Pułapki Autorytetu

2010-11-18 07:14

 

Napisałem (byłem) wczoraj notkę „Kamienne maski spin-doktorów” (o, tutaj), gdzie wplotłem zdanie, powtórzone w komentarzach, iż niektórym osobom po prostu nie ufam, bo nie.

 

W komentarzu – pośród innych – odebrałem całkiem przytomną uwagę, że lepiej pewnie byłoby wskazać, komu ufam i w ten sposób dać pozytywny przykład (polityka, społecznika, działacza, aktywisty?).

 

W odruchu obiecałem coś takiego napisać. I teraz się męczę.

 

Czerpię od ludzi, których podziwiam, szanuję, którym wierzę, którzy mi imponują, których łatwo mogę wstawić w format Autorytetu. Czerpię od lat i obficie, choć najczęściej „przerabiam” ich nauki po swojemu, z czego nie zawsze wychodzi coś seksownego, bywa, że wypowiadam się i zachowuję pokracznie, choć staram się to czynić krok-w-krok za którymś z autorytetów.

 

Banalnie: moim pierwszym Autorytetem była Mama : zdałem sobie z tego sprawę już jako dorosły człowiek, choć przez kilkanaście szczenięcych lat szedłem za Nią jak papuga, nawet wtedy, kiedy się jej ostro przeciwstawiałem. Ojciec – mniej, ale też miał na mnie wpływ.

 

Przez długie lata całkiem świadomie naśladowałem pasje i styl bycia moich dużo starszych kuzynów z Opola, ludzi wesołych, inteligentnych, wysportowanych, solidnych, jednych z pierwszych polskich „oficjalnych” autostopowiczów. Obaj zostali inżynierami w swoich dziedzinach, obaj mieli też swoje poza-zawodowe pasje. Moje naśladownictwo oceniam teraz – mądrala – jako nieudolne i infantylne, ale do dziś pozostały mi po nich dwie ważne pamiątki: zasada „wybacz drugiemu, że nie spełnia twoich oczekiwań co do doskonałości” oraz pocztówka dźwiękowa ze Skaldów piosenką zaczynającą się: „nie będziesz chciał po świecie iść tą drogą co my” – albo podobnie. Skaldowie swego czasu byli jedynym chyba na świecie zespołem big-bitowym ze średnią wykształcenia – magister, zresztą ich dokonania to potwierdzają. Talentu mieli ponadprzeciętnie, profesjonalizmu – 102%. Zaś mądrość o wybaczaniu stosowałem jako harcerz-instruktor, a od paru lat przydaje mi się ona jako cnota religijna.

 

Potem miałem długą listę Ważnych Postaci Wartych By Za Nimi Podążać: niektóre wymierały, inne bladły. Jedna - sprzed 2010 lat - ostała się.

 

 

*             *             *

Sformułowałem przed laty – śledząc procesy rozwoju społecznego – amatorskie, robocze pojęcie KRĄG. Przytaczam je w całości, nieco podrasowane.

 

Najpierw kraj. Kraj to jest takie miejsce, w którym człowiek czuje się „na swoim”. W odróżnieniu od tzw. małej ojczyzny, gdzie wszystko jest nam bliskie i drogie, zarazem rzewne i przeklęte, oraz znane „od podszewki”, kraj jest po prostu rodzajem wielkiej zagrody: „tam” mieszkają ONI, a „tu” mieszkają NASI. W odróżnieniu od Ojczyzny, noszonej w sercu, symbolach, godłach, sztandarach i hymnach oraz opiewanej przez Historię i Wielkie Dzieła, kraj jest czymś codziennym, oczywistym, ogólnie dostępnym, swojskim i naturalnym.

 

Każdy kraj ma swoje środowiska opiniotwórcze: stąd idą w kraj poglądy, stanowiska, postawy, wzorce, a nawet anegdoty i bon-mot’y.

