Solidarnosć
ORATORIUM DZIESIĄTE
„SOLIDARNOŚĆ”
Bywa że coś odżywa jak z popiołów feniks
Wyrasta nagle obok niejako spod ziemi
Bywa że coś dyskretnie jak kamfora znika
Nie daje się uchwycić i zmysłom umyka...
Posłuchajcie morału w ramach opowieści
O historii co ledwo w głowach nam się mieści
Chciałoby się zachować w pamięci fenomen
Który wszystko przenika i czyni znajomym
Pośród licznych okropnych naszych polskich przywar
Czas ich dopiekliwości zawieszenia bywał
Umysł aż wierzyć nie chce, a serce pamięta
Niedługi przecież okres – lecz wielkiego święta
Wielkiej uroczystości nieustannej czasy
Gdy przestały się liczyć prywatne grymasy
Wszyscy stanęli razem jakoby natchnieni
Wspólnym duchem wolności - i tak zespoleni
Trwali gotowi ruszyć na każde skinienie
Historii co akurat miała swe życzenie
Na jakąś krótką chwilę zajrzeć do nas w gości:
Był to czas wielkich przeżyć i SOLIDARNOŚCI
Jakoś tak się układa w życiu każdej nacji
Że po trudzie jej znojnym idzie czas wakacji
Że po ciężarze jarzma i cierpieniach duszy
Nagle przychodzi ulga i coś się poruszy
Pękają nagle twarde dotychczas bariery
I człowiek człowiekowi zaczyna być szczery
Zaczyna się radować człek drugim człowiekiem
Jeden drugiemu staje się na wszystko lekiem
Odkrywają więc ludzie swe twarze prawdziwe
Po oczach i uśmiechach widać że szczęśliwe
Podają sobie ludzie swe strudzone dłonie
Dom, fabryka, ulica w serdecznościach tonie
Obejmują się wzajem jak gdyby w podzięce
Wyciągają do siebie kochające ręce
Czują że są ze sobą, tak jak tylko można
Najbardziej, najwyraźniej. Próbują ostrożnie
Tej nowej sytuacji, tych nieznanych zjawisk
Starają się doznaniem nowym siebie bawić
Jeszcze nie dowierzają że możliwe to jest
Ale duszą już czują, serca swe podwoje
Otwierają na oścież a brat lgnie do brata
Częstują się wzajemnie czym chata bogata
W każdym człowiek znajduje najlepszych przyjaciół
I żałuje że tyle dobrych lat potracił
Gdzież jeden przed drugimi-śmy się podziewali?
Ileż dni przeszczęśliwych właśnie-śmy przespali!
W każdym człowiek dostrzega życzliwego druha
A ludzkiej serdeczności piec swym żarem bucha
Tak wygląda to wielkie święto narodowe
Gdy odradza się wszystko, gdy idzie odnowa
Kiedy tchnienia świeżego słów zużytych lista
Nabiera – wtedy mowa znów staje się czysta
Prawda i Sprawiedliwość, Siła, Zaufanie
Wiara, Szczerość, Nadzieja, Człowiek, Miłowanie
Praca i Odpoczynek, Dobro oraz Piękno
Kultura i Wrażliwość, Codzienność i Święto
Dom i Matka, i Ojciec, Modlitwa i Kościół
Bracia, Siostry, Znajomi, Sąsiedzi i Goście
Naród, Polska, Ojczyzna, Rodzina, Przyjaciel
Wszystkie słowa, sens których dawno się zatracił
W codziennym zapomnieniu, w codziennej udręce
Teraz ofiarujemy Niebiosom w podzięce
Za to że sprowadziły na nas ów Sakrament
I w głowach wprowadziły ten serdeczny zamęt
Pośród którego wszystko wydaje się proste
Łatwe, mądre, przyjemne – i przynosi postęp
Krótki Solidarności festiwal pokaże
Że nawet my Polacy umiemy być RAZEM
Niech Duch zstąpi i zmieni tej ziemi oblicze!
