Satyāgraha, Ğihād, Wéngé, Inquisitio, Anarchizm

2014-02-09 17:55

 

Wskażę na 5 sposobów-projektów zmiany rzeczywistości w pożądanym (arbitralnie wskazanym) kierunku, obecnych swego czasu w różnych światowych kulturach. Polska tu-teraz rzeczywistość wyraźnie nas bowiem stawia przed „wyborem” któregoś z nich. Niech nas nie zwiedzie to, że poszczególne „patenty” maja konotację religijną czy komunistyczną: w jakiejś postaci obecne są w naszej rzeczywistości.

Satyāgraha, सत्याग्रह

Słowo „sat” – oznacza byt, istnienie, istotę. Słowo „agraha” – oznacza niezłomność. Połączenie tych słów oznacza zatem „obstawanie przy istocie”, pozostawanie przy prawdzie. Satyāgraha jest drogą obywatelskiego nieposłuszeństwa, opartą na przekonaniu, że wobec wszelkich oprawców należy stosować zasadę „ahimsa” (ahinsa), nakazującą powstrzymanie się od przemocy, ale też na trwaniu w słusznej racji bez nienawiści do oprawców: wszak robią swoje, bo błądzą albo są zbyt słabi wobec systemu-ustroju, by działać zgodnie z przekonaniami, w głębi których zgadzają się ze swoimi ofiarami.

Człowiek pozostający w stanie prawdy zyskuje magiczną moc doczesną, zapośredniczoną przez wsparcie o charakterze moralnym, dawane przez coś, co w świecie chrześcijańskim zwie się Opatrznością. Nawet patologiczny, zdegenerowany oprawca prędzej czy później ugnie się zdumiony pod naporem pozbawionego gniewu, ale stanowczego, biernego oporu.

Ważne, by opór był skierowany przeciw opresji prawdziwej: Mahatma – będąc prawnikiem „londyńskiego chowu” – zalecał opór przeciwko swoiście totalitarnej przewrotności praw i zasad, które tworzone w dobrej wierze, a przynajmniej z takim uzasadnieniem – obracały się w dyskryminację, przymus i przemoc, dzieliły ludzi na „uprawnionych” i „motłoch”, segregowały ludzi wedle cech drugorzędnych (płeć, wiek, kasta, zamożność, rasa, religia) i na tej segregacji opierały „wycenę” człowieka na osi „prawy-nieprawy”.

Ğihād,  جهاد

Słowo to ma w języku teologii islamskiej bardzo pozytywna konotacje i oznacza zalecenie, by dokładać wszelkich starań dla wzmocnienia wiary, kto bowiem wierzy w pełni, ten żyje zgodnie z Koranem. W słowie tym jest nacisk przede wszystkim na wewnętrzne zmagania wyznawcy ze swoimi słabościami odciągającymi go od wiary.

W społecznościach teokratycznych, gdzie wyznacznikiem doczesnych zadań są normy zaczerpnięte ze wskazań Proroka, obowiązuje niemal bezwzględny nakaz doskonalenia duchowego, a drogą ku temu są zajmujące dużo uwagi i czasu praktyki religijne. Im bardziej ktoś oddaje się praktykom – tym mniej ma możliwości zauważenia i rozważania pokus świata nie-allahowego. Istotną w tym role odgrywa pokora wobec Przemożności.

Tak pojmowana idea dżihadu narażona jest na ciągłą konfrontację z arabskim praktycyzmem, który sprowadza się do ustawicznej, nie przebierającej w środkach (siła, przebiegłość)  rywalizacji-konkurencji w warunkach niedoboru: przysłowiowe dziś arabskie bogactwo pojawiło się dopiero wraz z ropą naftową, wcześniej enklawy bogactwa zagnieżdżone były co najwyżej w karawan-serajach, a także w Lewancie albo w regionie zwanym Hyaman (y-m-n), na południu Półwyspu Arabskiego. Większość jednak żywiołu, który ostatecznie przyjął islam, to ludzie pustyni i skał.

Inquisitio

Niemal sześć stuleci Sanctum Officium wbiło w głowy Europejczyków wyobrażenie Inkwizycji jako „państwa w państwie” zorganizowanego na terrorze i inwigilacji oraz zemście. Tymczasem Inkwizycja w swej istocie oznaczała chrystusową troskę kapłaństwa o los bliźniego, który nie umie odnaleźć się pośród meandrów doczesności i oddaje się słabościom, zamiast iść po wąskiej grani wprost ku Panu. Można powiedzieć, że najbardziej błądzącymi okazali się sami inkwizytorzy, zdający się mniemać, że wystarczy siać postrach, aby skłonić dusze i sumienia do podążania ścieżkami słusznymi. Taki „watykański komunizm”, możnaby rzec.

