Sens podatku

2011-11-24 12:25

Spróbujcie przejechać samochodem od Moskwy do Bajkału. Napotkacie po drodze liczne mosty, z tego kilka wielkich i nieuchronnych: Wołga, Kama, Irtysz, Ob, Angara.

 

Rzeki w Rosji płyną prawie zawsze „w poprzek”, z północy na południe albo z południa na północ. A to oznacza, że jadąc od krańca do krańca Rosji, naprzeciw słońcu albo goniąc go – musimy przekraczać rzeki.

 

Rozumieją to rosyjscy milicjanci, którzy dorabiają sobie do chudych wynagrodzeń prawem kaduka: stoją przy wjeździe na most i pobierają „opłatę mostową”.

 

Kiedyś zapytałem tych miłych chłopców: ok., ta droga jest płatna, zatem proszę pokazać mi wariantową drogę bezpłatną, mam do tego prawo… - i jako, że rozmowa była miła, wybałuszyli tylko oczy, ale „normalnie” to miałbym się z pyszna!

 

Otóż opłata za przejazd przez most w sytuacji, kiedy nie ma innej drogi – to sedno podatku!

 

Podatek bowiem – jakkolwiek go definiują – to jest opłata, którą MUSISZ wnieść, jeśli chcesz dalej realizować swój plan. W tym sensie podatek jest zwykłym rozbojem.

 

Oto główne obszary, które ludzkość sobie opodatkowała:

1.      Od majątku (gruntowy, katastralny, itd.): aby takiego podatku nie płacić, musiałbyś pozbyć się majątku!

2.      Od obrotu (kupno-sprzedaż): aby takiego podatku nie płacić, musiałbyś nic nie kupować i nic sprzedawać, czyli być samowystarczalnym!

3.      Pogłówne (np. dochodowy): aby takiego podatku nie płacić, musiałbyś nie otrzymywać żadnego dochodu, czyli wegetować w nędzy!

4.      Urzędowy (za rozpatrzenie, za koncesję): aby takiego podatku nie płacić, musiałbyś nigdy niczego nie chcieć od urzędów, czyli musiałoby ciebie nie być, bo urzędy robią wszystko,żebyś zawsze czegoś od nich chciał!

 

Podatek ma najczęściej nazwę „podatek”, ale nie sugerujmy się nazwami: podatkiem jest opłata, której nie sposób uniknąć, jeśli się normalnie funkcjonuje, którego nie płacą tylko ci, którzy nic nie robią albo których nie ma. Podatek to opłata nie dająca płatnikowi wyboru. Odmowa jego płacenia wiąże się oczywiście z karą, ale bardziej wiąże się z zamknięciem sobie kluczowych swobód życiowych.

 

Elementarne poczucie sprawiedliwości (że o przyzwoitości nie wspomnę) każe wskazywać drogę wariantową, jeśli droga główna jest płatna. Jeśli nie ma drogi wariantowej – nie powinno być płatności. Podatek jest akurat płatnością niesprawiedliwą. Byłby płatnością sprawiedliwą, gdyby obywatelowi dano wybór: podatek i państwo za ciebie załatwia sprawę, albo składka dobrowolna i sam (w kolektywie) się staraj.

 

Nie zawsze i nie wszędzie istniały podatki. Zawsze jednak człowiek – uczestnik różnych wspólnot – dokonywał „zrzutek-składek” na różne cele publiczne, znanych dziś pod angielską nazwą „public collections”.