Rzecze nam człowiek święty – i się nie przeliczy
Papież-Polak co zasiadł na Piotrowym Tronie
Mówi nam że Ojczyzna nasza nie utonie
Że czuwa nad nią jeszcze Opatrzność Niebieska
A on sam swej modlitwy nie zamierza przestać
Polak Wielki co sercem nas wszystkich miłuje
Czy jesteśmy gotowi, czy każdy z nas czuje
Nadchodzącą najnowszą polską Ewangelię
Nowy Wiary Testament, który nasze plemię
Już niedługo otrzyma i dostanie szansę
Rozpocząć Wiosnę Ludów, narodów awanse?
Wnet się zaczną odbywać w tym regionie świata
Przecudne korowody i nastąpią lata
Wielkiej tych ludów próby, wielkiego Colloqium
Gdy trzeba będzie ponad swej euforii opium
Wznieść się i zaprowadzić taki spraw porządek
By na zawsze nastały sprawiedliwe rządy
By na zawsze poddaną ziemię człowiekowi
Uczynić i pamiętać, że to co się robi
Nie dla wszego bogactwa jest ani dla zysku
Tylko ma człowiekowi służyć – ot, i wszystko
Papież wcale nie rzucał słów swych po próżnicy
Wiedział przecież że z jego słowem świat się liczy
Paktował on z Reaganem, radził z Gorbaczowem
O tym jak poukładać świata rzecz od nowa
Jak zaorać podziały, bariery i miedze
Jak sprawić by na nowo z sąsiadem sąsiedzi
Patrzyli sobie w oczy z pełnym zaufaniem
By zaczęli się wspierać, być sobie oddani
By przemożny interes światem przestał rządzić
By się dało codzienność na nowo urządzić
By wielka polityka górować przestała
Nad tym co ludziom bliskie jak koszula ciału
By codzienne i proste narodów marzenia
Stały się już na zawsze proste do spełnienia
Wiedział papież że nie ma czarodziejskiej różdżki
Że raczej trzeba czasu działanie dopuścić
Ale wiedział też dobrze, że w kraju ojczystym
Dojrzewa już pragnienie przecież oczywiste
Pragnienie normalności, pragnienie spełnienia
Zrzucenia choć na chwilę jarzma zniewolenia
Nikt tu nie mówił wrogo o mocach nikczemnych
W ludziach jeno dojrzewał skądinąd przyziemny
Pogląd że przecież państwo nie po to jest dane
Żeby ludzi ciemiężyć, aby być ich panem
I pojmować zaczęli powoli rodacy
Że państwo winno służyć ludziom ciężkiej pracy
Że całe narodowe bogactwo tym stoi
Czym trud codzienny zdolny każdego napoić
Że złem jest założenie iż da się pomnożyć
Osobiste bogactwo - i na zaś odłożyć
Tylko z tego powodu że jest się za sterem
Że życia publicznego jest się oficerem
Państwo ludziom ma służyć – tak się rozumiało
Politykę – i myśl ta wciąż się rozszerzała
Chociaż tego dosłownie tak nie nazywali
W ten sposób ludzie pracy głosili socjalizm
Też Laborem Exercens nowa encyklika
W podobny sposób spraw tych subtelnie dotyka
Stała się ona dysput gorących obiektem
Władze ją drukowały tak jak nigdy przedtem
W ten sposób jakby wielkie zamknęło się koło:
Władza wspiera społeczną naukę Kościoła!
