Sławomir Sierakowski – kaowiec medytacyjny

2013-12-17 01:18

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

 

Trzech znam „kaowców”[1] na pamięć: Lutek Danielak z filmu „Wodzirej (grany przez J. Stuhra), Stanisław Tym (fałszywy kaowiec z „Rejsu”) oraz Sławomir Sierakowski z „Kultury Politycznej”. Ten ostatni jest prawdziwy, żywcem wzięty z PRL-u.

Najbardziej go polubiłem, kiedy pochwalił się publicznie, że ówczesny szef SLD (parlamentarnej partii politycznej) przychodzi do niego po instrukcje na temat lewicowości i rządzenia. Okazał się normalny, czyli szajbnięty jak każdy narcyz i celebryta. Ale od początku.

Kwiecień 2008: - Wypiłbym 200 gram i postawił na Olejniczaka, bo mimo wielu błędów jest to człowiek przynajmniej poczciwy. Ale przestańmy mówić, że SLD to lewica - tak Sławomir Sierakowski widzi przywództwo w Sojuszu. O kondycji polskiej lewicy w „Magazynie 24 godziny” dyskutowało "dwóch kapitalistów i jeden filozof"[2].

Siedział naonczas w studio telewizyjnym z Jerzym Urbanem, wziętym od pokoleń publicystą, szyderczo-prześmiewczym rzecznikiem rządu w stanie wojennym, właścicielem chodliwego tygodnika NIE, oraz z Włodzimierzem Czarzastym, byłym aktywistą SZSP-ZSP, potem sekretarzem KRRIT i nieformalnym „kadrowym” w rozgłośniach, przeistoczonym w menedżera i kapitalistę (Muza, Wilga, itp.). Od razu zastrzegł (Sierakowski), żeby go w jednym szeregu z pozostałą dwójką nie stawiać.

- Proszę nas nie integrować na siłę, nie chcę odbierać kolejnych pocałunków śmierci. Dla mnie trzy pokolenia lewicy to Jacek Kuroń, Leszek Bugaj[3] i, jeśli coś dobrego w życiu zrobię, to może ja – stwierdził.

Skromnie stwierdził, dodajmy.

Jak wiadomo, decyzję (o wypchnięciu Demokratów z LiD, w konsekwencji rozpadzie LiD) Olejniczak podjął pod wpływem rozmowy ze Sławomirem Sierakowskim – pisał bloger Chevalier[4]. Wyobrażam sobie, jak to wyglądało - Olejniczak bombardowany przez Sierakowskiego nawałą argumentów zaczerpniętych z teoretyków. Musicie tak zrobić, rzecze redaktor, bo będzie to zgodne z tym, co stoi napisane u Żiżka, Negriego oraz u Chantal Mouffle. Na ówczesnego lidera SLD sypał się grad neomarksizmu, postmodernizmu, teorii o roli hegemonii kulturowej, o postpolityce oraz o backlashu. I cóż on miał zrobić, przygnieciony lawiną doktryn, jak powinna wyglądać prawdziwa lewica?

Zdaniem Sierakowskiego, trzeba było pozbyć się z koalicji Demokratów, bo bez tego lewica nigdy nie odzyska tożsamości ideowej oraz charakteru klasowego, już zawsze pozostanie pseudo-lewicą, rozmywającą zasady w kulcie demoliberalizmu, i pogoni za widmem sposobów  na niemożliwą reformę kapitalizmu. Powinna wrócić do twardej reprezentacji interesesów grupowych, do wielkich systemów wyjaśniania i organizacji świata w duchu jego rewolucyjnej przebudowy, szukać wzorów u Władimira Ilijcza, jak wykreować i wykorzystać "rewolucyjną sytuację". Jej racją bytu jest głosić hasła radykalne, jednocześnie społecznie i obyczajowo, nie bać się zakwalifikowania jako partia doktrynerów, "oszołomów", wywrotowców - to przywróci jej duży elektorat, jak najbardziej podatny na taki koktajl idei. Według teorii, taki duży elektorat w Polsce potencjalnie istnieje, a to, że w wynikach wyborów i w sondażach jakoś nie sposób dopatrzyć się go w oczekiwanej ilości, red. Sierakowski tłumaczy brakiem radykalizmu w programach lewicowych partii, i to radykalizmu wedle recept ideowych „Krytyki Politycznej”.

Sławomir Sierakowski wychował się w warszawskim blokowisku na Jelonkach[5]. W szkole średniej zafascynował się książkami Jacka Kuronia, Adama Michnika, Czesława Miłosza, Marka Hłaski. Imponowała mu atmosfera kontrkultury lat 50 i 60 oraz lewicowej opozycji z lat 70. W rozmowie z mediami wzdychał: „Urodziłem się za późno”.

Sierakowski ukończył Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Był stypendystą kilku fundacji oraz Collegium Invisibile. Ta ostatnia placówka została stworzona dzięki wsparciu Instytutu Społeczeństwa Otwartego George’a Sorosa.

