Rosyjska ruletka z wynikiem z góry znanym

2011-09-26 09:26

 

Rosja – pogląd ten wyraziłem już ho-ho, a może jeszcze dawniej w każdym razie pokolenie temu – składa się z wielu krajów, podzielonych na dwie grupy:

 

1.      W pierwszej grupie są wielkie metropolie, z których każda żyje na własny rachunek (a właściwie na rachunek prowincji i okolicznych zasobów naturalnych (Moskwa, St Peterburg, Nowosybirsk, Jekaterynburg, Niżnyj Nowgorod, kazań, Samara, Omsk, Czelabińsk, Rostów, Ufa – a także magistrale drogowe i kolejowe je łączące;

2.      W drugiej grupie są ośrodki i przestrzenie prowincjonalne: małe miasteczka bez znaczenia, wsie (dieriewnia), chutory (wsie niesamowystarczalne), osiedla robotnicze (raboczij pasiołok);

3.      Było tego więcej, ale kraje z regionów Przybałtyku, Kaukazu czy Azji Średniej – oraz Ukraina i Białoruś – skorzystały z chwili słabości i opuściły ZSRR;

 

Od dwóch pokoleń trwa intensywne wyludnianie drugiej grupy i migracja do pierwszej grupy. Podstawą tego mechanizmu jest wewnętrzny kolonializm rosyjski: wszystkie mechanizmy gospodarcze i polityczne składają się na sieć pasów transmisyjnych, eksploatujących wszelkie zasoby prowincjonalne na rzecz metropolii i magistral.

 

Migracja ta ujawnia to, co było oczywiste już dawno: kraje rosyjskie drugiej grupy są zarządzane „zdalnie” przez kraje pierwszej grupy. Przeciętny mieszczuch metropolii albo użytkownik magistral zna rosyjską prowincję tak samo dobrze, jak znawca rosyjskiej kinematografii mieszkający w Paryżu, Johannesburgu, Pekinie, Delhi. Czyli ma więcej wyobrażeń niż wiedzy. Nawet jeśli są „metropolitanami” w pierwszym czy drugim pokoleniu zaledwie.

 

Metropolie i magistrale – to miejsca, gdzie żyje się intensywnie i ryzykownie, gdzie bez instynktu wilczego trudno jest przetrwać, gdzie człowieka otaczają – siermiężne ale przemożne – dzieła gospodarki socjalistycznej, zwane przemysłem i infrastrukturą oraz transportem i budownictwem.

 

Prowincja rosyjska żyje w błogiej niewiedzy o świecie, przeżyła 70 lat „komuny” tak jakby jej nie było, w zabijającym człowieczeństwo beznadziejnym trudzie przetrwania i w ratujących człowieczeństwo odruchach wspólnotowych i ludowo-folklorystycznych. Pod batem wysłanników i namiestników „miejskich”, od stuleci takich samych.

 

Kraj Rad był taki sam, tylko udawał, że jest inny.

 

Bez zarządu „miejskich” i bez miejskiej jałmużny – prowincja rosyjska wymrze. Tak naprawdę niewiele to kogo obchodzi, skoro kto chce jako-tako żyć, przenosi się do metropolii albo w ich pobliże, bo w pobliżu dużo jest taniej niż w centrum, a do tego bardziej „po ludzku”.

 

Rosja w XX wieku przeżyła dwie Smuty, związane z przerwaniem ciągłości legalizmu państwowego i nadzwyczajnymi środkami dla odzyskania pełni władz państwowych.

A.     Pierwsza XX-wieczna Smuta – to okres od I wojny światowej po wygaszenie „dyktatury proletariatu: państwo carskie zamieniło się w państwo bolszewickie;

B.     Druga XX-wieczna Smuta – to okres od „pieriestrojki” i „głastnosti” po farsę rządów jelcynowskich: państwo mocarstwowo-biurokratyczne zamieniło się w państwo kapitalizmu biurokratycznego;

 

Jesteśmy właśnie w chwili, kiedy stawiana jest ostateczna pieczęć tego najnowszego państwa rosyjskiego, dawane jest nam ostateczne jego świadectwo.

 

Być może Miedwiediew przez chwilę sobie pomyślał, że tak jak Putin – grzecznie przecież – pogonił Jelcyna z Kremla, tak on zdoła podstawić nogę Putinowi, stawiając na „demokratyczne” pasje inteligenckie w metropoliach przeciw skorumpowanym i pożądliwym „siłownikom” (chowu kagiebesznikowego, na przykład).

 

Być może. Ale pomyśleć a zrobić – to wielka różnica.

 

Aby dobrze wprowadzić czytelnika w to, co poniżej, powiem jedno: średnia odległość między znaczącymi miastami w Rosji to „duże” kilkaset kilometrów (w Polsce – 150-200). Średnia gęstość zaludnienia w Rosji – to 8,4 osób na km2 (w Europie 64 osoby na km2). W takich warunkach nie dziwi, że życie polityczne funkcjonuje jedynie w metropoliach. A wszystko, co wiemy o tzw. globalnej wiosce, Rosji nie dotyczy: sam telefon, internet, radio, telewizja i inne środki łączności ze światem nie są gwarancją żywej polityki, jeśli nie padają na tyglącą się kipiel. Jasne, jednostki aktywne ponadprzeciętne zdarzają się i na prowincji.

 

Rosja targają dwie podstawowe struktury interesów:

1.      Interesy gigantycznych monopoli, zarówno zarządzanych przez kamaryle biurokratyczne, jak też kamaryle „prywatne” (skumane z państwem);

2.      Interesy wielkich środowisk miejskich, skupionych wokół bazarów, teatrów, uczelni, wieloetatowych przedsiębiorstw i takichż urzędów oraz organów, no, i biznesów skali niewielkiej;

3.      Interesy prowincjonalne Rosją nie targają, i tyle;

 

Takie słowo jak „komunalny” (w sensie: samorządowy) albo uspołeczniony (w sensie: wspólnotowy, spółdzielczy) – nie funkcjonują w Rosji, choć często się je wymawia, bo opisują inne, niepolityczne nisze rzeczywistości codziennej.

 

Opanowanie interesów gigantycznych monopoli możliwe jest niemal wyłącznie metodami ćwiczonymi Putina. Opanowanie interesów wielkich środowisk miejskich możliwe jest niemal wyłącznie metodami Miedwiediewa. W tym sensie nie są one konkurencyjne, tylko komplementarne, uzupełniające się, dopełniające się.

 

Kto nie zechce poddać się temu „opanowaniu” (czyli odgórnej, carskiej kontroli) – poddany zostaje swoistej „opryczninie”, ale takiej nowoczesnej, która „Sudiebnik” (zbiór praw) traktuje jako pretekst, a nie grunt dla ścigania złoczyńców-antypaństwowców. Doświadczyło tego kilku tzw. oligarchów, doświadczyło kilkuset władyków pomniejszych.

 

Obaj panowie do tego stopnia „kontrolują nadzieje” rosyjskie – że mogą spokojnie grać w swoją prywatną ruletkę, dopóki „mirnyj narod” nie zorientuje się, co jest grane. Albo dopóki pośród opryczników nie pojawi się jakiś Borys Godunow.

 

 

Kontakty

Publications

ruletka z wynikiem z góry znanym

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz