Systemowa Reforma Gospodarcza (1)

2011-11-18 07:05

Główna myśl poniższego jest taka: zamiast kosić podatkami i domiarami oraz opłatami wszystko co żyje „do gołego”, lepiej jest poluzować naturalnej żywotności ekonomicznej (przedsiębiorczości nielicznych i zapobiegliwości mas), a „utracone” w ten sposób wpłaty podatkowe zastąpić samorządową „public collection”, dobrowolnymi przedsięwzięciami angażującymi przedsiębiorców i ludność.  To jest dużo trudniejsze nić zadanie cichcem realizowane przez Vincenta, ale pozwoli uniknąć konfrontacji Rządu ze Społeczeństwem z użyciem środków nadzwyczajnych.

 

W uproszczony sposób Budżet Państwa można przedstawić w postaci dwóch grafów, korespondujących ze sobą na pięciu płaszczyznach:

 

Trudno mieć zdanie inne niż takie, że esencją, soczystą treścią Gospodarki jest pozycja „A”, czyli wszystko co związane jest z ludzką energią skupioną na gospodarowaniu, na zamianie trudu i zapobiegliwości w dochód. Obrazuje to poniższy rysunek:

 

W lewej kolumnie rysunku wyliczonych jest pięć „czynników elementarnych” działalności gospodarczej (ew. Przedsiębiorczości komercyjnej, społecznikowskiej, artystycznej) oraz – jako ich przedłużenie – Biznes (czyli działanie na własny rachunek i ryzyko) oraz Działanie (w skrócie: zatrudnienie „nie na swoim”).

Następne kolumny tego rysunku wskazują odpowiednio na:

  1. Gospodarkę żółwiową – zapadającą się, zwijającą, mającą reprodukcję zawężoną.
  2. Gospodarkę normalną – ekstensywną, stojącą w miejscu, ale wewnętrznie zmieniającą się.
  3. Gospodarkę dodatnią – rozwijająca się w zauważalnym, niekoniecznie intensywnym tempie.
  4. Gospodarkę tygrysią – rozwijającą się intensywnie, dynamiczną, pozytywnie niezrównoważoną.

Zastanówmy się chwilę nad tak pojętym zróżnicowaniem dynamiki gospodarczej.

W rzeczywistości gospodarczej (tym samym społecznej, kulturowej, cywilizacyjnej) rośnie znaczenie probabilistyki (niepewności, ryzyka społecznego) wielkich procesów i wielkich zdarzeń, którą człowiek i Ludzkość muszą uwzględniać i stosować, żeby osiągnąć choćby minimalny poziom zorientowania, ogarnięcia, kontroli nad światem, w którym chce funkcjonować. Wszelkie modele stochastyczne, fatalistyczne, nie uwzględniające, iż wszystko dzieje się zaledwie z jakimś prawdopodobieństwem, a więc – patrząc inaczej – z większym lub mniejszym ryzykiem, wszelkie modele dążące do prostej jednoznaczności i nie uwzględniające ograniczeń poznawczych Człowieka – prędzej czy później okażą się modelami niepełnymi, niekiedy wprowadzającymi w błąd.

Pośród uczonych i naukowców, intelektualistów i myślicieli, teoretyków i praktyków, nie brak jednostek i całych „szkół” pewnych znalezienia „teorii wszystkiego”, tego Św. Graala ekonomii, za pomocą którego da się objaśnić wszystko, zawsze i w zupełności. W jakimś stopniu i w jakimś sensie niniejsza praca ma odegrać tę samą rolę, od zawsze skazaną na „wygwizdanie” przez Historię.

Bronić się mogę jedynie wskazując, jak wielkim ryzykiem obarczone jest zarówno modelowanie jako takie, jak też modele tworzone przez Człowieka dotyczące jego Gospodarki. Krótka lista egzemplifikująca to ryzyko przedstawiona jest poniżej:

