Pułapki Szeriemiet'eva

2011-05-05 05:39

 

Swego czasu największą hańbą Warszawy był szczękowy bazar na Placu Defilad, wokół Pałacu Kultury i Nauki. W zacnym budynku mieściły się zacne instytucje (wydział Uniwersytetu, Polska Akademia Nauk, jednostki Urzędu Stołecznego, teatry, kina, Sala Kongresowa, Pałac Młodzieży, Muzeum Techniki, itd., itp.) – a na zewnątrz biznes rwaczy i szemrany, tłumnie oblegany przez frajerów i podejrzane towarzystwo, zwykły naiwny klient był tam wyłącznie „legalizującą” ciekawostką. Centrum żadnej stolicy świata nie powinno być tak podejrzanej conduity.

 

Z czasem całe to towarzystwo przeniosło się na teren wokół Stadionu Dziesięciolecia, rychło przeinaczywszy ośrodek sportu w „czarną dziurę”, utrapienie służb porządkowych i policji.

 

Właśnie to mogę powiedzieć o lotnisku Szeriemiet’evo w pobliżu Moskwy.

 

1.       Uwaga pierwsza: mimo że na nowoczesnych z wyglądu terminalach lotniska przewidziano szerokie przestrzenie i równie szerokie przejścia – są one dziś do granic możliwości wypełnione stoiskami z biznesem, więc ludzie tłoczą się na przestrzeni pozostawionej im niejako z przymusu i z łaski zarazem (kto nie wie co to jest – niech odwiedzi Dworzec Centralny w Warszawie);

2.       Informacja lotniskowa, służąca pasażerom i logistyce, jest praktycznie niewidoczna: wszędzie reklama na reklamie, natrętne obrazy i dźwięki, układające się w męczącą i zagłuszającą wszystko kakofonię: po 30 minutach przebywania w tej rzeczywistości człowiek jest w stanie pół-szalonym;

3.       Jeśli nieostrożny podróżny zażyczy sobie herbatę – może spokojnie oczekiwać rachunku nawet za 30 złotych, choć spożywa ją w warunkach dalece odbiegających od warszawskiego Bristolu: zdarzają się też nieco tańsze rachunki, ale aby na nie trafić, trzeba być zorientowanym, stałym bywalcem, inaczej płaci się frycowe;

4.       Z Terminalu D do terminalu F jest około 500-700 metrów wygodnym przejściem wewnątrz budynków – ale jak na nie trafić? Korzystają z tego wszędobylscy i po śródziemnomorsku natrętni „taksówkarze”, biorący za przewiezienie w jedną lub w drugą stronę – uwaga – 50 złotych! A czasem więcej.

5.       Owi „taksówkarze” są bezczelni do granic: potrafią usłużnie doprowadzić pasażera do oficjalnego punktu informacyjnego, spokojnie poczekać, aż pasażer otrzyma informację (wyłącznie język rosyjski i angielski, a podróżni są tam z całego byłego ZSRR, z całej Azji), po czym jak natrętny giez spokojnie tłumaczy pasażerowi, w sumie nękając go, że to co usłyszał to ściema, nic nie działa, tylko on może pomóc (z litości nie powiem, ile kosztuje „taksówka” do Moskwy). Czyni tak – mimo opędzania się od niego – aż do chwili, kiedy podjedzie bezpłatny atobus „międzyterminalowy”, ale zdarza się, że nawet wtedy nie odpuszcza, coś tam myląco podpowiadając;

6.       Po lotnisku snuje się mnóstwo osób „oficjalnych” (z naklejkami i wizytówkami w klapach, takie same zresztą mają „taksówkarze”), które jednak nie poinformują pasażera, nawet nie wskażą mu punktu informacji: one sa wyłącznie od „swoich spraw”, a pasażer niech się o siebie martwi sam;

7.       Do Moskwy można dostać się albo taksówką (litości!), albo „marszrutkowym” mikrobusem o standardzie niedopuszczalnym w ludzkim świecie, albo zwykłym autobusem (dwa ostatnie warianty łączone z metrem) – a także pociągiem „elektryczką”. Pociąg kosztuje 30 złotych (za ok. 30-40 km), „marszrutka” 6 złotych plus 3 złote metro, zwykły autobus 3 złote plus 3 złote metro. Oczywiście – taki wybór jest tylko dla tych, którzy są w stanie się zorientować;

