Radosław Sikorski – księciunio murgrabia

2013-11-25 11:49

 

Pajacem być – rzecz ludzka, ale czemu się z tym obnosić?

Wykonawcą polityczno-ekonomicznego wyroku na Polsce będzie Talleyrand od siedmiu boleści[1] Radosław Sikorski. Człowiek pełniący dziś rolę inspektora-nuncjusza delegowanego do polskiego Państwa przez grupy interesu zakotwiczone w… (…)…

“Le langage a été donné à l'homme pour dissimuler sa pensée” – zwykł mawiać najbardziej zręczny (czytaj: najbardziej wiarołomny) dyplomata francuski (sentencja znaczy: Człowiek obdarowany został mową po to, aby ukryć swoje myśli).

Ale zacznijmy od niebezpiecznej błazenady.

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski chce mieć własną wieś, donosi Fakt[2]. Ma się ona nazywać Dwór Chobielin. Wniosek o utworzenie wsi już złożył. Co na to lokalne władze? Pomysł ministra ma ich pełne poparcie.

Jak tłumaczy resort spraw zagranicznych, wniosek o utworzenie nowej wsi nie jest jakimś wybujałym kaprysem ministra Radosława Sikorskiego. Został złożony przez szefa resortu ze względu na dobro jego wielu zagranicznych gości, którzy jadąc z wizytą do jego posiadłości, prawie zawsze błądzą po okolicy. A coś takiego nie powinno się zdarzać – donosi „Express Bydgoski”.

Jak dochodzi do fatalnych pomyłek, których minister Sikorski ma już serdecznie dość? Otóż w systemach GPS nazwa Chobielin pojawia się jako PGR, oddalony o 1,5 km od dworku ministra.  – W konsekwencji goście ministra, często ważni goście zagraniczni, mają duże trudności z dotarciem na miejsce – cytuje „Express Bydgoski” odpowiedź biura prasowego MSZ.

Dlatego minister Sikorski złożył oficjalny wniosek: przysiółek przy jego posiadłości powinien nosić nazwę "Dwór Chobielin". Bo Dwór to przecież coś innego niż PGR, isn’t it?

No, jasne. Chobielin jest przyozdobiony ministerialną sentencją „Strefa wolna od komunizmu”. Ten „guignol diplomatique”  nawet nie „zaskoczył”, jak bardzo komunistycznym staje się kacykiem.

Wniosek ministra Radosława Sikorskiego o utworzenie miejscowości Dwór Chobielin ma pełne poparcie lokalnych władz. Burmistrz Szubina Ignacy Pogodziński wszczął już nawet odpowiednie procedury administracyjne. Burmistrz jest „za”, bo nie chce ministrowi robić na złość – twierdzi gazeta.

No, teraz poważnie

Radosław Sikorski to szczególny typ człowieka: jak rzadko kto, spośród lin windujących ludzkie losy potrafi się uchwycić tej „najfajniejszej”. To jest talent osobisty i nic nam do tego. Sam o sobie pisze: Absolwent Uniwersytetu Oksfordzkiego (Bachelor of Arts, Master of Arts), kierunek: filozofia, nauki polityczne i ekonomia (PPE). Kto nie zna subtelności językowych, niech wie, że skończył jednostopniowe konserwatywne studia w dziedzinie współczesnych sztuk wyzwolonych, które po siedmioletnim „okresie próby” są – nie wszystkim – zaliczane jako dwustopniowe. Ludzie z takim dyplomem mają się dziś najlepiej w świecie. Z rozwiniętego życiorysu autoryzowanego przezeń zwracam uwagę na książkę „The Polish House – an Intimate History of Poland”, którą – doradzam – warto czytać „między wierszami”, choć tłumaczenia polskiego jakoś brak.

Jak to się stało, że podczas studiów został członkiem ekskluzywnego i pioruńsko drogiego klubu dla bogatych rozwydrzonych maminsynków[3] – wartoby wyjaśnić przy jakiejś dobrej okazji, np. kiedy będzie kandydował na kolejną fuchę.

Terminował jako przydupas możnych tego świata, w oficjalnej roli zdolnego fotoreportera-ryzykanta, potem „człowieka do ciekawych usług”. Będąc obywatelem podwójnym (do czasu postawienia przed stanowczym wyborem), Radek Sikorski od zawsze pracował w obszarze zakulisowym: mowa nie tylko o czterech rządach, każdy z jakościowo innej bajki (Olszewskiego, Buzka, Kaczyńskiego, Tuska), ale też o funkcjach w świecie międzynarodowym. Nie da się ukryć, ktoś go ciągnął za uszy w górę, przy całym szacunku dla jego talentów. Nie mogę też wyjść z podziwu, że w tak wrogich sobie obozach politycznych okazywał się zawsze potrzebny…

Mam wrażenie, że Sikorskiemu powoli kończy się okres czeladnikostwa, który – w odróżnieniu od terminowania – wymagał „wkładu własnego”. Jaki to wkład – warto zbadać.

