Swojszczyzna przeciw poplecznictwu

2015-10-10 19:37

 

Avaritia[1], pogarda dla maluczkich[2], ksenofobia[3] – tylko ludzie nieliczni, liczeni w pojedynczych procentach, potrafią przezwyciężyć te słabości, oprzeć się pokusie, obrzydzeniu, odruchom. Właściwość ta, jakże ludzka (w rozumieniu: właściwa pojedynczemu Człowiekowi) przechodzi – doznając eksplodycznego, „jądrowego”  wzmocnienia – na rozmaite organy powiernictwa społecznego i gospodarczego, które zamiast służyć – zamieniają się w łakome bestie. Jeśli Czytelnik w to wątpi – niech sobie daruje dalszą lekturę.

Mając świadomość „siermiężności”[4], lichego wyrafinowania poniższego założenia – zakładam, że te trzy cechy połączone z naturalną ludzką żywotnością oraz z egoizmem jako owocem uświadomionego JA[5] – doprowadziły Ludzkość do takiego stopnia „ucywilizowania”, przy którym kilka dość wąskich grup interesów arbitralnie i bez żadnej kontroli decyduje o „krytycznych parametrach” życia społeczeństw[6]. Ostatecznym skutkiem będzie „dezintegracja człowieka” jako gatunku[7], a „przy okazji sztuczne, siłowe odejście od „proporcji Pareto”[8] w kierunku proporcji ekstremalnej, np. 5/95.

Owe „dość wąskie grupy” nazywam od lat Matrycami, czyli swoistymi organizacjami, w których panują trzy aspekty sekretności:

1.       Sekretna jest przynależność do organizacji: jej członek może coś „podejrzewać” – że jest w jakichś trybach bez „aktu przystąpienia” – ale nie wie konkretnie;

2.       Sekretny jest prymarny cel organizacji: odczytać go można poprzez wieloletnią obserwację działań, te zaś są w „pełnej gamie” znane nielicznym nawet wewnątrz organizacji;

3.       Sekretna jest rola-pozycja człowieka w organizacji: dopuszczam, że nawet jej szef może nie wiedzieć, że jest u szczytu, bo działa wedle procedur, a nie wedle autorskich projektów;

Gdyby się trzymać ściśle tej trój-definicji – takich organizacji nie ma, a sam pomysł wpisuje się w wielokrotnie (i słusznie) obśmianą „spiskową teorię dziejów”. Ale oto okazuje się, że wszędzie, gdzie mamy z „jawnym życiem publicznym” – nader często i niekiedy dość trwale wykształcają się rozmaite „spiski”, „mafie” i podobne „służby”, które bezkarnie i poza jakąkolwiek kontrolą „robią swoje”. Nie widzę przeszkód, by założyć, że „ponad nimi” są bardziej wyrafinowani, niedostępni społecznej uwadze zarządcy, dla których te jawne patologie są zaledwie narzędziem, karmą (jak zwał tak zwał).

Prezentowane w tym artykule poglądy nie są formułowane dla zdobycia poklasku, zwolenników i podobnych korzyści: prezentuję je – bo je mam. Ktokolwiek je odrzuci – na zdrowie.

Jako koronnego wątku będę poniżej używał spraw związanych z Trzecią Rzeszą, którą uważam nie za fenomen przebrzmiały, tylko trwający w kolejnych iteracjach, przy czym staram się w tym oświadczeniu być poza emocjami, właściwymi u każdego Polaka rozeznanego w historii choćby sladowo. Przeciętnemu czytelnikowi podręczników Trzecia Rzesza kojarzy się z hitleryzmem, tymczasem jest to fenomen wprowadzony do obiegu już około 1000 lat temu – i konsekwentnie wdrażany poprzez rozmaite, bardziej lub mniej udane próby.

Chciwość jako kategoria polityczna

Encyklopedie wyjaśniają chciwość (avaritia) jako hedonistyczne, przemożne, niepowstrzymane pragnienie pełnego posiadania dóbr, wartości i możliwości (wraz z „prawem” uczynienia z tym co posiadane wszystkiego, z konsumpcją, zniszczeniem i roztrwonieniem włącznie) – i niekiedy rozszerzają to pojęcie o zachłanność (zachłanny chce mieć i doznawać więcej niż potrzebuje).

Chciwość jest w moim pojęciu ekonomicznym podłożem poplecznictwa. Daje upust egoizmowi, który jest esencją natury ludzkiej, ale po przekroczeniu subtelnej granicy staje się suicydalną (samobójczą) zmorą Człowieka. Na przykładzie dwojga osobników: jeśli dostępnych dla nich dóbr jest za mało, by się nasycili – zwycięstwo egoizmu jednego z nich (eksterminacja wobec drugiego) prowadzi nieuchronnie do upodlenia moralnego i fizycznego jednego z nich, a ostatecznie – to śmierci lub „oddalenia”. Jeśli tych dóbr jest mniej-więcej na poziomie nasycenia – zwycięstwo chciwości jednego z nich powoduje taki podział dóbr, w wyniku którego jeden zbytkuje, a drugi ledwo wiąże koniec z końcem, w wyniku czego popada w trwałe uzależnienie od żyjącego w zbytku. Jeśli zas dostępnych dóbr jest wbród – zwycięstwo czyjegoś egoizmu powoduje, że ten drugi żyje co najwyżej w dostatku, gdy tymczasem „zwycięzca” ma tyle, że nie jest w stanie ogarnąć, kontrolować „swojego”.

Pogarda dla maluczkich

Pogardę encyklopedie objaśniają jako stan uczuciowy (emocjonalny) będący mieszaniną braku szacunku i niechęci. Zbliżony do nienawiści, ale zawierający komponent poczucia wyższości wobec osoby pogardzanej. Sama pogarda – zagnieżdżona w sferze psycho-mentalnej – generuje pojęcie „maluczki” i „preparuje” go – bywa – do tego stopnia, że czyni „modnym” albo „cennym” (patrz: avaritia) filantropię, charytatywność, darowanie manifestacyjne.

Pogarda jest w moim mniemaniu psycho-mentalnym podłożem poplecznictwa. Zadziwiająco łatwo – szczególnie „maluczcy” – przyjmują bezsilnie do wiadomości (samonakręcając ową bezsilność), że „duzi z dużymi ponad głowami niedużych” dokonują ustaleń znaczących nie tylko dla dużych, ale dla wszystkich, w tym zarówno dla Ludności (zbiorowości, społeczności, wspólnot) jak też dla Kraju (zasobów otwartych, zasobów wolnych, zasobów wspólnych, zasobów publicznych). ”Obowiązująca” w Polsce od naznaczonych Transformacją dwóch pokoleń mantra, że kto jest ubogi i słaby, ten niewątpliwie nie inwestował w siebie, nie postawił na przyszłość, w najłagodniejszej wersji nie zdołał się „dostosować” – jest krańcowo bezczelnym wyrazem pogardy i poplecznictwa. Takie myślenie jest „nowoczesną” wersją rasizmu i eugeniki w jednym, pozwalającą na odbieranie praw obywatelskich i praw człowieka każdemu, kto nie wpisuje się w konwencję poplecznictwa.

Ksenofobia

Pojęcie to wiąże się z automatyzmem językowym[9], który każe dzielić ludzi na „swoich” i „obcych” i zakładać, że „swoi” są „lepsi”, choć nie zawsze „silniejsi”. Na mocy tak pojętej ksenofobii rodzą się stereotypy, upraszczające obraz „obcych” i demonizujące ich, a jednocześnie gloryfikujące „swoich” tak silnie, że wmontowana w to jest „ślepota pozauwagowa” (inattentional blindness), polaryzująca widzenie „swoich” zawsze pozytywne (z usprawiedliwieniem wszelkiej niecnoty racją wyższą) i widzenie „obcych” zawsze negatywne (z uzasadnieniem, że to co „u nich” dobre – to wyjątek od reguły).

W moim koncepcie ksenofobia jest kulturowym uświęceniem poplecznictwa. Osławione kumoterstwo i nepotyzm – to „mały Pan Pikuś” wobec mechanizmów kształtowania Nomenklatury[10] we wszelkich wyobrażalnych strukturach zawiadujących ludnością, w dowolnych ludzkich konstelacjach: w rodzinie, sąsiedztwie, wspólnocie, organizacji, samorządzie, administracji, firmie, zarządzie, parlamencie, itd., itp. Podobnie jak to ma miejsce z pogardą (patrz: powyżej) – zadziwiająco łatwo internalizujemy proceder, na mocy którego osobista lub kolektywna rekomendacja dla jednych automatycznie dyskwalifikuje pozostałych przy awansach społecznych, politycznych, gospodarczo-biznesowych. Ugruntowuje to w Nomenklaturze tę skazę psycho-mentalną, która pozwala na sformułowania marginalizujące „nie-swoich”, takie jak „prolet”, „robol”, „plebs”, „motłoch”, „petent”, „elektorat”, „mięso armatnie”, „personel”, itd., itp.

Kliki, koterie, kamaryle

Chciwość, pogarda dla maluczkich i ksenofobia – rodzą wspólnie „podstawową komórkę patologicznego społeczeństwa” w postaci KLIKI. Zacznijmy wyjaśnienie tego pojęcia od dorobku teorii grafów (w teorii tej nazwa „klika” oznacza połączenie dwóch wierzchołków dowolnej figury czy bryły o więcej niż dwóch wymiarach). Jeśli klika łączy wszystkie wierzchołki (czyli, w tłumaczeniu na język społeczny: wszystkich ważniaków i wielkoludów) – to jest pełna. Po prostu nie ma już dostępnego kolejnego wierzchołka, by połączyć go z pozostałymi. Ale bywają kliki niepełne, bywa też, że klika sama generuje dodatkowy wierzchołek (nową ważniacką rolę społeczną) – i w ten sposób się umacnia.

Oto co na ten temat ma do powiedzenia niezawodna Pedia:

Klika w socjologii oznacza małą podgrupę osób, znajdującą się na obszarze większej grupy, wśród członków której istnieją silne więzi oraz zazwyczaj jasno sprecyzowany cel, wartości i normy, które nie są tożsame z celami, wartościami i normami całej grupy. W socjometrii jest to podgrupa osób dokonująca wzajemnych wyborów, lecz nie dokonująca wyborów wśród członków większej grupy, do której należy. Klika jest to nieformalna grupa społeczna. Aby mówić o klice muszą być spełnione następujące warunki:

·         konieczna jest grupa ludzi, która ma wspólny, nieformalny cel działania,

·         członków kliki muszą charakteryzować szczególne właściwości psychiczne,

·         jednostki tworzące klikę charakteryzuje swoisty stosunek do mienia społecznego, twierdzą, że jest niczyje i można z niego dowolnie korzystać,

·         charakterystyczny jest stosunek kliki do władzy,

·         uczestników kliki określa stosunek do innych ludzi,

·         aby klika mogła działać, konieczne są mechanizmy sprzyjające jej funkcjonowaniu i bezpieczeństwu.

Celem kliki mogą być pewne zyski lub zdobycie władzy. Członków charakteryzować może nieuczciwość, amoralność i bezideowość. Kliki czują się również bezkarne i wyznają zasadę "albo z nami, albo przeciwko nam".

Klikami zarządza koteria. Znów posiłkuję się Pedią: KOTERIA – to grupa ludzi i środowisk powiązanych ze sobą wspólnymi interesami, popierających i broniących się wzajemnie, których celem jest trwanie na różnych poziomach i wymiarach władzy. Cechy funkcjonowania koterii:

·         ukierunkowanie na własne, egoistyczne cele, często wbrew interesowi ogółu społeczeństwa;

·         wywieranie pozaprawnego wpływu na działanie struktur publicznych;

·         nadużywanie stanowisk;

·         intrygi;

·         nepotyzm;

·         niedopuszczanie i eliminowanie z życia publicznego osób niewygodnych.

Inne określenia: sitwa, „układ”, "Grupa Trzymająca Władzę".

Koteriami zarządza KAMARYLA. Słownik Języka Polskiego definiuje kamaryle dwojako:

·         «grupa dworzan faworyzowanych przez panującego, wywierająca wpływ na bieg spraw publicznych»

·         «grupa osób wykorzystująca swoje stanowiska dla własnych korzyści i uprawiania stronniczej polityki»

Ta druga definicja – to raczej „klika wewnętrzna”, a pierwszą definicję przetworzyłbym następująco: to grupa interesów, zawłaszczająca prerogatywy państwowe na rzecz zarządzanych przez siebie koterii i klik i podporządkowująca sobie Państwo (urzędy, organy, prawa-przepisy). Kamaryle funkcjonują w bezpośrednim zapleczu „dworu” (Państwa), niekiedy zawiązywane są wręcz wewnątrz niego (wtedy opierają swój rozwój na „klikach wewnętrznych”, a dopiero potem „odgórnie” tworzą koterie i ostatecznie sieć klik). Ich zadaniem jest spowodować, by Państwo odstąpiło od rozmaitych zadęć ideologiczno-społecznych i zajęło się „listą spraw”, które kamaryle redagują w swoim łonie, poza zasięgiem Państwa.

Więcierz Mętny a Powiernictwo

Definiuję to pojęcie jako pułapkę, zastawianą przez pojedyncze (żerujące, pasożytujące na imperatywie państwowym) urzędy, organy i służby na „obywateli”, zmierzające do pozbawienia ich swobody działania, ubezwłasnowolnienia ich „instynktu biopolitycznego”[11]. Pułapki te złożone są z przepisów, regulaminów, praw, certyfikatów, dopuszczeń, algorytmów, procedur, standardów, norm – tak odpowiednio dobranych, że wyrażenie woli obywatelskiej w jakiejś skrajnie szczegółowej sprawie eliminuje jego podmiotowość w całym obszarze, bo skutkuje niezamierzoną, skrywaną celowo cesją upoważnień stanowiących „niezbywalne” atrybuty (konstytucyjnego) obywatelstwa.

Więcierz mętny ma swój odpowiednik w obszarze biznesowo-gospodarczym: przestrzeń te wypełnia coraz więcej rwaczych[12] firm, które zajmują się wyłącznie wciąganiem kontrahentów i klientów w pułapki (podpisz pan, to jest jedyna okazja i jutro już przepadnie), które pod pozorem korzyści przynoszą kontrahentom i klientom trwałe (najczęściej) zobowiązania bez pokrycia (ekwiwalentu) obiecanego w fazie agitacyjnej (przed podpisem), a z których trudno jest się wycofać, co ostatecznie oznacza windykację, kosztująca wielokrotnie więcej, niż i tak nieuczciwe zobowiązanie „podpisane”.

Więcierz Mętny opisany jak wyżej jest biegunowym przeciwieństwem Powiernictwa, które – w założeniu „ideologicznym” – oznacza tymczasowe i podlegające weryfikacji-rozliczeniom przekazanie części uprawnień (ekonomicznemu, politycznemu) zarządcy spraw, którego można w dowolnej chwili pozbawić pełnomocnictwa powierniczego i osądzić, jeśli narusza istotę umowy powierniczej (czyli oszukuje mocodawcę zarządzając jego kamienicę albo oszukuje wyborcę działając na jego szkodę).

Zatrzask lokalny

Definiuję to pojęcie jako „poliszynelową wiedzę” o tym, kto lokalnie „rozdaje karty”, z kim, co, kiedy, jak i za ile „się załatwia”, komu nie wolno „nadepnąć na odcisk”, z kim warto trzymać, kogo unikać. Zatrzask Lokalny jest społecznym atawizmem, cofającym kulturowo „skażoną” społeczność do epoki, kiedy w okresie „rodowym”, potem niewolniczym i feudalnym rozkwitał „rekiet”, znany w środowiskach lokalnych (słowo jest pochodzenia rosyjskiego) jako „dobrowolny” haracz za który „kupuje się” opiekę watażki-opryszka, która to opieka ani nie jest pewna, ani jasna co do treści. Np. w Polsce jest niemal pewne, że na 350 powiatów czy 2500 gmin – funkcjonuje nie mniej niż 2000 Zatrzasków Lokalnych, co widać, kiedy „czynnik społeczny” chroni osoby i ich konstelacje w oczywisty sposób zamieszane w łamanie prawa i zasad współżycia społecznego[13]. Nazywając to wszystko Demokracją.

Pentagramy

Cała ta rzeczywistość, pokryta fasadą demokratyczną[14], a „roboczo” ogarnięta przez kliki, koterie, kamaryle, zatrzaski lokalne – ostatecznie jest redagowana przez Pentagram (zakładam, że wewnątrz granic państwowych istnieje tylko jeden Pentagram, choć to założenie później będzie uchylone). Słowo „Pentagram” ukułem jakiś czas temu w odpowiedzi na zawołanie IV Rzeczpospolitej dotyczące walki z Układem, który przedstawiano jako „niepisaną zmowę przy zielonym stoliku” podtrzymywaną przez biznes, służby, polityków i gangsterów.

W moim przekonaniu słowo „układ” jest nieprecyzyjne i pozwoliło na swoistą „czerezwyczajkę” pewnej koterii w ramach kamaryli ówcześnie mającej pod kontrolą Państwo. W to miejsce wprowadzam pojęcie Pentagramu, jako zmowy „pisanej szyfrem” (trzeba się napracować, by w różnych dokumentach, różnej wagi, odnaleźć i poskładać w antykonstytucyjny spisek rozmaite układziątka), do której to zmowy przystępują „wyselekcjonowane kierownictwa” (obejmujące nieformalnych decydentów: daję w związku z tym przedimek „mega”) pięciu obszarów publicznych: mega-politycy, mega-służby, mega-gangi, mega-biznes, mega-media.

Ich współdziałanie oparte jest przede wszystkim na swoiście pojmowanym „partnerstwie publiczno-prawnym”, które w rzeczywistości oznacza, że Państwo rejteruje od swoich prerogatyw, ustępując miejsca „prywatyzującym” te prerogatywy konkretnym ludziom i grupom z Pentagramu.

Rzecz jest nie w nazewnictwie (choć dobrze jest być precyzyjnym), tylko w swoistym wkładzie Pentagramów (Układów) w proces cywilizacyjny. Oto bowiem – mowa o Europie – Demokracja, na której ufundowano wszystkie wyobrażalne europejskie ideologie (nawet te monarchistyczne czy totalitarne) – staje się podstawowym sprawcą rozterek, „nieciągłości ustrojowych”, węzłem gordyjskim. Zauważmy, że w najbardziej konserwatywno-autorytarnej formacji współfundującej europejskość, czyli w ni-to-państwie, ni-to-formacji religijnej osadzonej w Watykanie, istnieje pomieszanie elementów elekcyjnych (rozciągniętych na cały Kościół ponad granicami państwowo-politycznymi) z elementami skrajnie jedynowładczymi (podobnie rozciągniętymi poza Sancta Sedes). Kiedy dochodzi do zderzenia tych dwóch racji – racja autorytarna ma na wstępie demoniczna wprost przewagę, czerpaną z opatrznościowo-duchowej legitymizacji Pierwszego Apostoła. Dopiero kiedy doskwiera doczesność (mająca swoje źródła w powolnym, ale konsekwentnym przeobrażaniu się psycho-mentalnej strony Człowieka) – Watykan uruchamia synody, misje, konsultacje, które – to też charakterystyczne – kończą się (po czasie na wyważenie) encyklikami składającymi się na „społeczną naukę Kościoła”, najczęściej zbliżającymi wrażliwość kościoła ku potocznym, ludzkim, „naturalnym” tęsknotom vox populi.

Ten sam mechanizm (taki jest właśnie ryt europejskości) obecny jest w procesach konstytuowania europejskości. Zrazu – u zarania – mrowie helleńskich samorządów zostało podporządkowane swoiście uświęconej woli Aleksandra, który na szczęście pojechał w dożywotnią delegację ku innym kulturom. Potem – czerpiące garściami z Hellady – Imperium Romanum rozpoczęło od daleko posuniętego kolegializmu, fasadowo niemal papugującego Helladę (panteon, instytucja Forum, instytucja Igrzysk), aby w konsekwencji Cesarz i zajęty intrygami Senat (na pewno nie będący uosobieniem demokracji) zgodnie wsparli dyktat kodeksów, obejmujących szczegółowo najdrobniejsze sfery życia publicznego, nie stroniąc przed ingerencją w prywatność (np. w kwestii wiary). Przeskoczmy kilkanaście stuleci: francuski czteropak rewolucyjny przedzielony jest Napoleonem, o którym można powiedzieć wiele, ale nie to, że demokracja przesłaniała mu wszystko. Rój germański został ostatecznie spięty przez księcia von Bismarck-Schönhausen, księcia von Lauenburg, premiera Prus, kanclerza Rzeszy, noszącego imiona Otto-Eduard-Leopold. Pierwszy, który wspierał hegemonistyczne dążenia Niemiec w nowożytnej Europie (pamiętajmy, że Niemcy był praktycznie jedyna znacząca siłą polityczną mająca śladowy udział w kolonizacji-konkwiście globalnej).

Fetyszyzm prawny – ojcem totalnego patrymonializmu

Zanim opiszę, jak formuły prawne zawiadują nami za sprawą – skrywających się za nimi – interesów bliskich totalitaryzmowi – czuję się w obowiązku wprowadzić niekrótką dygresję.

KILKA AKAPITÓW DYGRESJI

Germania zagnieździła się na terenach, zajmowanych wcześniej przez Celtów (za Cezara zwanych Gallami). Zajmowali oni tereny dzisiejszej Szwajcarii, Alzacji, Badenii-Wirtembergii, Bawarii, Czech, Moraw.

Kiedy zostali rozbici i rozproszeni przez Imperium Rzymskie – z północy napłynął żywioł germański, który – jak wiemy z historii – nie tylko nie dał się wciągnąć w orbitę rzymską (patrz: podstęp Arminiusa[15]), ale korzystał z każdej okazji, by podważyć i przejąć hegemonię papiestwa (patrz: spór o inwestyturę[16], święte cesarstwo[17]).

Żywioł germański wiódł prym w cywilizacyjnym procesie Europy wiodącym od dominacji rolnictwa[18] ku dominacji przetwórstwa, a następnie przemysłu[19]. Podręczniki mówią o tym, że „flagowcem” rewolucji przemysłowej VIII wiek) była Anglia, ale nie uwzględniają tego, że na terenach dzisiejszego zasięgu języka niemieckiego gospodarność jest jedną z pierwszych cnot, podobnie jak skłonność „rzeszogenna”[20], co w ekonomii ma znaczenie kluczowe, fundacyjne wręcz. Warto też przyjrzeć się pojęciu „Anglosasi”: Pedia objaśnia to pojęcie następująco: Anglosasi – tym mianem określa się rozmaite plemiona, wywodzące się z terenu obecnych Niemiec i Skandynawii, takie jak Anglowie, Sasi i Jutowie. Począwszy od V wieku plemiona te zasiedliły większą część Wysp Brytyjskich. Współczesny język angielski pochodzi od języka, którym Anglosasi posługiwali się 1500 lat temu. Anglosasi byli germańskimi plemionami, które zamieszkiwały Brytanię od połowy V wieku n.e. Zajęcie Brytanii przez Anglosasów jest powszechnie uważane za początki współczesnego narodu angielskiego.

