Różnoskrętność

2020-04-12 10:11

 

Szanowni mi wybaczą, że w dzień symbolizujący sprawy ważne dla większości pobożnego ludu – zajmę się sprawami naprawdę przyziemnymi.

Na początek kilka uwag egzystencjalnych. Otóż chwilowo mieszkam w podwarszawskiej wiosce Blizne-Jasińskiego. Jej podwarszawskość polega na tym, że obok całkiem zgrabnych rezydencji z trawniczkami jak z elementarza i z dzianymi garażami – ramię w ramię stoją tu mało higieniczne domiszcza sklecone z różnych dobudówek, pamiętające naprawdę starą, ubogą, siermiężną wsiowość tych terenów, żywe ruiny, których „ogródki” są rupieciarniami wszystkiego, co zniesione z okolic, a wnętrza „mieszkalne” są w XIX-wiecznym „stylu” zapełnione ludźmi pracy. Ludźmi pracy na czarno, ludźmi pracy śmieciowej, ludźmi zajęć niekiedy szemranych.

Ja się nie skarżę. Normalne hostele są zamknięte  powodu zarazy. A ludzie pracy niezbyt mi przeszkadzają, a nawet mogą być pomocni, jak ta dziewczyna pracująca w Żabce nawet w niedzielę świąteczną, więc zaopatrzy mnie dziś w brakujące elementy wyżywienia.

Ja tylko odpowiadam, teraz już składniej niż wczoraj wieczorem, pani Ilonie Łepkowskiej, występującej w roli Szeregowej Scenarzystki, w mentorskim, bezczelnym, aroganckim, wykształciuchowskm liście do Szeregowego Posła.

Otóż ona, ta scenarzystka, zwraca się do Prezesa z połajanką, że tak nie można. Że zamknął milionom ludzi wstęp na cmentarze i na place oraz różne inne miejsca, a sam łamie wszystkie reguły, które sam narzucił, i wjeżdża Mercem na cmentarz, chodzi z grupą ochroniarzy, i w ten sposób pomiata ludem. Że to jest pogarda, czy jakoś tam.

Nasłuchuję uważnie rozmów kilkanaściorga moich „współspaczy”, z piętrowych pryczy jakie pamiętam jeszcze z wojska: żaden nie czuje się obrażony, tym bardziej przez Kaczyńskiego. Wymieniają się praktycznymi uwagami o tym, kto na jaką zmianę wychodzi, jak włączyć ogrzewanie (noce są coś chłodniejsze), kto kiedy użyje pralki jednej na kilkanaście osób.

Trochę mnie podpatrują, skupionego przy komputerze, bo zamiast oglądać jakieś fiki-miki czy humoreski – stukam godzinami w klawiaturę. Chyba mnie mają za dziwaka, ale kiedy słyszą, że przez telefon podpowiadam koledze, jak się zachować wobec firmy ochroniarskiej, która mu nie płaci choć go eksploatuje – natychmiast wyłuszczają swoje sprawy rodzinne (żona mnie rozwiodła, alimenty kosmiczne, a dostęp do dzieci żaden). Gdybym tylko chciał zostać Judymem – cała uliczka tutejsza, żwirówka pozbawiona chodników, zleciałaby się do naszej norki.

Nikt tu nie ogląda seriali tej scenarzystki, która w liście do Prezesa popisuje się, że stoją za nią miliony widzów, bo jest bardzo popularna i odczytuje trafnie codzienne sprawy zwykłych ludzi. Nikt nie ogląda, bo rytm dobowy moich współspaczy dyktują pod komercyjne potrzeby mali, drobni, nano-przedsiębiorcy. Raczej nieludzki rytm ma ta praca. Wczesno-łupieski. No, i telewizor nie działa, raczej jest atrapą.

Wkurzyłem się na nią. Powtórzę samego siebie z listu, jaki wczoraj, wzorem Łepkowskiej, skierowałem do Prezesa – i nie dokończyłem, z nerwów nie dokończyłem.

AUTOCYTAT

I jeśli Pan teraz oczekuje, że ja z tego proletariackiego świata zacznę na odległość pluć na Pana – to Pan Szanowny mnie nie zna. Ja mogę sobie zażartować, dworować, użyć słów proletariacko cierpkich, wskazać na absurdy – bo ogólnie to jestem mało strachliwy, a może jeszcze mniej niż Pani Łepkowska, bo ja nie mam nic materialnego do stracenia, nikt i tak nie przeczyta moich scenariuszy, nawet jeślibym je wysłał pod najlepszy adres.