  • ryzyko zagrożenia katastrofami naturalnymi (skutki katastrof i próby ich uniknięcia będą coraz bardziej kosztowe a zarazem nieoczekiwane);
  • ryzyko upowszechnienia nędzy (pauperyzacja łącznie z głodem dotykać będzie coraz więcej ludzi, w dodatku proces ten będzie coraz mniej kontrolowalny);
  • ryzyko wykluczenia - pozbawiania pewnych praw, rugowania z różnych przestrzeni (liczba ludzi wykluczonych będzie wzrastać),
  • ryzyko technologiczne (radioaktywność, genetyka, awaryjność, skutki uboczne);
  • ryzyko deficytu niektórych surowców (głównie wody, ale też powietrza czy gleby: szczególnie w formule „sterylności”);
  • ryzyko lokalnych konfliktów i wojen oraz terroryzm (przy czym niewiadome i nieobliczalne są skutki konfliktów co do skali ich oddziaływania na otoczenie);
  • ryzyko finansowe (musi wzrosnąć wobec faktu, iż transakcje już teraz dwudziestokrotnie przekraczają wartość produkcji, podlegając coraz mniejszej kontroli);
  • ryzyko epidemii (biologicznych, technologicznych, zdrowotnych, informatycznych);
  • ryzyko związane z pracą (trud i uciążliwość mają coraz mniej konkretną, gorzej szacowalną wartość);
  • ryzyko związane z coraz większą konsumpcją prostą, „łapczywą” (co do ilości bezwzględnych i asortymentu);
  • ryzyko piractwa własności intelektualnej i wykorzystania jej w nieoczekiwany sposób;
  • ryzyko związane ze sprawowaniem jakiejkolwiek funkcji decyzyjnej (każdego dnia można oskarżyć o wszystko, z drugiej strony normy moralne są coraz mniej respektowane).

 

PODSTAWOWY UNIWERSALNY MODEL GOSPODARKI

 

Jeśli prawdopodobne są podejrzenia, że Autor niniejszego ma, jak wielu przed nim i po nim, pasję poszukiwania Św. Graala Gospodarki i Ekonomii – to dowody na to – istny corpus delicti – znajdujemy poniżej. Oto tabela i jej objaśnienia, stanowiące łącznie z tabelą model gospodarczy, dający się zastosować zarówno do „gospodarki” pojedynczej osoby, gospodarstwa domowego, grupy, każdej zbiorowości i społeczności, kraju, regionu, świata nawet.

 

Karma gospodarcza

W wątku poniższym podejmowana jest próba „prawie-matematycznego” wyjaśnienia, skąd w gospodarce bierze się postęp, a także w jaki sposób gospodarującą ludzkość stać na autokorekty gospodarcze oraz na utrzymywanie nawy publicznej złożonej z obszarów polityki, finansów, infrastruktury i biurokracji.

 

Oraz jak –wszystko to razem wzięte - działa

 

Matematyka i nauki techniczne oraz przyrodnicze (a nawet społeczne, jak socjometria) są urzeczone rozkładem normalnym, obrazującym symetryczną dystrybucję zdarzeń/obiektów wokół punktu (wartości) najbardziej prawdopodobnej, najbardziej powszechnej: z „lewej” strony jest krzywa wzrostu, z „prawej” zaś – krzywa spadku będąca lustrzanym odbiciem tej pierwszej. Rozkład normalny (patrz: rysunek poniżej) wydaje się uniwersalnym wzorcem odzwierciedlającym niemal nieskończoną gamę aspektów rzeczywistości.

Rozkład normalny, zwany też rozkładem Gaussa, lub krzywą dzwonową, jest jednym z najważniejszych rozkładów prawdopodobieństwa. Odgrywa ważną rolę w statystycznym opisie zagadnień przyrodniczych, przemysłowych, medycznych, socjalnych itp. Istnieje wiele równoważnych sposobów zdefiniowania rozkładu normalnego. Należą do nich: funkcja gęstości, dystrybuanta, momenty, kumulanty, funkcja charakterystyczna, funkcja tworząca momenty i funkcja tworząca kumulanty. Wszystkie kumulanty rozkładu normalnego wynoszą „0” (zero) oprócz pierwszych dwóch.

 

Bez wdawania się w matematykę dodajmy, że podstawowy wzór krzywej Gaussa, funkcja gęstości dla rozkładu normalnego ze średnią „μ” i odchyleniem standardowym „σ” (albo też równoważnie: wariancją „σ2”) jest przykładem funkcji Gaussa:

 

Przedstawiony na rysunku przykład nie jest jedynym możliwym: w zależności od parametrów „μ” oraz „σ” krzywa ta – w identycznych pozostałych warunkach – zmienia swój kształt:

 

Rysunek poniżej przedstawia wykres funkcji gęstości rozkładu normalnego dla średniej μ = 0 (w jednym przypadku μ=-2) i kilku różnych wartości odchylenia standardowego σ. Im większe σ tym bardziej „płaski” jest wykres.