Paradoksalnie, inkwizycja jest patologią chrześcijańską (trwającą do dziś) mającą wszelkie znamiona islamskiego podejścia do dżihadu określanego jako „kital” (qitāl), czyli czynnej, z użyciem wszelkich dostępnych środków siłowych, walki z innowiercami, heretykami i hipokrytami: kto tak walczy o wiarę, godzien jest nagród najwyższych.

Dokumenty nominacyjne inkwizytorów (łac. Inquisitores haereticae pravitatis) kładły nacisk przede wszystkim na kaznodziejskie funkcje inkwizytorów, na drugim planie stawiając funkcje sądowo-śledcze, w działalności wielu trzynastowiecznych inkwizytorów aspekt kaznodziejski istotnie przeważał, ale ostatecznie dały one początek nowej instytucji o charakterze represyjnym, wieńcząc w ten sposób proces instytucjonalizacji średniowiecznej nietolerancji wobec dysydentów religijnych.

Wúchǎn jiējí wénhuà dà gémìng, 无产阶级文化大革命

Na pomysł, aby przebudować w zorganizowany sposób postawy ludzi, zrazu w ramach „Ruchu kształcenia socjalistycznego”, wpadł Mao, tracący pozycję polityczną na rzecz Liu Shaoqi, obdarzonego większymi kwalifikacjami ekonomiczno-menedżerskimi.

Dla kamuflażu rozpoczęto od artykułu Yao Wenyuana z 10 listopada 1965 roku i zwykłych inteligenckich przepychanek na tle takim samym, jak w sprawie polskich „Dziadów”. Ostatecznie – niby w sprawie teatrów i życia kulturalnego – powstały wspierane przez armię niemal para-militarne patrole hunwejbinów (przemieszczały się po kraju w celu "wymiany doświadczeń", wdzierały się do fabryk i urzędów), wyżywające się w ściganiu rozmaitych „nieprawomyślności”, aż stało się to, co docelowe: wznowiono uruchamianie komun ludowych (rénmín gōngshè), czyli funkcjonujących w koszarowym reżimie spółdzielni.

Nieodpartym wrażeniem z obserwacji Wéngé (skrótowa nazwa Rewolucji Kulturalnej) jest to, że Mao po prostu wygłupił się, próbując 4,5 tysiąca lat doświadczeń cywilizacyjnych odrzucić dla idei znanej w Europie jako „ein Volk, ein Reich, ein Führer”. A przecież człowiek to złożona cząstka żywiołu społecznego…

Anarchizm

Do grona anarchistów (od stgr. ἀναρχία anarchia – „bez władcy”) zalicza się wszystkich, którzy uważają, że scentralizowana władza państwowa więcej szkodzi niż daje społeczeństwu. Władza demoralizuje – powiadają oni. Władza ma paskudny obyczaj wspierania monopoli wbrew rynkowi i stawania samemu na czele ustroju w roli mega-monopolu. Władza nie dostrzega ani Człowieka, ani nawet Społeczeństwa, uprawia swoją władczość niczym hobby. Władza dla ułatwienia sobie władania kreuje jakieś rubryki, instrukcje, systemy, algorytmy, procedury – i każdego w nie wpasowuje, a kto się nie da, ten nie istnieje, a jeszcze doświadcza opresji (bo nie istnieje dla zobowiązań włądzy, ale istnieje dla władczej pasji powodowania ludźmi).

Sami anarchiści stawiają na Demokrację, Samorządność, bezpośredniość kontroli społecznej, podmiotowość człowieka w rozmaitych wspólnotach. Społeczeństwo bezklasowe, egalitaryzm, przezroczystość człowieka co do cech mogących stać się powodem dyskryminacji (albo uprzywilejowania) – to zawołania anarchistyczne.

W moim przekonaniu warto o anarchizmie mówić tylko w przypadku projektów aktywnie zwalczających wszelką władzę, natomiast jeśli ktoś uznaje, że państwo jako fenomen cywilizacyjny wyczerpało swoją zdolność organizowania życia publicznego – to tu anarchizmu nie doszukuję się.

 

*             *             *

Europa Środkowa chyba się budzi. Nie jedną myślą, nie jednym zawołaniem, nawet bez szczególnego porozumienia między narodami. Ćwierćwiecze kolonizowania Europy Środkowej zaowocowało wreszcie (mówię to z nadzieją) refleksją, że nie każde odrzucenie zła musi owocować dobrem.

Ja na przykład nie będę się temu przyglądał biernie. Chociaż mój temperament nie sprawdza się ani na ulicy, ani w knowaniach…