Robert K - korespondencja

2017-12-10 05:53

Drogi Robercie!

Piszę to nieco zaskoczony, że nasza rozmowa, o którą prosiłem, przemknęła między-między, w przelocie. Takie czasy, a może sprawa niepoważna…

Przesyłam Ci Posłanie, którego oczekuję od dawna ze strony jakiegokolwiek środowiska polskiego – i doczekać się nie mogę. Albo – w zastępstwie środowiska – mógłby się w tej sprawie stanowczo wypowiedzieć jakiś – powiedzmy – autorytet. Cóż, autorytetów jakoś nieurodzaj dotkliwy, ich miejsce zajmuje tania i niewyszukana celebra, zaś „środowiska” zajęte są sprawami… cóż…

To i sam od siebie, nie będąc żadnym dla nikogo autorytetem, środowiska żadnego nie mając prawa reprezentować – zredagowałem posłanie „do wzięcia”, od siebie, ale chętnie zobaczę je podpisane, może lepiej sformułowane – przez kogoś bardziej godnego.

 

*             *             *

Polityka polska – w moim przekonaniu od rozpadu PO-PiS tuż przed wyborami parlamentarnymi AD 2005 – jawnie i bezwstydnie poszła „na całość”, w kierunku Linczu i Nagonki, czyli najpodlejszych, najbardziej paskudnych praktyk międzyludzkich. A wraz z polityką – przesiąknęły one do wszelkiego obcowania między ludźmi. Nagonki przybrały postać „bezprzyczynową”, uprawiane są dla samej „sztuki” pod postacią wszechobecnego „hejtu”, powarkiwania każdego przeciw każdemu. Lincze przybrały postać hurra-nawałnic, w wykonaniu grupek młodzieży bez wyobraźni jakiejkolwiek, albo w wykonaniu hunwejbinów wieku dowolnego gotowych z każdego wskazanego człowieka uczynić trędowatego, otrupiałego, przeklętego.

Jednym słowem – nasze życie publiczne pozostaje w stanie ustawicznego wzburzenia, co źle działa na kondycję ludzką, ale też na kondycję polityczną. Brat już brata nie poznaje, sojusznik – sojusznika.

 

*             *             *

Liczę na to, że zbierająca się raz na jakiś czas Rada Dialogu i Porozumienia Lewicy – której współ-przewodzisz (nie mylę przewodnictwa z zarządzaniem) – za Twoim pośrednictwem zapozna się z tym, co poniżej. Nie przemawia do mnie pycha: do tego odruchu popycha mnie słabo słyszalny zaledwie głos tego grona, które nieuchronnie zacznie już niedługo mówić językiem wyborczym, a najwyraźniej nie przeszkadza mu wspomniane ustawiczne wzburzenie w przestrzeni publicznej.

Myślę sobie, że każdy Obywatel zatroskany (jak to patetycznie zabrzmiało…) stanem dialogu politycznego – prędzej czy później sformułuje podobne przesłanie. Ale do liderów należy „obowiązek” zredagowania takich słów – zanim wykrzesa je z siebie „ulica i bazar”. Bo cóż innego mają na głowie liderzy…?

 

*             *             *

Jednym słowem: serdecznie Ciebie proszę, abyś – korzystając z dostępnej sobie „listy mailingowej” – przekazał osobom zbierającym się w dyskusjach Rady Dialogu – to przesłanie w wersji zredagowanej przeze mnie, a może w lepszej. Znam osobiście znakomitą większość tych osób, ale – nie uprawiając polityki od ponad 30 lat – zaniedbywałem gromadzenie „listy kontaktowej”. Pewnie mógłbym podjąć wysiłek dotarcia do każdej z tych osób odrębnie, ale proszę Ciebie, abyś mi pomógł, skoro narzędzie komunikacji (listę kontaktową) masz gotowe, pod ręką.

Z góry dziękuję

Zresztą, z identycznym tekstem zamierzam w najbliższych kilkudziesięciu godzinach zwrócić się do osób z innych środowisk, osób które znam i cenię równie wysoko jak Ciebie. Myślę tu o środowiskach ludowych, KOD-owych, narodowych – o tych osobach, które mają podobny do mojego niesmak do Linczu i Nagonki.

