Skąd się wzięło w Polsce tylu „oburzonych”

2016-11-07 08:48

 

Samo słowo „oburzeni” zostało do Polski przyniesione z Hiszpanii, gdzie ruch „indignados” rozwinął się we „wzorcową” formułę para-organizacyjną”, a być może jest przetłumaczeniem zawołania zawartego w tytule broszurki Stéphane Hessela „Indignez-vous!” (Oburzajcie się, tytuł wydania polskiego” „Czas oburzenia”).

Ale sam fenomen oburzenia nie jest importowany: od początku Transformacji powstają w Polsce organizacje środowisk pokrzywdzonych przez sądy, skarbówkę, windykatorów, kamieniczników, administrację lokalną, banki i ubezpieczalnie, piramidy finansowe i pożyczkodajnie, pracodawców, służbę zdrowia, policję, sieci handlowe i abonamentowe.

Zakładając, że w każdej z takich sfer mamy tysiące pokrzywdzonych – fałszywy okazuje się obraz „dobrej instytucji, dobrych zasad, przyjaznej instytucji”, które psują „czarne owce”. Trafniej jest mówić o procederach, więcierzach mętnych (pułapkach prawniczych doprowadzających do zobowiązań bez należnej korzyści), zatrzaskach lokalnych (sitwach wokół „ratuszów”), klikach, koteriach, kamarylach, grupach trzymających władzę – i podobnych patologiach społecznych – oraz o tym, że owe patologie cieszą się niedwuznacznym wsparciem decydentów lokalnych, a nawet najważniejszych organów, służb i urzędów.

Ukuto sformułowanie „układ” i „zielony stolik”, przy którym załatwia się geszefty kosztem dobra publicznego. Wrażenie to zostało pogłębione rewelacjami o dyskusjach w gastronomii „Sowa i Przyjaciele”, a ostateczny cios fałszowaniu rzeczywistości w tej sprawie zadała trwająca i rozwojowa (listopad 2016) „afera ratuszowa” (geszefty na nieruchomościach z bezczelnym żerowaniem na sfałszowanych dokumentach).

W mojej (JH) redakcji brzmi to „Pentagram”: czyli działające zgodnie, powiązane geszeftami, przymykające oko na obowiązki publiczne czy uprawianą przestępczość „partnerów”, nastawione na drenaż dóbr publicznych i rozdzierani „narodowego postawu sukna” takie siły przemożne, jak mega-biznes, mega-polityka, mega-gangi, mega-służby, mega-media.

Pentagram zarządza w Polsce „inwestyturą”, czyli nomenklaturową siecią nadań, przywilejów, immunitetów, kompetencji decyzyjnych i interpretacyjnych, poukładanych w hybrydowe hierarchie i splecionych geszeftami nie tylko wewnątrz-krajowymi, ale też międzynarodowymi, przy czym wszystko to odziane jest w sztafaż Wolności, Rynku, Demokracji, świętego prawa Własności, swobody Przedsiębiorczości.

Wszystko to czyni pojedynczego człowieka, grupy, a nawet całe środowiska – bezbronnymi i bezradnymi wobec jawnych, oczywistych i bezczelnych poczynań ludzi ewidentnie mających złą wolę, rujnujących dobro publiczne i dorobek życiowy (a także sens życia).

I trwa to ćwierćwiecze, niezależnie od tego, kto formalnie rządzi. Stąd tylu oburzonych: to są ci, którzy jeszcze nie noszą się z zamiarem samobójstwa. Choć mają po temu powody.