Za to opluję Panią Łepkowską. Symbolicznie, bo aż takim chamem nie jestem. I Wielka Sobota jest. Otóż jest ona jedną z licznego grona wychowawców Pana Elektoratu. Wbija masowej publiczności do głów jakąś plotkarską karmę, że niby prawdziwe życie pokazuje.

Cytuję z jej listu do Pana:

>Piszę to Panu jako osoba, która od lat uważana jest za twórcę wyjątkowo dobrze odczytującego potrzeby i uczucia Polaków, czego dowodem są wielomilionowe wyniki oglądalności stworzonych przeze mnie seriali. I mając za sobą te miliony widzów, zwykłych Polaków mówię Panu…<

Teraz tylko czekać, a owe miliony podpiszą się pod tym, co Ona Panu mówi. Nota bene, skromniutka z niej osoba.

Zwrócę się na Pańskich oczach bezpośrednio do niej: skoro tak się Szanowna zna na Polakach, to jak wytłumaczyć, że miliony tak świetnie przez Panią odszyfrowane – odwróciły się na długo od Transformacji i jej skutków, a poszły „za głosem” Kaczyńskiego…? Czy w Pani Szanownej filmach i serialach jest choć jedna scena, powiedzmy, z wychowania obywatelskiego? Trzy razy poszło w eter „Kogel-mogel”, dwa razy „O, Karol”, pozostałe tytuły (wszystkie recenzje-notki z Pedii właśnie przeczytałem) – nie reprezentują kina ambitnego, chyba że coś przeoczyłem, raczej schlebiają gustom „przedmiejskim”, z pretensjami do tych lepszych dzielnic. Jak znam życie, to te miliony stojące za Panią – są Kurskiego „ciemnym ludem”, choć może bardziej umytym, bo mającym więcej czasu na dialogi niż proletariat. Więc pytam: jak im Szanowna wybijała  z głowy cały ten „kaczym”…? A może to jest tak, że tłucze Szanowna kasiorkę na badziewiu i liczy słupki oglądalności na wyprzódki z Kurskim czy innym Łopińskim? Odcinki lecą, tantiemy stukają, przecież   dnia na dzień nikt nie utnie emisji kurze nośnej…? I teraz gra Pani chorążego dla milionów zniesmaczonych butą władcy…? Trochę powagi!

KONIEC AUTOCYTATU

Przerwę – napisałem wczoraj wieczorem – bo coś mi się widzi, że Pani Łepkowska jest hipokrytką i tak naprawdę ręka-w-rękę wspomaga Kurskiego (czy jak mu tam) w lepieniu ciemnego ludu, a potem łaje Pana Szanownego za coś, co lud już dawno ma serdecznie w nosie.

Więcej: https://publications.webnode.com/news/jeszcze-jeden-list-moze-lepkowska-moge-i-ja/

Podobny akapit napisałbym pewnie do Kingi Rusin, która płacze do kamery i mikrofonu, że pierwszy raz w życiu spędza święta sama. Mój Boże, Kingusiu kochana, toż ty w ogóle życia nie znasz, choć lata spędziłaś w Ameryce! Zapraszam do mojej tymczasowej kwatery na podwarszawiu, tu prawie nikt nie spędza ważnych chwil chrześcijańskich z rodziną, z bliskimi. Obcujemy tu ze sobą w słowiańskiej wspólnocie przypadkowej zbieraniny. Dzielimy się wszyscy jedną przedpotopową łazienką i rozchwianym kiblem oddzielonym od wanny starą folią czy ceratą, jedną pralką na kilkanaście osób, jednym podwórkiem bez trawy robiącym za śmietnik, jedną niedolą.

 

*             *             *

Dość tego, teraz ja mówię!

Wczoraj miałem dzień wyjątkowo nerwowy. Mój kolega (dobry znajomy?), z którym siadywaliśmy obok siebie w redakcji Studio Opinii Stefana Bratkowskiego (odszedłem sam, bo nie wytrzymałem), jeden z autorów „pomocniczych” hitu sprzed 5 lat „Raport Gęgaczy”, współtwórca „pierwszego” KOD-u (Mateusza Kijowskiego) – popełnił wczoraj tekst fejsbukowy. Musiałem zareagować, taki jestem. Oto nasz wirtualny dialog:

 

https://scontent-frx5-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-1/cp0/p40x40/68741811_10157880201460864_1773716421168070656_o.jpg?_nc_cat=110&_nc_sid=dbb9e7&_nc_ohc=oNu75nKqxEkAX8D1rfk&_nc_ht=scontent-frx5-1.xx&oh=2b08b090db493cad740763818425f055&oe=5EB681A9

Paweł Wimmer, 16 godz.

Najnowsze badanie sondażowni Pollster dla Super Expressu daje ponad 44-procentowe poparcie rządzącej partii. Mimo wszystkich problemów, mimo wpadek, mimo niedogodności pandemii, mimo zapowiedzi poważnych skutków finansowych.

Są dwa główne powody takiego stanu rzeczy. To po pierwsze, w sferze materialnej, walka o zasoby. Życie jest jedno, trzeba brać jak najwięcej, a ta władza zawsze nam daje. Więc bronimy jej, choćby wsadziła sto tysięcy opozycjonistów do więzień i zlikwidowała wszystkie media poza rządowymi. Jak wsadza i likwiduje, to widać jest taka słuszność i potrzeba, a my, naród, wspieramy ją, bo najważniejsze są zasoby.

Po drugie, w sferze mentalnej, to redystrybucja prestiżu. To dzika, nieposkromiona satysfakcja z pognębienia i upokorzenia elit. Bo w czlowieku-Polaku siedzi taka niewysłowiona potrzeb odegrania się na sąsiedzie. To nie "równaj do Jonesów", tylko "niech szlag trafi krowę Nowaka". To orgiastyczne uczucie zbliżenia się dobrostanem do owego sąsiada, choćby i drogą spaskudzenia cudzego, a nie polepszenia naszego. Dlaczego tak sądzę? Raz, trochę w życiu sam widziałem, dwa, oglądam nierzadko erupcję klasowej nienawiści, jaka ulewa się ze zwolenników tamtej strony, gdy zetkną się ze zwolennikami opozycji. To chęć wręcz fizycznego unicestwienia.

Nie wiem, jak przełamać ten pat, jak znacząco zmienić proporcje sondażowego wsparcia. Jednak bez znaczącej i trwałej ich zmiany trudno będzie liczyć na wyborczy sukces.

https://scontent-frx5-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-1/cp0/c0.30.50.50a/p50x50/23609_101470656557361_6786114_n.jpg?_nc_cat=110&_nc_sid=dbb9e7&_nc_ohc=stKcI47JvHkAX9k6tXL&_nc_ht=scontent-frx5-1.xx&oh=067a6be2ef9a8782941fa98118313808&oe=5EB7594E

Jan Herman, 8 godz.

Przytaczam wypowiedź Pawła, bo jest porażająca. Otóż jego zdaniem tzw. Suweren popiera PiS z dwóch powodów: bo daje on prostym ludziom drobne na zakupy oraz przewodzi on ludziom w nagonce na elity. Oczywiście, Paweł odrzuca pogląd, że może chodzić o to, że znudziło się Suwerenowi królujące w Polsce przez prawie trzy dziesięciolecia Rwactwo kosztem dobra wspólnego i kosztem ludzi pracy (oraz wykluczanych), a formacja "kaczystów" odczytała to szybciej i rozegrała sprawniej. Przecież nie wynoszę "kaczystów" pod niebiosa, bo mają na sumieniu niemało, ale oddaj im, Pawle, choć odrobinę racji politycznej, inaczej utkniemy w tępej pochwale "pokomunistycznego" trzydziestolecia. Powtarzam propozycję sprzed kilku lat: spotkajmy się na ubitej ziemi jako ludzie dłubiący w ekonomii i w systemach.

 

*             *             *

Kolega, który zna mnie od kilku lat, zwrócił się do mnie z takimi słowami: Janek, ty się nie obraź, ale zapytam: ty jesteś lewicowiec czy lewak? Kolega ma dwa fakultety, ale realizuje się życiowo jako ochroniarz. Kwalifikowany. Brawo. Niech to wystarczy za wymijającą odpowiedź na jego pytanie.

Myślę o tym, jak łatwo ludzie wpadają w sidła narracji nastawionej na ich ogłupienie, narracji przeciwstawnej ich namacalnemu doświadczeniu. Przecież to, że dowolny „pracodawca”, zwłaszcza drobny, ma głęboko gdzieś całą tę wrażliwość społeczną i etykę biznesu – jest jasne i oczywiste dla każdego pracującego lub szukającego zajęcia. On ma cel prosty: skubnąć wedle okazji po najmniejszych kosztach, również pracowniczych – i zaoszczędzić na trudniejsze czasy. Czasem – jeśli ktoś jest bardziej ludzki – łaskawie da solidniejszemu pracownikowi coś ekstra. Z naciskiem na „łaskawie”.