Rzeszogenność jest tym argumentem, który każde mi przyrównywać żywioł germański do Hellady (która była rojem samoobronnych samorządów miejskich, zwanych mylnie lub w mylącym skrócie państwami-miastami), a wobec kryzysu „białego człowieka” (Europa, Ameryka, Rosja) – każde mi doszukiwać się w obszarze zdominowanym przez język niemiecki nowego Platona. Ze swojej strony podpowiadam „im” swoje pojęcie „rhizomifractalia”, wywiedzione ze słów „rhizoma” (spontaniczny bezład, dosłownie: korzeń, pnącze) i „fractal” (struktura samopowtarzalna i samopodobna): tytuł niniejszej notki (swojszczyzna przeciw poplecznictwu) obrazuje moje myślenie o rhizomifractaliach.

Współcześnie Niemcy są gospodarczym i politycznym liderem „rankingów” i zarazem przywódcą Europy, kadrowo zaś – dyktatorem Europy, w której żywioł germański (anglosaski?) dominuje nad pozostałymi żywiołami, w tym nad Europą Środkową. Na poziomie meta-politycznym Niemcy propagują fractalia (poplecznictwo) kosztem rhizomii (samorządności swojszczyźnianej[21]), choć aspekt swojszczyźniany znają od setek lat pod postacią „heimat”[22] (tłumaczonym na język polski jako „mała ojczyzna”).

KONIEC DYGRESJI

Imperium Romanum – które było w swej istocie garnizonią, rządzoną przez „korpus oficersko-generalski” – stworzyło pakiet kodeksów i podobnych regulacji, z którym mogą konkurować co najwyżej ówczesne Chiny. Prawo zaczęło być domeną prawników-profesjonalistów, znawców meandrów i umiejących poruszać się nie tylko po „twardych” przepisach, ale też po „miękkich” relacjach wzajemnych między tymi przepisami. Odtąd Europa już tylko mnożyła przepisy i regulacje, coraz bardziej się w nie zaplątując. Kto w tak zapętlonej rzeczywistości ma rację?

Otóż można z niemal pewnością postawić tezę, że prawnicy, zwłaszcza ci, którzy deontologię zawodową poświęcają na ołtarzu „służby” mega-biznesowi, kamarylom politycznym, „wielkim” ideologiom, zachłannym Państwom. To oni tak definiują i opatrują przepisami ustroje-systemy (gospodarcze i polityczne) – by wydawały się „takie”, a w rzeczywistości były „inne”.

Aby nie owijać w bawełnę i skrócić dochodzenie do sedna – opiszę krótko życiorys osoby mającej walne znaczenie przy organizowaniu najnowszych struktur europejskich. Najpierw zatem o Europie.

Historię jednoczenia Europy wyznaczają takie osoby i opracowania oraz dokumenty, jak na przykład (korzystam z Pedii):

1.       W 1795 r. propozycję kongresu dla wiecznego pokoju wniósł Immanuel Kant („Zum ewigen Frieden”[23]).

2.       21 Listopada 1806 – Napoleon podpisał słynny dekret berliński o „systemie kontynentalnym”[24];

3.       W 1834 r. powstała niemiecka unia celna (Zollverein), która miała ułatwić handel i zmniejszyć wewnętrzną konkurencję[25];

4.       W 1843 r. włoski pisarz i polityk Giuseppe Mazzini zaproponował utworzenie federacji republik europejskich[26], a w 1847 r. pojawiła się najbardziej znana wczesna propozycja pokojowego zjednoczenia, na bazie współpracy i równości członkostwa, wysunięta przez Wiktora Hugo[27];

5.       Richard Nikolaus hrabia Coudenhove-Kalergi wysuwa koncept Pan-Europy[28];

6.       W 1929 Aristide Briand, francuski premier, wygłosił mowę na forum Ligi Narodów, w której zaproponował ideę federacji narodów europejskich opartej na solidarności i współpracy politycznej i społecznej;

7.       W 1931 r. francuski polityk Édouard Herriot opublikował książkę „Stany Zjednoczone Europy;

8.       W manifeście z Ventotene w roku 1941 Altiero Spinelli i Ernesto Rossi głosili potrzebę stworzenia organizacji, która zapobiegnie nieustającym wojnom w Europie;

9.       W 1943 r. niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop zaproponował utworzenie scentralizowanej unii europejskiej[29] z jednolitym europejskim obszarem gospodarczym i ustalonymi wewnętrznymi kursami wymiany walut[30];

10.   W czerwcu 1947 powstał w Paryżu Komitet Koordynacyjny Ruchów Międzynarodowych na Rzecz Jedności Europejskiej. W grudniu 1947 organizacja ta przybrała nazwę Międzynarodowy Komitet Ruchów na Rzecz Jedności Europejskiej;

11.   W dniach 7-10 maja 1948  roku w Hadze  spotkali się na kongresie zorganizowanym przez Józefa Retingera[31] i Duncana Sandysa[32] przedstawiciele 25 krajów europejskich;

Po kongresie haskim rozpoczęła się seria konferencji Ruchu Europejskiego. Pierwsza, która odbyła się w Brukseli w lutym 1949, poświęcona była sprawom politycznym i organizacyjnym. W dwa miesiące później w Westminsterze zorganizowano wielką konferencję na temat polityki gospodarczej. Jako cel na przyszłość wysunięto propozycję utworzenie wspólnego rynku. W grudniu tego samego roku w Lozannie odbyła się konferencja poświęcona kulturze. W rezolucjach wezwano do utworzenia Europejskiego Centrum Kultury, Uniwersytetu Europejskiego oraz Europejskiego Centrum Badań Jądrowych. Z czasem powołano do życia wszystkie te ośrodki. W czerwcu 1950 w Rzymie odbyła się konferencja poświęcona polityce socjalnej. 

12.   Punktem przełomowym dla idei integracji Europy było podpisanie przez państwa zachodniej Europy traktatów rzymskich w 1957, na mocy których powstała Europejska Wspólnota Gospodarcza i EURATOM;

13.   1 stycznia 1986 r. – nowe państwa członkowskie: Hiszpania i Portugalia (w sumie 12 krajów) – kolonizacja basenu Morza śródziemnego;

14.   17 – 28 lutego 1986 r. – Jednolity Akt Europejski – pierwszy krok do ujednoliconego rynku europejskiego;

15.    7 lutego 1992 r. – traktat z Maastricht

16.   1 maja 2004 r. – kolonizacja Europy Środkowej (Ateny):

17.   Traktat Lizboński, 13 grudnia 2007 r.;

 „Po drodze” podejmowano rozmaite (udane i nieudane) próby przeistoczenia UE w jednorodne, „klasyczne” państwo: wspólna waluta, bank centralny, otwarcie granic, konstytucja europejska.

Powstanie Unii Europejskiej (cytuję znów Pedię) nie byłoby możliwe bez ludzi, których nazywa się Ojcami współczesnej Europy. W poczet Ojców integracji europejskiej zalicza się ośmiu polityków, którzy mieli największy wpływ na powstanie Wspólnot Europejskich:

Konrad Adenauer 

pierwszy kanclerz powojennych Niemiec, zwolennik zjednoczenia Europy opartego na tradycjach i wartościach chrześcijańskich. Doprowadził do odbudowy gospodarczej Niemiec oraz ich integracji z Europą Zachodnią, od przyjęcia planu Marshalla, poprzez członkostwo w EWG oraz NATO.

Winston Churchill 

brytyjski polityk, mówca, strateg, pisarz i historyk, minister obrony, Przewodniczący Izby Gmin, dwukrotny premier Zjednoczonego Królestwa, laureat literackiej Nagrody Nobla, jeden z pierwszych polityków popierających ideę zjednoczenia Europy.

Alcide De Gasperi 

włoski premier i polityk, współtwórca Rady Europy i Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, propagujący ideę współpracy gospodarczej poprzez zacieśnianie współpracy obronnej.

Walter Hallstein 

niemiecki polityk, profesor prawa na uniwersytetach w Rostocku i Frankfurcie nad Menem, Sekretarz Stanu w niemieckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych, pierwszy przewodniczący Komisji Europejskiej w latach 1958-1967, twórca doktryny Hallsteina, inicjator Wspólnot Europejskich i struktur unijnych. Jeden z twórców wizerunku i głównych nurtów politycznych współczesnej Unii Europejskiej.

Jean Monnet 

francuski polityk, dyplomata i ekonomista, architekt wspólnot europejskich, współtwórca Planu Schumana, inicjator i twórca Komitetu dla Zjednoczenia Państw Europy.

Robert Schuman 

francuski premier i minister spraw zagranicznych, inicjator pojednania pomiędzy Francją a Niemcami poprzez połączenie obu państw silnymi więzami gospodarczymi, społecznymi i politycznymi, w latach 1958-1960 Przewodniczący Parlamentu Europejskiego. 

Paul-Henri Spaak 

belgijski premier i minister spraw zagranicznych, w latach 1952-1953 przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, przewodniczący roboczej komisji opracowującej raport dotyczący stworzenia podstaw wspólnego rynku europejskiego, przewodniczący pierwszej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, sekretarz generalny NATO.

Altiero Spinelli 

włoski polityk, promotor federalizmu europejskiego, członek Komisji Europejskiej odpowiedzialny za politykę przemysłową, poseł do Parlamentu Europejskiego, współzałożyciel Klubu Krokodyla.

 

Unia Europejska (pisałem TUTAJ), z założenia kraina Tolerancji, Praw Człowieka i Integracji, powstała (w powszechnym, podręcznikowym mniemaniu) dla przezwyciężenia ciążących na życiu kontynentu partykularnych racji gospodarczych. Robert Schuman, Niemiec z urodzenia i wykształcenia, Francuz z wyboru, wniósł te trzy idee do zwykłej „biznesowej” umowy międzynarodowej. Wyszło połowicznie: Unia jest polem gry silnych ugrupowań biznesowych zakulisowo manipulujących potężnymi politykami, ci zaś „kręcą lody” kosztem europejskiej gawiedzi, czyli krajów członkowskich będących niby na jej utrzymaniu, ale płacących za swoje „bezpieczeństwo ekonomiczne” nie tylko podczas załamań lokalnych (jak ostatnio w Grecji), ale też w codziennym mozole.
Spośród osób wymienionych w tabeli najciekawsza wydaje się postać Waltera Hallsteina. Prawnika, specjalisty o analizy porównawczej systemów prawnych. Jego kariera zawodowa i życiowa stoi pod znakiem nazizmu: z dumą przystąpiwszy do „drużyny” hitlerowskiej[33], nie tylko błyskawicznie piął się w awansach uniwersyteckich[34], ale stał się znaczącą postacią, zwłaszcza kiedy kiedy powierzono mu (i wykonał) wygłoszenie Przemówienia mobilizacyjnego” (pt. Wielkie Niemcy[35] jako podmiot prawny) 23 stycznia 1939 roku w Rostocku, pełnego nazistowskiej nowomowy, sztafażu prawniczo-socjalistycznego, za którym ukryto przygotowania do wojny „dla zjednoczenia Europy”. Hallstein był też członkiem włosko-niemieckiej (faszystowsko-nazistowskiej) Grupy Roboczej, powołanej w maju 1938 roku przez Hitlera i Mussoliniego, która opracowywała m. in. metody „oczyszczania rasy”, sposoby przeistaczania prawa na „sprawniejsze” w zarządzaniu i podobne zbrodnicze pomysły.