Oczywiście, istnieje też „wariant rozpaczliwy”, czyli wykorzystanie „blogosfery”, ale traktuję go jako ostateczność. Oczywiście, kopię niniejszego listu prześlę do drogiego nam obu środowiska niegdysiejszych młodych menedżerów, naukowców, animatorów sztuk wszelakich i działań „branżowych”.

 

Bardzo Ci dziękuję za poważne potraktowanie mojego głosu w sprawach publicznych, głosu w pojedynkę niepoważnego, nie-ważnego, ale – tak to odczytuję – potrzebnego akurat dziś, na niecały rok przed najważniejszymi wyborami, do jakich przystępują Obywatele.

Jasiek Herman

 

OTO TREŚĆ POSŁANIA:

 

 

LIST OTWARTY

/w sprawie wyborów samorządowych 2018/

dotyczy: Osad Obywatelskich

Polska stanęła – w swoje 100-lecie, w ok. 3 ćwierćwiecza po upadku faszyzmu, prawie 40 lat po „festiwalu” Solidarności, prawie 30 lat po geopolitycznej-europolitycznej rekonstrukcji – przed jednym z poważniejszych wyzwań ustrojowych. Nasz Kraj, i My-Ludność – jesteśmy w miejscu, skąd nijak nam zawrócić do przeszłości, którą – niestety – znamy, ale nie sposób też zaakceptować kierunek, w którym zmierzamy. Stać jednak w miejscu – nie można.

Wszystkich nas uwiera dziś „fenomen polityczny”, który – z uzasadnionych powodów – nazywam Neo-Sanacją. Mowa o osobliwej łże-kulturze politycznej, która oparłszy się na reminiscencji „kultu Kasztanki” – dokonuje pełzającego przewłaszczania dobra wspólnego w postaci Polski Lokalnej, zarówno w wymiarze Państwa , jak i Samorządu. O „targaniu się po szczękach” na samych szczytach – nie wspominam.

Ów „fenomen polityczny”, formacja od dwóch lat rządząca Rzeczpospolitą – korzysta ze słusznego prawa-legitymizacji, wywiedzionego z dwukrotnie wygranych w 2015 roku głosowań.

Są zrozumiałe, konkretne powody, dla których aż trzykrotnie Społeczeństwo-Naród odrzucał Transformację (w skrócie mówimy o nazwiskach S. Tymińskiego, A. Leppera, P. Kukiza). Bo można doceniać symboliczny przełom, w wyniku którego Człowiek i Obywatel odzyskał Wolność i rozmaite Swobody – tyle że wyjątkowo szybko przewrotna natura Demokracji i Rynku oddzieliła większość z nas od Swobód i Wolności – szklaną ścianą: widać obiekt pożądania, ale zażyć nie sposób. Bo też można doceniać efekty Transformacji mierzone statystykami, wskaźnikami, indeksami, tabelami, słupkami, wykresami, parametrami – ale „zielona wyspa” nie umie oddzielić tej części statystyk, która została osiągnięta pod pieczą kapitału zagranicznego (ewentualnie rodzimych rwaczy) – a ten nie lubi dzielić się ze Społeczeństwem-Narodem tym, co jego ofiarą zdobył, co mu wydarł. Ta „reszta”, która nam zostaje po odessaniu zysków – na pewno nie jest zieloną wyspą.

Trzeba uszanować wolę Wyborców z roku 2015, powtórzoną dwukrotnie w okresie półrocznym. Formacja aktualnie rządząca Polską – ma do tego rządzenia pełne prawo, nawet jeśli niektóre „prace rządowe” wydają się nam paskudne. Nam wszystkim natomiast wolno głośno wyrażać swoje „zdanie odrębne” w konkretnych sprawach, przy czym w mojej osobistej ocenie uruchamianie działań o charakterze puczu-majdanu – byłoby paradoksalnym włączeniem się w ową łże-kulturę polityczną, którą odrzucamy. Rozważnie też i roztropnie należałoby szermować „formułą Radbrucha” (lex iniustissima non est lex, prawo nieludzkie i niesprawiedliwe – nie jest prawem).

