Sens dzisiejszy

2019-04-12 06:33

 

Zacznę od wątku, który od dawna przewija się w moich tekstach społecznych, ale wciąż jest niezauważany: otóż uważam związek zawodowy za najbardziej fatalne dziecię lewicowości: jest po prostu jednorękie, jednonogie, jednookie, jednouche, jednojajeczne, itd. Ma serce po lewej stronie i po tej samej żołądek, ale wszystko to „lewe” – jest kontrolowane przez prawą półkulę (myślenie artystyczne i twórcze, egzaltacje, wrażliwość), a nie przez lewą (kontroluje mowę, odpowiada za myślenie logiczne). O kresomózgowiu mówię…

Stąd wiele nieporozumień, roszczeniowość zamiast konstruktywności, skłonność do „artystycznego-efektownego NIE-BO-NIE”.

Można to odebrać jako objaw mojego przekornego poczucia humoru, nie będę aż tak stanowczo zaprzeczał.

 

*    *    *

Nie wystarczy mieć rację, Mistrzu-Nauczycielu! trzeba jeszcze ją ugrać z polotem, aby ręce do braw się same składały... Inaczej będziesz już niedługo grał „ogony” w tym politycznym teatrze…

 

 

*             *             *

Wyobraźmy sobie, że jakiś homo modernus, urodzony na przełomie tysiącleci, dziś ok. 20-letni, poszukuje swojego obywatelskiego miejsca w przestrzeni społecznej: nie chce być nijakim dekownikiem, chce działać, być potrzebny, dobry, atrakcyjny dla ludzi. Co robić, jak żyć, czym urzec otoczenie?

Rozczaruję komunożerców: świat zmierza nieuchronnie w stronę wytyczana przez trzy proporce łopoczące na wietrze Dziejów:

  1. Humanitaryzm stadny (w rozumieniu: stado bierze w opiekę różnych dotkniętych przez los);
  2. Włączanie w normalność (inkluzja) – wedle estetyki – wobec „odmieńców”;
  3. Relacje „rynkowe” – dla „zupełnych” obywateli, pod rygorem solidaryzmu;

Pierwszy proporzec nawiązuje jeszcze do czasów przedludzkich i jest z gruntu konserwatywny: uznasz racje i pozycję Patrona-Mecenasa (choćby kolektywnego) – nie damy ci zginąć. Drugi proporzec jest z gruntu „tęczowy”, powiewa nad głowami egzaltowanych wrażliwców, np. ekologów, pacyfistów, monarowców. Trzeci proporzec obrazuje istotę demokracji: lud, pośród którego zwalcza się wszelkie odruchy monopolizowania-zaklepywania – jest na dobrej drodze do rynkowości samorządnej.

Wszystkie proporce naraz z daleka czuć sierpem i młotem. Wieńcem dożynkowym zresztą też. Jeśli szaracy pojmą poprzez swoje trzewia, że „wspólnota” ma też ten wymiar, który ją przeistacza w „kolektyw” – Państwo utraci swoje prerogatywy, immunitety, regalia – właśnie na rzecz bratnich, samorządnych kolektywów, zielono-czerwonych (arbuzowa tych).

Już dziś jest jasne, ze państwo tradycyjne, przebudowywane od czasów niewolnictwa, poprzez feudalizm – w epoce kapitalizmu coraz bardziej traci swoją zdolność do skutecznego zarządzania Krajem i Ludnością, owo zarządzanie przejmują matryce korporacyjne i polityczno-finansowo-budżetowe. Wystarczy spojrzeć na „nowoczesne” państwa, a nie pochlipywać nad „teoretycznym państwem” znad Wisły.

Rynek tak długo będzie utopią, na której wykoleja się demokracja – aż rynkowość stanie się „wyłącznym” przywilejem prawdziwych, nie tylko rejestrowych obywateli. Taki obywatel ma rozeznanie w sprawach publicznych i skłonność (bezwarunkową, bezinteresowną) do czynienia tych spraw lepszymi.

Ale kluczowa jest tu skłonność do dzielenia się: dlatego „nie strach” powierzyć obywatelowi kierownictwo, bo on będzie wszelka funkcje traktował jak służbę, obowiązek, a nie jak fuchę, synekurę.

Więc społeczeństwo przyszłości – że się górnolotnie wyrażę – to społeczeństwo „równiejszych”, którzy w obywatelskim odruchu będą robić wszystko, aby „pozostali” im dorównali, a unikać będą dyskontowania egoistycznego swoich przewag.