Po wojnie udało mu się – zapewne nie bez „ślepoty” władz okupacyjnych – ukryć zaangażowanie w nazizm, po czym, jak wielu niemieckich top-menedżerów z okresu hitlerowskiego – powrócił do kontynuowania prac nad konceptem Wielkiej Europy. Po czym został jednym z Ojców Europy, pierwszym szefem Komisji Europejskiej, a wcześniej – najlepiej przygotowanym spośród szóstki przygotowującej na Sycylii (sic!) powstanie EWG (patrz: Gaetano Martino, Antoine Pinay, Joseph Bech, Willem Beyen, Paul-Henri Spaak). Brał aktywny udział w przygotowywaniu wszystkich europejskich organizacji wspólnotowych po wojnie, najczęściej w roli najbardziej kompetentnego prawnika koordynującego tworzenie formalnych dokumentów założycielskich i regulacyjnych.

Jest autorem „Die europäische Gemeinschaft”, gdzie znajdujemy samochwalcze akapity obrazujące, jak można: Wszelkie działania inicjuje Komisja [Europejska]. Komisja [Europejska] jest najbardziej oryginalnym ogniwem w organizacji Wspólnoty [Europejskiej], które nie ma żadnych pierwowzorów w dziejach. Funkcja reprezentowania Wspólnoty [Europejskiej] wewnątrz i na zewnątrz. (…) Komisja [Europejska] jest organem niezależnym w stosunku do rządów państw członkowskich. Państwa członkowskie nie mogą wydawać Komisji [Europejskiej] żadnych wytycznych, a Komisja [Europejska] nie może ich przyjmować. (…) Komisja ma monopol na inicjatywę ustawodawczą (…).

We wspominanym wyżej „przemówieniu motywacyjnym” ze stycznia 1939 roku Hallstein zasygnalizował pozademokratycznego, komisarycznego kształtowania prawa i – za jego pomocą – rzeczywistości. Zamienny jest cytat z przemówienia:

Istnieją takie prawa, które należy najpierw obmyślić (…). Prawa te na terytoriach wschodnich muszą być obmyślone przy udziale obrońców prawa (chodzi o konkretną organizację nazistowską – JH), którzy mogliby wnieść pewien [!] wkład ku oczyszczeniu [niem. läutern] naszego ustroju prawnego i uczynieniu z niego prawdziwego [nazistowskiego] prawa Narodu Niemieckiego. Prawny program ratunkowy oraz postulaty do natychmiastowego wdrożenia stanowią właściwie wprowadzenie praw stosowanych już dziś w starej Rzeszy (Altereich - JH). Proces prawny służący wprowadzeniu tych [nazistowskich] praw ma charakter dyrektywny (czyli dyrektywami, a nie uchwałami kolektywów wybieralnych – JH). Kompetencje do wydania takich dyrektyw posiadają oficjalni urzędnicy [nazistowskiej, europejskiej] Rzeszy [niem. Reichsminister] oraz [nazistowskie] Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Czyż nie tak funkcjonuje dziś prawodawstwo UE? Hallstein jest doprawdy bardzo konsekwentny, niezależnie od tego, jaka sprawuje funkcję i gdzie.

Warto zauważyć, że „na boku” jest on autorem „doktryny Hallsteina”, sformułowanej w 1955 roku, po wizycie (u boku Adenauera) w Moskwie: według doktryny RFN miało prawo do reprezentowania obu państw niemieckich za granicą, nigdy nieuznana przez NRD. Elementem tej doktryny było też nieutrzymywanie stosunków dyplomatycznych z państwami utrzymującymi stosunki dyplomatyczne z NRD, z wyjątkiem ZSRR. Ciekawa droga ku zjednoczeniu Europy…

Najprawdopodobniej to on jest twórcą fenomenu Komisji Europejskiej, która w hybrydowej, mętnej strukturze – wedle prawniczych zapisów konstytuujących UE – nie tylko nie podlega żadnej społecznej kontroli, ale też jej członkowie nie maja prawa uwzględniać racji rządów i narodów w swoich pracach na rzecz „wspólnoty”.

Hallstein w ewidentny sposób pracował dla nazizmu w środowisku naukowo-eksperckim, korzystając ze wsparcia finansowego niemieckiego przemysłu (przede wszystkim IG Farben[36], konglomeratu takich firm jak Agfa, Bayer, BASF, Hoechst, choćby poprzez Kaiser-Wilhelm-Institut i Kaiser-Wilhelm Gesselschaft (mający wiele „twarzy” odpowiednio do różnych dziedzin poszukiwań naukowych, np. fizyka (jądrowa), antropologia (eugenika), chemia (gazy bojowe), itd., itp.

Walter Hallstein w żadnym razie nie był jedynym „ponazistowskim” twórcą świata po II wojnie światowej[37]. Od 1941 r. nazistowski reżim utrzymywał niektóre oficjalne „instytuty”, a przyświecał mu tylko jeden cel: ukształtowanie przyszłości gospodarczej i politycznej świata, jaki miał nadejść po wygranej II wojnie światowej przez koalicję kartelowo-nazistowską. Jednym z tych, utrzymywanych na potrzeby podboju, instytutów był Centralny Instytut Badań nad Narodowym Ładem Gospodarczym i Gospodarką Makroregionalną w Dreźnie. Szefem tego urzędu do spraw planowania był Arno Sölter. W roku 1941 Sölter pokrótce opisał planowany przez kartel i nazistów wygląd Europy po II wojnie światowej pod ich własną kontrolą w książce pod tytułem „Kartel makroeregionalny – narzędzie ładu gospodarczego w nowej Europie” Oryginalny, niemiecki tytuł tej publikacji brzmiał: „Das GroßraumKartell – Ein Instrument der industriellen Marktordnung in einem neuen Europa”[38].

Albo Carl Friedrich Ophüls, jeden z czołowych ekspertów patentowych nazistowskich Niemiec[39] w latach 1933-45, a po wojnie ambasador Niemiec w Brukseli. I tak dalej. Doprawdy, lista osób, które nieźle się miały za czasów nazistowskich, a po wojnie niemal natychmiast i bez większych ceregieli powróciły na swoje dawne stanowiska w gospodarce i nauce oraz polityce – jest tyleż długa, co zastanawiająca, a ich udział i dorobek w tworzeniu nowej Europy – zdumiewa. Nie lepiej było pozostawić III Rzeszę w nienaruszonym stanie?

Trzy krótkie akapity komentarza, po których Czytelnik powinien mieć pogląd na wzajemne relacje między monopolem, patentem i zwykłą, bezczelną „lipą” (być może szkodliwą).

Monopol – to pakiet instytucji społecznych i rozwiązań prawnych, które czynią wąską grupę osób i ich konstelacji (np. firm, ugrupowań) beneficjentami procesów gospodarczych i politycznych. Analiza dokumentów założycielskich i regulacyjnych Unii Europejskiej i jej agend – każe pojmować Europę jako „kondominium monopoli”, a w następnym kroku każe doszukiwać się rzeczywistych mocodawców struktur europejskich. Demokracji w każdym razie jest tam niewiele (patrz: przypis 16).

Patent – to instytucja prawna chroniąca autorów wynalazków i usprawnień oraz konceptów – w rzeczywistości jest narzędziem monopolizowania przynoszących dochód rozwiązań technicznych i organizacyjnych poprzez obrót „własnością intelektualną”, a także poprzez penetrację-drenaż słabiej chronionych narodowych organizacji patentowych i „przekupywanie” autorów najlepszych rozwiązań, na koniec poprzez blokowanie procesów patentowych do czasu opatentowania „kopii”, uchodzących odtąd za „oryginały”.

Dziongo-bongo: trociny są z różnych powodów pożywne i strawne, ale słabo kojarzone z konsumpcją spożywczą. Nie przeszkadza to rwaczowi dojutrkowemu zmielić trociny na masę, skleić ją jakimś syropem, polać z wierzchu czekoladą, przysypać kaszką kokosową, uformować w fikuśne batoniki i opakować w papierek, że ślinka cieknie. Łatwo uzyskuje certyfikaty spożywcze i sanitarne, bo faktycznie nic szkodliwego w takim batoniku nie ma. I jeszcze patentuje swój „wynalazek”. Po czym uruchamia w mediach kampanię reklamową, w wyniku której niemal wszyscy konsumenci po jakimś czasie zrozumieją, iż ich życie bez codziennego batonika dziongo-bongo jest marne, pozorne, nijakie, do kitu, bez sensu, miałkie i niemodne. Sprzedawcy-rozwoziciele batoników honorowani są prowizjami. Teraz już tylko katastrofa może zablokować spektakularny sukces batonika na „rynku”. Aż do pojawienia się konkurencyjnego, „jeszcze lepszego” batonika. Podsumujmy: chociaż prapoczątki gospodarowania polegały na sprawnym łączeniu rzeczywistych potrzeb z ich równie rzeczywistym zaspokajaniem, to gospodarka i ekonomia doszły do takiego „profesjonalizmu”, że poważny w nich udział (naprawdę poważny) mają nierzeczywiste potrzeby wykreowane przez tych, co są biegli w „kształtowaniu rynku” oraz równie nierzeczywiste ich zaspokajanie, bowiem rwacze dojutrkowi zadowalają się „ugraną” kasą albo nawet samym naszym podpisem-zobowiązaniem, po czym ograniczają się w większości do markowania, udawania usługi.

 

*             *             *

Egzekutywa i Państwo Stricte

Przytoczę teraz swój tekst sprzed roku. Jeśli Czytelnik ma w sobie niezłomny zamiar orientowania się w tym co dookoła „w polityce” się dzieje, ale popada co i rusz w osłupienie, bo nijak nie da się „na zdrowy rozum” pojąć większości spraw, zdarzeń, wypowiedzi publicznych – to niech się nie martwi: Państwo Stricte działa.

Napisałem TUTAJ: Pojęcie Państwa Stricte jest przeze mnie używane niemal „od urodzenia”. Dzielę cały zarząd  nad Krajem i Ludnością na Państwo Adekwatne (np. resorty „merytoryczne”: rolnictwo, kultura, oświata, nauka, zdrowie, gospodarka, infrastruktura, sport, itd., itp.) oraz na Państwo Stricte (sztaby Policji, Armii, Skarbówki, Pograniczników, Celników, służb sekretnych, wymiaru sprawiedliwości, zarządzania kryzysowego, infrastruktury krytycznej, dyplomacji, inspekcji i kontroli).

Państwo Stricte pozostaje nie tylko poza wszelką kontrolą (bywa, że posłowie, ministrowie, Prezydent nie ma odpowiedniego „certyfikatu”, by dostać pełną informację), ale też swoimi metodami, w porozumieniu z innymi (zagranicznymi) Państwami Stricte ma decydujący wpływ o kształcie budżetów, o priorytetach rządowych, w tym gospodarczych i politycznych. Nie mówiąc już o rozmaitych operacjach na szkodę Ludności oraz „zapisach” na pojedynczych obywateli i ich konstelacje (rodziny, sąsiedztwa, wspólnoty, firmy, organizacje, społeczności).