A jednak znakomita większość ludzi poszukuje zatrudnienia u takich „pracodawców”. Odwrócenie pojęć. To my świadczymy pracę, a „pracodawcy” nas sobie dobierają wedle potrzeb własnych, bez oglądania się na nas – i wedle tych samych potrzeb pozbywają się nas. Dlaczego do nich lgniemy?

Oczywiście, jest lekarstwo na ten wyzysk, w postaci związków zawodowych czy inspekcji pracy, partii zwanych robotniczymi czy pracowniczymi, a nawet sądów. Tyle że wirus rwactwa dojutrkowego bardzo szybko się na te medykamenty uodpornia. Zawsze znajdzie drogę, by nas skubnąć, wymienić na bardziej pokornych, napuścić wzajemnie na siebie, że niby ty lewak, a ty narodowiec, a ty wieśniak. Wykształciuch, moher, epitet a epitetem.

Rwactwo pleni się szybko, jak chwasty na wiosnę, przez całe lato, do pierwszych śniegów. Idzie w górę, ku średnim i dużym firmom, ku bankom, ubezpieczalniom, usługom, korporacjom, ku urzędom, ku wszystkiemu, gdzie sól stanowią wyrobnicy. Trzeba dużej fatygi codziennej, by je wypatrywać zanim urośnie, zdominuje wszystko i rozsadzi każdy beton. Na tą fatygę nas nie stać, jeśli jesteśmy jako ten ciemny lud.

Oto dlaczego rwactwo ma się wciąż dobrze.

I kiedy pojawi się jakiś odłam Rwactwa (wyraźnie: ODŁAM RWACTWA!), który umyśli sobie, że pierwszy krzyknie „złodzieje” – to lud za takim odłamem pójdzie jak w dym, bo przecież widzi, że jest okradany.

  1. Rewolucyjny, wieloletni proces francuski uruchomili przedsiębiorcy sprawniejsi od feudałów (to naturalny postęp wydajności), którzy byli pogardzani i poniżani na salonach, choć płacili cudze długi dworskie i salonowe. Chcieli szacunku, ale też chcieli zniesienia barier obyczajowych i prawnych dla swojej komercji. I naiwny lud ich w tym dał wsparcie, skuteczne;
  2. Bunt ciemiężonych wyzyskiem i poborem chłopów carskich wywołali zawodowi rewolucjoniści, którzy powtórzyli francuską kalkę: omamić tych bardziej świadomych ludzi z fabryk, porwać za sobą wieśniaków w chłopskich sukmanach i wieśniaków w wojskowych szynelach, oddać im namiastkę współuczestnictwa we władzy (radzieckiej) – i poddać dyktaturze czołowych rewolucjonistów;
  3. Transformacyjny reżim zainstalowany w Polsce zagospodarowany przez Rwaczy – wprowadzili do kraju sami robotnicy Solidarności, omamieni inteligenckimi egzaltacjami, które wydały z siebie apostołów przedpotopowego, prymitywnego kapitalizmu, a wszystko pośród wielkich zawołań o wolności, demokracji, przedsiębiorczości, rynku, obywatelskiej samorządności i rzeczpospolitarnych dub smalonych;
  4. Nie inaczej jest teraz: najpierw IV Rzeczpospolita, czyli wołanie o naprawę Państwa i Gospodarki, potem potępienie komunizmu, nieznanego nikomu z bliska, ale obwołanego zbrodniczym, na koniec przegonienie aferałów i wprowadzenie inkwizycji-opryczniny-maccartyzmu, znieczulone „pięćsetkami+”;

Na nic wołania transformerskich tuskowitów. Mieli swoją szansę i ją przerżnęli w łupieskich grach o dobro wspólne, wypracowane przez kilka pokoleń, a rozgrabione lub rozdane za bezdurno. W grach o to, kto kogo bardziej oszwabi, w których podeptano prawa człowieka , zwłaszcza pracującego lub szukającego pracy, podeptano ludzką godność, zmuszono ludzi do łajdactw i łajdaczenia się. Do podejrzliwości przerastającej wszystko co wyobrażalne (kapitał społeczny…?). Odebrano całemu pokoleniu radość uczenia się i nawyki uczenia się, uczestnictwa w tym wszystkim, co „się dzieje”. Na koniec nazwano tych ludzi, tę sól i krew, „moherami”, innych „patologią”, jeszcze innych „nierobami-darmozjadami”, a najsłabszych – „marginesem”, np. statystycznym.