Nie bez znaczenia były usilne starania
Polskiej inteligencji, która od zarania
Świat próbuje odmienić wedle swojej modły:
Choć nie zawsze starania udać jej się mogły
To jednak cne zastępy rosły robotników
Które lektur przeróżnych były czytelnikiem
Oni z inteligencją pośród obcowania
Zaczęli świadomością poziomy doganiać
Wystarczająco wzniosłe, by swoje wrażenia
Połączyć w jedno razem z całym doświadczeniem
Wielka suma porażek robotniczej braci
Nagle zdała się ludziom w dwójnasób odpłacić
Człowiek który rozumie przyczyny niedoli
Po raz kolejny upaść sobie nie pozwoli
A takich przybywało pośród załóg licznych
Zwłaszcza wśród robotników, tak zwanych „fizycznych”
Biurowi bowiem ludzie byli jakoś cichsi
Chyba że ci najwyższej klasy specjaliści
Coraz częściej więc ludzie miast walczyć o płace
Stawali wbrew dyrekcjom o tych których z pracy
Wyrzucano pod byle pozorem zmyślonym
A naprawdę z porządków niezadowolonym
Zwłaszcza w dużych zakładach podstawieni szpiedzy
Wiedzieli co gadają na przerwach koledzy
Jeśli któryś podburzał albo agitował
(często zresztą szpieg jakiś innych prowokował)
Jeśli komuś się ustrój nie podobał w kraju
Albo też krytykować władzę miał w zwyczaju –
Wtedy relegowano z fabryki takiego
Lecz coraz częściej apel się wtedy rozlegał
„bracia, naszych rugują i z pracy zwalniają
w tarapaty rodzinę i w biedę wpędzają
stawajmy bracia razem w obronie kamrata
bo jutro nas ta sama dosięgnie zapłata!”
Apel często skutkował i wiara widziała
Że edukacja z książek tu się przydawała
Widział też człowiek pracy że razem ich siła
Tą siłą zjednoczona ich świadomość była
Aż dnia pewnego w lipcu ludzi rozsierdziło
Że władza żywnościowe ceny podwyższyła
To był pretekst jedynie, bo wnet oznajmiono
Aby do pracy ludzi znowu przywrócono
Ludzi kiedyś zwalnianych za to że stawali
Przeciw draństwom dyrekcji i agitowali
Za wolnymi związkami terytorialnymi
Od Partii Matuleńki wprost niezależnymi
Symbolem stała Anna się Walentynowicz
Która w stoczni od zawsze była suwnicową
A było ich dziesiątki, którzy mieli „krechę”
Wśród nich najbardziej znany był Wałęsa Lechu
Pyskaty był i nie dał sobie w kaszę dmuchać
Każdy stoczni załogant rad był jego słuchać
O nich to upomnieli się teraz rodacy
I kazali ich wszystkich przywrócić do pracy
Strajkował zaś na dobre niemalże kraj cały
W każdym niemal powiecie fabryki stawały
Co władza zarobiła na cenach zwyżonych
Dać dwa razy musiała w płacach podniesionych
Bo takie było władzy ciche przyzwolenie
By łagodzić protesty wypłat podniesieniem
Szlag trafił te podwyżki na masło i mięso
„a bodaj ich pogięło z tym ichnim Wałęsą”
Tak w Partii pomstowano i chwili czekano
Kiedy ludzie strajkować za chlebem przestaną
I już się miało w Gdańsku skończyć strajkowanie
Z dyrekcją wszystko było świetnie dogadane
Gdy ktoś krzyknął „ratujcie te drobne fabryki
Gdzie dyrekcje podstępnie wszystkich wezmą krzykiem
Pozostawione sobie małe i bezpańskie
