Sławoj Leszek Głódź – sołtys polowy

2013-11-25 11:59

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

W wikipedialnej biografii tej zacnej osoby jest napisane: „Jako uczeń Liceum Ogólnokształcącego w Sokółce wraz z kolegami w 1963 założył tajną organizację Białe Orły, która dokonała akcji dywersyjnej przed pochodem pierwszomajowym”[1]. Doprawdy, albo ktoś nigdy nie był licealistą, albo ktoś nam wciska bajer. Licealista w PRL to był taki ktoś, kto chodził po wsi dumny jak paw, bo nie będzie musiał zaiwaniać w polu czy przy obrabiarce, tylko trafi na studia, czy od razu do biura w gminie. Każdemu prowincjonalnemu licealiście (mi też) chodziły po głowie różne figle, z których niektóre ówczesna władza traktowała jako niegroźne, a inne traktowała jako zbrodnie przeciw ustrojowi, ku zaskoczeniu samych figlarzy. Udawanie, że młody Głódź był świadomym dysydentem jest – z lekka mówiąc – dorabianiem legendy do adrenalinki pryszczatych żaków.

Leszkowi Sławojowi wyszło to wszystko na dobre: maturę zrobił korespondencyjnie, został klerykiem, w dodatku uzyskał w pułku specjalność sapera pontoniera.

Uważam za niesprawiedliwe obwinianie tej duchownej postaci zarzutem, iż lubi zajrzeć do flaszki. Przecież nie pija z gwinta (chociaż, kto wie, w warunkach polowych nie zawsze na stanie są musztardówki).

Najbardziej mnie biskup ujął, kiedy zgłosił chęć zostania sołtysem.

Głódź ma właściwe podejście do tematu. Cytuję biskupa-generała za wywiadem dla Dziennika Bałtyckiego[2]: „To przecież nie jest stanowisko ani samorządowe, ani polityczne. Sołtys to sołtys. A dlaczego sołtysem? Bo ma władzę we wsi? Tak, bo to jest najważniejsze stanowisko we wsi. A ja jestem synem wsi i nim pozostanę. Po moim wyborze na sołtysa możemy się spotkać na kolejnym wywiadzie. Jeżeli oczywiście zostanę wybrany. Dlatego na razie nie chcę o tym zbyt wiele mówić. Ale sołectwo już zostało w tym celu utworzone tam, gdzie jestem zameldowany, na Białostocczyźnie” (Kolonia Piaski na Podlasiu: wydzielono tam sołectwo ze wsi Bobrówka).

O, takie gospodarskie podejście do demokracji bardzo mi odpowiada. Miodzio! W raju, gdy Pan Bóg stworzył kobietę, przyprowadził ją do Adama i powiedział do niego: „Wybierz sobie żonę" – oto biblijny wzorzec demokracji znany metropolicie.

Chce ktoś jeszcze trochę o demokracji „rękami” Głódzia?

Anegdotyczne stały się jego biesiady z żołnierzami i politykami (…). Prawdziwa afera wybuchła jednak w październiku 1994 roku. Sztab zorganizował wtedy wielkie manewry na poligonie w Drawsku Pomorskim. Po ćwiczeniach generałowie – był wśród nich Sławoj Leszek Głódź – zaprosili Lecha Wałęsę na obiad. W czasie konsumpcji oficerowie zaczęli się skarżyć na cywilne kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej. Doszło do głosowania nad wotum nieufności dla ministra i jego zastępców, co było pogwałceniem zasady cywilnego nadzoru na armią. Szef MON Piotr Kołodziejczyk wkrótce stracił stanowisko.

 Nieoficjalnie mówiło się, że Sławoj Leszek Głódź był jednym z najważniejszych rozgrywających podczas „obiadu drawskiego”. Jaka była jego faktyczna rola, nie wiadomo do dziś. Biskup odmówił stawienia się przed sejmową komisją, która wyjaśniała okoliczności zdarzenia. W piśmie do jej przewodniczącego oświadczył, że nie pozwala mu na to „specjalny charakter posługi duszpasterskiej w Wojsku Polskim”, a na obiedzie był tylko gościem prezydenta Wałęsy, więc jest zobowiązany „do poszanowania praw i obowiązków gościa”[3].

Ale bez żartów: kandydatura biskupa na najważniejszą fuchę we wsi jest poważna, bo Sławoj Leszek wieśniakiem zawsze był i będzie. Sławoj Leszek Głódź to jedyny w Polsce hierarcha, który zasiada w radzie sołeckiej. Doradza sołtysowi w Bobrówce, gdzie nadal mieszkają jego brat i siostra, a bratanek prowadzi sklep spożywczo-przemysłowy. Otoczona wysokim ogrodzeniem posiadłość Głodziów jest najokazalsza we wsi. Arcybiskupa można spotkać w Bobrówce w czasie żniw, gdy siedzi za kierownicą kombajnu. Dzięki staraniom Głodzia na przełomie lat 80 i 90 zbudowano we wsi kościół oraz ukończono ośrodek pomocy społecznej. – Wiele razy korzystaliśmy z jego pomocy – mówi wójt Joka. – Jego słowo dużo znaczy – dodaje.

Jego marzenie spełniło się w formule a’rebours: otrzymał fikuśny kapelusz gospodarza wsi, w którym rzeczywiście nieco przypomina legendarnego Kierdziołka. - Bo marzył, żeby zostać sołtysem - wyjaśnia prezes stowarzyszenia sołtysów. Przed rokiem Jego Ekscelencja był uprzejmy wspomnieć, że namawiany jest, by został sołtysem swojej rodzinnej wsi. A później powiedział w wywiadzie na swoje urodziny, że jego marzeniem jest zostać sołtysem - mówi "Gazecie" Jan Zaborowski, sołtys Grzybowa i prezes stowarzyszenia pomorskich sołtysów. - To usiedliśmy na zarządzie i postanowiliśmy przyjąć księdza arcybiskupa do siebie.

Forest Gump PL

 

 



[1] Za Encyklopedią Solidarności: współuczestnik wieszania plakatu przedstawiającego orła białego z sierpem i młotem, podpisanego „Polsko, tam twoja zguba”, niszczenia dekoracji 1-majowych, skazany na 1 rok więzienia w zawieszeniu na 5 lat (VIII 1963), wydalony ze szkoły z wilczym biletem; dzięki bp. Władysławowi Suszyńskiemu ukończył Liceum dla Pracujących (matura 1964), https://encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=S%C5%82awoj_Leszek_G%C5%82%C3%B3d%C5%BA ;