Dziś to jest jeszcze nieopłacalne (łatwiej i lepiej jest łupić „głupszych”). Dlatego jeszcze trwają Państwa. Ale zdychają, obumierają – bo „maluczcy” mają dziś orientacje w świecie porównywalną z orientacją elit sprzed stulecia. To wystarcza, by nie tylko roszczeniowo machać flagami – ale by polityków-władców wymienić na polityków ministrujących, służebnych.

Niemożliwe? Ślepcze…! Łże-lewica cię jeszcze trzyma w swoich szponach. Żądna przywilejów i tantiem za swoją nadzwyczajność i szlachetność.

 

*             *             *

Wspomniałem na portalu FB – w sprawie trwającego protestu nauczycieli – że już niedługo Rząd jednostronnie uzna swoje porozumienie z „S” za obowiązujące powszechnie (a tam są podwyżki o 15% i ścieżka kolejnych podwyżek, wykraczających poza bieżącą kadencję parlamentarną, ale i zapowiedź sugerująca zmniejszenie liczebne korpusu nauczycielskiego) – po czym wobec upartych strajkowiczów rozpocznie RUGI NAUCZYCIELSKIE. Będzie płacz i zgrzytanie zębów, ale za usuwanymi (subtelnie, ale stanowczo) nie staną rodzice, lokalni radni, lokalni przedsiębiorcy czekający na absolwentów. Sama „artystyczna wrażliwość” – nie wystarczy do zwycięstwa z Rządem.

Widać zapowiedź prawdziwie nowej szkoły: odstępcy od „S” – kontynuujący strajk mimo porozumienia separatystycznego – spotkają się (symbolicznie) z odstępcami z ZNP i FZZ (tymi, którym jednak sumiennie żal jest nieletnich ofiar ich strajku): ich racja się „wyrówna i uśredni”, stanie się wspólną racją środowiska, wyzwoloną od nauczycielskiego „państwa w państwie”. Powstanie nowa idea SZKOŁY PRZYSZŁOŚCI, oderwana od gier i zabaw politycznych.

Związek zawodowy, który zakleszcza się w roszczeniach, bez propozycji konstruktywnych, który powiada „najpierw nasze na wierzchu, a potem zobaczymy co się da zrobić” – miał swoje  dobre notowania w czasach wczesno-kapitalistycznych, kiedy Marks siusiał w majtki. A potem Marks tworzył Miedzynarodówkę pełną konstruktywnego, alternatywnego świata. Dzisiejsze zaś związki zawodowe starają się „nadążyć” za „dziewiętnastowiecznym” kapitalizmem polskim i sięgają po ówczesne metody, oparte na niezłomności, na gotowości do najwyższej ofiary za sprawę. Brawo i szacun. Tylko pora już inna!

Kto właśnie pomyślał, że jestem po stronie rządowej – niech sobie jeszcze raz przeczyta powyższe. Podpowiem: jestem za NOWĄ SZKOŁĄ, samorządną, autonomiczną – i mam liczne dowody, że próbowałem od co najmniej kilkunastu lat.

Ale mam na pewno mało serca do takich związków zawodowych, które nie myślą kategoriami „obowiązku pracowniczego i racji społecznej”, tylko kategoriami „roszczeń świata pracy” – i na tym poprzestają, na tym będą budować po wieki…

Widzę, że podobnie myślą-czują obecni odstępcy od Solidarności nauczycielskiej i – za kilka(dziesiąt) godzin – odstępcy od opartego jak osioł ZNP. Na razie politycznie „przekrojeni”. W nich lęgnie się NOWA SZKOŁA.

 

*             *             *

Zapowiadam – powtórzę – RZEŹ NIEWINIĄTEK NAUCZYCIELSKICH, i to wcale nie w postaci zwolnień. Po prostu uparci, nieopamiętani strajkowicze już niedługo doświadczą „zero wyrozumiałości i empatii” ze strony „systemu”. To będzie zimna, okrutna, ale cicha opresja. I nie wszyscy sobie poradzą. Bo inne środowiska zaczynają widzieć w nauczycielstwie garba. I co, będą latać belfry po „opinii publicznej” i pokazywać, że nie są garbaci? Im więcej „oprotestowanych” egzaminów – tym mniejsze szanse na wyrozumiałość społeczeństwa…

Piszę to może nieskładnie, ale szlag mnie trafia na takie jednostronne pojmowanie swojej oczywistej niedoli i oczywistej racji. Samobójcze. Wsteczne politycznie.