Na studiach zbliżył się do środowisk lewicowych. W domku w Radości, odziedziczonym po dziadkach, organizował imprezy integracyjne.

Na seminarium Magdaleny Środy poznał Zbigniewa Bujaka, który dał mu 10 tys. zł na pierwszy druk pisma „Krytyki Politycznej”, część nakładu wykupił zresztą Adam Michnik. W zamyśle twórców „Krytyka Polityczna” miała być ośrodkiem młodej lewicy, który formułowałby program polityczny, kulturowy i ideowy będący w kontrze wobec środowisk konserwatywnych, prawicowych i chrześcijańskich.

Czym jest „Krytyka Polityczna”, w pewnym sensie pokazuje wypowiedź Sierakowskiego, który został jej redaktorem naczelnym: „Nasz wybór jest zarazem wyborem stylu życia, w którym się czyta, pisze, dyskutuje, ale także pije wódkę i tańczy”.

Jeden z członków redakcji Maciej Gdula – syn wiceszefa MSW z lat 80. i wysokiego aparatczyka KC PZPR – twierdzi, że Kwaśniewski nie jest bohaterem jego romansu. Środowisko „Krytyki Politycznej” blisko jednak współpracuje z postkomunistami. Pomimo że przedstawiała się jako lewica antyeseldowska, to po kilku latach Sierakowski i Gdula byli wymieniani wśród wykładowców szkoły młodych liderów SLD. Z kolei Kwaśniewski – któremu zresztą doradzał Gdula senior – właśnie w tym środowisku pokładał nadzieję na odrodzenie lewicy w Polsce.

W 2003 r. Sierakowski zainicjował powstanie Listu Otwartego do Europejskiej Opinii Publicznej. Jego sygnatariusze optowali za lewicowym modelem integracji europejskiej, sprzeciwiali się wskazywaniu chrześcijańskich korzeni Europy. Po publikacji listu Kwaśniewski zaprosił sygnatariuszy do Pałacu Prezydenckiego.

Pięć lat później Kwaśniewski w TVN24 ogłosił, że czeka na „moment, kiedy się objawi lewica XXI wieku, której liderem powinien być Sławomir Sierakowski. Politycy SLD mówili nawet, że ktoś próbuje wylansować Sierakowskiego na guru lewicy w miejsce Adama Michnika.

 

Kiedy Krytyka Polityczna rozpoczynała swoją aktywność w mieszkaniu na III piętrze na Chmielnej – wydawało się, że to jest spontaniczny fenomen aktywnej młodzieży uniwersyteckiej przemieszanej z artystyczną bohemą, uzupełnionej aktywistami lewicowych auxiliares (feminizm, zieloni, gender, ekologia)[6], zatem fenomen alternatywny dla wojującej lewicy flibustierskiej (anarchiści, nowo-lewicowcy, KPiORP-owcy, trockiści, „sierpniowcy”). Szybko się jednak okazało, że Sierakowski uosabia taki rodzaj lewicowości, który mieści się w wyobrażeniach rozpostartych między pięknoduchostwo i twarde wymagania „inteligencji europejskiej”, zakazujące myślenia klasowego, choć dopuszczającego pozory w postaci połajanek. Ostatecznie rola Krytyki Politycznej stała się jasna, kiedy wyszło na jaw finansowanie tego środowiska ze środków zarządzanych przez urzędników Platformy Obywatelskiej, a w dowód zaufania Krytyka rozgościła się w dawnej kawiarni „Nowy Świat” w super atrakcyjnym miejscu Warszawy. Dodajmy dla porządku, że 100 tys. PLN na start dostał też Sierakowski od SLD, na które sobie popluwał w przerwach między manipulowaniem Olejniczakiem.

No, właśnie. Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”, rocznik 1979, został uznany za sprawcę rozpadu koalicji Lewica i Demokraci – czytamy w artykule „Guru lewicowych pampersów” Eliza Olczyk, Agnieszka Majchrzak 12 kwietnia 2008 roku[7].

Media ustawiły go niemalże w roli politycznego demiurga. Sam Sierakowski z uporem twierdzi, że z rozpadem LiD nie miał nic wspólnego.

– Trzymam się z dala od politycznych rozgrywek, nie zamierzam autoryzować żadnych przedsięwzięć poza działaniami mojego środowiska – zapewniał kilka dni temu w rozmowie z „Rz“.  Ale mało kto wierzy w te deklaracje. W dniu rozstania z demokratami działacze SLD rozsyłali sobie ironiczne SMS: „Kto chce być w nowej Radzie Krajowej SLD, powinien składać podania do Sierakowskiego na adres Krytyki Politycznej“. I trudno się dziwić, skoro w przededniu rozwodu z demokratami informator „Dziennika“ nakrył Sierakowskiego i Olejniczaka w knajpie podczas rozmowy o zakończeniu koalicji LiD. Olejniczak był zmartwiony, że jego tajny plan został ujawniony, nim zdołał go ogłosić. Sierakowski też się zmartwił, ale z zupełnie innego powodu.

