Stworzeni do czynów wielkich - taka rasa, jej mać

2010-02-20 23:06

 

Z DZIADA PAN

/nie każdy, kto jest dobrze urodzony, jest zarazem urodzony poprawnie, nie każdy ulepiony z dobrej gliny jest rzeźbiony przez fachowca/

 

Stworzeni jesteśmy do czynów wielkich, taka nasza rasa. Nas nie interesuje zawołanie ekologów: myśl globalnie, czyń lokalnie, nie będziemy zbierać butelek, sprzątać świata, ochraniać czapli siwej dokarmiać reniferów. Nasze wyzwanie to wielka polityka, wielkie projekty, wielkie funkcje i wielka Sprawa. Wszyscy inni powinni to uszanować, bo jak nie to ich znielubimy.

Ostatecznie, na początek, zgodzimy się na to, żeby nasza Ordynacka stała się równa Fundacji Batorego, Schumanna, Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy i Agorze razem wziętym. W końcu to nie oni, a my rozumiemy ten kraj do spodu, bośmy w nim się wychowali, rośliśmy razem z nim, a kiedy inni bawili się, robili interesy albo zwyczajnie kontestowali, to my w tym czasie podejmowali tytaniczny trud ku chwale ojczyzny naszej, trud niekoniecznie syzyfowy.

Nasza świeżość i spontaniczność – to nie amatorszczyzna, jakby chcieli nasi krytycy, tylko werwa nie dająca się poskromić ramami organizacyjnymi i obyczajowymi, protokolarnymi. Wszak nie kolor krawata jest ważny, tylko głowa i serce, rozpalone wizjami i zapałem. Żądni czynu zauważalnego przez świat, ściskamy w dłoniach motyki, szukając swojego słońca, aby wrazić weń pierwszy cios, odłupać płonące złoto w jak znicz olimpijski ponieść go przez świat: co z tego, że lepiej byłoby wrzucić to do pieca i ogrzać dom, kto to zauważy? Co z tego, że lepiej oszczędzić słońce, a w jego ożywczym ogniu założyć uprawy: przecież to takie pospolite!?

Świat jeszcze o nas będzie pisał eposy, hymny i ballady, a wieszcze będą zgłaszać się do nas po wywiady. Kto zasłuży, ten dostanie wywiad ładny i treściwy, a reszta hołoty dostanie na kartkach streszczenia, niech potem wypisują co chcą. W końcu nikt tak jak my nie jest przygotowany do pełnienia narodowej misji, może nawet niejednej. Lata spędzone na uczelni, i to nie w ciszy bibliotek, tylko w sercu wydarzeń, w tyglu procesów, w najlepszych polskich latach, pełnych przełomów i rewolucji duchowych, intelektualnych.

Nikt tak jak my nie jest blisko najważniejszych polskich nazwisk, ba, niektórzy z nas noszą te właśnie nazwiska. Czas jest najwyższy, aby to wszystko zdyskontować, aby Polska, a potem świat doceniły nie tylko nasze wizje, ale też ich wykonanie, dlatego trzeba zrobić nam miejsce w przestrzeni politycznej, wydać klucze do paru urzędów, abyśmy mogli we właściwej skali i we właściwym stylu rozpocząć nasze dzieło, zaś podczas naszej zbawczej dla kraju pracy trzeba nam zapewnić właściwy komfort dla myśli, dusz i ciał, no, wiadomo, o co chodzi. Wykonać.

Są tacy, z dostępem do łamów, którzy niezbyt nam dowierzają. Wypominają nam nie tylko nasze komusze pochodzenie i to, żeśmy byli przedszkolem dla Przewodniej Siły w najgorszych czasach, ale też przypominają nam, żeśmy mimo lat spędzonych w szkole niezbyt przykładali się do obowiązków, przez co często-gęsto obowiązków tych do dziś nie zdążyliśmy wypełnić. Jasne, ale przecież mieliśmy w to miejsce inne, poważniejsze obowiązki, te zaś wypełnialiśmy jak najbardziej i proszę nam nie pamiętać, że te nowe obowiązki wiązały się też z przywilejami takimi, jakbyśmy wcześniej na nie zasłużyli.

A już zupełnie nie przyjmujemy do wiadomości, że większość z nas to nieudacznicy, dla których Ordynacka i jej ewentualna kariera polityczna to ostatnia życiowa deska ratunku, szansa na ostatni głęboki oddech i szeroki gest, szansa niepowtarzalna i jedyna, bośmy w większości ostatnich dwadzieścia lat spędzali na rozpamiętywaniu blasków żywiołowej młodości i przez to zapomnieliśmy się douczyć, zapomnieliśmy się przystosować, przegapiliśmy pociąg ku nowym czasom.

Nasza magia pokona wszelkie przeszkody. Nawet jeśli twierdzą, że to nie jest magia czynu i słowa, tylko magia kuglarzy, magików, linoskoczków, iluzjonistów. A niechby, byle się działo!