 

Ekonomiści skłonni są poprzez krzywą Gaussa obrazować rozkład sukcesów i porażek w gospodarce, a także rozkład poszczególnych cech, atrybutów i innych wskaźników dotyczących podmiotów gospodarujących (oraz pan-subiektorów) i ich środowisk rodzimych czy pan-środowisk.

 

Tyle matematyka (i jej zastosowania). Jednak w przypadku gospodarki rozkład normalny wydaje się nieadekwatny w roli wzorca dla zjawisk i procesów, a to ze względu na dwa aspekty ekonomiczne:

a)     naturalna żywotność ekonomiczna podmiotów gospodarujących przesuwa punkt centralny krzywej w kierunku „dodatnim”

b)     warunki ekonomiczne stwarzane przez rodzime środowisko podmiotu gospodarującego obniżają poziom ryzyka gospodarczego, rozciągając tę krzywą

 

Zatem prawdziwa krzywa, rzeczywiście odzwierciedlająca procesy i zjawiska gospodarcze jawi się jako „paranormalna”, podobna do normalnej, ale „rozciągnięta” ku stronie dodatniej i z podwyższonym progiem rentowności.

 

W celu wyjaśnienia, na czym powyższe polega, spróbujmy przyjrzeć się uproszczonemu schematowi gospodarowania, w którym zakładamy, że istnieje oczywisty (naturalny, odruchowy, spontaniczny) społeczny podział pracy oraz komplementarność podmiotów i ich „produkcji”.

 

Na początek skonstruujmy go na bazie racjonalności matematyczno-technicznej (krzywa Gaussa) i załóżmy, że istnieje 100 podmiotów nierentownych, 100 podmiotów zrównoważonych (bez strat i bez zysków), no i 100 podmiotów rentownych, do tego załóżmy, że są to podmioty podobne co do cech mierzalnych (obroty, zatrudnienie, majątek), przy czym produkty „rentowne” są komplementarne, współgrające do „nierentownych”, np. chleb nierentowny i masło rentowne. Samą rentowność zaś ustalmy modelowo na poziomie 100% (każdy cykl podwaja możliwości).

 

Matematyczna intuicja podpowiada, że gospodarka naszkicowana wyżej powinna być zrównoważona: pośrodku balans, a plusy i minusy znoszą się wzajemnie. Jako ekonomiści widzimy jednak, że oczywisty upadek nierentownej fabryki chleba[1] powoduje perturbacje w całej gospodarce. Chleb wszak produkowano dla wszystkich 300 podmiotów, podobnie jak masło. Upadające podmioty nie kupią swojego chleba (100 jednostek) oraz masła od podmiotów rentownych (100 jednostek), nie dostarczają pozostałych 200 jednostek chleba. Z rynku „wypadają” podmioty upadłe (100 podmiotów bezrobotnych i zmarnotrawione ich materialne i niematerialne siły wytwórcze) a podmioty rentowne i „balansowe” nie zdołały sprzedać 1/3 swojej produkcji, tracąc część rentowności.

 

Tak skonstruowany schemat nie objaśnia zatem niczego w gospodarce. Porzućmy więc nieprzydatną intuicję matematyczną i zastosujmy krzywą paranormalną: dodajmy po „dodatniej” stronie 100 podmiotów o podwójnej rentowności, produkujących 400 jednostek dżemu, a produkcję masła i chleba zaprogramujmy też na 400 jednostek. Po czym znów „doprowadźmy do upadku” piekarzy.

 

Nieuchronny upadek nierentownych producentów chleba powoduje zgoła inną sytuację niż przy typowym rozkładzie normalnym: producenci chleba nie kupują swoich 100 jednostek chleba, 100 jednostek masła i 100 jednostek dżemu, nie dostarczają pozostałym 300 jednostek chleba, producenci masła i dżemu pozostają z niesprzedanymi 100 jednostkami masła i 100 jednostkami dżemu. Mimo to sytuacja jest „do uratowania”, bowiem producenci dżemu wykorzystują swoją dodatkową, „extra” rentowność na wykupienie fabryki chleba i – jako podmioty wielkiego sukcesu – bez trudu albo wznawiają (utrzymują w ciągłości) wypiek chleba, albo zapełniają czymś równie pożywnym lukę po upadłych producentach chleba, zagospodarowując ich siłę roboczą i przejęte materialne siły wytwórcze. Gospodarka tak zrekonstruowana pozostaje w równowadze, choć dokonują się w jej łonie dramatyczne przegrupowania. Gdyby producenci chleba nie upadli, producenci dżemu (podwójna rentowność) dokonywaliby oszczędności albo inwestowaliby w nowe przedsięwzięcia: w obu wypadkach przesuwaliby w „prawo”, w kierunku dodatnim, ogólny poziom rentowności i obniżaliby (stanowiąc łącznie środowisko) poziom ryzyka gospodarczego.

