Szanowni Państwo Głosujący!

2020-01-07 07:36

 

Jak wiadomo, w sprawach wyborczych rozróżniam między WYBORAMI (samodzielnymi decyzjami uprawnionych) a GŁOSOWANIAMI (na warianty podane bez pytania nas o zdanie). Akurat w okolicach maja 2020 będziemy GŁOSOWAĆ, a warianty „się gdzieś tam wypracowują”, choć podobno cały czas kamaryle polityczne konsultują i konsultują…

Wiem, na czym polegają prawdziwe wybory. Z doświadczenia.

Kilka razy stawałem w szranki wyborcze, za każdym razem „wbrew wszystkiemu”. Za pierwszym razem kandydowałem na lidera Ogólnopolskiej Rady Nauk Społecznych, ruchu kół naukowych, młodych naukowców, wydawnictw i takich imprez jak Letnia Szkoła Nauk Społecznych. Mierzyłem się tam z niechęcią „kierownictwa ZSP”, które uzurpowało sobie prawa do „mieszania w kadrach” tej niezależnej, choć afiliowanej organizacji. Właśnie na przekór tym uzurpacjom nie ustąpiłem, choć do ostatniej chwili, całą noc przed głosowaniem, wmawiano „mojej” drużynie, że ja to się akurat nie nadaję.

Za drugim razem wsparłem sztabowo Stanisława Tymińskiego, marzyciela rodem z podwarszawskiego Komorowa, który porwał się z motyką przeciw systemowi-układowi. Sam Stan okazał się potem polityczną pomyłką, ale był wtedy jedynym, stawiającym czoła całemu UKŁADOWI, wystawiającemu do gry „sierżanta z okopów”, manipulowanego przez „licencjonowanych dysydentów”. Dlatego skierowałem do sztabu Tymińskiego swoich pracowników, przyjaciół i ludzi, którym ufałem, oddałem mu „swoje” pomieszczenie w PKiN na sztab. Spisali się na medal. Tym razem jednak przegrał Stan, przegrałem i ja. Również z samym Stanem. W polityce nie wszystko smakuje tak jak chciałoby się…

A następnym razem, po ładnych paru latach i imach, wspierałem szczególnego kandydata: człowieka, któremu w imię jakiejś chorej fobii odmówiono z durnych powodów rejestracji założonej przezeń partii, rzucano nań kalumnie, a na koniec zamknięto na trzy lata pod najbardziej idiotycznym z zarzutów – szpiegostwa. Po czym wypuszczono go z aresztu za kaucją. Szpiega – za kaucją!!! Tyle, że w tym czasie odbyły się głosowania w sprawie Prezydenta Warszawy, a PKW w przestępczy sposób uniemożliwiła mu kandydowanie (z aresztu). Wymyśliłem tę kampanię – i też przegrałem. Z Mateuszem – chyba też…

Jestem – o czym tylko nieliczni nie wiedzą – pobożnym socjalistą i żarliwym patriotą, bo mi się nie kłóci ani pobożność z przebudową świata na lepszy, a nawet kreacjonizm z ewolucjonizmem, a tym bardziej globalizacja z umiłowaniem tego co rodzime i swojskie. Wystarczy pomyśleć. Nie dać się wepchnąć w kanał przez niedouków i szyderców. Coraz mniej spośród nas – myśli, i to jest całe nieszczęście

Kiedy zatem widzę, że tzw. lewica, która ma w szeregach co najmniej setkę ludzi poważnych i wartych polskiej prezydentury, waha się od lat między kandydaturami – co tu gadać – marnymi ideowo, choć zręcznymi pragmatykami, to ogłosiłem: wesprę kandydata płci dowolnej, wzrostu dowolnego, wykształcenia dowolnego i orientacji jakiejkolwiek – byle w sposób wiarygodny opowiedział o tym, jak widzi lewicowość. I czy jest u niego miejsce na rzeczywistą samorządność i takąż (rzeczywistą) spółdzielczość – chyba że zna inny świat bez codziennych świństw politycznych i gospodarczych.

Kiedyś ważny polityk lewicujący, zwany pośród „swoich” Grubym Rychem, powiedział w mojej przytomności, że „marksizm nie jest już inspiracją dla polskiej lewicy”. Poprosiłem czujnie, aby powtórzył (bo może się przesłyszałem), a kiedy powtórzył z przekonaniem – to zapytałem: co zatem jest teraz inspiracją polskiej lewicy…?  I odpowiedzi nie dostałem do dziś, a minęło kilkanaście lat.

To nie sztuka wystąpić na wiecu czy w podobnych okolicznościach i wygrażać pięścią na ten przebrzydły kapitalizm, niosący jak zawsze wyzysk, ucisk i kłamstwo. Albo na „tych drugich”, bez wdawania się w jakiekolwiek ideologie, byle dołożyć konkurentowi. Sztuką zaś jest – dzień po dniu, cierpliwie – budować rzeczywistość alternatywną dla obecnej, i nie dać się skusić na korzyści doraźne kosztem idei. Nie dać się zbić z pantałyku. Robić swoje, choć „nie idzie”.

I nie pozwolić sobie na to, że skoro nie wychodziło wczoraj i dziś, a przyszłość najbliższa nie wróży najlepiej – na życzeniowe, fałszywe zadekretowanie, że już jest fajnie, prawie doskonale. Jak jest jeszcze daleko do celu – to trzeba to mówić i szukać głośno przyczyn, w sobie i pośród swoich, a nie ścigać się z „tamtymi” o udział w wyzysku, w ucisku i w nieprawdach. O stołki i tantiemy.

