Są rzeczy trwalsze niż Transformacja

2018-05-10 06:43

 

W Alejach Jerozolimskich, pod numerem 91, stoi od „miliona lat” budynek, w którym nigdy nie byłem, ale mam z nim jak najlepsze wspomnienia.

Kiedy zaczynałem zgłaszać swoje studenckie referaty do konkursów – od pierwszego razu wygrałem (później nie zawsze było gładko, ale nie narzekam). To była konferencja koła naukowego prawników z UMCS (Lublin). Za artykuł na temat biurokracji (jej mechanizmów i zagrożeń), podparty lekturą, Czytelniku, akurat nie-leninowską, dostałem kilka ciekawych książek nt. doktryn ustrojowych.

Kto teraz urządza takie konkursy…? Ech!

W moim tekście jako motto wstawiłem napis z ozdobnego portalu, znad wejścia głównego tego właśnie budynku:

/Przez samorząd i pracę społeczną – do potężnej Polski. Fot. Dominika Jankowska/

/Aleje Jerozolimskie 91, Gmach Związku Zawodowego Pracowników Samorządu Terytorialnego RP - przedwojenny numer 85/

/ wersja napisu w czasach powojennych – wyraźny „dopisek” na dole/

Kiedy się obserwuje starszą wersję – widać wyraźniej bogatą symbolikę: pośrodku znicz, kłosy, „paragraf”, robotnicy i nauczycielki we współpracy.

Wczoraj stałem znów przed napisem, który „poznałem” mniej-więcej w roku 1980. Nic się nie zmieniło, zwłaszcza w jego przesłaniu. Poza numeracją budynków.

Przed laty odczytałem go następująco:

 

>>nie ma takiej władzy, która sprawniej nas doprowadzi  do „mocy” – niż my sami, jeśli tylko obudzimy drzemiącego w nas Obywatela<<

 

Nie widzę powodu, bym na ten temat zmieniał poglądy. Czasy się zmieniły, ustrój nam się „transformował”, taka fotkę można pstryknąć w pół sekundy i wysłać komuś kto na nią oczekuje (kiedyś to byłoby całe przedsięwzięcie) – ale przesłanie pozostaje niezmienne i wciąż aktualne, a przede wszystkim wciąż nie zmaterializowane.

Stałem z rozdziawioną gębą zdumiony tą trwałością pośród migotającego życiem stołecznego świata, a obok przechodziły trzy wiosenne manifestacje młodości, trzy dziewczyny, które miały się urodzić ćwierćwiecze po tym, jak ja wygrywałem seminarium ze swoim referatem. Przekonałem jedną z nich, aby pstryknęła swoim telefonem fotkę i wysłała mi na mejla. Po minucie już sprawa była załatwiona. O tempora! Dziękuję, Dominiko!

Czytelnikom zaś tym, którzy myślą, że mi się sprawy samorządności urodziły w głowie przedwczoraj – daję oto materialny dowód na to, że obywatelstwo-samorząd-wspólnota-wzajemnictwo-dobrosąsiedztwo – to są moje „zajoby” od zawsze.

Może już czas, aby przerwaną w połowie robotę Profesorów Regulskiego-Kuleszy-Stępnia i dziesiątków innych autorytetów – podjąć od nowa i zamieścić w Konstytucji, którą (słyszę) chcemy zmieniać: aby samorządność nie oznaczała – jak dotąd – administracji lokalnej otoczonej kiścią geszeftów, radnych, organizacji pozarządowych, biznesów, itp., zakutej w reżim urzędowo-ministerialny i zdominowanej przez RIO – tylko aby społeczności lokalne zaczęły się „samorządzić” zatrudniwszy administrację na swoich warunkach…?