…to nie jest mój wymarzony kandydat…

2020-06-21 07:21

 

Jedno z najbardziej rozumnych i przytomnych sformułowań sondażowych, jakie ostatnio usłyszał mój znajomy, siedząc na ławeczce przy deptaku, to wybór między oceną kandydatów jako IDEALNYCH-WYMARZONYCH albo jako zaledwie NAJLEPSZYCH Z DOSTĘPNYCH.  Tak postawione pytanie uczynilo całą ankietę przedsięwzięciem rzeczowym, niebanalnym. Co bym odpowiedział, gdyby mnie o to zapytano w sprawie Dudy, Biedronia albo Bosaka, którzy najwyrażniej są ZAMIAST...?

Nie ja jeden mam dylemat "w temacie", czy aby stawiam na właściwego konia. A jeśli tak - to na czym polegać by mogło moje ewentualne niezadowolenie z jego zachowania po wyborze.

Oczywiście, nie obeszło się bez refleksji o kandydatach lewicy i kandydacie ludowym oraz narodowym, a także o wielkiej pomyłce tych wyborów, w postaci samozwańczego wodza roszczeniowych „przedsiębiorców”.

Ten ostatni wdrapał się na szczyty tupetu, wyprowadzając na ulice miast ludzi niezadowolonych z „tarczy”, bo ona daje zbyt mało i na trudnych warunkach. Co to za przedsiębiorca, pytam, któremu chce się działać w „normalnych” warunkach czyniących z niego rwacza, a w warunkach nadzwyczajnej pomocy urzędowej w kryzysie – już sobie nie radzi? I czy taki przedsiębiorca w chwili „próby” zadba o swoją załogę i potrzeby społeczne, dla których ponoć podjął się poświęceń i biznesu – czy raczej o mamonę i swój geszeft, kosztem załogi, klientów i – poprzez „tarczę” – kosztem budżetu? Miałem rozmówców i takich, i takich. Ale w relacjach z „ulicy” wokół Tanajno widziałem tylko tych drugich, rwaczy. Może niedowidziałem, bo nie byłem w środku tej zadymy...

Ludowiec, jak przystało na reprezentanta „odwiecznie obrotowych” – stara się w swojej kampanii sklejać wodę z ogniem. Ale plemię „transformersów”, którzy doświadczyli Polskę zbójecko-łupieskim „szokiem ustrojowym”, jest nie do pogodzenia z plemieniem „sanacyjnych radykałów”, gotowych przeredagować Historię, byle z niej wymazać walkę klas i ludzi pracy walczących o egalitaryzm. W ten sposób kupują łaskę „klasy wyzyskiwanej”, dając jej ochłapy na pohybel „gorszego sortu”, starannie omijając to, że tych obdarowanych, swoich chwilowo podopiecznych,  mają za jeszcze podlejszych i „ciemniejszych”.

Narodowiec, który wydaje się nieopierzonym młokosem, zadziwiająco celnie wypowiada się o formacji rządzącej: bardziej jej w głowie doraźna taktyka władzy niż wieloletni projekt formowania obywateli. Dla taktyki – rządzący gotowi są przeistoczyć się w samarytan, ale biada tym, którzy chcieliby sami, po swojemu, podmiotowo  zadbać o los swój własny, obywatelski, i samorządnie o los kraju. Nie zagłosuję na niego, bo takich jak ja zalicza do ideowych degeneratów, „nieczystych”, dalitów, czyniąc nas zresztą zbiorowo winnymi tego, żeśmy proletariuszami, pariasami.

 

*             *             *

Na lewicy urodzaj. Mamy kandydata głoszącego racje proletariackie (bez ich nazywania po imieniu) i kandydata będącego rzecznikiem ofiar zacofania kulturowego. Gdyby obu skleić w jedno – wyszedłby całkiem rzeczowy reprezentant „oddolnych”. Ale oni też są nie do sklejenia. Jeden wpatrzony w swój własny wizerunek cherubina-progresywisty, obrażony na świat, że takich Polska w większości traktuje jak odmieńców, drugi doświadczony w wielkomiejskiej spółdzielczości mieszkaniowej, traktującej lokatorów jak „wsad” do kapitału mieszkaniowego – bardziej bliski starej nomenklaturze niż odruchom rewolucyjno-proletariackim.

Obaj nie są moimi idealnymi kandydatami – odpowiadam jako potencjalny wyborca na pytanie ankietowe. Żaden nie jest – znów użyję tego nazwiska – Ikonowiczem, a mówię o proletariackiej niezłomności na rzecz ewidentnie krzywdzonych systemowo, nie zaś o kacykowskim wodzostwie eliminującym wszelkich inno-myślicieli, konkurencyjnych dla jego chwały.

Witkowski, mój kandydat nie-idealny – nie jest narcyzem, jak Biedroń czy Ikonowicz, nie liczy na swój polityczny feromon, nie ogłupia nas wzruszająco i porywająco, nie skamle o godność dla mas pracujących: nazywa po imieniu przyczyny rozwarstwienia społecznego w Polsce. Może jest cynicznym graczem (nie wiem), ale nawet jeśli nim jest – to nie dorasta w tym do pięt Czarzastemu i Zandbergowi. Nie plugawi dobrego imienia założycieli Unii Pracy. W jego słowniku nie ma zadziornych zawołań proletariackich, w jego doświadczeniu nie ma beznadziejnej nędzy, nie odpowiada pięcio-pojęciu „huerfanos-inocentes-excluidos-desdentados-indignados” – i dlatego nie jest moim idealnym kandydatem. Może dlatego sondażownie nadal udają, że go nie ma? 

Jan Gavroche Herman