Równowaga a sprawiedliwość (elementarz)

2013-06-12 10:43

 

Będę tu wojował z poglądem niektórych z nas, że nie istnieje żadna granica bogacenia się, w dodatku jeśli ktoś się bogaci, to wcale nie oznacza, że ktoś inny traci, czyli że wyzyskuje jeden drugiego. Oraz z poglądem, że ulubionym zajęciem „operatorów systemu-ustroju” jest czynienie dobra powszechnego.

Jest – załóżmy – kamienista pustynia. Zarządza nią Los. Poziom życia każdego jej mieszkańca – załóżmy – zależy od tego, ile kto nazbiera kamieni. Kto uzbiera średnią ilość kamieni – dostanie pełno-normatywne wyżywienie i takież lokum, odzienie, możliwości wypoczynku i gadżety rozrywkowe.

Wyruszają o poranku…

Ludzie mają różną płeć, są w różnym wieku, mają różną wydolność-kondycję, miewają choroby i kontuzje, mają różniące się poziomy „aktywacji” (zapału do działania). Każda z tych cech – i inne różnicujące – są w dodatku zmienne dla każdego z ludzi. Ludzie miewają słabości, skłonności, nałogi, patologie. Nie dziwota zatem, że niektórzy nazbierają dużo więcej niż średnio, inni dużo mniej. Na to wszystko nakładają się też niezależne od ludzi potrzeby: jednemu wystarczy znormalizowana „średnia wyżywienia”, dla innego będzie to zbyt mało, dla jeszcze innego będzie to przesadnie dużo.

Mieszkańcy pustyni kładą się spać po dniu pełnym pracy. Rano, zanim wyruszą zbierać kamienie, spoglądają po sobie.

  1. Jedni są nasyceni i odświeżeni, a do tego mają nadwyżki: wcale nie są to wyłącznie najsprawniejsi, mogą to być ci słabsi, którzy dostali więcej niż potrzebują, bo udało im się wczoraj zebrać średnią ilość kamieni, a wyżywienia i innych rzeczy potrzebują dużo mniej niż średnio;
  2. Inni są właściwie zadowoleni: ilość zebranych wczoraj kamieni wystarczyła im na zaspokojenie potrzeb, nie mają ani deficytu, ani nadwyżki, a pośród tych zadowolonych są i najsprawniejsi, i przeciętniacy, i słabeusze. Każdy tyle uzbierał, ile potrzebował by się zaspokoić;
  3. Są też tacy, którzy są w deficycie i czują się oszukani: niektórzy z nich nazbierali ponadprzeciętnie, ale też ponadprzeciętne mają potrzeby (bo choćby ich wzrost i waga powodują większe zapotrzebowanie na żywność), inni też – niezależnie od swoich cech – nazbierali zbyt mało;

Po 10 dniach dają się zauważyć różnice „niezasłużone”: ci co są wiecznie niezaspokojeni popadają w zaniżoną motywację do pracy, dotyka ich przemęczenie i choroby oraz kontuzje „z przepracowania”. Ci którzy mniej-więcej zaspokajają swoje potrzeby – są bezproblemowi, zaczynają się „uspołeczniać pozytywnie”, wymieniają między sobą dobrodziejstwa, świadczenia i uwagi „zawodowe”, oraz dobre słowo. Zakładają „spółdzielnie”. Ci zaś, którzy zdołali zebrać nadwyżki – zaczynają rozważać sens codziennej pracy, skoro mogą do jutra przeżyć nie angażując się w zbieranie kamieni.

Ludzie dokonują rozmaitych wyborów, przy czym najaktywniejsi są ci niezaspokojeni oraz ci gromadzący nadwyżki. Oto zestaw działań, których nie przewidział Los, a które ludzie podejmują już po stosunkowo krótkim okresie „równej” pracy:

  1. Wysuwają roszczenia zróżnicowania norm (przede wszystkim niezaspokojeni, ale też ci, którzy liczą na ułatwienie sobie życia);
  2. W ramach zróżnicowania norm żądają radykalnych ulg dla chorych, kontuzjowanych, nieletnich, inwalidów;
  3. Próbują „kreatywnych statystyk”, czyli fałszują notatki dokumentujące ilość wykonanej pracy, a nawet ilość pokwitowanych dóbr, wartości i możliwości otrzymanych za pracę;
  4. Próbują „podbierać” cudze nadwyżki (przede wszystkim niezaspokojeni, ale też zaspokojeni, a nawet ci mający swoje nadwyżki);
  5. Ustanawiają „między sobą” podział pracy (ty zbierasz, ja w tym czasie załatwię inne twoje sprawy);
  6. Ustanawiają między sobą „system wzajemnościowo-pożyczkowy” (ty mi dziś pomożesz, ja tobie pomogę jutro);
  7. Żądają ustanowienia formuł kredytowych (Los mnie dziś wesprze, oddam kiedy zdołam);
  8. Żądają i-lub ustanawiają coraz bardziej złożonych systemów ulg i przywilejów, zaczynają „doliczać” do norm zasługi i przewiny jako czynniki różnicujące;
  9. Żądają ustanowienia ochrony nadwyżek przed „podbieraczami”;
  10. Żądają i-lub ustanawiają liczne normy poza tą pierwotną (ile nazbierasz – tyle otrzymasz);

Czy zauważyłeś, Czytelniku, że oto MUSZĄ pojawić się pierwsze MONOPOLE? Większość z nich jak najbardziej uzasadnione racjami ekonomicznymi, społecznymi, humanitarnymi.

Listę tę możnaby wydłużać, ale już ta skrócona wersja pokazuje, na czym polegają procesy uspołecznienia: po pierwsze, honoruje się niezawinione różnice osobnicze, po drugie, kreuje się i rozdziela zróżnicowane normy, po trzecie, tworzy się lub oczekuje regulacji, po czwarte, następuje podział pracy i specjalizacja, po piąte, spośród wszystkich wyodrębnia się osobników specjalnych (dzieci, chorzy, starcy), pozostali stanowią – po szóste – warstwę w wieku produkcyjnym, po siódme, żąda się i ustanawia ład społeczny i porządek publiczny.

Tych siedem przesłanek – to pierwotny ustrój społeczno-gospodarczo-polityczny. Jednak był to zaledwie początek. Nie wdając się w dalsze komplikowanie opisu współżycia mieszkańców kamienistej pustyni – powiedzmy sobie, że najbardziej zgrubnym podziałem społecznym staje się ten, który dzieli ludzi na zbieraczy kamieni (wykonujących zwykłą, przyrodzoną robotę) oraz operatorów systemu-ustroju (samozwańczych lub obieranych, czerpiących legitymizację z nadania Losu albo z poparcia zbieraczy kamieni, wszystkich lub wybranych).

Zwykli wykonawcy zaczynają rozumieć, że żyją w systemowo-ustrojowej kapsule, w której nie wystarczy „zrobić swoje”, ale jeszcze trzeba „zaspokoić samą kapsułę”, czyli robić swoje nia w sposób naturalny, tylko wedle zaleceń kapsuły.

Operatorzy systemu-ustroju nie tylko regulują rzeczywistość, ustanawiają prawa, obowiązki, przepisy, normy, standardy, certyfikaty – ale też wstępnie dzielą siebie i wykonawców na tych „przyjaznych systemowi” i tych „sarkających-szemrających” – i ustanawiają przepisy zupełnie nie przewidziane w pierwszych postulatach uspołeczniających. W oczywisty sposób operatorzy stają się też przekupni: na razie mowa nie o korupcji i łapownictwie, ale o tym, że „sarkających-szemrzących” traktuje się systemowo-ustrojowo gorzej niż tych sprzyjających systemowi-ustrojowi. Z czasem takie lub inne traktowanie będzie można sobie „kupić”.

W ten sposób doszliśmy już do sytuacji, kiedy Monopole tracą swój walor przypadkowości i tymczasowości, utrwalają się i są przedmiotem „planowych” zabiegów. Pierwszymi takimi monopolistami są operatorzy systemu-ustroju, którzy ze swego zajęcia czynią profesję.

Okazuje się, że monopoliści tego „chowu” potrafią zgromadzić nadwyżki, których nawet najbardziej sprawny mocarz nie byłby w stanie zgromadzić w roli zwykłego zbieracza kamieni. Można się zastanawiać, ile razy więcej może nazbierać rosły, obdarzony tężyzną, wiecznie zdrowy mężczyzna w najlepszym wieku produkcyjnym. Dwa razy więcej niż przeciętnie? Trzy? Dziesięć razy więcej? Jest jakaś granica, powyżej której staje się jasne, że czyjś dostatek przestaje odzwierciedlać jego trud, jest owocem niezasłużonym.