Zwykłem mawiać: jeśli większości ludzi pozostających pod opieką Państwa (urzędów, organów, służb, legislatury) wydaje się, że bez tej „opieki” państwowej żyłoby się wszystkim lepiej – to takie Państwo jest nielegalne, nawet jeśli to ono dzierży pieczęć certyfikującą legalność.

Można poddawać w wątpliwość każde kolejne rozwiązanie legislacyjne omijające dobro wspólne i premiujące politycznie jedną formację kosztem pozostałych – ale granicą takiej debaty jest argumentacja w stylu „nie bo nie” – a o taki stan myślenia zbiorowego akurat się ocieramy. Jest wystarczająco wiele powodów do zmiany ustroju, w okresie całej Transformacji sukcesywnie wpisywanego w polską rzeczywistość, co przyczyniło się do niegospodarnej, siłowej „prywatyzacji”, a nawet marnotrawienia substancji gospodarczej na wsi i w miastach, a co w dalszej konsekwencji uruchomiło masowe procesy wykluczeń i wykrystalizowało „państwa w państwie”. Tyle że Neo-Sanacja rozprawia się z tymi problemami – po sanacyjnemu. Działając w słusznej sprawie, działając w imieniu Narodu – obecna władza działa niesłusznie, nie po myśli Narodu.

W Polsce – po roku 2015 – niedolę wywołaną Transformacją „zagłaskuje” się wartościowymi rozwiązaniami socjalnymi i równie kojącymi interwencjami wymiaru sprawiedliwości, ale bez próby poważnej interwencji w sedno ustroju społecznego opartego na krzywdzie. Zarówno krzywdzie indywidualnej tysięcy osób, rodzin, gospodarstw domowych i „środowisteczek”, jak też na krzywdzie całych grup-warstw społecznych.

Do „pierwotnych” Oburzonych i Pokrzywdzonych, którzy w liczbie kilkudziesięciu poważnych organizacji mieli walny, choć dziś banalizowany udział w „przewrocie 2015” – dołączyli ludzie zainspirowani zawołaniem Obrony Demokracji, ożywiły się też rozproszone, „podskakiewiczowskie” (flibustierskie) gromady „interwencji oddolnej”, szczególnie w sprawach lokatorskich, pracowniczych, windykacyjno-lichwiarskich, lecznictwa, oświaty, praw człowieka-obywatela. Wszystkie te żywioły – słusznie przejęte jednaką misją doraźnej naprawy rzeczywistości piekącej dolegliwie tu-teraz – działają osobno z powodów nazywanych politycznymi, co w tłumaczeniu na język potoczny oznacza, że  sobie wzajemnie nie ufają ze względu na ukorzenienie i flagi-transparenty-proporce ideowe.

 

*             *             *

A przecież – skoro wszyscyśmy w jednakim położeniu, a do tego wielu z nas dysponuje kapitałem umiejętności społecznych na rzecz zorganizowanych działań wspólnych – niedopuszczalnym marnotrawstwem jest zgoda na to, by „każdy swoją rzepkę skrobał”.

Nawet jeśli mamy wobec siebie wątpliwości natury ideowej – to rzeczywiste podźwignięcie Polski z kryzysu społecznego musi odwołać się do pozytywnych doświadczeń, do rozwiązań znanych z ponad stuletniej tradycji firmowanej choćby przez PPS i PSL. Do tej tradycji należą spółdzielnie pracy, mieszkaniowe, kooperatywy spożywcze, kasy chorych, ubezpieczenia wzajemne, mikrokredyty, świetlice-ogrody jordanowskie i tzw. ogrody rodzinne-działkowe – do tego liczne inne doświadczenia pożytecznej „oddolności społecznej”.