W ten sposób Polska przegrała Solidarność, przegrała „lepperiadę, „kukizonadę”, przegra jeszcze kilka roberków, wykrzykując, że „lewica powróciła do Sejmu”. Pisałem niedawno: może słowo LEWICA wróciło, ale nie sama lewica, tylko nosiciele kunktatorstwa i własnych karier kosztem Proletariatu. I wichrzyciele, chętnie wdający się w awantury o sprawy może ważne, ale drugorzędne wobec tego co najistotniejsze: samorządność, obywatelstwo, wzajemnictwo, dobrosąsiedztwo, minimum dochodowe bez warunków wstępnych, spółdzielczość, postęp społeczny i gospodarczy jako benefit dla wszystkich, a nie wybranych. WYBRANYCH...?. To wszystko jest zdradą wobec ludzi pracy i szczególnie wobec ludzi pragnących pracy, wykluczanych, izolowanych, wyszydzanych, bo są na tyle słabi, że idą za karmą, a nie za rozsądkiem.

Wszyscyśmy w jednakim położeniu!

Ci z lewej, prawej i środkowej! Ci z metropolii, miast, dzielnic, powiatów, ci z gminu, ale też dziadziejąca z niedostatku inteligencja! Napuszczani jesteśmy na siebie, żeby zapomnieć o tym co nas łączy: ONI nas strzygą do gołego, nasze dochody i prawa ludzkie, pracownicze, obywatelskie, każde inne tak skutecznie, że nigdy w życiu nie doczekamy szansy na zaoszczędzenie na cokolwiek potrzebnego, wciąż tylko abonamenty, czynsze, długi, windykatorzy, komornicy, wykluczenia ze wszystkiego co czyni nas obywatelami!

Odpadają spośród nas ci, który nie wierzą, utracili nadzieję, że można dojść do czegoś godnie i z honorem, pracując - inaczej niż zagryzając się o byle co, co nam podstawiają globalni i domowi gamblerzy. I co, skoro odpadli, a może są mniej rozgarnięci, to już nie są naszymi braćmi, musimy ich flekować i nienawidzić?

Nie, tym bardziej powinniśmy ich przygarnąć tłumacząc, gdzie leży prawdziwa przyczyna ich niedoli. Oczywiście, już węszycie we mnie komunistę, marksistę, rewolucjonistę. A może chwila oddechu, może jednak jest jakaś inspiracja ideowa dla takich jak ja i wy, wyzuci ze wszystkiego co wartościowe, nawet z własnych poglądów i mniemania o sobie, z chęci własnoręcznego uczestnictwa w czynieniu świata lepszym niż jest? Pacierz nie wystarcza – mówię to od razu, jakem człowiek pobożny. Bo Opatrzność nie liczy się z tymi, co tylko na kolanach proszą, jeśli nie mają zamiaru sobie pomóc własnym działaniem..

Znajdź – każda i każdy z Was – sposób na to, by zarobić godnie, a jednocześnie nie płacić trzech czwartych ze swojego urobku na wydrwigroszy, którzy im więcej nas oskubią, tym większa dla nich radość i chwała oraz procenty. Ja to nazywam samorządną pracą kolektywną, a Wy to nazwijcie jak chcecie. Nie nazwa decyduje, tylko to, czy jesteście w swoim działaniu wolni, czy może zniewoleni do imentu jesteście, bo „jakoś trzeba przeżyć do jutra”. I dla tej marnej idei przeżycia – co rano niczym samobójcy pomykacie do wydrwigroszy oferując im swój czas i zaangażowanie, albo idziecie kraść, bo „głodnemu wolno”, albo funkcjonujecie „na gapę”, może dziś się uda, albo umieracie na schodach przed szpitalem, ZUS-em, OPS-em, pośredniakiem. Wasza wola, nieprawdaż…?

I kiedy już będziecie uciśnieni tak, że oddechu nie idzie złapać – zastanówcie się, czy naprawdę Lewica wróciła do Parlamentu. Odnajdźcie lewicowość w Waszych codziennych myślach o jutrze, w waszej trosce o chleb, kąt do mieszkania, gazetę, koszulę, bilet do pośredniaka. Odnajdźcie ją w kolejce po pomoc medyczną adekwatną do poziomu osiągnięć medycyny i po szkołę, która kogoś nauczy czegokolwiek obywatelskiego…

 

*             *             *

I oto słyszę, czytam, patrzę: po wielu rozmaitych przymiarkach „lewica” już wie, kogo wystawić w szranki. Kogoś, kto elementarza uczył się u Prof. Marii Szyszkowskiej, ale daleko upadł od tej jabłoni. Nie tylko nie rozważa już spraw najważniejszych dla Proletariatu, biega lewico-podobnymi bezdrożami – to jeszcze jest absolutnie niewiarygodny. Zresztą, do tzw. rozpisania wyborów jeszcze trochę zostało, a „lewica” już „wystawiła” kilka osób, śmiesznych i poważnych. Jak na razie nie widać, żeby poważnie traktowała te wybory-głosowania, raczej testuje wytrzymałość lewicowej inteligencji zaangażowanej. O ludziach pracy i ludziach bez pracy, o ludziach odsyłanych na każdym kroku i w każdej sprawie na szczaw i mirabelki – owa „lewica” w ogóle nie myśli, a tym bardziej o nic ich nie pyta, choć podobno dla nich „wygrała parlament”.

 

 

Ogłaszam, że już wiem, kogo poprę, i że znam go całkiem nieźle. Mogę za niego ręczyć.

A teraz, pośmiawszy się do woli – słuchajcie… CDN