 

Ale skoro producenci chleba upadają, to podwójna rentowność producentów dżemu jest „konsumowana” na rzecz przywracania równowagi w gospodarce.

 

Generalnie sam fakt istnienia w gospodarce podmiotów „++” powoduje ciągłe przesuwanie „w prawo” wymagań stawianych każdemu nowemu podmiotowi wchodzącemu „na rynek”. Taka gospodarka jest zatem progresywna!

 

Założyliśmy wcześniej modelowe 100% rentowności podmiotów, ale tylko po to, żeby w tym jednym cyklu gospodarczym nierentowni producenci chleba od razu upadli (bo mają 100% nierentowności), od razu też producenci dżemu mogą tych pierwszych (upadłych) wykupić poświęcając 100% ze swoich 200% rentowności. W rzeczywistej gospodarce rentowności dodatnie i ujemne są dużo niższe niż 100%, ale to oznacza tylko, że perturbacje i ich następstwa oraz ewentualny ratunek rozłożone są na więcej cykli (iteracji) gospodarczych, są po prostu słabsze, wolniejsze, elastyczniejsze, mniej szokowe w skutkach.

 

Podkreślmy: naturalna żywotność ekonomiczna powoduje niesymetryczny, paranormalny rozkład rentowności gospodarczej, „przesuwa” gospodarkę w pozytywną, dodatnią stronę. Może się jednak zdarzyć, że w gospodarce pojawia się wyjątkowa koniunktura: wtedy ogólna rentowność przesuwa się jeszcze bardziej w „prawo” i po  „dodatniej” stronie mamy kolejne 100 podmiotów, z potrójną rentownością, krzywa rozkładu nabiera więc kształtu „ultranormalnego”:

 

 

Sytuację tę obrazuje powyżej krzywa ultranormalna (nad-normalna), w której „punkt ciężkości” gospodarki stanowią podmioty „zwyczajnie”, przeciętnie rentowne, a podmioty balansowe („zerowe”) i nierentowne-deficytowe lokują się poniżej przeciętnej, poniżej sukcesu gospodarczego.

 

Powtórzmy cały wywód: w gospodarce liczba (siła rynkowa) podmiotów rentownych równoważona jest przez liczbę (siłę rynkową) podmiotów rentownych (układ stabilizują jeszcze podmioty „zerowe”, ale jeśli w gospodarce ma utrzymać się stabilność, dodatkowo powinny w niej funkcjonować podmioty „nad-rentowne”, które interweniują swoją powiększona siłą rynkową, kiedy nierentowne podmioty z konieczności upadają. Zatem w dynamicznej, żyjącej gospodarce nie ma miejsca dla matematyczno-technicznej równowagi, tylko podmioty większych niż przeciętne sukcesów utrzymują każdą gospodarkę w równowadze dynamicznej, w równowadze „w biegu”. Ale to nie koniec: od czasu do czasu – bywa tak spontanicznie lub „programowo” – w gospodarce pojawiają się nisze i enklawy o jeszcze większej niż „podwójna” rentowności: owa nadwyżka, w jakiś sposób niekonieczna, nie będąca niezbędną dla zrównoważenia gospodarki „w biegu”, jest przechwytywana przez ultragospodarkę i obracana na zdobywanie przez część podmiotów-środowisk gospodarczych pozycji uprzywilejowanej, a nawet monopolistycznej.

 

To w tym miejscu Gospodarki rodzą się mechanizmy Dynalogic (megatrendów obrotu dóbr, wartości i możliwości), Marketon (wyradzania się z Rynku Sukcesorów i ich ofiar – Proletariatu) i Gradian (zawężania Rynku do wąskiej skali . Tu też rodzi się wyzysk i kształtują kariery. To tych spraw dotyka każda koncepcja ekonomii politycznej.