8.       Rosyjski rasizm nie zna granic na tym lotnisku. Ludzie z Azji Środkowej (Mongołowie, Kazachowie, Kirgizi, Tadżycy, Uzbecy, ludzie z Kaukazu (Ormianie, Gruzini, Azerowie, osoby z Iczkerii-Czeczenii czy Dagestanu), a także wszelkie inne osoby wyglądające niezbyt zamożnie – nie poradzą sobie bez kogoś życzliwego, kto na nich czeka uprzedzony wcześniej: będą wciąż zatrzymywane do rozmaitych kontroli, odsyłane „z powrotem” lub „do powtórki”, lekceważone, nierozumiane, rugane, rewidowane. W tle – pieniądze;

9.       Może się zdarzyć, że zamiast spokojnie czekać i relaksować się – będziesz siwiał rozmyślając, gdzie podział się osobnik, którego nie znasz, ale który wziął twój paszport i bez słowa zniknął w lotniskowym labiryncie. Wraca zawsze na czas, tuż przed „pasadką” na samolot, oddając paszport bez słowa wyjaśnienia;

10.   Na lotnisku jest bezpłatny internet WiFi. Brawo! Ale tylko dla tych z mocnymi bateriami w laptopach, bo gniazdek z prądem nie uświadczysz (zajmują je liczne biznesy zajmujące też wolne przestrzenie), a jeśli już, to nie przy miejscach siedzących, tylko trzeba sobie przysiąść na podłodze obok szczęśliwie znalezionego gniazdka (słowo honoru: jedno gniazdko na 100 potrzebujących, choćby doładować telefon: można za to doładować odpłatnie, 10 złotych za pół godziny, znalazłszy uprzednio z trudem taki punkt);

11.   Jeśli zdarzy się, że przyleciałeś z opóźnieniem z Syberii (nie twoja wina) i spóźniasz się na „przesiadkowy” samolot – wpadłeś, trzeba kupić nowy bilet. Miałem taki przypadek, ale trafiło na zorientowanego, który wiedział, po której stronie leży wina i zobowiązania, zatrzymano już kołujący samolot, zainstalowano mnie w pierwszej klasie, bo „moje” miejsce już było jakimś trafem zajęte przez dodatkowego pasażera;

12.   Dodatkowo uwaga ogólno-rosyjska: trzeba pamiętać, że w każdym większym mieście Rosji opłaca się kupować miejscowy telefoniczny „starter”, bo np. w Kazaniu dzwoniąc z telefonu doładowanego w „Piterze” płaci się jak za zboże, jak w taryfach międzynarodowych prawie. Trzeba też pamiętać, że szeroka dwupasmówka między Moskwą a lotniskiem niczego nie gwarantuje, bo korki na niej są jak w Delhi czy Stambule. No, i trzeba wiedzieć, że w ogóle Moskwa to jedno z najdroższych miast świata (a Szeriemiet’evo na jej tle to szemrana, kilka razy droższa enklawa)

13.   Na kieszenie i torebki trzeba uważać jak wszędzie. Milicja się znajdzie, chętna do pomocy tylko wtedy, kiedy gotów jesteś ją „zainteresować”;

 

Na przestrzeni ostatnich 30 lat odwiedziłem to lotnisko ze sto razy: wszystkie zaszłe tam zmiany oceniam negatywnie, chyba że kogoś rajcuje atmosfera bazaru, disneylandu i państwa policyjnego zespolone razem w jedno. Nierazbiericha i bardak.

 

Nie mam żadnych wątpliwości, co jest „w tle” tej lotniskowej geszefciarskiej maszynerii, a jeśli ktoś nie wie, jak w Polsce wygląda UKŁAD – to niech poćwiczy na lotnisku Szeriemiet’evo. Nieoczekiwane i zagadkowe sploty zdarzeń i osób, służbowych i całkiem nie służbowych, to tego kakofonia i zgiełk wzbogacona przebierańcami i rozmaita mimikrą, labiryntowa struktura lotniska „ubogacona” wąskimi gardłami, nadmierne – albo dla kontrastu żadne – zainteresowanie obsługi i milicji osobami zdezorientowanymi – czymże innym to wszystko wytłumaczyć?

 

Wstyd!

 

Tego wszystkiego nie zauważa ktoś wyposażony w gruby portfel (zanim mu on nie zniknie) albo „holowany” przez osobę przyjmującą, miejscową. No, nie zauważy po prostu, i zdziwi się takim opowieściom jak powyższa.

 

 

W moskiewskim metrze co chwilę słychać komunikat: „szanowni pasażerowie, bądźcie dla siebie nawzajem uprzejmi, ustępujcie sobie miejsca, nie zapominajcie swoich rzeczy wychodząc…”. Taaaaak…