Tak sobie ogólnie pomykam. W adres przyjaciołom

2020-05-01 21:52

 

Mam od zawsze kłopoty towarzyskie, które mnie samego dziwią, polegające na tym, że większość znajomych czyni mnie winnym tego, że nie zgadzają się ze mną. Oni się ze mną nie zgadzają, i to ja jestem temu winien, mam się czuć głupio.

Pewna serdeczna Małgosia próbowała mi to przetłumaczyć: kiedy rozmawiasz z nimi, widać po twoim wyrazie twarzy, co o nich myślisz. Może to i prawda: nie znoszę owczych odruchów, tanich egzaltacji, perfidnej hipokryzji, pustej uległości wobec feromonu politycznego cwaniaków. I jestem w tym szczery. A polityków zręcznie na tym grających – zwyczajnie mam za gnojków.

Moim ulubionym zajęciem jest myślenie. Może nie jestem członkiem Mensy, ale – mam na to papiery – po prostu nie aplikowałem do tego wpatrzonego w siebie grona. Spośród ludzi, których znam – też niewielu aplikowało, czasem ze względu na niedostateczną liczbę punktów. Może „mieszkam” między … jak to było… jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu. Przechwałka? Piszę średnio 3-5 stron tekstu dziennie, z tego 2-3 z przypisami, czyli w miarę naukowe. Rocznie – gruba książka, z tego kilkaset stron tekstu naukowego. Nie popisuję się, inni mają inne, równie ciekawe hobby, najczęściej jednak mylą hobby z fejsbukowym czepialstwem albo ze stadnymi odruchami na komendę …

Moje poglądy, zarówno te bliskie naukowości, jak też te życiowe, układają się w logikę w miarę spójną: harcerstwo,  patriotyzm, socjalizm, chrześcijaństwo. Ale nie zamykam się  wyższością w tych ramach: jeśli ktoś myśli, czuje i głosi inaczej – to go słucham, a nie staram się go skopać, czy przekonywać na siłę. Daję znać o tym, co ja sądzę – resztę pozostawiam „temu drugiemu”. I na tym tle najczęściej nie znajduję wspólnego języka ze „swoimi”: skautami, patriotami, lewakami, wyznaniowcami. Nie wpisuję się w ich poczucie wyższości nad „innościami”.

Ot. Wirus koroniasty. Zbyt wiele jest przesłanek (poszlak), stawiających ten „projekt” w roli diabolicznej ściemy. Przecież nie wymądrzam się,  ale z każdym dniem mam więcej twardych dowodów cynicznej gry, o której powiem jak na razie: czyjejś.

Albo 1 Maja. Iluż widzę „niezłomnych”, którzy świętują z balkonu albo z działki ogrodowej produkując sekciarskie „inicjatywy” na własną chwałę, koniecznie „lepsze od innych”. I z wyższością pouczają mnie o tym, jaki to jestem aspołeczny. Albo ignorują.

O stosunku mojej bratniej inteligencji lewicującej do „podmiotu lirycznego”, czyli proletariatu – nie chcę się wypowiadać. Po prostu widzę, jak każdy z osobna stara się zauważyć, w którą stronę idzie „tłum wykluczonych” i pośpiesznie ustawiają się co chwilę na czele pochodu. Żenada.

Społecznictwo. Kiedyś oznaczało bezinteresowność i zapał w niesieniu dobra i pomocy, dziś oznacza pogoń za „pokwitowaniem”, ileż to godzin się zaliczyło i ileż tytułów się ma do chwały, liczonej w jakichś tabelkowych punktach do aplikacji o różne „fuchy”.

Takich spraw trochę bym nazbierał, gdybym miał czas na gorzkie żale. Jednak nie żalę się. Jednak kiedy – spójrzcie na cztery poprzednie akapity – wychodzi po jakimś czasie na to, że mam rację – jakoś ta racja przechodzi nie na mnie, tylko na tych „nawróconych”. I co, mam stawać na każdym rogu i podkreślać chełpliwie, że przecież to ja pierwszy, zanim inni na to wpadli, już głosiłem poprawną wersję?