Pisałem o tym wielokrotnie: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ, polecam rysunek TUTAJ, dwa obrazki TUTAJ, no, może jeszcze TUTAJ.

W tekście „Struktura polityczna” (TUTAJ) używam rysunku, z którego jestem w miarę zadowolony:

Rysunek 1: Struktura polityczna. Podkład (stożek): https://temporal.pr0.pl/devblog/download/posts/bzdury/real-dale-cone.jpg

Jeśli w kimś rysunek rozbudził ciekawość – odsyłam do oryginalnego tekstu. Tu zaś zwrócę uwagę na górną część piramidy, począwszy od Nomenklatury. Otóż między Nomenklaturą a Kwaterą Główną (Head-Q) dokonuje się wiele, niemal wszystko, co się z polityką Państwa wiąże, czy czym szarzy obywatele (Elementum Socialis) nie mają prawa o niczym wiedzieć niczego, co najwyżej znają „ściemę” medialną.

Państwem rządzi Kwatera Główna. To ona ma prawo zażądać wszelkich informacji (i decyduje, czy jest to informacja dosłowna, surowa, czy po ekspercku przetworzona), to ona decyduje, jakie zaprowadzać prawa, jakie powoływać służby, organy, urzędy, kim obsadzać najważniejsze stanowiska.

Na samym „dnie” spraw zajmujących Kwaterę Główną podczepiony jest urząd nazywany Głową Państwa (u nas: Prezydent i jego Kancelaria), a poniżej „cała reszta”, z rządem na czele.

Nam, szarakom, wmawia się rzeczywistość, która „od góry” zaczyna się od Rządu i Prezydenta. A to jest zaledwie echo, też nie w pełni jawne, tego co się dzieje naprawdę.

*             *             *

Oczywiście, nikt trzeźwy nie pozwoli takiemu komuś jak ja zajrzeć „za kulisy”, mogę co najwyżej „diagnozować objawowo”.

Kluczowe jest to, kto konkretnie, z imienia i nazwiska, obsadza Kwaterę Główną. Tu przywołam swoją niedawną notkę „Możni, pomożni, niemożni i publiczność” (TUTAJ) i ryzykuję pogląd, że – na przykład – w polskiej Kwaterze Głównej jest kilkanaście osób, z tego połowa nawet nie wie, jak wygląda Polska. Zważywszy, że to te osoby decydują o wszystkim, co dotyczy tajnych służb i wszelkich sekretności – możnaby długo i bez szans na dojście do sedna rozważać zagadnienie suwerenności, międzynarodowej podmiotowości Polski.

Ktoś uparty zada sobie trud, by zbadać biografie ludzi reprezentujących oficjalnie Państwo Stricte na przestrzeni 25-lecia polskiej Transformacji. Nawet te biografie w wersjach oficjalnych. Jeśli znajdzie się taki pracuś, to podpowiadam: kilkudziesięciu najważniejszych polskich graczy, z małymi wyjątkami – to harcownicy Kwatery Głównej,  realizujący jej instrukcje jako prezesi NIK, ministrowie resortów siłowych i dyplomacji, większość premierów i ministrów sprawiedliwości. Zdarzają się między nimi harcownicy innych, „zagranicznych” kwater głównych, ale najczęściej są oni owocem porozumień czy wzajemnych ustępstw między Kwaterami. I naprawdę nieważne jest, czy są to zawodnicy ukształtowani w ośrodkach z dominującym językiem angielskim, rosyjskim, niemieckim, chińskim, francuskim. Albo dopiero „polerują” jakikolwiek język zza miedzy. Ich przeznaczeniem jest realizować zadania wytyczone przez grono nikomu bliżej nieznane.

Ktoś powie: teoria spiskowa. Odpowiem: gdybyś był  mocny, przepuściłbyś okazję, by sekretnie manipulować oficjalnymi władzami? Odpowiem też: czy sam nie grasz w różne gierki towarzyskie, by w chmurze chwilowej niepewności i dezorientacji ugrywać swoje? Dlaczego top-władcy świata mają nie robić tego samego? Wstąpiła w nich nagła niewinność i społeczna wrażliwość?

Spójrzmy na to okiem „prostego” funkcjonariusza ambasady w jakimś państewku. Zanim wyjedzie – jest do spodu sprawdzany, przełożeni mają o nim wiedzę większą niż on sam o sobie. Potem jest szkolony w rozmaitych procedurach, algorytmach, poznaje obyczaje, kulturę i nazwiska kraju docelowego. I jedzie. 99% swojego czasu poświęca na zwykłą robotę dyplomaty: kontakty z podróżującymi rodzimymi obywatelami (notatki służbowe), kontakty z przedsiębiorcami (notatki służbowe), kontakty z rodzimym i goszczącym światem nauki i kultury (notatki służbowe), geszefty własne i „podglądane” u kolegów (notatki służbowe), osobiste słabostki życiowe (ktoś inny notuje to służbowo), dziwne kontakty z dziwnymi ludźmi (notatki własne i notatki dyskretnych obserwatorów), podróże po kraju goszczącym (notatki własne i notatki dyskretnych obserwatorów). I tak życie płynie nudnawo. Ale ten 1% - to sprawa lub kampania, w której funkcjonariuszowi ambasady nie wolno zawieść (choć on sam może o tym nie wiedzieć): od sposobu wykonania zadania zależy jego dalszy los w dyplomacji, a być może życie.

Spójrzmy na to okiem zwykłego kierownika kontroli w NIK. Ten moloch biurokratyczny działa rutynowo aż do przesady. Na co najmniej rok wcześniej ma zdefiniowane plany, a w tych planach „okienka” na sprawy nagłe, które podrzuca rząd, prezydent, prokuratura, media. No, i między tym wszystkim pojawiają się sprawy, które są tej samej miary, co ów 1% w dyplomacji. Dokonuje się szybkiej kontroli (albo grupy kontroli równoległych), których „wyniki” są znane przez przełożonych kierownika, zanim się one odbędą. Bywa, że przełożeni proszą o „surowe” dane kontroli bez konieczności sporządzania raportu końcowego. Bywa, że zabierają dokumenty, a samą kontrolę każą zakwalifikować jako „nieodbytą”. Ów żałosny kierownik nawet nie wie, że wziął udział w jakiejś operacji. Ale w jego interesie jest „nie wiedzieć”, nawet jeśli już „pokapował” się w rzeczy samej.

Jest w Polsce – uzupełnijmy ten obraz – kilkanaście tysięcy takich biznesów prywatnych, przedsiębiorstw państwowych, organizacji „pozarządowych”, placówek „samorządowych”, urzędów o „niewinnej nazwie”, obiektów budowlanych, elementów infrastruktury – w których zainstalowani są ludzie nie wiadomo po co, bo nic konkretnego nie robią. Ale zawsze właściciele czy dyrektorzy tych struktur zostali „poproszeni” i w dobrze pojętym interesie własnym „ochoczo podchwycili” koncept taki, że ktoś, kogo bliżej nie znają, będzie się szwendał po firmie.

O mediach nie będę pisał: gotowość mediastów do służenia wszystkiemu, byle nie deontologii swojej profesji, jest w Polsce wyjątkowa.

Najtrudniejsza jest sytuacja tych, którzy mają do czynienia w Polsce z „wymiarem sprawiedliwości”, począwszy od służb kontrolnych i inspekcji, poprzez straże, policje i prokuratorów, aż po sądy i kolejne instancje. Bo ich los – skoro już „mają do czynienia” – zależy wyłącznie od ich pokory. System-ustrój nie zwraca uwagi na takie drobiazgi, jak konstytucja, prawo, oczywista prawda, prawa człowieka, interes społeczny, dobro publiczne, tym bardziej sprawiedliwość: są osoby wytypowane do „grillowania” i są osoby  wytypowane jako „nietykalne”. Choćby się ziemia trzęsła a niebo runęło – ma być jak postanowiono. I tylko w niewielkim stopniu ma to związek z koneksjami rodzinnymi w „wymiarze sprawiedliwości” czy z panującymi w tym środowisku powiązaniami interesów.

 

*             *             *

Działania Państwa Stricte są w swej istocie „niewidzialne”: na dobrą sprawę Kraj i Ludność żyje sobie swoją codziennością, co najwyżej sarka i szemrze, kiedy wzrastają obciążenie i niedogodności, i to nie wiadomo po co, bo nie widać efektów w postaci poprawienia się ogólnie pojętej kondycji.

Ale pojawiają się chwile – i nas, Polski, dotyczy to w sposób oczywisty – kiedy dzieją się rzeczy niepojęte: brak w nich elementarnej logiki, fałsz aż razi w oczy, rozwiązania personalne zdumiewają i śmieszą, zachowania „na szczytach” wołają o pomstę do nieba, serwis informacyjny działa w poprzek tego, co wszyscy widzą i wiedzą – i nic, nie ma siły, która by wtedy interweniowała, objaśniała, dała znać, że jest jeszcze jakiś „punkt równowagi”.

To oznacza, że Państwo Stricte postanowiło, iż cała ta mimikra, cała ta maskarada w postaci Państwa Adekwatnego idzie „na przemiał”. Będzie nowa.

Dlatego będę się przyglądał temu, co widzę (a widzę, jako się rzekło, echo jedynie). Bo – przy całym szacunku dla mistrzów świata w piłce rąbanej – emocje i atrakcje turnieju mistrzowskiego są niczym wobec tych, których doświadczam „w polityce” i spodziewam się doświadczać czas jakiś jeszcze.

Aha, zapomniałbym: Państwo Stricte jest rzeczywistym redaktorem wszelkich znanych szarakowi budżetów i funduszy, o czym piszę i będę pisał odrębnie.

Pajęcznia[40]

Człowiek od swego zarania żyje w ustawicznym dolegliwym rozedrganiu między tym co jednostkowe-prywatne-osobiste i tym co wspólne-publiczne-zbiorowe. W świecie Fauny i Flory istnieje wiele racjonalnych rozwiązań zaprowadzających tam ład. Człowiek jednak – przeciwstawiwszy się Naturze – zmierza ku Syntetyczności, ku rzeczywistości całkowicie przez siebie przeistoczonej. I – jak dotąd – nie znalazł trwałego optimum pomiędzy racjami jednostkowymi i zbiorowymi.

Pajęcznia jest najbardziej wyrazistym polem ścierania się tych racji. Racje jednostkowe (pierwotnie zagregowane w racje „oddolne”) wytwarzają tzw. Kreacje Obywatelskie: są to rozmaite podmioty biznesowe, artystyczne, społecznikowskie, polityczne, itd., itp., które pozostają pod kontrolą jednostek. Sa przez te jednostki – pojedynczo i wspólnie – zawiadowane. Racje zbiorowe wytwarzają zaś rozmaite „odgórne” Kreacje Państwowe, które wymykają się kontroli społecznej, a nawet „oddolnemu” postrzeganiu (ludzie po prostu nie orientują się w świecie Kreacji Odgórnych). Kreacje te „spotykają się” w obszarze Samorządności. „Oddolność” zmierza do ustanowienia kontroli nad Kreacjami Państwowymi i utrzymania kontroli nad Kreacjami Obywatelskimi. Odgórność zaś mnoży rozmaite dopuszczenia, wtajemniczenia, certyfikaty (Twierdza Konstytucyjna), by nie dopuścić do „oddolnej kontroli”, a jednocześnie dokonuje „prozelityzmu”, przeciągania na swoją stronę Kreacji Obywatelskich.