 

Dotąd powyżej zakładano, że „rozciągnięcie” krzywej Gaussa powoduje, iż odcinek położony najwyżej (a zarazem pośrodku Gospodarki) jest poziomy: oznaczałoby to tożsamą gęstość rozkładu (równą, jednakową liczebność albo siłę rynkową) podmiotów występujących „pod” tym odcinkiem. Problem jest bardziej złożony. Nie znamy rzeczywistego rozkładu tego odcinka, który znajduje się pomiędzy „rozpołowioną” krzywą Gaussa, jest on bowiem równie dynamiczny jak „krańce” gospodarki (te upadające i te nadzwyczaj rentowne).

 

 

Spróbujmy to przedstawić na powyższym rysunku. W miejscach oznakowanych jako „Alfa” i „Omega” ulokowane są końce odcinka, którego rozkładu nie znamy: dotąd nikt nie stawiał tak problemu zrównoważenia gospodarki, „chodu” gospodarczego (patrz: dalej) i postępu (podwójnej i potrójnej rentowności). Nie istnieją ani modele ekonometryczne rozważające ten problem, ani choćby pojedyncze wzory cząstkowe. Dlatego paranormalny albo ultranormalny rozkład podmiotów na tym odcinku nazywam „nieznanym”.

 

Zatem podsumujmy: „dopalacze” w postaci naturalnej żywotności ekonomicznej (podmioty gospodarujące) i sprzyjających warunków gospodarczych (środowiska) powodują, że logika matematyczno-techniczna staje się bezsensowna i zabójcza dla gospodarki, logika „paranormalna” okazuje się właściwa i równoważy gospodarkę, zaś logika „ultranormalna” – jest podstawową przesłanką rozwoju-postępu gospodarczego na przestrzeni dziejów. Każda gospodarka pragnąca równowagi i stabilności musi wykrzesać z siebie tyle nadprzeciętnej rentowności, ile potrzeba do pokrycia strat wynikających z upadku podmiotów nierentownych (no, to właśnie trzeba umieć przewidzieć). A jeśli gospodarka chce wzrostu (rozwoju) – to kreuje i stymuluje podmioty i środowiska generujące super-rentowności pełniące rolę lokomotyw gospodarczych.

 

Powyższy model nie jest zbilansowany matematycznie w warunkach statycznych, ale jeśli wzór podany  dla krzywej Gaussa wzbogacić „procesowo”, zbilansuje się dla warunków dynamicznych, Ale nawet „zubożony” pokazuje on jednak ideę zdynamizowanej równowagi gospodarczej opartej na paranormalności-ultranormalności rozkładu sukcesów i porażek podmiotów gospodarujących. Potoczna, matematyczna intuicja – my wiemy, że niepoprawna ekonomicznie – jest jednak dominująca pośród decydentów gospodarczych (polityków) i ich usłużnych „ekspertów” (Fenicjan), którzy – w przekonaniu, że postępują racjonalnie – przyjmują do rozważań i decyzji rozkład Gaussa. Taka gospodarka jest „chodzona”.

 

Chód, jak wiemy – ten dosłowny, potoczny – polega na tym, że najpierw ciało wprawiamy w przechył ku upadkowi, a następnie podpieramy się nogą zapobiegając upadkowi, ale przy okazji odnajdując siebie samych w nieco innym miejscu, po czym podejmujemy kolejny „krok”. Gospodarka chodzona to gospodarka ustawicznej ucieczki przed upadkiem. Niełatwej (doceniamy trud) i beznadziejnej (łajamy za bez-głowie, niedogłowie) [1].

 

Gospodarka „chodzona” zdominowała fenicjańskie (europejskie, anglosaskie) myślenie ekonomiczne, a to oznacza, że ekonomiści zajmują się nie tyle optymalizacją i intensyfikacją gospodarki (choć tak sobie wyobrażają pracę przez siebie wykonywaną), tylko permanentnie ratują ją przed upadkiem i kolejnymi kumulacjami kryzysów. Przy tym za pomocą rozmaitych zagregowanych wskaźników dowodzą czegoś wręcz odwrotnego, że oto zarządzają szybkim wzrostem!

