Się zbanalizowało

2014-01-26 09:48

 

Hannah Arendt i jej, hm…, nie wiadomo kto, Martin Heidegger, przez ładnych kilka lat ogarniali intelektualnie(?) problemat zbanalizowanego zła. Owocem tego romansu z filozofią okazała się książka „Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła”. Z recenzji: „Dramatyczne dzieje procesu Adolfa Eichmanna, mordercy zza biurka, współodpowiedzialnego za Holocaust. Książka jest opatrzona słynnym podtytułem, w którym pojawia się jedno z najdonioślejszych sformułowań zrodzonych w stuleciu totalitaryzmów: „banalność zła”. Relacja Hannah Arendt to nie tylko znakomity literacko klasyczny reportaż sądowy, lecz także esej o mechanizmie państwa totalitarnego oraz mentalności jego twórców i sług. Autorka, jeden z najwybitniejszych, niezależnych umysłów naszego wieku, nie cofa się zarazem przed postawieniem pytań o istotę postaw Żydów europejskich w obliczu Zagłady. Książka bezcenna dla wszystkich, którzy interesują się historią i polityką XX wieku, a także pogłębioną interpretacją centralnych problemów naszych czasów”.

Edward Stachura zaś napisał sobie dziełko pod tytułem „Się”. Z recenzji:  „Zbiór opowiadań Się ukazał się w 1977 roku. Oryginalność tej książki polega na kreacji głównego bohatera. W każdym opowiadaniu pojawia się bowiem bezosobowe i anonimowe Się. Taka kreacja posłużyła Stachurze do konstruowania takich zdań jak: Się patrzy w ogień zwyczajnie naturalnie, Się nie tęskni, Się nie dyszy w kosmos nieprzenikalnie, Się nie lęka się poczytalnie i niepoczytalnie, Się nie cierpi w proch ścieralnie, w ruinę, w obłęd obracalnie. W ten sposób czytelnik odnosi wrażenie, że wszystko robi się samo, bez człowieka. Zabieg ten badacze nazwali „pułapką się”. Według Stachury wpadają w nią ludzie współcześni, którzy nie potrafią już właściwie przeżywać swojego życia”. Może namówię kogoś na tę lekturę: https://www.logonia.org/content/view/547/2/ ;

Wiem, na trzeźwo trudno jest doszukać się w tych dwóch książkach jakiegokolwiek punktu wspólnego. Ale pomaga w tym pani Wicepremier, rodem z Mysłowic. W prostych ministerialnych słowach pouczyła otóż ona redaktorstwo oraz publiczność: „Sorry, taki mamy klimat”.

Ta notka to mikrokrótka odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się dzieje wokół nas, że cokolwiek się dzieje, to się dzieje samo, a do tego dzieje się nie tak jak chcielibyśmy! Zacznijmy od pytania: po co nam to wszystko, co stworzyliśmy, by działo się po naszej myśli? Na przykład: domy pełne gadgetów, magistrale drogowe, szynowe i wodne oraz przemierzające je wciąż i wciąż rozmaite wehikuły, na przykład kodeksy, organy, urzędy, rządy? W społecznym trudzie tworzymy rozmaite dobra, które ostatecznie odmawiają nam służby, za to same nas niewolą do służby sobie, tym dobrom!?!

Nasz świat – czy on mały, czy duży – przemierza sobie jedyny swobodny, uśmiechnięty osobnik nazwiskiem Się, i robi co sobie zechce, cokolwiek zaś robi – my to odczuwamy boleśnie niczym kopniaki.

Osobnik Się nosi koszulkę z napisem „nie irytuj się, i tak będzie po mojemu”. Ileż spraw w swoim życiu rozwiązujemy (a może załatwiamy) dokładnie tak, jak nam podpowiada ta szelma Się, a potem tego żałujemy? „Miała być tu jakość, wyszło psiakość jakoś” – śpiewał autor Jan Kaczmarek, w utworze „Chmurno, durno, nieprzyjemnie”. Nie stać nas nawet na to, by we własnej sprawie, tak absolutnie naszej własnej, że aż do bólu prywatnej, może nawet osobistej, intymnej – nie potrafimy oprzeć się dojmującemu „tak się nie robi”, albo „się tak praktykuje od dawna”, czy choćby „tak się sprawy mają i mieć będą po wieki”.  Pani Wicepremier uświadomiła nam to w prostych, mysłowickich słowach, w których celnie zamknęła całą filozofię Hannah Arendt o tym, jak urzędnik nazistowskich Niemiec mógł uczynić (współczynić) największe zło świata, robiąc to niejako „w ramach obowiązków służbowych”, czyli właściwie „po drodze”. Bo tak „się sprawy miały” w nazistowskich Niemczech.

Jeśli w ogóle ktoś mnie zna, to zna jako straceńczego krytyka systemu-ustroju, w którym przyszło nam żyć. „Się” nam ten ustrój przydarzył, choć nie to mieliśmy zdaje się na oku „podskakując” władzy w 1956, 1968, 1970, 1976, 1980, aż to ejakulacji w 1989. Istotą tego, co nam się dzieje po 1989tym, jest już wyłącznie samodzianie się. Wbrew Solidarności, która jednak roztoczyła „parasol” nad „terapią szokową”, wbrew ludziom, którzy masowo lądowali na bruku albo ubożeli poniżej wszelkich granic. Wbrew interesom ogółu, bowiem okazało się, że dorobek pokoleń stał się beneficjum nielicznych.

Ostatecznie, po ćwierćwieczu samodziania się, jedynym poważnym obywatelem Rzeczpospolitej Polskiej został osobnik Się. Tylko on panuje nad tym, co robi sam i co robione jest wokół niego. odebrał nam wszystkim nie tylko panowanie nad spraw biegiem, ale też orientację o nas samych i naszym losie. Przywiązał nas na zawsze do kieratu, odebrawszy busole, mapy, zapasy nadrogę, nawet nazwiska: pozostawił kody przypisujące nas do abstrakcyjnych rubryk w samopowstających rejestrach naszego postępującego samoparaliżu.

I dobrze nam tak?