Padną strajki gdy stocznia je zostawi gdańska”
Racja była w tej myśli jasna jak na dłoni
Zatem Stocznia powraca do strajkowej broni
Nie zakończy protestu pierwej niż w regionie
Pozostaną dziesiątki spraw niezałatwionych
Postulatów dwadzieścia i jeden spisano
A te w imieniu wszystkich rządowi przesłano
Teraz już szło nie tylko o jakieś podwyżki
Ale doszło do zwarcia wartości najwyższych
Tu władza samoistna robotniczej klasy
Tam aparat partyjny wciąż na władzę łasy
Tu do czynu gotowe ręce robotnicze
Tam aparat przemocy, areszty i bicie
Tutaj siła moralna i gorące serca
Tam zaś wyrachowanie, bezwład i inercja
Wobec tego wszystkiego oto co się stało:
Uczestnicy protestów tak swoją dojrzałość
Dowodnie wykazali, że porządek wielki
Zaprowadzili w stoczni i na strajkach wszelkich
Nieomal mikropaństwa w fabrykach tworzyli
A w nich ład i porządek – sami się rządzili
Panowała na strajkach pełna prohibicja
A spraw tych pilnowała wewnętrzna „milicja”
Zachowano w tej sprawie wielką załóg karność
I tak się narodziła Wielka Solidarność
Długo by opisywać co się w kraju działo
Gdy już porozumienia teksty podpisały
Trzy MKS-y główne: Szczecin, Gdańsk, Jastrzębie
Odtąd każdy „partyjniak” czerwony na gębie
Traci pewność że ludu on jest awangardą
Bo oto już Wałęsa trzyma ręką twardą
Całą władzę związkową i wielką charyzmę
Robił to zresztą nieźle, trzeba mu to przyznać
To jego słów lud słuchał, a nie sekretarzy
O takiej władzy Partia mogła tylko marzyć
Euforią zjednoczeni, silni zwycięstwami
Poczuli że potrafią rządzić sobą sami
Mury poupadały, zęby krat wyrwane
Pogruchotane baty, zerwane kajdany
Wszystko jak w pieśni barda która jak testament
Niosła po całym kraju wici o wygranej
A teraz następuje rewolucji przełom
I staje Solidarność przed trudniejszym dziełem
Jak przekuć to zwycięstwo walne nad Hybrydą
Na lepsze czasy które niewątpliwie idą
Trzeba przyznać że w tym co potem nastąpiło
Dyscyplina ludowa nieco popuściła
W każdym zakątku kraju jęli się prześcigać
Który lepiej pokaże „czerwonemu” figę
Który bardziej partyjnym kacykom dokuczy
Kto sekretarzy prędzej moresu nauczy
Zaczął się więc strajkowy festiwal po kraju
O którym do dziś ludzie opowieści bają
Nie było przedsiębiorstwa, spółdzielni, zakładu
Gdzieżby nie strajkowano, nawet kilka razy
Zawsze szło o podwyżki oraz przywileje
Dodatki – a z zakładem niech się co chce dzieje
Kalkulacji w tym wcale nie było nijakiej
Tylko „czerwonych” gnębić i posłać ich w krzaki
Ugruntował się zwyczaj władzy poniżenia
Dyrektorów za bramę w taczkach wywożenia
Kto tylko dał się poznać jako człek systemu
To najcięższe armaty stały przeciw niemu
Choćby człekiem był prawym oraz szanowanym
Za „czerwoność” dręczony był i poniżany
Festiwal rozwydrzenia, festyn nienawiści
Tak naród przeciw sobie mieli komuniści!
Nieomal hunwejbinizm w polskiej wersji nastał
I to na tej spokojnej ziemi dawnych Piastów!