 

W najczystszej postaci gospodarka chodzona okazała się „gospodarką socjalistyczną” (cudzysłów dotyczy każdego słowa osobno i całego sformułowania): jeśli w warunkach swobody zachowań gospodarczych podmioty rentowne zachowują swoje nadwyżki dla siebie i w ten sposób dokonuje się dochodowa stratyfikacja społeczna, o tyle w warunkach centralnej regulacji (gospodarki nakazowo-rozdzielczej) nadwyżki od „rentownych” (zielonych, potem żółtych) ściągane są i przekazywane „nierentownym” (niebieskim)[1], w ten sposób wystarczy niemodyfikowany, klasyczny, matematyczny model Gaussa, bo przynoszące deficyt piekarnie nigdy nie upadną, żyjąc kosztem renty wypracowanej w sektorach sprawniejszych, za to gospodarka, w której stosuje się „domiar” odbierając rentę każdemu ponadprzeciętnemu - będzie stała w miejscu. Będzie siermiężnie – ale stabilnie. Chyba że centralistyczna ultragospodarka część dochodowej renty przechwyci dla siebie i będzie sama realizować inwestycje związane z postępem. Oto cała tajemnica gospodarki „demoludów”, zwanej socjalistyczną. Powolnej, stagnacyjnej – ale bezpiecznej społecznie. Jej upadek zaczyna się wtedy, kiedy ultragospodarka inwestująca w postęp (w dziedziny nadrentowne) popełnia strategiczne błędy albo – co miało miejsce - kiedy sama zajmuje miejsce podmiotów słabych, nierentownych/upadłych: wtedy nadwyżki ściąga się od rentownych, ale idą na dofinansowanie biurokracji, infrastruktury, finansów i polityki (komponentów ultragospodarki), ta zaś – połykając i konsumując nadwyżki - nie daje sama oczekiwanego chleba, bo nie jest piekarnią. Cały System tak skonstruowany musi upaść.

 

 

Zauważmy, że przy tak regulowanej gospodarce podmioty nierentowne – uzyskując via Centrum dofinansowanie od podmiotów nierentownych – uprawiają wyzysk w czystej postaci, tym bardziej wyzysk ma miejsce, kiedy rolę podmiotów nierentownych przejmują podmioty ultra gospodarcze, biorące „dofinansowanie” a nie oddające owoców gospodarczych, reprodukujące jedynie swoje prerogatywy ultra gospodarcze. Na przykład przedsiębiorstwa państwowe, ich zjednoczenia i centrale.

 

Dotąd opisywaliśmy modelowo gospodarkę jako środowisko 400 podmiotów (w czterech grupach rentowności) gospodarujących wzajemnie bilansujących swoje sukcesy i niepowodzenia rynkowe, tak jak to widać na rysunkach powyżej.

 

Sytuacja jest jednak bardziej złożona, bowiem elementy o rozmaitym poziomie rentowności wypełniają w rozmaitych proporcjach każdy pojedynczy podmiot gospodarujący, a także biografię każdej z osobna jednostki czy rodziny uczestniczącej w powszechnym życiu, gospodarczym dostępnym na ogólnych, uniwersalnych zasadach. Wewnętrzną złożoność podmiotu gospodarującego obrazuje rysunek, na którym elementy deficytowe, zerowe, dodatnie i naddodatnie obecne są w każdym z podmiotów gospodarujących:

 

 

O tym, czy „radzi sobie” na rynku konkretny podmiot gospodarujący, albo gospodarstwo domowe czy pojedyncze osoby, o tym, czy wynik złożenia rentowności jego różnych elementów jest łącznie ujemny, „zerowy” czy dodatni albo „bardzo” dodatni – decyduje wiele czynników, w tym wiele z nich ma pochodzenie psycho-mentalne, kulturowo-cywilizacyjne. Grzechem lenistwa i nierozwagi jest zatem mechaniczne traktowanie Rynku i jego uczestników jak zbioru identycznych, tożsamych, a choćby tylko statystycznie podobnych „danych rynkowych”, dających się dowolnie zagregować i manipulować.

 

Z powyższych bowiem naszych rozważań – dla gospodarki zrównoważonej - wynikają jednoznacznie cztery rodzaje statusu podmiotu gospodarującego w swoim rodzimym środowisku: status ujemny, status ekstensywny (balans), status pozytywny i status intensywny.

