką.

Polska – jak cała Europa Środkowa – jest łasym kąskiem dla Europy choćby z tego powodu, że każdy mieszkaniec tego kraju chce żyć (zatem kupować), czyli co dzień od rana stara się uzyskać dochód równoważący sumę cen towarów i usług pozwalających żyć. Polska też jest krajem niezbyt gęsto zaludnionym i niezbyt świadomym ekologicznie – więc jest miejscem inwestycji i biznesów zamieniających Kraj w ruinę ekologiczną. Zaś Ludność – już od początku eksploatowana ze swojej zapobiegliwości i nano-przedsiębiorczości – żyje w pogarszających się warunkach urbanizacyjnych i przestrzennych (coraz ładniej, ale coraz mniej miejsca i swiatła dla szaraków).

Tym bardziej intensywnie działa maszyna medialna (formatująca, jak u Orwella), która z jednej strony ogranicza horyzont widzenia (po co ma się obywatel zajmować tym, na czym się nie zna), z drugiej zaś strony buduje jedynie-słuszną perspektywę oceny rzeczywistości, oczywiście optymistyczną i zachęcającą do dalszej zapobiegliwości i nano-przedsiębiorczości.

Okazuje sie jednak, że nadwiślańska „klasa polityczna” (co za obrzydliwe sformułowanie) sama sie poddała tej manipulacji, którą przeniosła z Europy na rodzimy grunt. I swoją robotę doprowadziła do absurdu: dziś „elektorat” ma tak wielkie uprzedzenia i stereotypy co do „elit”, że nawet ludziom przyzwoitym z tego grona niedowierza.

Dlatego Europa, która swojego najlepszego agenta wpływu uhonorowała podobnie jak poprzedników (raptem kilkanaście dużych i kilkadziesiąt pomniejszych apanaży) – nie wie czy śmiać się z błazenady rządowo-partyjnej Polaków, czy bać się jej skutków w postaci nadejścia „nieznanego” (nierozpoznanego bojem).

Rosja

...zna Polskę od wieków jak zły szeląg. Z jednej strony zna nas jako żywioł ruchliwy, dynamiczny, kontaktowy, nie obawiający się rywalizacji i tego co za horyzontem – z drugiej strony jako zywioł niepokorny, gotów w emocjach zniszczyć pałac i ośmieszyć władcę. Dla szarego ludu rosyjskiego Polacy to ludzie bez kompleksów, nawet nieco wyniosli, ale za to Słowianie, i to ci nowocześniejsi, sięgający po postępowe gadgety bez drżenia ręki, bez nieśmiałości, skłonni do ryzyka.

Za carów i za sekretarzy Rosjanin (nie tylko zatem Ruski, ale też ludzie innych nacji, ras i wyznań w obrębie Dzierżawy) nie mógł zachowywac sie i postepować jak Polak (choć niejeden pragnął i potrafiłby) – bo ryzykował zbyt wiele.

Dla caratu jednak Polska to wieczny wrzód na tyłku. Docenisz – chce wejść na głowę. Przyciśniesz – zaraz powstaje zbrojnie, po wariacku. Radziecka formuła definiująca PRL jako wspieranego sojusznika, trzymanego na nieco dłuższej smyczy niż inni w Układzie Warszawskim i RWPG, okazała się celna: Polacy brylowali po świecie (Plan Rapackiego), rozwijali rolnictwo gospodarskie, obfitowali wolnymi zawodami i prywatnym sektorem handlowym, nawiązywali zachodnie kontakty gospodarcze – ale musieli się na to wszystko opodatkować i jakoś ta przyjaźń socjalistyczna trwała.

Solidarność stanowiła wyłom w tej układance. Była zdecydowanie antyradziecka, choć koncept ustrojowy Solidarności to nic innego jak Kraj Rad (Samorządna Rzeczpospolita). Zaplecze podpowiadaczy wałęsowych mówiło biegle w językach europejskich, bo się tam uczyło albo korespondowało. Urzeczone było rozwiązaniami „demokratycznymi” Francji i Brytanii, gospodarnością Niemiec, silną podmiotowością Skandynawów, „manianą” krajów śródziemnomorskich. Tego ZSRR (Rosja) nie mógł Polakom zaoferować i stąd – użyjmy eufemizmu – niepokój towarzyszy radzieckich.

Transformacja – związana m. in. z zerwaniem z dnia na dzień kooperacyjnych więzi – kosztowała Polskę więcej niż ZSRR, ale wywołała oburzenie „starszego brata” na niesłowność „młodszego”, za którym poszły rodzinne utarczki o wszystko.