– Nie był zadowolony, że media wykryły, iż spotkał się z Olejniczakiem w Szparce – opowiada kolega Sierakowskiego. – Dla niego to snobistyczne miejsce[8].

Niewątpliwą zasługą Krytyki jest wpuszczenie do obiegu licznych lektur z gatunku „starodruki” i „nowodruki”. To były dziesiątki książek,broszur, serii, oraz regularny „tłusty” periodyk. Rachityczna redakcja „Bez Dogmatu” czy „le Mond Diplomatoque”, a już na pewno będąca zupełnym nieporozumieniem ikonowiczowska „Lewizna” nie miały wtedy tego potencjału. Nie miały też szans inne, pozostawione samym sobie, inicjatywy wydawnicze i „spotkaniowe”, takie jak „Drugie dno” (przy Ordynackiej, w kinie Skarpa), „Almanach MEANDER” (przy PSL, ul. Grzybowska) czy „Busola Społeczna” (niezależna, spotykająca się najpierw na Chmielnej w SD, potem w podziemiach OPZZ). Ostał się jeno „Nowy Obywatel”, będący zresztą obok tradycyjnych podziałów na lewicę, prawicę, konserwatyzm i „środkowicę pragmatyczną”.

Nie dziwi też, że Krytyka Polityczna jedynie sporadycznie stykała się z Młodymi Socjalistami, a PPS właściwie unikała. Takie relacje pozostały do dziś.

Porażką Krytyki Politycznej i jej lidera jest to, że sprowadza na pięknoduchowskie, bezpłodne manowce liczną młodzież, każąc jej się odurzać oparami „lewicowości medytacyjnej”.

Szostkiewicz na swoim blogu pisze: Polska ma mentalność konserwatywną, młodzież też. W badaniach socjologicznych według skali dziesięciu wartości konserwatywnych ułożonych przez Amerykanina Roberta Nisbeta wychodzi to czarno na białym. Od 75-90 proc. Polaków zgadza się, że własność prywatna jest święta, władze lokalne powinny być silne, Kościół jest jednym z filarów społeczeństwa, a wolności nie ma bez poszanowania porządku. Tylko w dwóch przypadkach Polacy słabo poparli zasady konserwatywne: nie zgadzają się, że dążenie do równości społecznej przynosi więcej szkód niż pożytku, a zgadzają, że ludzie są natury dobrzy. Sytuacja jest więc dla lewicy w Polcse dość beznadziejna. Może tak naprawdę budować jedynie program wokół hasła równości (jednak choć Polacy deklarują umiłowanie egalitaryzmu, w praktyce chcą się dorabiać) i rozdziału Kościoła od państwa. Wydaje mi się, że tylko na tym ostatnim polu lewica może zdziałać coś pożytecznego, bo PiS i PO chowają tu głowę w piasek[9].

Z notki pedialnej: Sławomir Sierakowski ukończył Międzywydziałowe Indywidualne Studia Humanistyczne na Uniwersytecie Warszawskim, w ramach których studiował socjologię, filozofię i ekonomię. Pracował także pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Podjął studia doktoranckie w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego[3]. Był stypendystą Collegium Invisibile, Ministra Edukacji Narodowej, Instytutu Goethego oraz niemieckich fundacji GFPS i DAAD, a także amerykańskiego The German Marshall Fund. Uczestniczył również w wyjazdach studyjnych do Paryża na zaproszenie rządu Francji, a także do USA na zaproszenie American Jewish Committee i Forum Dialogu Między Narodami.

No, to on taki nieprzeciętny był od zawsze?

Forest Gump PL

 



[1] Wg Słownika Języka Polskiego kaowiec to potocznie «instruktor organizujący gry, konkursy, wycieczki itp. w domach kultury, świetlicach, domach wczasowych». Za Pedią: Kaowiec (od skrótowca KO – kulturalno-oświatowy) – w PRL instruktor kulturalno-oświatowy. Osoba, która na różnych imprezach (bale, wieczorki zapoznawcze, wycieczki, wczasy, grzybobrania) miała dbać o odpowiedni poziom rozrywki. Własnego kaowca zatrudniały większe zakłady pracy, jak również wszystkie ośrodki wypoczynkowe. Współczesnym odpowiednikiem kaowca jest animator, rzadziej DJ (czytaj: didżej);.

[3] Chyba mu chodziło o Ryszarda, bo Leszek to ZSL-owiec – JH);

[5] Kilka następnych akapitów to nieco „powycinany” cytat z artykułu „Spóźniony rewolucjonista”, https://www.naszdziennik.pl/mysl/48507,spozniony-rewolucjonista.html ;

[6] Skupił wokół "Krytyki Politycznej" lewicowe środowisko studentów, doktorantów, publicystów, krytyków literackich i teatralnych, artystów i działaczy społecznych;

[8] Adres: Pl. Trzech Krzyży 16 a, Warszawa, Cena dania głównego: 40 - 60 zł;