Swoista też dwuwładza zapanuje w kraju:
Niby Partia zarządzać wszystkim ma w zwyczaju
Ale też z drugiej strony na szczeblach dołowych
Samozwańczy wodzowie i przywódcy nowi
Watażkowie ci dziarscy powiatów panami
Zostawali – kraj rządził się rozrabiakami
Choćby nie wiem jak bardzo ruch ten chcieć szanować
Przyznać trzeba że przyszło tego pożałować
Nie może bowiem tak być by kraj trzymać w szachu
Wiecznym strajkiem sprowadzać fabryki do krachu
Nieomal jakobiński terror zaprowadzać
Swoim niskim instynktom do woli dogadzać
A jakby co – to Partia jest odpowiedzialna
Za nasze rozbrykanie i wynik fatalny
To musiało któregoś dzionka zbankrutować
Nie można przecież ciągle bezkarnie strajkować
Być może nikt nie widział wtedy innej drogi
A może ktoś specjalnie używał ostrogi
Trącał nią i wymuszał sytuację taką
Drążył sprawę tak długo aż dojdzie do draki
I świadomie podążał do tej konfrontacji
Nie bacząc na realia czy na wyższe racje
Dość powiedzieć że co dzień setki i tysiące
Stało fabryk, blokady, przemarsze bez końca
Toż to w każdym powiecie do wyboru miałeś
Komu w mordę naplułeś i kamień rzucałeś!...
Tak szesnaście miesięcy w kraju zawieruchy
Na niewidzialną skalę wielkiej rozpierduchy
Solidarność niechcący nowe przyjmie imię
Warcholskiej, niebezpiecznej od wiosny do zimy
Że przy tym odrodziła się bandycka hydra
Pod osłoną strajkową kradziono „na wydrę”
Nielegalne fortuny, lewe kapitały
Podstawy szarej strefy już się kształtowały
Bo obok bohaterów i intencji szczerych
Swoje robiły gnojki i lisie przechery
Ten ukradł, ten coś skręcił, tamten wycwaniaczył
A tamten znowu nierób wszystko przeinaczył
Złe imię dorabiali do solidarności
Mali złodziejaszkowi, podejrzani goście
Trzeba przyznać, że w Partii – przestrachu pomimo
Nie brakło towarzyszy co za mordę trzymać
Chcieliby robotniczą brać i chłopskie masy
I każdemu z osobna na tyłek kłaść pasy
Partyjny bowiem beton zwarł już swe szeregi
I milicji nakazał do walki przedbiegi
Wzmocniły się przesławnych ZOMO-wców zastępy
Które w ulicznych walkach robiły postępy
Gdy w aparatu kręgach ta nastała karność
Popatrzmy: tutaj także mamy solidarność!
Sam diabeł, król szubrawców, tego nie wymyśli
Do czego towarzysze sami z siebie przyszli
Wtedy zaczęto w Partii robić ostre rugi
Członków z legitymacją członkowską (tą drugą)
Albo jesteście z nami, albo z tym warcholstwem
Zerwać musicie zaraz z podwójnym członkostwem
Co prawda tam idee głoszą robotnicze
Lecz związek ma charakter czysto rozbójniczy
Antysocjalistyczna cała ta ruchawka
Niebawem wyląduje na więziennych ławkach
Chcesz z nimi siedzieć w celi, ty, dobry towarzysz?
O jakiej ty opinii dla swych bliskich marzysz?