Urasta do roli męża stanu, którym nie jest. Mąż stanu to ktoś, kto własne Państwo ma w swoim sumieniu i honorze. On zaś jest pomocnikiem w lidze globalnej. Ale też – powiedzmy sobie jasno – ma w świecie pozycję silniejszą niż Tusk, Buzek, Lewandowski, Kwaśniewski, Wałęsa, czy kiedyś Geremek.

W ostatnich miesiącach Radek Sikorski dał się poznać jako (apelujący wręcz) zwolennik przywództwa Niemiec w Europie oraz jako genialny pomysłodawca rozwiązania problemu syryjskiego poprzez zrzucenie go na Rosjan (w rzeczywistości pomysł ten podebrał komuś innemu, ale od czego jest PR?).

Nie mam żadnych wątpliwości co do dwóch spraw:

  1. W ocenie graczy globalnych Polska jest trzecioligowcem, o słabnącej integralności społecznej, niezdolnym do wyłonienia gospodarskiego rządu, choć atrakcyjnym ze względu na rozmiary „rynków”;
  2. Radek Sikorski zdobędzie w Polsce pozycję „pierwszego”, którą on – z jego ambicjami – wyobraża sobie jako prezydenturę, ale będzie musiał uwzględnić w tej sprawie opcje dyskutowane (jeszcze) poza nim, i poza Polską;

Z połączenia tych dwóch spraw wyłania się obraz Sikorskiego jako politycznego syndyka masy upadłościowej z ramienia „kogoś stamtąd”... Nie, nie bójta się, to – zdaje się – nie będzie ani wałęsowski „Anschluß”, ani huczna katastrofa, po prostu polskie Państwo kęs po kęsie oddawać się będzie pod zarząd międzynarodowy. Rozumiecie: sojusze, bloki, integracje, mega-wspólnoty, globalne (albo kontynentalne) projekty, itd., itp. Nawet się nie zorientujemy.

Najbardziej się uśmieję, jeśli kiedyś, na skutek dość prawdopodobnego splotu okoliczności, Sikorski aktem ułaskawienia zdejmie kajdanki Tuskowi i wyprowadzi go z celi na słoneczko…

Forest Gump PL

 

Polecam: Pępuszek. Marsyliusz

 

Polecam też: Łazarz

 

No i: "Własna miejscowość Sikorskiego"

 

oraz "Inkasent, cham, sołtys"

 

i "Pszennoburaczana demokracja gumienna"

a tu o zakręcie kariery: "Dajcież już mu spokój"

 

czy może "Sikorski ma jakiś problem"? albo "Nie będę tryumfował"?

 

a tu "Kompleks Arminiusa"



[1] Tak dla jasności, oto katolicka lista boleści (późniejszej Królowej Polski): Boleść pierwsza: Proroctwo Symeona :. Boleść druga: Ucieczka do Egiptu :. Boleść trzecia: Zgubienie Jezusa :. Boleść czwarta: Spotkanie na Drodze Krzyżowej :. Boleść piąta: Ukrzyżowanie i śmierć Jezusa :. Boleść szósta: Zdjęcie z krzyża :. Boleść siódma: Złożenie do grobu :. Patrz: https://www.kapter.lublin.pl/index_pliki/dokumenty/bolesci.pdf ;

[3] Za Pedią: Bullingdon jest (od 200 lat – JH) koronnym wyrazem elitaryzmu istniejącego na Oksfordzie; jest to klub dla synów szlachty, synów wielkich fortun; członkostwo w nim to wyraz przynależności do "błękitnokrwistych" tego uniwersytetu". Odbiór klubu w oczach brytyjskiej opinii publicznej jest w dużej mierze wynikiem licznych doniesień o incydentach dotyczących klubu, jakie miały miejsce na przestrzeni wielu dziesięcioleci. Rozgłos zyskały m.in. wydarzenia z 12 maja 1894 roku, kiedy to członkowie Bullingdonu po odbytej biesiadzie wytłukli prawie całe oświetlenie wewnętrzne, 468 okien oraz zniszczyli okiennice i drzwi budynku Peckwater Quadrangle w oksfordzkim kolegium Kościoła Chrystusa (Christ Church)[9][10]. Do podobnych wydarzeń doszło 20 lutego 1927, kiedy bullindgończycy ponownie zdewastowali ten sam budynek oraz kilka autobusów[11]. W wyniku tych wydarzeń uniwersytet zakazał klubowi organizowania spotkań w promieniu 15 mil od Oxfordu. Andrew Gimson, autor biografii burmistrza Londynu Borisa Johnsona, tak relacjonował działalność klubu w latach 80. XX wieku: "Nie sądzę, aby chociaż jeden wieczór mógł upłynąć bez zdemolowania jakiejś restauracji i zapłacenia za wyrządzone szkody, bardzo często gotówką. […] Noc w areszcie uchodziła za zachowanie godne bullingdończyków, podobnie jak proceder ściągania spodni [ang. debagging] każdemu, kto ich zdenerwował";