 

Dla dalszych rozważań modelowych przyjmujemy najprostszy schemat równowagi dynamicznej, czyli zakładamy owe 4 stany rentowności: nazywamy je odpowiednio Minus (nierentowność), Extensus (”zerowość”), Plus („rentowność”) i Intensus („nadrentowność”). Jako że status jest w rzeczywistości złożeniem (syndromem) czynników (katalizatorów) bogactwa (dobrobytu), w poniższej tabeli zaprezentowano stany tych czynników (elementów procesu) w odpowiednim porządku.

Przypomnijmy rysunek przedstawiony wcześniej:

 

 

Źródłem dochodu, czynnikami gospodarczymi, są inwencja, innowacja, inicjatywa, informacja i inspiracja poparte działaniem lub biznesem. Dwa ostatnie pojęcia stawiamy w jednym szeregu z pięcioma pozostałymi – i to wymaga krótkiego wyjaśnienia.

 

Biznes podmiotu gospodarującego składa się z rozmaitych czynników, o czym traktuje się w innej części niniejszej pracy (wymienia się tam 10 czynników, dodając „ultravalue” i „metavalue”). I w sensie dosłownym, namacalnym, to owe 10 czynników służy kreowaniu owoców gospodarczych (dóbr, wartości, możliwości). Jednak dopiero, kiedy taki biznes zostaje „dotknięty” – jak magiczną różdżką - inwencją, innowacją, inicjatywą, informacją i inspiracją, możemy mówić o jego ożywieniu, o tym, że ma on korzenie w naturalnej żywotności ekonomicznej. Podkreślmy, że biznes rozpostarty jest (w formule 4-ch katalizatorów rentowności) pomiędzy stany Gry, Siły Roboczej, Inwestycji i Nominacji.

 

Działanie dotyczy nie podmiotów gospodarujących, ale jednostek. Wyjaśnia się je tak samo jak biznes, ale dodać trzeba, że w każdy biznes (podmiotu gospodarującego) zaangażowane są jednostki i ich działania. Zatem inwencja, innowacja, inicjatywa, informacja i inspiracja najpierw kształtują działanie jednostek, a następnie – kiedy one zaangażują się w biznes – ta sama inwencja, innowacja, inicjatywa, informacja i inspiracja kształtują tak zagregowany biznes podmiotu gospodarującego. Działanie rozpostarte jest (w formule 4-ch katalizatorów rentowności) pomiędzy odpowiedniki odpowiedników katalizatorów biznesu i przyjmuje stany: Statysty (w Grze), Pracownika (w ramach Siły Roboczej), Akumulacji (w ramach Inwestycji) oraz Poszukiwacza (rozpoznanie w ramach Nominacji, np. wynalazczość, racjonalizatorstwo).

 

Dlatego, że nie sposób „operować” zawieszonymi w próżni inwencją, innowacją, inicjatywą, informacją i inspiracją - biznes i działanie stanowią odrębny, równoważny czynnik gospodarczy. W matematycznym wzorze zostaną one nieco inaczej ulokowane. Nie sposób zresztą nie zauważyć, że – wraz z koniecznością zdefiniowania parametrów rozkładu ultra normalnego, rozkładu nieznanego (na odcinku alfa-omega) oraz udziału katalizatorów (inwencja, innowacja, inicjatywa, informacja i inspiracja) w gospodarce otrzymujemy całkiem skomplikowany, choć logicznie łatwy do pojęcia „przypadek matematyczno-ekonomiczny”. Komplikuje go też płynność „skłonności do biznesu”, czyli fakt, że w różnych kulturach, a także w różnych środowiskach występuje nie ta sama skłonność do angażowania się w podmioty gospodarujące w roli ich założycieli, właścicieli, menedżerów, kreatorów, zatem balans na osi działanie-biznes w każdym przypadku osiągany jest inaczej.

 

czytaj drugi fragment TUTAJ

 


[1] Nie chce się kapitalista poddać matematyce, to my go domiarem podporządkujemy, żeby gospodarka trwała;

[1] Ironia Historii (o tym dalej) polega na tym, że „chodzony” to tradycyjne określenie tańca, który na salonach otrzymał szlachetną nazwę „poloneza”, czyli tańca polskiego „z krwi i kości”. Prawda, jakie to celne?

[1] Oczywisty i nieuchronny dlatego, że podmioty „+” swoją rentowność przeznaczą przede wszystkim na podwyższenie swojego status quo, czyli na karierę, a nie na bilansowanie – pokrywanie strat – podmiotów „-„ (o ile będą suwerenne, swobodne w swoich decyzjach);