Wybieraj, droga wolna, lecz pamiętaj bracie
Na co tu możesz liczyć – co tam czeka na cię
Dziś można już powiedzieć: wziął się problem cały
Z tego że jedni drugich zupełnie nie znali
Nie wiedzieli o sobie niczego co dobre
Tylko plotki, legendy – i to te najgorsze
Pochodzące z raportów przebrzydłych ubeków
Albo z jakichś przedziwnych niby-to przecieków
Gdybyż chcieli ze sobą choć chwilę rozmawiać
Nie musieliby wtedy razów sobie dawać
A tak – trwał bezustanny bezhołowia festyn:
Jedni – w amoku ulic – a drudzy nielepsi
Jedni – w euforii zadym – drudzy silni batem
Nie dało się pogodzić ich zimą ni latem
Solidarność mieliśmy najdziwniejszą w świecie
Solidarność nie RAZEM, lecz jej wariant: PRZECIW
Dwie zwarte stały siły, dwa wraże obozy
Gotowe iść na wojnę – choćby i na noże…
Zaprawdę wielkie szkody poczynił socjalizm
Że w robotniczej sprawie się nie dogadali
Zarówno ci co z ludu oraz z fabryk byli
I ci co na sztandarach tę sprawę nosili
Wszak siebie byli warci, wystarczyło zatem
By Polak zechciał gadać z drugim jako z bratem
Jakoż niebawem przyszedł czas ich egzaminu
Kiedy trzeba rozumu użyć oprócz czynu
Gdy nie starczy odwagi a sprawa napięta
Trzeba umieć postąpić na ważnych zakrętach
Miała więc się dokonać próba ostateczna
Kogo jutro zapomną – a dla kogo wieczność
Kto sprawę robotniczą potraktował szczerze
A kto w żadne zaklęcia i gusła nie wierzy
Dni wojennego stanu wybiły nam zęby
I przyszłych kraju przemian położyły zręby
Puścił powietrze balon dumy i bezprawia
Przestali się też sobie ZOMO-le zabawiać
Sprawy wojsko przejęło: instancja ostatnia
Której mógł naród ufać i poddał się łatwo
W Polsce zawsze ten mundur wielce szanowano
Same dobre zdarzenia jemu pamiętano
Nie inaczej więc teraz postąpili ludzie
Kiedy naród się świtem zimowym obudził
A pod oknami tanki, koksowniki świerszczą
I wojskowe patrole jak w wojennym wierszu…
Internowano wtedy kwiat Solidarności
Niektórych sekretarzy oraz innych gości
Niezupełnie systemu przeciwników wielkich
Ale wokół cenionych: na wypadek wszelki
Aby uniknąć wieców, mieszkaniowych spisków
Wzięto ich z domów rano według tajnej listy
I co się okazało? W więziennych ośrodkach
Przyszło Solidarności twarz prawdziwą spotkać!
Co dzień niemal szkolili jedni drugich w celi
Młodsi solidną szkołę konspiry tam wzięli
Ktoby z boku popatrzył – oni jak na wczasach!
Wykłady, dzieł konkursy, próby referatów
Nawet znaczki, pamiątki z takich „internatów”
Ulotki i broszury, wydawnictwa luźne
Instrukcje postępowań i poezje różne
Rzec by można że powstał wśród polskiej „interny”
Solidarny świat drugi, swym ideom wierny
Za murem zaś niemało się bojców ukryło
I swą krecią robotę skutecznie robiło
Trudno spisać dowody ludzkiej ofiarności
Kiedy przechowywano tych z Solidarności
Cała sieć ludzi wiary była w konspiracji
Jakby – nie przymierzając – w czasach okupacji
Nikt tu śmiercią nie groził (jak Niemiec za Żyda)
Ale duch tamtych czasów do czegoś się przydał
Podobno słynna WRON-a inwigilowała
Ale i tak niezgorzej to funkcjonowało
Przyszedł czas nieuchronny rozluźnienia więzów
Matki spotkały synów a żony swych mężów
Skończyło się podziemie oraz konspiracja
Kraj się normalizował: jego sytuacja
Gorsza była pod względem liczbowych bilansów
Ale była podstawa do przyszłych awansów
Zdejmowały restrykcje wciąż to nowe kraje
(gospodarcze restrykcje były obyczajem
Europy zachodniej oraz Ameryki
mimo chęci – mizerne przyniosły wyniki)