W tych warunkach kształtuje się obiektywna Społeczna Norma Ustrojowa, która ustanawia swoistą, nieklarowną linię demarkacyjną między „oddolnością” i „odgórnością”. O poziomie Samorządności (obywatelstwa, bio-polityki) stanowi właśnie owa Społeczna Norma Ustrojowa: jeśli w tej grze silniejsze są Kreacje Państwowe – samorządy (nie tylko terytorialne) okazują się wyłącznie wysuniętymi placówkami Państwa, są obiektywnie przeciwstawione Ludności.

Inaczej: Pajęcznia to jest chytry wynalazek, absorbujący całe życie społeczne i obywatelską świadomość wraz z zaangażowaniem. U „dołu” pajęczni powstają rozmaite spontaniczne podmioty (firmy, stowarzyszenia, kluby, spółdzielnie, fundacje, itp.), odczytujące i zaspokajające ludzkie potrzeby lub realizujące jakieś autorskie pomysły. Te właśnie podmioty nieuchronnie organizują się albo w Samorządy, albo przynajmniej w Rynki, w obu konwencjach mamy do czynienia z elastycznością form i zadań opartą na kontroli społecznej. 

Natomiast u „góry” pajęczni powstają – decyzją „władz” – podmioty niby łudząco podobne do „oddolnych”, tylko że potężniejsze co do rozmiarów, uprawnień, zasięgu działania i swoistego „koncesjonowania”. 

Gdzieś „pośrodku” pajęczni stykają się „odgórni” i „oddolni”, wtedy też dochodzi do Wielkiej Manipulacji: „odgórni” wykorzystując swoje formalne podobieństwo wnikają do Samorządów i Rynków, stosunkowo szybko okupując w nich kierownicze miejsca i w ten sposób „upaństwowiając” to co zrodziło się jako rynkowo-samorządne. Owo upaństwowienie poszerza kontrolę „władzy” nad Rynkami i Samorządami, ale nie oddaje „oddolnym” tych mocy (upoważnień, uprawnień, koncesji), w jakie wyposażeni są „odgórni”.

I teraz esencja. Jakiś ułamek starannie dobranych „odgórnych” nie wdaje się w ogóle w zabawy samorządowo-rynkowe. Wolą funkcjonować jako konstytuanta Nomenklatury. W kierownictwach tych podmiotów (zarządy, rady nadzorcze, udziały właścicielskie – mowa o Polsce) ustawicznie następuje rotacja top-managementu, który przechodzi do polityki, dziennikarstwa, gangów („legalizowanych”), służb – i z powrotem. Tak działa Pentagram. Wysyła macki w obszar Samorządów i Rynków, czasem drenuje je pożądając „świeżej krwi”, ale funkcjonuje w Nomenklaturze i uprawia „rozwój wsobny”. Więcej, czasem tworzy zupełnie sztuczne Rynki i Samorządy, aby skorzystać z okazji (np. funduszy unijnych, inwestycji NATO-wskich, projektów ONZ-towskich, Banku Światowego, itd.). Nie ma do tych sztucznych dostępu nikt spoza Nomenklatury.
 

Paradoks Enola Gay

Enola-Gay – to nieoficjalna nazwa bombowca Boeing B-29 Superfortress, który w dniu 6 sierpnia 1945 roku zrzucił bombę atomową Little Boy na Hiroszimę. Zwracam uwagę na zabawne, uczłowieczające nazwy samolotu i samej bomby. Obok miał lecieć "The Great Artiste", wyposażony w aparaturę kontrolno-pomiarową przeznaczoną do określenia efektów wybuchu oraz samolot z numerem 911, z obsadą naukowców wyposażonych w kamery i sprzęt do fotografowania. Do rzeczy. Udusić własnoręcznie człowieka albo go zasztyletować może ktoś wyłącznie w wielkich emocjach, w patologicznych warunkach albo samemu będąc ciężko zdegenerowanym, do leczenia. Łatwiej znosi nasze sumienie, jeśli zastrzelimy kogoś „bez obcowania cielesnego” z nim, jeszcze łatwiej jest wystrzelić z wielkiego działa i zburzyć w nieodległym miasteczku kilka zamieszkanych domów. Albo wysłać rakietę na dalekie miasto. Zrzucenie bomby z samolotu to już bułka z masłem. Niektórzy nawet dostają za to odznaczenia za bohaterstwo. Zauważmy, że degenerat morduje jedną, dwie osoby, pacan ze Szwecji wystrzelał kilkadziesiąt osób, a bohaterowie z Enola Gay uśmiercili bezpośrednio do 90 tys. cywilów. Kariera w gospodarce wygląda podobnie: jeśli straganiarz nas w żywe oczy „oskubie” na 2 złote, to naraża się co najmniej na bluźnierstwa, jeśli nie na karę (doraźną albo sądową), ale jeśli sieć „usługowa” okrada z pozycji gabinetów miliony naiwnych na miliardy złotych – menedżerowie dostają premie.

Patrymonializm[41] totalny

Patrymonializm definiowany jest jako ustrój polityczny charakterystyczny dla monarchii wczesnofeudalnych i pierwotnych grup plemiennych polegający na tym, że dziedziczny władca jest właścicielem całego państwa: taka forma rządów powszechna we wczesnym średniowieczu (np. państwo Franków, najstarsza forma monarchii feudalnej, zapoczątkowana w państwie frankijskim za panowania dynastii Merowingów, albo Polska za Bolesława Krzywoustego), w której władca traktuje podległy mu kraj jako własność i swobodnie nim dysponuje, np. dzieląc między synów.

Patrymonializm totalny „gubi” rolę opiekuńczo-ojcowską władcy (kierownictwa), pozostawia tylko ucisk i opresję:

1.       Jedynowładztwo: jednostkowa władza – urzędnika, funkcjonariusza, przełożonego – nie jest praktycznie niczym ograniczona, poza pomysłowością nosiciela „władzy”. Uzurpuje on sobie uprawnienia do dowolnej interwencji życie „podopiecznych”, winą za kiepskie skutki takich interwencji obciąża zaś wyłącznie ofiary: zasługi należą zawsze i wyłącznie do niego, nawet jeśli zostały osiągnięte wbrew jego interwencjom.

2.       Wyłączna dyspozycja dobrami wspólnymi-publicznymi: niezależnie od przeznaczenia i istniejących zasobów ich dysponentem jest „sprawujący urząd-funkcję-stanowisko”, czemu daje wyraz codziennymi, swobodnymi, niczym nie ograniczonymi decyzjami: tu też leżą decyzje o tym, kto może korzystać wprost lub „na boku”;

3.       Jest też swoiste „uprawnienie” do dowolnego dysponowania losem „podopiecznych”: ich dyspozycyjność niezależnie od tego, co mówią przepisy i w jakiej są kondycji – to warunek przetrwania „bez podpadki”. Brak jest jednostkowej i zbiorowej swobody „podopiecznych” wynikającej z praw człowieka, obywatela, podwładnego, itp.;

4.       Totalna kontrola informacji: „opiekun-patron” żąda informacji na każdy temat, po czym każdą redaguje po swojemu: dotyczy to oceny sytuacji, treści korespondencji, trybu pracy, kontaktów zewnętrznych i wszystkiego, co dotyczy codzienności albo jest „perspektywą” szerszą, dalszą;

Państwo rządzone patrymonialnie i zarazem totalnie – to po prostu państwo wścibskie[42].

Swojszczyzna a poplecznictwo

Niniejsze opracowanie jest dość długie, zatem spróbujmy je zrekapitulować, zanim pojawią się konkluzje.

Chciwość, pogarda wobec maluczkich i ksenofobia – to motor przemian kulturowo-cywilizacyjnych, jakie jesteśmy w stanie zauważyć śledząc podręczniki i encyklopedie, o ile jesteśmy gotowi odmówić „oficjalnej-mainstreamowej” narracji dostępu do opanowania naszych poglądów i sumień. To z nich wywodzą się kliki, koterie, kamaryle, Zatrzaski Lokalne, Pentagramy – decydujące o praktycznej stronie „naszego” ustroju-systemu, czyli reżimu politycznego, społecznego, gospodarczego i kulturowego zarządzającego Krajem i Ludnością. Pozwala to budować takie Państwa, które na fasadach wypisują szczytne cele, w tym demokrację i jej poszczególne cechy – a w rzeczywistej praktyce tłamszą i dławią wszelką „oddolność” na rzecz monopolistycznych interesów gospodarczych i politycznych. Wspomnieć można USA, ale lepiej jest obserwować proces trwający około stulecia, być może nawet kilkaset lat głębiej – dotyczący kształtowania się i uporczywego nawracania hegemonii germańskiej w Europie: ostatnią znaną, bo aktualną iteracją tej hegemonii jest Unia Europejska, o nie dającej się precyzyjnie określić formule prerogatyw i hybrydowej strukturze zarządczej, eliminującej zarówno społeczną kontrolę nad „najwyższymi” ogniwami unijnymi, jak też jakąkolwiek „dobrowolność” w ramach UE, pod jej rządami. W ślad za tym – polityka unijna i jej skutki są w rzeczywistości praktycznym wdrożeniem hegemonicznych projektów germańskich dalekich i od demokracji, i od poszanowania podmiotowości innych żywiołów, nie będących germańskimi.

Tu nie chodzi o emocje polityczne, tylko chłodną konstatację: skoro Germania konsekwentnie odzyskuje hegemonię europejską wnosząc to „tradycji” kontynentu rozwiązania bliższe nazizmowi niż konceptom helleńskim – to trzeba znaleźć na to „sposób”. Chyba że taki model komuś odpowiada. Mi akurat – nie odpowiada.

Tak jak Germania jest wewnętrznie „rozdebatowana” i rozpostarta między formuły samorządności obywatelskiej stojące w kontrze wobec Poplecznictwa (za chwilę to wyjaśnimy, „rozkodujemy”) – tak stawia ona Europę i jej prowincje wobec wyboru: albo dołączysz do pochodu i „się załapiesz” – albo przepadniesz podeptany niczym legiony rzymskie w Lesie Teutoburskim.

Poplecznictwo rozumiem jako „wyższą jakość” Nomenklatury. Pedia objaśnia: Poplecznictwo – to typ przestępstwa polegający na utrudnianiu bądź udaremnianiu postępowania karnego przez udzielanie sprawcy przestępstwa pomocy w uniknięciu odpowiedzialności karnej. W szczególności poplecznictwo może polegać na ukrywaniu sprawcy, zacieraniu śladów przestępstwa lub odbywaniu kary za skazanego. Jednak wskazane sposoby są tylko przykładami. Poplecznictwem może być każda czynność zmierzająca do udzielenia sprawcy przestępstwa pomocy w uniknięciu odpowiedzialności karnej, jeżeli choćby tylko utrudniała ona postępowanie karne.

O to mi chodzi, kiedy używam sformułowania „poplecznictwo”. Odstępstwo elit europejskich (i w poszczególnych krajach) od formuł demokratycznych jest każdorazowo przestępstwem przeciw Konstytucjom[43]. I elity te czynią to „maskując” swoje działania na tysiące sposobów, „wciskając ciemnemu ludowi” rozmaite „dziongo-bongo”, dokonując spustoszeń ekologicznych, zdrowotnych, edukacyjnych, gospodarczych na miarę Enola Gay. Aby to zalegalizować, budują wokół siebie Twierdzę Konstytucyjną, czyli mur przed szarymi obywatelami, złożony z przepisów, regulaminów, procedur, algorytmów, immunitetów, dopuszczeń, wtajemniczeń – zupełnie tak samo, jak biznes buduje Więcierz Mętny, będący pułapką na nieuważnych kontrahentów i klientów, których potem windykuje.

