Rozchybotać, a potem się zobaczy

2020-05-28 07:17

 

Tak zwana polityka, czyli sprawy zwane publicznymi, nabierają rozkołysania. Zwykły zjadacz chleba ma coraz mniej zorientowania w sprawach, do tego stopnia, że już nawet nie tęskni do współ-władzy, czyli do ludowładztwa, demokracji. Można się demokratyzować, kiedy się choćby trochę z tego wszystkiego rozumie, a tu – ni w ząb.

Kiedy na bazarze politycznym bezruch – trzeba robić cokolwiek, żeby się ruszało. Więc robią, jedni, drudzy.

Sam zaczynam się zastanawiać, czy zrodzi się w naszej rzeczywistości Trzecie Plemię. Zdolne do uruchomienia ludzkiej wyobraźni społecznej. Takie, w które się po prostu uwierzy choćby nie wiem co się działo.

Gdyby miało się zrodzić – to poza tym, co przyjęliśmy jako normę. Poza Państwem. Coś na kształt L'Etat parallèle, równoległej siły sprawczej, podbudowanej równoległą wrażliwością polityczną i równie równoległą estetyką.

Po wielekroć wskazywałem na potencjał, jaki tkwi w nieobecnej politycznie Rzeczpospolitej Sołtysowskiej. Są w Polsce społeczności obierające Rady Sołeckie czy (w miastach) Rady Osiedlowe. Nietknięte nijak przez medialne pomyje. To na niej opieram swój model Społecznego Rzecznika Praw Człowieka i Obywatela. Na niej opieram codzienność pozarządową. Do niej odsyłam w sprawie naturalnej żywotności ekonomicznej. I mogę spokojnie o tym pisać, bo wpatrzeni w swoje własne cuda politycy wielko-medialni – zupełnie nie wiedzą, jak to ugryźć.

Bo w tej wielko-medialnej polityce administrację lokalną nazywa się przewrotnie samorządami, kamaryle przechwytujące wszelkie ordynacje nazywa się partiami, a głosowania „na gwizdek” nazywa się wyborami. Geszefty medyczne nazywa się opieka zdrowotną, nomenklaturę oświatową nazywa się systemem edukacji. Reklamowo-marketingowe zadęcia nazywa się kulturą. I tak dalej.

Nie ma w tej pokracznej rzeczywistości miejsca i wyobraźni na nasze zwykłe sprawy, którymi żyjemy. Serwuje się w to miejsce teatrzyk, zwany w teorii eventowym „teatrem powszechnym”, La Société du spectacle.

Ktoś zgubił w tym wszystkim miarę, i na pewno nie jest to ów „szary człowiek”, który przeżyje w dobrym zdrowiu niejedną politykę i niejedną zarazę.

Jan Gavroche Herman