Chuligaństwo, rozróby, nieprzerwane strajki
Stały się już sprawami jakby z innej bajki
Zdało się że kraj wstąpił z powrotem w rutynę
W zwyczajnej normalności proste koleiny
Powszechna solidarność, ta ludzka, sąsiedzka
Wydawała się zasnąć gdzieś-ci na zapiecku
Niegdyś było ich wielu, aż dziesięć milionów
Teraz większość swe bunty zostawiła w domu
Otrzeźwieli przeciętni chłopi, robotnicy
A do więzień trafili groźni rozbójnicy
(powie ktoś: hola-hola, terror nas wykończył
rozerwał bratni związek, co kiedyś nas łączył
ale – bogiem a prawdą – przyczyną tej zguby
było to że nie przeszli najważniejszej próby)
Jednym słowem: kraj zwolna powstawał na nogi
Wchodził na tę normalną i codzienną drogę
U Wielkiego zaś Brata, za Bugiem, na wschodzie
Jakby się Duch Historii na nowo narodził
Gorbaczow „pierestrojkę” i „głasnost’” ogłosił
Każdy dzień nowe wieści przedziwne przynosił
Wiele lat potem sami powiedzą Rosjanie
Że to była ich Smuta, kara losu za nic
Wtedy jednak świat cały z przejęciem oglądał
Jak prawdziwa reforma w Imperium wygląda
Dla Polski skutek taki był tego zdarzenia
Że nasza sytuacja na lepsze się zmienia
Już – cokolwiek się działo – nie ma dylematu
Że „wejdą czy nie wejdą” nam do Polski bracia
W 80-tym pierwszym groźba interwencji
Była – i myśmy czuli dobrze co się święci
Teraz rzecz się inaczej oczywiście miała
Niemal wolni byliśmy – swobodni bez mała
Co więc robi tłum myszy kiedy kota ni ma?
Ano brykać, harcować, rozrabiać zaczyna
Wróciło bezhołowie i czysta rozróba
Strajk na strajku i nowa dawnych szaleństw próba
Opis tego co w kraju znowu wyprawiano
Powoduje że trzeba brać tabletki na noc
Strajkowy straszak działać zaczął po dawnemu
I nie było sposobu by zapobiec temu…
Mniej-więcej dziesięć lat po słynnym festiwalu
Solidarność współrządzić jęła w naszym kraju
Rozpoczęła się wielka kraju Transformacja
Niech Historia oceni całą sytuację
Jednak z punktu widzenia zdarzeń Kronikarza
Spójrzmy co też naprawdę nam się oto zdarza
Z postulatów dwudziestu jeden ogłoszonych
Przez lat wiele ni-jeden nie będzie spełniony
I to wtedy gdy władzę Solidarność dzierży
Ma wszystkie możliwości zrobić jak należy
Tu się kończy jednakoż solidarna siła
Która ludzi łączyła i spoiwem była
Wykluła się elita ludzi „solidarnych”
Która się dochrapała apanaży fajnych
Cała reszta – choć działa „ich” nomenklatura
Nawet resztek z pańskiego stołu nie zgarnie jak kura
Zresztą, nawet elita – tych kilka tysięcy
Nie umie dobrze dzielić władzy i pieniędzy
W ramach „wojny na górze” co ją wszczął Wałęsa
Zaczęli żreć się wszyscy o dobra i kęsy
O funkcje i znaczenie, nawet o legendę
Jako dobry Kronikarz – pisać tu nie będę
Świństw jakie sobie wzajem robią „solidarni”
Jednym słowem: skończyła Solidarność marnie
Węszą jeden drugiego, który był agentem
Kto ubekom donosił co dzień i od święta
Nienawidzą się wzajem, jak pies z kotem żyją
Każdy dzień niemal kończy się jakowąś chryją
Jeśli tak ma wyglądać polska polityka
To każdy kto ma rozum do nory umyka
Emigracja wewnętrzna – przebrzmiałe pojęcie
Zaczyna w nowej Polsce mieć poważne wzięcie
Sama nazwa i hasło „Solidarność” bywa
Polem sporów gdzie jeden lub drugi wygrywa
Nikt nie zliczy już prawnych intryg oraz sporów
Wokół „solidarności” oraz jej utworów
Można rzec że w tym wielkim zamieszaniu całym
Ktoś tu Solidarności zdradza ideały
Myślę także najgorsze co się może przyśnić:
Ideały te wzniosłe zdradzają dziś wszyscy!