 

*             *             *

Nie mam złudzeń co do tego, jaka Polska nastaje na najbliższe lata, ale przede wszystkim szydzę z Ilon Łepkowskich, King Rusin, Pawłów Wimerów, którzy zachodzą w głowę, jak to możliwe, że Lud nie przegoni „kaczorów” i nie postawi ich z powrotem na cokołach. Siedzą sobie w nienagannie skrojonych kokonach „praw nabytych i niezbywalnych” i judzą się nawzajem przeciw podobnym sobie „uzdrowicielom”, którzy okazali się czujniejsi politycznie od nich.

Tęsknią do ruchawki. Jak nie wielkomiejsko-inteligencki KOD, to bardziej obcesowi w działaniu Obywatele RP. A może by tak ktoś z was zafundował ludowi, moherom, patologii, darmozjadom, marginesowi – porządną staszicowską spółdzielnię, rządzoną  abramowiczowskim kooperatywizmem? Tyle że wam wszystkim ani jaj, ani odwagi nie wystarczy, bo się zwyczajnie brzydzicie ludem, z którego ofiarności codziennej budujecie swoje kokony.

Nawet wasza wspaniałomyślna, egzaltowana jałmużna nie jest potrzebna. Po prostu stańcie w szeregu i w rzędach, jedno od drugiego nie mniej niż dwa metry, i zawołajcie: każdemu chleba oraz prawa do zrzeszenia się w spółdzielnię pracy i wzajemnej pomocy. Stróżem takiego prawa niech będzie każdy urząd gminy, a nawet każde sołectwo. Ustawy już są, gotowe, stańcie i zażądajcie, by je wdrażano wedle ich ducha społecznego, a nie wedle litery i zawsze z waszym „na wierzchu”.

A jak nie, to schowajcie się w swoich kokonach, bo lud jak się wkurzy, to nie po „kaczorów” sięgnie, tylko po was, którzyście zawsze, od wieków, naleźli drogę i sposób, by nas wszystkich razem i każdego z osobna skubać, na każdym kroku, jeszcze pod hasłem, że nas wyzwalacie od tego czy owego, że nam kaganek jakiś niesiecie, wolność, braterstwo, równość i dyrdymały…!

 

*             *             *

Ja nie jestem Konopnicka, Orzeszkowa, Żeromski, Sienkiewicz, Prus, Reymont, Dygasiński, Zapolska, Rodziewiczówna, Gomulicki, Godlewska, nie mam czasu na drobiazgowe opisy życia prostego ludu i jego nędzy oraz kiełkujących wyobrażeń o możliwym świecie bez niedoli.

Bliżej mi do Abramowskiego, ziemianina nawróconego na socjalizm, teoretyka kooperatywizmu, bliżej mi do Staszica, „zakordonowego obywatela pruskiego”, fundatora pierwszej z nielicznych poważnych spółdzielni polskich.

Kiedy ja mówię „socjalizm” – to nie opowiadam rewolucyjnych zacietrzewień, tylko myślę o „codziennych ludziach”, o większości, której przez dwa pokolenia odbierano wszystko, łącznie z nadzieją i szansami, łącznie z człowieczeństwem. Może im jest potrzebne wszystko, co się nazywa „pięćset +”, ale też potrzeba więcej: niech się gromadzą w środowisteczka, wokół małych lokalnych spółdzielni, i pokażą wała rozmaitym drobnym wydrwigroszom, na koniec łupieskim korporacjom. W podanej kolejności. Zupełnie inaczej, niż to wymyślili sztabowcy Morawieckiego. Jeśli Państwo (organy, urzędy, służby, legislatura) nie da „pospólstwu” samorządności spółdzielczej, wzajemniczej – to ona prędzej czy później sama trafi do Ludu, znajdzie sobie tam drogę uliczkami podwarszawia, przez zagracone podwórka, pracownicze nory mieszkalne, bez Państwa, które tym samym zdechnie (oj, przepraszam, obumrze). Właśnie tak też rozumiem swój patriotyzm, czyli troskę o dobro Kraju.

Od kilku dni trzymam się mocno za długopis, ale już zapowiadam inicjatywę 1-Majową. Mam głęboko gdzieś zarazę i jej policyjnych strażników. Ale jeszcze bardziej „gdzieś” mam tych wszystkich egzaltowanych wrażliwców, którzy zawsze znajdą dla siebie sposób na „publicity”, mają silę przebicia medialnego, jakiej pozazdrościć. I nie wahają się jej użyć.

Więc do jutra. I niezmiennie – świąt zdrowych

Jan Gavroche Herman