Na tym polega moja towarzyska porażka, o jakiej wspominam na początku.

Pamiętam ledwo skrywane uśmieszki, kiedy ogłosiłem, że będę kandydował do funkcji Prezydenta RP. A mówiłem jasno: nie wejdę w szranki o zbieranie podpisów, nie mam narcystycznych wyobrażeń o swojej wielkości, ustąpię dowolnemu lepszemu, który się ogłosi, ja tylko uruchomię kampanię sprowadzoną do rzetelnej debaty o lewicowości, o jej istocie, bez szowinizmów. Nie mówiłem, że wiem na pewno co i jak, tylko ogłosiłem potrzebę debaty.

A teraz prosta zgadywanka: skoro w ramach „kampanii” szeroko ogłosiłem kilkanaście tekstów podpisanych Jan Gavroche Herman – to kto z Szanownych Czytających poważnie je potraktował komentarzem, kontr-artykułem, analizą merytoryczną albo – zwyczajnie poparł? Zignorowano, co może oznaczać, że jestem głupek, albo „nieupoważniony”, albo trędowaty. A może nie chce się Wam, Szanowni, poważnych rozmów, tylko łatwych hasełek i towarzyskich „lajków”, pośród których się pozycjonujecie…?

Najbardziej zabolało, że kiedy poprosiłem 23 osoby o wsparcie pewnej deklaracji lewicowości (wymowy wstępnej redakcji tekstu) – tylko kilka osób ponad połowę mnie czynnie wsparło, a dużo więcej podjęło – nie informując mnie uprzednio – swoje odrębne ruchy w innym towarzystwie. Jak mam to rozumieć? Ja bym powiedział wprost: Jaśku, mamy inny pomysł, spierdalaj.

I teraz trwa dopytywanie, czy nadal jestem obrażony na wszystkich, jako „komentarz” do mojej uwagi, że przestanę publikować cokolwiek, zanim nie poczuję, że jestem rozumiany co do litery i ducha moich wypowiedzi czy działań.

Ja już mam swoje lata, nie mam kompleksów na tle swojej przyzwoitości, zwojów w mózgoczaszce, wyglądu, refleksu politycznego i podobnych przymiotów. Jestem normalny, a nawet zwykły. I nie czuję się ani weteranem, ani emerytem. Zbastujcie w swoich jedynoracjach, jedynosłusznościach. Nie doczekacie mojego zgorzknienia, mojej małości, która miałaby polegać na drobiazgowym punktowaniu, co z moich (podpisanych jako Gavroche) propozycji okazało się celne. No, może wspomnę o dzisiejszej deklaracji Hołowni, że złoży urząd tuż po ewentualnym zwycięstwie, by doprowadzić do rzeczywistych wyborów niebawem. Poczytajcie moje teksty, tam jest więcej celnych propozycji, dziś już rozkradzionych. Nie udawajcie, że mnie nie ma w debacie, albo że robię w niej za wsiowego głupka.

Skoro się zatem źle czuję w roli jakiegoś pogiętego, naiwnego staruszka – to nie oznacza, że tę rolę traktuję jak osobistą obelgę, ale nie oznacza też, że ją zaakceptuję. Kiedyś Michał, brat Florka, syn Wandy, powiedział mi wprost wobec niemałej czeredy konferencyjnej: może i masz rację, ale ty jesteś na tyle stary, że umrzesz przed nami, i wyjdzie nasze na wierzch. Szanowni robią wiele, by się Michała sposób myślenia nie przedawnił.

Przyjaciołom zaś mówię jak przyjaciel: przeredagujcie swój stosunek do kogoś, kto nigdy Was nie podszedł, nie oszwabił, nie okradł z niczego, nie był nieszczery.

Nie jestem winien tego, że nie staracie się dostrzec we mnie partnera. To jest Wasz problem, o ile mnie IQ nie zwodzi.