Operatorzy systemu znajdują na to sposób akceptowany przez wszystkich zbieraczy. Otóż organizują zbiórkę społeczną: kto posiada nadwyżki, może je oddać pod wspólny zarząd (całe lub dowolną ich część), a my, operatorzy systemu, uruchomimy wynalazczość, edukację, ochronę zdrowia, administrację, inwestycje, finanse – i wiele innych narzędzi zwiększania eksploatacji pustyni kamiennej. Pomnożymy wydajność przeciętną. Człowiek sam nazbiera – na przykład – 1000 kamieni, ale do tego „doliczy” mu się jeszcze te kamienie, które zostały zebrane przez rozmaite maszyny, w wyniku wynalazczości, dbałości o zdrowie, podniesienia kwalifikacji. Proporcjonalnie do sumy nadwyżek, które oddał do wspólnego zarządu. Po potrąceniu na rzecz operatorów, za ich przemyślność „służącą równo wszystkim”.

Podwyższenie przeciętnej normy samo z siebie uderza w tych, którzy nie oddali nadwyżek pod zarząd, nie zainwestowali ich. Gołymi rękami nazbierają – jak powiedziano, mniej-więcej 1000 kamieni dziennie. Ale tym, którzy zdołali zainwestować nadwyżki (pomijam ryzyko), udaje się odnotować w statystykach 1200, 2000, 10 000 kamieni dziennie! Więcej! Jeśli niektórzy mają „zapisy statystyczne”  wielokrotnie przekraczające dotychczasowe, naturalne normy przeciętności – to mogą przestać pracować przy zbieraniu kamieni i żyć wyłącznie z odpisów, udostępniając – za korzyści – swoje „środki produkcji” tym, którzy mają tylko gołe ręce. Nic nie robiąc! Może i oni są zapracowani, ale nie zbieraniem kamieni, tylko pilnowaniem swoich zapisów, przekupywaniem operatorów, awansem do grona nad-operatorów.

Powstaje warstwa mieszkańców kamienistej pustyni, która żyje z kreowania i pielęgnowania Monopoli, a zwykli zbieracze nie są w stanie zapracować na przeciętne środki do życia, bo owa średnia „podskoczyła” na skutek bogactwa monopolistów. Nic nie szkodzi, śpieszą z pomocą monopoliści, możesz żyć prawie jak my, korzystać z naszych dróg i innych sieci, możesz od nas nabyć rozmaite gadgety – ale nie za darmo przecież!

Uczciwa praca – którą u zarania zajęci byli wszyscy mieszkańcy kamienistej pustyni – przestaje mieć sens zarówno dla monopolistów, jak też dla zwykłych zbieraczy: pierwsi mogą żyć z nadwyżek i z nadzwyczajnej efektywności im „zapisywanej”, drudzy zaś widzą, że uczciwą praca niczego się nie dorobią, a wciąż tracą niezasłużenie.

Znam koronny argument przeciwników mojego rozumowania: niech ci, którzy sądzą, że są wyzyskiwani, spojrzą na siebie samych, czy wszystko zrobili, by żyć dostatnio. Odpowiadam: zakładając, że u zarania tej opowieści wszyscy mieli równe szanse (nieco zróżnicowane osobistą kondycją), jedną prostą i oczywistą zasadę (poziom życia za ilość kamieni) oraz dobrą wolę zabezpieczenia sobie bytu własna pracą – czy przypadkiem nie ma tam przesłanek niesprawiedliwości? Czy moje rozumowanie gdzieś „naginam”? Czy jedynym sposobem na sprawiedliwość jest eksterminacja „odstających od normy”?

Sądzę, że wszelkie zło ekonomiczne i polityczne zaczyna się tam, gdzie Monopole tracą charakter przypadkowy-tymczasowy. Monopol bowiem – taka jego obiektywna natura – ma moc dzielenia ludzi na tych, którzy żyją kosztem pozostałych – oraz na tych „pozostałych”, dopłacających każdego dnia do wszystkiego, co robią.