W polityce windykacja ma charakter przemocy i przymusu, za pomocą których wdraża się normy i standardy (patenty) monopolizujące gospodarkę i politykę, wbrew oczywistym interesom Kraju i Ludności. Ma to miejsce zarówno w Europie kontynuującej bezczelnie projekty III Rzeszy, jak też w innych regionach świata, inaczej, odpowiednio do tamtejszych kultur. Wyplątać się z tego nie sposób ani w pojedynkę, ani nawet przy dużym zorganizowaniu (patrz: krocząca porażka związków zawodowych w Europie i na obrzeżach).

Odpowiedzią na takie poplecznictwo, rodzące totalny Patrymonializm – któremu nie mogą, nie umieją, nie chcą zaradzić nawet takie fasady demokracji, jak Trybunały – jest samorządność obywatelska, oparta nie na atrapie samorządności, która czyni administrację lokalną zbiorem wysuniętych placówek Państwa, bezwolnych wobec niego, a „rady” czyni dostawcami kontrasygnat pod decyzje zależnych od „góry” urzędników i funkcjonariuszy – tylko na instytucji Swojszczyzny, wywiedzionej z korzennych powiązań człowieka z rodzinną ziemią i z rodzimą wspólnotą. Na tej podstawie nie ma sensu „naprawiać” Państwa – tylko trzeba od początku nastawić się na samorządne odbieranie Państwu jego prerogatyw i ich przywracanie Ludności. Zwłaszcza, że nawet w Germanii dość dobrze znane są takie pojęcia jak Swojszczyzna czy Heimat, a dość długo Niemcy stanowiły podobny do Hellady rój samorządnych, autonomicznych tworów prawie-państwowych.

 



[1] Wbrew pozorom, w różnych słowach wszyscy ekonomiści mają zgodność co do tej cechy człowieka;

[2] Pogarda dla maluczkich jest podstawową, uniwersalną kategorią polityczną;

[3] Ksenofobia „legitymizuje” liczne granice rozdzielające Ludzkość na „partie”, podobnie jak reżimy państwowe zarządzające tymi „partiami”;

[4] Siermiężność rozumiem jako wykorzystanie znacząco mniejszego bukietu możliwości, niż jest „oczywiście” dostępny: współcześnie samochód będzie siermiężny, jeśli spełnia zaledwie pięć funkcji (silnik, siedzenia, kabina, ogrzewanie, widoczność) zamiast pięćdziesięciu dostępnych (klimatyzacja, ABS, radio, GPS, itd., itp.);

[5] Nie dwunożność, nie abstrakcyjne myślenie, nie skłonność do pracy, nie zdolność tworzenia kultur – ale uświadomienie JA (i w ślad za tym projektowanie rzeczywistości wedle egoizmów i partykulariów” czynią człowieka wyjątkowym;

[6] Krytyczne parametry życia – to takie, które „zero-jedynkowo” decydują o samym życiu lub o jego jakości: współcześnie jest to żywność (woda pitna, GMO, rolnictwo „chemiczno-przemysłowe”), edukacja (oświata, uniwersytety, media), broń masowego rażenia (jądrowa i chemiczna oraz biologiczna), medycyna (wraz z psychologią i sozologią), energia (paliwa, elektryczność);

[7] Gatunek „człowieka szlachetnego” będzie żył w kokonach złożonych z ochrony zdrowia, edukacji, bezpieczeństwa osobistego, komfortu technicznego, dostatku biologicznego (zdrowa żywność, mieszkanie, itp.) – a fenomen „człowieka podłego” nie dość, że będzie żył pozbawiony kokonów, to jeszcze jego otoczenie będzie zdegenerowane, bo zostanie poświęcone na wytworzenie owych kokonów;

[8] Zasada Pareto głosi istnienie uniwersalnej proporcji 20/80 (20% przyczyn daje 80% skutków, 20% zasobów przynosi 80% efektów, itd., itp.): trwałe odejście od tej proporcji związane jest z koniecznością zastosowania „reżimu usztywniającego”;

[9] Język rozumiem tu jako siatkę pojęciową zespoloną za pomocą rozmaitych relacji i zastosowań w żywotny system o cechach organicznych;

[10] Nomenklatura: pojęcie wprowadzone do dysputy społecznej przez Michaiła S. Woslenskiego, a nieco wcześniej pod nazwą „Nowa klasa” – przez Milovana Đilasa. Opisywali oni nakazowo-rozdzielczy ustrój polityczno-gospodarczy, ale ich uwagi i sposób myślenia można bez błędu zastosować do opisu każdego wyobrażalnego systemu-ustroju;

[11] Biopolityka: zestaw umiejętności czyniących człowieka lub jego konstelację (rodzinę, sąsiedztwo, wspólnotę, organizację, firmę, samorząd) zdolnym do reprodukowania własnej podmiotowości na forum społecznym (w społecznym tyglu);

[12] Rozróżniam Rwactwo Dojutrkowe od Przedsiębiorczości. Otóż Przedsiębiorczość – to branie na siebie, na własny rachunek i ryzyko, zaspokojenia jakiejś społecznej potrzeby, „dozbrojone” przewidywaną korzyścią (zyskiem). Tak pojęta Przedsiębiorczość najlepiej się ma, kiedy oznacza zakorzenienie się przedsiębiorcy w środowisku i dysponowanie Społecznym Przyzwoleniem jako ważnym czynnikiem biznesu (obok Patentu, Popytu, Gwarancji, Pracy Zespolonej, ustrojowo-systemowych warunków rentowności, itd., itp.). Natomiast Rwactwo Dojutrkowe działa w formule „skubnij i zmykaj”, przez co wymyka się społecznej kontroli, wybór towaru czy usługi (oraz ich dostawcy) czyni iluzorycznym, nie mówiąc już o ukorzenieniu w formule swojszczyźnianej. Mimo tak znacznej różnicy na niekorzyść Rwactwa – właśnie ono ma poparcie Państwa (choć pozornie walczy się z lichwą, oszustwem, niewolnictwem, wyłudzeniem, doprowadzeniem do nieprawidłowego rozporządzenia mieniem, itd., itp.), a w wymiarze społecznym Rwactwo ruguje Przedsiębiorczość, wypiera ją z rozwiązań społecznych i państwowych – na koniec samo każe się nazywać Przedsiębiorczością, tworząc Izby, Cechy, Gildie, Towarzystwa, Rady, Kluby;

[13] W miasteczku, gdzie mieszkam od kilku lat, służby przyłapały Burmistrza na ciężkich przekrętach. Sprawa jest rozwojowa, trwa kilkadziesiąt miesięcy, Burmistrza wypuszczono z aresztu za niebotyczną kaucję z zakazem podejmowania decyzji urzędniczych. Natychmiast zatem powołano niewybieralnego w wyborach Wiceburmistrza (dotąd takie stanowisko nie istniało), a ten właściwie robi za „długopis” pozornie odsuniętego od władzy burmistrza-skandalisty. Więcej: w kolejnych wyborach „stary” burmistrz kandydował skutecznie (więc znów podpisuje dokumenty osobiście), a jego ugrupowanie polityczne (współrządzące w Polsce) trzyma go nadal za „pierwszoligowca” w rozmaitych rozdaniach i konsultacjach kadrowych i programowych;

[14] Za przymioty demokratyczne uważa się: wolne wybory reprezentantów i przedstawicieli do dowolnych ciał powiernictwa gospodarczego i politycznego, swobodę przedsiębiorczości biznesowej, społecznikowskiej, artystycznej, politycznej, pakiet swobód obywatelskich i praw człowieka (wolność wypowiedzi, wolność zrzeszania się, prawo do krytyki urzędów, organów, służb oraz osób nomenklaturowych, prawo do godności osobistej i godnego poziomu życia, prawo do prywatności i do intymnej sfery osobistej, swoboda wyznania i opcji ideologiczno-politycznej a także preferencji w innych dziedzinach), rozdział „władzy” wykonawczej, prawodawczej i sądowniczej, decentralizację (dekoncentrację) wszelkich atrybutów władzy, społeczną kontrasygnatę ważnych decyzji państwowych (np. poprzez referendum), rzeczywistą społeczną kontrolę społeczeństwa nad poczynaniami „władzy”, instancyjność (możliwość interwencji i odwołań od decyzji niższego szczebla), instytucje rzeczników-ombudsmanów, wciąż odnawialne równe szanse rozwoju obywatelskiego i awansów, rugowanie monopoli (dekoncentracja), skuteczne eliminowanie tzw. wykluczeń społecznych, w tym politycznych. W tym kontekście trudno jest wskazać państwo demokratyczne w dzisiejszym świecie, choć rozwiązań fasadowych (Kraj Rad) nie brakuje: najbardziej opiewane jako demokratyczne jest USA, ale to państwo założone zostało na holokauście „Indian”, na wypowiedzeniu umowy państwowej Macierzy Brytyjskiej, na ludobójczym „imporcie” siły roboczej z Afryki, na drenażu najlepszych zasobów surowcowych, materiałowych, technologicznych (patenty) i kadrowych z całego świata, na totalnej inwigilacji społeczeństwa rodzimego i państw całego świata, na wszczynaniu słabo uzasadnionych racjami merytorycznymi wojen i przewrotów „pałacowych”, itd., itp. Dodać trzeba, że niewiele od USA odstają w tych sprawach inne globalne mocarstwa, tyle że nie udają one „demokracji” i nie „szerzą demokracji” po całym świecie, choć równie skutecznie szydzą z niej w stosunkach wewnątrz-państwowych;

[15] Arminius (Herman) – oddany na wychowanie (częsta forma zakłądnictwa przy ugodach typu „wzajemne gwarancje nieingerencji) – stał się ważnym człowiekiem w rzymskiej garnizonii (ustrój zdominowany przez Legiony), ale w ważnym momencie wciągnął swojego „mentora” w pułapkę (9 rok naszej ery, bitwa w Lesie Teutoburskim - Schlacht im Teutoburger Wald) i spowodował wielką klęskę Publiusza Kwintyliusza Warusa, po której Imperium „dało spokój” Germanom;

[16] Spór między cesarzem Henrykiem IV, a papieżem Grzegorzem VII o mianowanie biskupów, XI wiek;

[17] Święte Cesarstwo Rzymskie (łac. Sacrum Romanum Imperium lub Sacrum Imperium Romanum (S.I.R.) od 1254, niem.Heiliges Römisches Reich, potocznie (od 1441) łac. Sacrum Romanum Imperium Nationis Germanicae) – nazwa państwa stanowiącego kontynuację cesarstwa zachodniorzymskiego, odwołująca się zarówno do idei, jak i kształtu politycznego średniowiecznej i wczesnonowożytnej Europy. Składało się formalnie z rdzenia, którym było Królestwo Niemieckie oraz z równoprawnych mu formalnie Królestwa Włoch (de facto do 1648) i Królestwa Burgundii (od 1032, de facto do 1378);

[18] Pedia: Rolnictwo – jeden z działów gospodarki, którego głównym zadaniem jest dostarczenie płodów rolnych. Rolnictwo uzyskuje produkty roślinne i zwierzęce dzięki uprawie roli i roślin oraz chowu i hodowli zwierząt (oraz ich przetwórstwa-adaptacji – uwaga JH);

[19] Pedia: Przemysł – dział produkcji materialnej, w którym wydobywanie zasobów przyrody i dostosowanie ich do potrzeb ludzi odbywa się na dużą skalę, na zasadzie podziału pracy i za pomocą maszyn (i technologii, wedle tzw. idealnego momentu pracy, co oznacza „najpierw pomysł, potem koncept=projekt, potem wytwór” – uwaga JH);

[20] Rzeszogennością nazywam tutaj ustawicznie aktywną w obszarze psychomentalnym więź kulturowo-językową, która wyrasta ponad wszelkie możliwe spory w momentach cywilizacyjnie ważnych. Słowo „Reich” jest dla żywiołu germańskiego uświęcone i ma historyczną podbudowę w takich fenomenach jak Heiliges Römisches Reich, potocznie: Altes Reich – Stara Rzesza; Erstes Reich – Pierwsza Rzesza, potem Deutsches Reich, Deutsches Kaiserreich, potocznie: Zweites Reich, następnie – po okresie Weimarer Republik – Republika Weimarska – ukuto pojęcie Großdeutsches Reich, potocznie:Drittes Reich (obejmujące oficjalnie Niemcy i Austrię, a w rzeczywistości Europę pod rządami zazistowskimi);

[21] Swojszczyzna: wszystko co swojskie, zakorzenione w duszy, przyjęte przez rodzimą społeczność, rodzime, nieobce: w moim pojęciu instytucja swojszczyzny jest podstawą wszelkiego obywatelstwa i samorządności, jako umowa między jednostką, rodziną, towarzystwem, firmą a społecznością lokalną co do wzajemnych zobowiązań, świadczeń, uprawnień;

[22] Pojęcie Heimat odnosi się do rodzinnych stron, z którymi człowiek jest emocjonalnie związany. Niemcy odróżniają słowo Vaterland, oznaczające ojczyznę w sensie bardziej politycznym, państwowo-narodowym;

[23] Opracowanie zawierało między innymi takie postulaty: „żaden traktat pokoju nie będzie poczytany za ważny, jeśli potajemnie zachowa się w nim materiał, który mógłby posłużyć jako zalążek przyszłej wojny”, „żadne samoistne państwo (małe czy też duże, to rzecz obojętna) nie może być nabyte przez jakieś inne państwo drogą spadku, zamiany, kupna lub darowizny, gdyż jest ono społecznością ludzi, której nikt – prócz niego samego – nie może rozkazywać i dysponować nią.”, „wojska regularne (miles perpetuus dosł. „wieczny żołnierz”) winny być z czasem zupełnie zniesione”, „w związku z zewnętrznymi zatargami państwa nie powinny być zaciągane żadne długi państwowe”, „żadne państwo nie powinno mieszać się przemocą do ustroju i rządów innego państwa”, „żadne państwo w stanie wojny z innym państwem nie może sobie pozwolić na takie wrogie kroki, które musiałyby uniemożliwić wzajemne zaufanie w przyszłym pokoju, jak: wynajmowanie skrytobójców (percussores), trucicieli (venefici), łamanie warunków kapitulacji, nakłanianie do zdrady (perduellio) w kraju, z którym prowadzi się wojnę itp.”, „ustrój obywatelski w każdym państwie powinien być republikański” (podział władz), „prawo międzynarodowe powinno opierać się na federacji wolnych państw”, „ogólnoświatowe prawo obywatelskie powinno być ograniczone do warunków powszechnej gościnności”;

[24] Koncept ten ustanawiał dominacje ekonomiczną Francji w Europie i był skierowany przeciw Anglii;

[25] Obowiązywała w Związku Niemieckim (Deutcher Bund), powstałym w 1815 roku;

[26] Giuseppe Mazzini – włoski prawnik, dziennikarz, demokrata i bojownik o wolność razem z Garibaldim w okresie risorgimenta. Uważano go za reprezentanta "Europy narodów" w walce z "Europą monarchów". Jego dzieło w sprawie to: „Atto di fratellanza della Giovane Europa”;

[27] Żadnych granic! Ren dla wszystkich! Bądźmy jedną Republiką, bądźmy Stanami Zjednoczonymi Europy (États-Unis d'Europe), bądźmy kontynentalną federacją, wolnością europejską, bądźmy pokojem światowym! (przemówienie podczas International Peace Congress , 1849);

[28] Rozpoczął wydawanie pisma „Paneuropa”, na łamach którego propagował utworzenie jednego państwa europejskiego. Głosił potrzebę zjednoczenia wszystkich państw europejskich „od Polski po Portugalię”. W 1923 wydał książkę Pan-Europa, będącą manifestem ruchu paneuropejskiego. Tezy te rozwinął w głównym dziele swojego życia, trzytomowej Walce o Paneuropę (1925-1928);

[29] Proponowano włączyć do niej  Niemcy, Włochy, Francję, Danię, Norwegię, Finlandię, Słowację, Węgry, Bułgarię, Rumunię, Chorwację, Serbię, Grecję i Hiszpanię. Minister bez teki rządu Rzeszy Niemieckiej Arthur Seyss-Inquart powiedział: Nowa Europa solidarności i współpracy między wszystkimi jej obywatelami szybko doprowadzi do pomyślności, gdy zostaną usunięte narodowe granice ekonomiczne, a francuski minister w rządzie Vichy Jacques Benoist Mechin powiedział, że Francja musi porzucić nacjonalizm i uzyskać honorowe miejsce we Wspólnocie Europejskiej;

[30] Wspólna waluta, bank centralny w Berlinie, zasada regionalizmu, wspólna polityka pracy i porozumienia gospodarcze;

[31] Józef Hieronim Retinger, polski literaturoznawca, pisarz i polityk, doradca Władysława Sikorskiego, później sekretarz generalny Ruchu Europejskiego, jeden z twórców Wspólnoty Europejskiej; emisariusz polityczny, wolnomularz;

[32] Duncan Edwin Sandys, baron Duncan-Sandys, brytyjski polityk, zięć premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla;

[33] Był prominentnym członkiem Bund Nationalsozialistischer Deutcher Juristen, która po przekształceniu w Stowarzyszenie Obrońców Prawa (eufemizm Rechtswahrer Bund) rugowała tysiące zapisów demokratycznych i wstawiała w to miejsce legitymizację faszyzmu niemieckiego, był też członkiem Stowarzyszenia Referendarzy Nazistowskiej Rzeszy, Stowarzyszenia Niemieckich Uniwersytetów nazistowskiej Rzeszy, Narodowosocjalistycznego Związku Nauczycieli: jest jasne, zwłaszcza dla ludzi doświadczonych PRL-em, że dla zachowania możliwości pracy naukowej „akademicy” podpisywali rozmaite listy członkowskie. Ale wybitna aktywność w tych organizacjach – to już nie jest niewinna przynależność;

[34] Oświadczenie Hallsteina o szczerym poparciu dla ideologii nazistowskiej oraz wyznaczanych przez nią celów, złożone pod przysięgą, przyczyniło się do szybkiego rozwoju jego kariery naukowej. 18 maja 1936 r., zaledwie w osiem miesięcy po ślubowaniu wierności wobec ideologii nazistowskiej, Hallstein został mianowany dziekanem Wydziału Prawa i Gospodarki Uniwersytetu w Rostoku w nazistowskich Niemczech;

[35] Chodziło o skojarzenie z Wielką Brytanią, największą potęgą kolonialną w tym czasie;

[36] I.G. Farbenindustrie AG (skrót od Interessen-Gemeinschaft Farbenindustrie Aktiengesellschaft, niem. Syndykat Przemysłu Farbiarskiego Spółka Akcyjna) – niemiecki koncern chemiczny, utworzony w roku 1925 we Frankfurcie nad Menem. W latach 1933-1934 przedsiębiorstwo wsparło finansowo nazistów całkowitą kwotą 84,2 mln marek – przekazano ją bezpośrednio na cele NSDAP. Dzięki temu wsparciu członkowie kierownictwa I.G. Farbenindustrie zajmowali wysokie stanowiska w państwowych instytucjach koordynujących niemiecką gospodarkę wojenną. W 1927 doszło do szeregu porozumień pomiędzy światowymi koncernami z branży chemicznej. I.G. Farbenindustrie podpisało umowę z amerykańskim koncernem naftowym Standard Oil, dzięki której pozyskało technologię i doświadczenie w zakresie produkcji benzyny syntetycznej. Miało to duże znaczenie dla gospodarki Niemiec w wypadku konfliktu zbrojnego, gdyż kraj ten praktycznie pozbawiony był złóż ropy naftowej. W tym samym roku podpisano także umowę z kolejnym amerykańskim koncernem Alcoa (Aluminium Company of America), która pozwalała I.G. Farbenindustrie zastosować najnowsze technologie produkcji magnezu i aluminium. W latach następnych podpisywano porozumienia z firmami: DuPont (technologia produkcji benzyny ołowiowej), U.S. Industrial Alcohol Co. i jej podmiotem zależnym Cuba Distilling Co. (technologie produkcji etanolu przemysłowego). W 1938, dzięki zamówieniom państwowym i monopolistycznej pozycji rynkowej, całkowite obroty koncernu osiągnęły poziom 2,2 mld marek, aby w 1943 przekroczyć 4,2 mld. marek;

[37] Znalazłem w Wikipedii kilkadziesiąt stron „personalnych”, które istnieją wyłącznie w wersji niemieckojęzycznej, a opisują postaci nauki niemieckiej, które ściśle i ochoczo działały na rzecz Wielkich Niemiec;

[39] Patenty w czasach nazistowskich były niezwykle cenionym kapitałem, dając wyłączność niemieckim producentom na wytwarzanie i obrót chemikaliami, rozwiązaniami inżynierskimi, lekami, rozwiązaniami militarnymi, itd., itp. – a współcześnie są takim „narzędziem dominacji gospodarczej” największych korporacji światowych;

[40] Pajęcznia: meta-pole konfrontacji tego co państwowo-odgórne z tym co ludowo-oddolne. Spotkanie jednego z drugim ma miejsce „pośrodku” i to tam kształtują się racje samorządowo-obywatelskie: albo samorząd służy Ludowi, albo Państwu, albo obywatel staje się prawdziwy, albo rejestrowy zaledwie;

[41] Przymiotnik od: patrymonium; związany z patrymonium, dziedzicznym majątkiem (np. posiadłość patrymonialna) lub niewielką terytorialną jednostką feudalną pod opieką jednej osoby albo jej rodu (np. ziemie patrymonialne, ustrój patrymonialny) – por.: Słownik Języka Polskiego;

[42] Państwem Wścibskim nazywam takie Państwo, które nie spocznie, zanim nie ureguluje, nie obłoży podatkiem czy opłatą, nie ustanowi sprawozdawczości, inwigilacji i kontroli nad wszystkim, co „się rusza” w sprawach gospodarczych, twórczych (nauka, artystyka), społecznikowskich, domowo-rodzinnych, lokalno-terenowych, urbanizacyjnych, itd., itp.;

[43] Niemal w każdym ustroju europejskim trzy różnej wagi rozwiązania prawne zmieniają ustrój pozornie demokratyczny w pożądliwą i potencjalnie okrutną, a na pewno opresyjną patrymonię: są to Konstytucja (lub jej odpowiednik-zamiennik), regulamin funkcjonowania Parlamentu oraz coś co nazywamy Ordynacją Wyborczą;