 

W miarę postępu tzw. cywilizacji zawsze tak wychodziło, że Państwo coraz mniej dowierza swoim obywatelom, iż potrafią zachować się racjonalnie, dlatego woli za nich załatwiać wszystkie ich sprawy, a przynajmniej tak deklaruje. To dlatego coraz mniejsze znaczenie mają dobrowolne, oddolne, samorządne składki na cele publiczne (nie mylić z akcjami owsiakopodobnymi, to zupełnie inna bajka), a coraz większą przestrzeń gospodarczą zajmują opłaty, cła, podatki, taryfy, domiary serwowane przez Państwo pod przymusem. Mimo decentralizacyjnych spazmów – tendencja jest taka, że na koniec będziemy oddawać fiskusowi wszystko, a może jeszcze więcej, a potem będziemy oczekiwać od Państwa rozmaitych dobrodziejstw, dzielonych nam wedle uznania „tych z góry”, czy jesteśmy wystarczająco uspołecznieni i wystarczająco godni wsparcia.

 

W dobie „digitalizacji” myśl powyższa wcale nie jest taka odważna.

 

Póki jednak jeszcze aż tak nas nie pobłogosławiło – spróbujmy nieśmiało wskazać na niedostatki podatku jako fenomenu cywilizacyjnego, zwłaszcza na tle „public collection”.

 

A.     Podatek ma w sobie zakodowaną pewną złośliwość i podstępność: odebranie komuś pod przymusem i pod groźbą kary części jego dochodu lub majątku – czyni tego kogoś roszczeniowym oczekiwaczem, że ten kto odebrał zacznie realizować cel, dla którego odebrał: i nawet wtedy, kiedy mimo to Państwo nie realizuje zadań budżetowych, dla których nas obciążył haraczem – obywatele jakoś są bardziej bezradni niż byliby wtedy, gdyby na to samo zrzucili się uzgodnioną składką;

B.     Zrzutka składkowa w oczywisty sposób uspołecznia, usamorządnia ludzi, gromadzi ich w rozumiejące się kolektywy: składki wszak zbierają osoby godne zaufania w powszechnej opinii, potem w rozmaitych wielo-rozmowach ustalane jest wszystko, co organizacyjnie związane jest z realizacją składkowego celu. W takich rozmowach dokonywane są korekty, ludzie wzajemnie bardziej się poznają, zwracając swoją uwagę ku problemom i interesom innych osób, np. sąsiadów, a nie tylko swoim, egoistyczno-partykularnym;

C.     Osiągnięcie celu zadeklarowanego w podatku, jeśli już ma miejsce,  prawie zawsze idzie na chwałę tych, którzy przymusowo ściągnęli podatek, ale też prawie zawsze służy przede wszystkim ściągającym, a nie płatnikom: wszystko co publiczne jest wszak udostępniane „tym z góry” w pierwszej kolejności, niekiedy na wyłączność, najczęściej nieodpłatnie, a na pewno z użyciem instytucji przywileju, nierzadko na potrzeby ściągających blokuje się całe publiczne dobro przed płatnikami, aby ściągający mogli korzystać na specjalnych warunkach;

D.     Paradoksalnie, przymusowy podatek jest „dobrym powodem” do tego, żeby umiejętności społeczno-obywatelskie cofały się, aby reprodukowała się „jaśnie oświeconość”  i zwykła władza ściągaczy nad płatnikami. Po jakimś czasie dominowania podatku na rzecz drogownictwa, melioracji, oświaty, wodociągów, łączności, pomocy słabszym, ochrony zdrowia, itd., itp. – pojawiają się w tych dziedzinach procedury, prawa, normy, certyfikaty, dyplomy, profesje, wtajemniczenia – które raz na zawsze odbierają płatnikom orientację w procesie kreowania czegokolwiek w tych dziedzinach, a to jakoś tak ubezwłasnowolnia szaraków-podatników;

E.      Niewątpliwie jeszcze wiele obszarów pozostało do opodatkowania i uregulowania przez Państwo, nawet jeśli już częściowo wstawiło ono nogę w uchylone drzwi: życie rodzinne, samopomoc sąsiedzka, osobista kondycja człowieka, życie towarzyskie, pasje i zainteresowania, przekonania społeczne, polityczne, religijne, itd., itp.: tylko naiwni mogą sądzić, że „demokracja” pozostawi te sprawy ludziom do własnego uznania, tak jak wcześniej zakładano mylnie, że nie dadzą się regulować sprawy sposobu zarobkowania, traktowania otoczenia naturalnego czy konsumpcji żywności, AGD, struktury budżetu gospodarstwa domowego: dziś te obszary są regulowane dość precyzyjnie i – oczywiście – opodatkowane po wielokroć w różnych przekrojach;

 

To na pewno nie wszystko.

