To ja tera z tym Putinem

2020-01-03 07:07

 

Zacznijmy od tego, że Azjatów mamy generalnie – my, którzyśmy atlantyccy – za barbarzyńców, nawet Chińczyków czy Hindusów, których cywilizacje sięgają po kilkakroć głębiej w Przeszłość niż ta nasza ulubiona, oswojona, egipsko-żydowsko-helleńsko-rzymska. Słowo „azjatycki” jest w naszych ustach epitetem, choć ogłada każe nam zachwycać się tym i owym, bo takie egotyczne…

Jak wiadomo, W.W. Putin zaczynał dorosłe życie jako zastępca Anatolija Sobczaka, robiącego za demokratę mera Leningradu (w tym akurat czasie miasto zmieniło nazwę na bardziej carską). Wcześniej był Putin kagiebesznikiem i nie wychylał się z jakimikolwiek poglądami, może nawet ich nie miał, wedle rozkazu.

Doświadczyłem kilku z nim spotkań, z inicjatywy leningradzkich naukowców, których naonczas wspierałem – i za każdym razem były one owocne dla mnie. Nieświadomym dopowiem, że miałem wtedy kilka podmiotów prawnych w różnych krajach, głównie w Wilnie, gdzie mieszkałem, a w Leningradzie na Fontance była siedziba jednej  z moich firm. Dzięki Putinowi zaopatrywałem krótko jedną z dzielnic miasta (sklepy typu „Społem”), w zamian dostałem tzw. generalną licencję wywozową na różne towary, co ostatecznie okazało się opłacalne. Dziękuję.

Sam WWP okazał się człowiekiem otwartym i kontaktowym, i tego zdania nie zmieniłem, kiedy po jakimś czasie został szefem FSB, a potem szefem wszystkich szefów (wtedy dopiero dowiedziałem się  mediów, że był rezydentem KGB w ważnym niegdyś dla RWPG kraju).

U siebie, w wielkiej Rosji, Putin ma duże miliony zwolenników (bo powstrzymał rosyjską drugą Smutę) i małe miliony przeciwników, którym wydaje się, że europejskość jest rosyjskim przeznaczeniem. Ot, inteligenty, akademiki. Wszystkim jego krytykom zwracam uwagę na to, że Putin w pełni świadomie wycofał Rosję (państwo rosyjskie) do roli echa Chin – i dobrze na tym wychodzi, zarówno on, jak i Rosja.

W trwającej od jakiegoś czasu otwartej wojnie USA-ChRL – Amerykanie proponują światu rekiet (danina za ochronę), a Chińczycy – globalną spółdzielnię (każdy wkłada ile może, ale głosy wszystkich są równie ważne). Przy czym na Azjatów patrzymy  z przypisaną im podejrzliwością, a anglosasów traktujemy zawsze wyrozumiale, mimo dowodów i doświadczeń z nimi zgoła odwrotnych. Rosja w grupie amerykańskiej (są tacy, który już-już widzieli Rosję w NATO) byłaby poniżana i rozliczana za wszystkie grzechy amerykańskie – za to w grupie chińskiej – jest partnerem tak ważnym, jak niegdyś PRL była dla ZSRR. I jest sąsiadem dla hegemona, a to przecież już nie czasy „napięć” nad Amurem...

Polska w tym układzie wielkoludów robi za ratlerka: strzyżona jest równo przez dowolną zachodnią łajzę, ale przyssała się do Ameryki i udaje antyruskiego mesjasza. Do wszystkiego dopłaca, na wszystkim traci budżetowo i prestiżowo. Taki wybór. Jestem wobec tego wyboru w opozycji, choć nie w dysydencji.

Więc teraz wyobraźcie sobie gościa rzeźbionego na globalną miarę, którego na każdym kroku ratlerek próbuje ukąsić w nogawkę, a przynajmniej obszczać. Trwa to latami, z różnym natężeniem, czasem ratlerek nawet zrobi sobie przerwę i łyknie jakiś pasztet (jak Pawlak ropę). Ale ujadanie weszło mu w krew, aż się cały salon globalny zaczyna zwyczajnie wkurzać, bo ile można wciąż o tym samym…

Putin rozumie, że jest odgromnikiem, dzięki któremu Chiny mogą tu, nad Wisłą, prowadzić swoją dalekosiężną politykę. Ale pamięta też, że łączą go z Polską chwile trudne i smutne (zawiła historia w Mniszchówną podczas Smuty, rozbiory w dobie Konstytucji 3-majowej, później pakt gruzińskiego diabła wcielonego z szaleńcem  feldgrau), jak też chwile niezłe (współ-liderowanie w RWPG i Układzie Warszawskim, dopuszczenie do najwyższych wtedy możliwych standardów technologicznych, vide Hermaszewski). Z dwojga złego (naprawdę złego, imperialno-mocarstwowego) – wybieram zło ruskie, bo jest sąsiedzkie i vice-chińskie. Jak już Polska będzie globalnym mocarstwem – będę może innego zdania, he-he.

Dlaczego wszyscy się dziwią, że Putin machnął boleśnie ogonem? W czym Polska przewyższa Rosję, tylko tak konkretnie? Jasne, ten akurat ambasador może nie zasłużył na wygłoszoną o nim opinię. Ale Polska – zasłużyła, po wielekroć, bo paktowała i współpracowała z bestią do ostatniej chwili, realizując (niechcący?) założenia „przyjaciół” europejskich, działających pod dyktando (wedle scenariusza) znad Potomaku. Ten nasz filosemityzm, też jakoś tak… Kojarzy dziś ktoś, jaki był nasz międzywojenny stosunek do Kresów…, a zwłaszcza do ich mieszkańców…? Czy może – jak zawsze – byliśmy święci pod każdym względem, tylko się to źle przyjęło…? Bo że okazaliśmy się podwójnie naiwniakami (alianci, ZSRR) – to pewne. W każdym razie wypełniliśmy z nawiązką wpisaną nam w grafik po I Wojnie rolę „państwa przejściowego”. Jak dzieci…

Patrząc miarą XX-wieczną – Putin nieroztropnie przyłoił nam rózgą. Tylko że on już dawno jest w XXI wieku i wie (jeśli nie sam to od Chińczyków), że niegdysiejsze polsko-ukraińskie Kresy mają być buforem amerykańskim przeciw koncepcji Pasa i Drogi, największego biznesu w dotychczasowej Historii, opartego na zgoła nie-amerykańskiej filozofii umiaru i harmonii. Wie, że Amerykanie są na musiku i drażni ich, pokazując, gdzie ma ich polskiego akolitę…

No, to nie egzaltujmy się aż tak. Popatrzmy na siebie oczami globalnych graczy, a nie własnymi, mesjanistycznie zaściankowymi. Wiem, wiem, nawet Niemcy, do tego nawet Żydzi przyznali przy tej okazji wreszcie (choć na krótko), że to nie Polacy stworzyli tu obozy zagłady…