Kolejne rządy Polskie – poza dwoma, epizodycznymi licząc w latach – starały się złagodzić pierwszy szok rozwodowy, ale też były coraz bardziej agenturami Europy nastawionej na poszerzanie kolonii i Ameryki nastawionej na dezintegracje ZSRR i potem Rosji oraz jej „bloków” (np. WNP). Toteż wzajemne wizyty miały coraz niższą rangę i stawały się rzadsze.

Ukraina „wileńska” – jako zdrada ugody mocarstw[1] wywołana europejskimi próbami kolonizacyjnymi i amerykańskim apetytem na Sewastopol – pogrzebała ostatecznie stosunki polsko-rosyjskie. Sikorski był frontmenem tych wrażych dla Rosji starań. Jeśli dziś Sikorski i inni „zdrajcy” mają kłopot – Rosja ma powód do satysfakcji. Sądze też, że o ile nieprofesjonalizm polskich rządowców i parlamentarzystów szokuje Europejczyków – to Rosjan i bawi, i przeraża. Zbyt długo nas znają.

Chiny

...mają uzasadnione poczucie, że stoi za nimi wielowiekowe doświadczenie – i to daje im przewagę nad „małolatami” politycznymi świata. Zachowanie się USA w ostatnich dwóch stuleciach czy Rosji w ostatnim stuleciu – wywołuje w Chinach refleksję znaną z żartów: jeśli wystarczająco długo posiedzisz nad rzeką – zobaczysz jak płyną nią szczątki twoich nieprzyjaciół. Integracja na podobieństwo europejskiej odbyła się w Chinach za czasów dynastii Quin a potem Han.

Jest wielce prawdopodobne, że Chiny widzą Europę Środkową, nie przejmując się jej zróżnicowaniem (w dawnych Chinach było ono większe). I widzą ją nie od wczoraj i nie od ćwierćwiecza. A skoro widzą – to przymierzają ją do swoich wewnętrznych spraw, naznaczonych od lat konceptem Denga ( "cztery modernizacje" i "cztery podstawowe zasady"), patrz: "bez ideałów, bez dyscypliny kraj nasz /.../ może przekształcić się w ławicę lotnego piasku". Spoiwem państwa wedle Denga miał być patriotyzm wyrażający się w akcentowaniu pryncypiów niepodległości i suwerenności ("Niech żaden obcy kraj nie żywi nadziei, że Chiny staną się jego wasalem") oraz w haśle "socjalizmu o chińskiej specyfice". Deng pozostał też wierny maoistowskiemu purytanizmowi obyczajowemu głosząc, że "będziemy przeciwdziałać zewnętrznym wpływom zepsucia i demoralizacji” (skorzystałem z Pedii).

Pisząc o tym podpowiadam Czytelnikowi, że słowo „socjalizm” w retoryce państwowej jest takim samym obowiązkowym narzędziem wymowy jak słowo „wolność” w amerykańskiej: powtarzane jest automatycznie, machinalnie.

Biorąc to wszystko pod uwagę zauważam, że dla Chin Europa Środkowa (a w jej obszarze Polska) – to żywioł bezpodmiotowo miotany przez Historię, nie potrafiący się zakotwiczyć, nie znający sztuki wyprowadzania ugody z dialogu. Zanim nie pozszywa swoich łatek w jedno płótno – będzie szarpana i poniewierana przez Historię i przez tych, którzy łatwiej czy prędzej odnaleźli swoją drogę pośród meandrów.

Przerysowując powiem, że o ile w oczach Chin Europa jest młoda, Rosja młodsza, a USA są berbeciem – o tyle Europa Środkowa jeszcze nie istnieje (choć jest już pojęciem – bez desygnatu – z platońskiej Pleromy), wciąż poszukuje swoich „Pięciu Czcigodnych”. Akurat w Polsce tych Czcigodnych nie widać, choć zdawało się...

 

*             *             *

Choć słowem „patriota” szasta się dziś bez umiaru i z egzaltacją – ja czuję się patriotą. I zależy mi, chciałbym wiedzieć przynajmniej, jak nas widzą inni. Nie po to by się przypodobać, tylko po to, by mieć bardziej wyważoną perspektywę w moich tu-teraz, domowych działaniach.

 



[1] Ukraina w 1994 roku zgodziła się na usunięcie broni jądrowej ze swego terytorium, w zamian w tzw. memorandum budapesztańskim gwarantowano jej suwerenność i integralność (Rosja, Wlk. Brytania i USA);;