 

 

*            *            *

Człowiek ma w sobie wrodzony opór przed przymusem i przeciw regulacjom oraz jarzmom. Stosując rozmaite „mierniki” takiego sprzeciwu możnaby łatwo wyodrębnić takie podatki, które stosunkowo łatwo można obejść i oszukać (np. w Polsce – dochodowy) oraz takie, których nijak nie da się obejść (np. VAT zawarty w cenie towaru). Nazwijmy je odpowiednio false duties (miękkie, które można obejść) i true duties (twarde, nieuchronne).

 

Dla każdego, kto ma trochę rozumu, wprowadzanie false duties jest głupotą, bo nie dość, że nie osiągnie się celu podatkowego, to jeszcze stymuluje się powszechne zachowania przestępcze i granie na nosie Państwu-Prawu. Uruchamia się też niesprawiedliwości wszelkie: uczciwi płatnicy rynkowo przegrywają z nieuczciwymi.

 

Wskazaną głupotę Państwo jednak „musi” wdrażać, jeśli jest niegospodarne, niekompetentne, a do tego łapczywe, pożądliwe. Bo nie wystarczają mu zasoby budżetowe oparte na true duties (patrz wyżej: majątek, obrót, pogłówne i rozpatrzeniowe), które i tak są nieludzkie. Zatem w poszukiwaniu 100%-towej skuteczności false duties Państwo rozbudowuje aparat i służby do kontroli, sprawozdawczości, interwencji, windykacji, sądzenia, itd., itp. Albo – jak w Polsce – uruchamia tzw. rwactwo dojutrkowe, czyli „prywatną przedsiębiorczość” w postaci komorników, windykatorów, wydrwigroszy, przyłapywaczy – którzy dotrą do najtajniejszej nory, najsekretniejszej skrytki, wyrwą bezwzględnie płatnikowi swoje z nawiązką – i jako Przedsiębiorcy (pisani Dużą Literą) zapłacą Państwu za wsparcie w postaci ułatwień, przywilejów, upoważnień. Z czasem sami zaczną oszukiwać i ukrywać.

 

Docelowy model „obywatela”, poddanego takim eksperymentom ,wychowa osobnika, który żyjąc w ciągłym zagrożeniu i niepewności nie lubi Państwa i jego hunwejbinów, omija nagminnie prawo, ukrywa się ze wszystkim co ma i może mieć, nie ufa innym, a nawet odstępuje od volontary duties, czyli sąsiedzkich, stowarzyszeniowych, spółdzielczych, samopomocowych zrzutek-składek opartych na świadczeniach wzajemnych.

 

W takich warunkach fakt, że marnieje u nas obywatelskość (patrz: wtórny analfabetyzm obywatelski, obywatelstwo rejestrowe), że chudnie w oczach samorządność (samorządy przepoczwarzają się w wysunięte placówki administracji państwowej, organizacje pozarządowe stają się cmokającymi klientami urzędniczych koterii) – wskazuje na bardzo głębokie wycofywanie się Demokracji z naszego kraju, mimo konstytucyjnego zapisu o „demokratycznym państwie prawnym”.

 

Powyższe nie jest pochwałą polityki prostego, prymitywnego obniżania podatków: jest poematem na rzecz jak najgłębszej zamiany podatków w rozmaite formuły dobrowolno-składkowe, mające jak widać nie tylko skutki budżetowo-gospodarcze, ale też wychowawczo-obywatelskie.