Użyję pojęcia rzadko używanego w debacie publicznej-politycznej. W starogreckim języku koine jest słowo „επανάσταση” (epanástasi), używane np. przez Arystotelesa (odnotowane pośmiertnie w „Etyce Nikomachejskiej”, Ἠθικὰ Νικομάχεια), które odruchowo tłumaczy się jako „rewolucja”. W rzeczywistości oznacza ono wszelkie „publicznie gwałtowne” formy podważania ładu, wyrażenia niezadowolenia z tego co zastane, co stanowi zbiorowe doświadczenie: mamy więc w tym słowie insurekcję, rebelię, rewoltę, powstanie, bojkot, apel, manifestację (nie mylić z „pochodem”), protest. W rzeczy samej „epanástasi” – to ezoteryczna jedność sumień przeciwstawiona namacalnej, dolegliwej praktyce rzeczywistej.

Polsce znów trzeba epanástasi, na miarę Solidarności – ale koniecznie z korektą społeczną, która zachowałaby (przywołała, odnowiła) przesłanie główne z roku 1980/81, czyli poszanowania samorządności obywatelskiej w polityce, gospodarce i debacie artystyczno-intelektualnej. Gdy pytamy o konkrety – myślimy choćby o poważnym potraktowaniu  art. 20 Konstytucji (od przyjęcia najnowszej Konstytucji żadna władza nie podjęła trudu wdrożenia w życie Społecznej Gospodarki Rynkowej, a przecież to jest Konstytucja, a nie broszura ulotna!) albo – zredagowanej  a’la Emmanuel Mounier, językiem personalistycznym – Samorządnej Rzeczpospolitej, projektowanej w Uchwale I Zjazdu Delegatów Solidarności (10 milionów związkowców zostało „ogranych” za pomocą pakietu ustaw prywatyzacyjno-liberalnych, sygnowanych imieniem ówczesnego wicepremiera).

 

*             *             *

Zwracam się do Szanownych – o wykorzystanie zbliżającej się kampanii samorządowej dla solidarnego, wielo-środowiskowego wysiłku na rzecz uczynienia polskich miast, dzielnic, wsi, sołectw, gmin – Osadami Obywatelskimi. Gotów jestem przedstawić w tej sprawie obszerny memoriał, zawierający analizy historyczno-teoretyczne – konkretne studium praktyczne.

Wszystko po to, by właściwie wykorzystać drogie nam wartości w postaci Wolności, Swobód, Rynku, Demokracji – ale też Obywatelstwa, Samorządności, Solidarności. By błędy i uchybienia, jakie się Polsce przytrafiły w ostatnim niemal 30-leciu – skorygować wspólną myślą, wspólnym pragnieniem, wspólnym wysiłkiem – bez żenujących wojen, ostatnio nazywanych plemiennymi. W imię Człowieka pisanego Dużymi Literami, ale też człowieka znanego nam z autobusu, ze sklepu, z codziennego obcowania.

W naszej przestrzeni politycznej jestem – niżej podpisany – nikim,  „co najwyżej” Obywatelem. Aktywnym, przeżywającym boleśnie wszystkie nasze wspólne niepowodzenia, następujące po wielkich nadziejach. Może mam „nieco większy tytuł” do niniejszej wypowiedzi, bo – bardziej lub mniej – byłem zaangażowany we wszystkie trzy próby „zawrócenia Transformacji” z paskudztwa lepkiej mazi legislacyjno-ustrojowej i równie nieprzyjemnego odoru fatalnych praktyk codziennych, którą to mazią Polska wciąż od nowa obłaziła i nie może się z niej otrząsnąć.

Mam nadzieję, że nie jestem dla wszystkich spośród Was anonimowy, a skoro znacie mnie choćby trochę – wierzę, że nie odmawiacie mi (przy wszystkich moich niedostatkach) – zapału i szczerych intencji dla dobra wspólnego, ponad jakiekolwiek dobro moje własne.

Za każdym razem, kiedy Polska upadała w ostatnich latach pod ciężarem błędów i omyłek, paskudztw i nieprawości – „wybaczałem” przywódcom, że nie są tak doskonali, jakbym od nich oczekiwał, liczyły się ich deklaracje i intencje, które brałem dosłownie, bez kluczenia i szukania drugiego dna. Nie wyszło.

Dlatego ważę się na działanie osobiste, „pojedyncze”, wierząc, że to co mówię – jest zgodne z Waszymi odczuciami w sercach, duszach, sumieniach i umysłach.

Z poważaniem

Jan Herman fotka moja

jan-herman@vp.pl

697-685-336