 

Każdy mieszkaniec kraju ma swoją „listę” osób ze środowisk opiniotwórczych, na które zwraca uwagę baczniej niż na inne, niezależnie od stopnia akceptacji czy negacji konkretnych osób. Wiele spośród tych osób jest mu nieznanych nie tylko osobiście, ale nawet z twarzy, a w krańcowych przypadkach z nazwiska: po prostu czyta się jakiś tygodnik, bo mi on „leży”, a podpisy (inicjały?) są jakby mniej ważne. A jeśli dołączyć do tego osoby najbliższe, z którymi niemal co dzień i niemal cieleśnie obcujemy w szkole, pracy, w domu - to jest właśnie krąg. Rzadko do kręgu dołączają osoby z zagranicy, z innego kraju: niby traktuje się je równorzędnie, ale bez przesady, ONI są „stamtąd”.

 

Krąg liczy osób 50, 200, 1000. Im większy krąg, tym bardziej samodzielny w swoim wyborze wydaje się mieszkaniec kraju, bo z wielkiej stawki można co najwyżej wybrać jakieś konkrety. Im mniejszy krąg, tym mieszkaniec kraju mniej jest obywatelem, bo tym bardziej staje się od swoich autorytetów uzależniony: bywa zatem, że zamyka się w jakimś innym, wyselekcjonowanym kręgu (np. przyrody, biblioteki, muzyki), albo jest po prostu ubogi pod każdym względem. Temat wart jest zbadania.

 

Krąg jest uspołeczniającą, psycho-mentalną właściwością indywidualną, jednostkową, osobistą. Bywa, że jest „uwspólniany” w grupie towarzyskiej, salonowej, podwórkowej, więziennej, szkolnej, rodzinnej. Ale pozostaje sprawą serca, duszy, rozumu, sumienia indywidualnego.

 

Osoby, które są w czyimś kręgu, nie mają na to bezpośredniego wpływu, a niekiedy osoby, które bardzo by tego chciały, pozostają poza kręgiem wielkich zbiorowości mieszkańców kraju. To jest najbardziej autonomiczna i suwerenna sprawa mieszkańców kraju. Dlatego rzeczywista elekcja (wybory) i rzeczywiste nominacje (elity) – to obraz kręgów, a nie ordynacji i salonów.

 

Są też osoby, będące bardziej luminarzami niż postaciami z kręgu. Od takich osób mieszkańcy kraju czerpią nie tyle wzorce, ile ten szczególny dar wznoszenia się ponad codzienność: od nich nikt nie oczekuje komentarza czy wyboru, oni mają po prostu ozdabiać firmament i nie spodlić się nigdy. Niestety – nie zawsze temu podołają.

 

Jeśli już ktoś znajduje się w kręgu – to spada na niego wielka odpowiedzialność. Im częstsza elekcja, im częstsza nominacja (im więcej kręgów cię obejmuje), tym większa odpowiedzialność. Bo masz realny wpływ na poglądy, postawy, język, opinie, zachowania konkretnych ludzi, poukładanych w zbiorowości, powiązanych w społeczności.

 

Dlatego nieważne, czy jesteś „tylko” artystą, czy sportowcem, biznesmenem, sąsiadem, mężem, szefem: powinieneś dostrzec jak najwięcej z tego, co ludzie pragną, sądzą, chcą przekazać. Najlepiej wszystko. Nie wymiguj się, że na tym się nie znasz, że to nie twoja sprawa, bowiem – chcesz czy nie chcesz – jesteś wzorcem: oni ciebie nie pytają, czy się znasz, tylko obserwują i wprost przenoszą nieco z ciebie do swojego życia. Dlatego nie ma wymówki: masz być wciąż doskonalszym omnibusem, do tego zaangażowanym czynnie w życie kraju, albo wynoś się z życia publicznego: ze stanowisk i urzędów, sprzed kamer i mikrofonów, z partii i stowarzyszeń, z salonów, z sąsiedzkich dyskusji. Niemożliwe? No, to dogadaliśmy się!

 

 

*             *             *

Oto dlaczego ubolewam, że tam, gdzie POLSKA JEST NAJWAŻNIEJSZA (nie tylko do stowarzyszenia OOO – odrzuconych, odchodzących, oczekujących), obok postaci godnych powłazili ludzie, dla których hasło kampanii prezydenckiej nie jest aż tak oczywiste, bardziej „patrzą swego” niż tego, co zwykliśmy nazywać dobrem publicznym.

 

Zresztą, ich adwersarz, ni-to-szeryf, ni-to-delfin, opisany przeze mnie „Ad personam” tutaj – też jest nie lepszy.

 

 

 

Kontakty

Publications

Pułapki Autorytetu

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz