Przywilej contra odpowiedzialność

2010-11-15 08:22

 

Nie jest łatwo przypominać sprawy, o których pisze się od około 100 dni. Ale spróbujmy.

 

Jesteśmy u szczytu kampanii samorządowej. Mam mocne podstawy by sądzić, że ani kandydaci (w znakomitej większości), ani ugrupowania „centralne” lub „lokalne”, nie traktują wyborów samorządowych jak publicznego konkursu konkretnych zobowiązań przed wyborcami do zrealizowania podczas kadencji jakichś lokalnych zadań, tylko jako wyścig po władzę, po legitymizację czteroletniego „piastowania zdobytych stanowisk i konsumowania uzyskanych możliwości”.

 

Kampania samorządowa – tak przynajmniej zwana – nie toczy się o dobro samorządów (społeczności lokalnych), tylko o Władzę, o stołki, o wpływy, o możliwości dla „wybrańców” (patrz: tutaj).

 

Podatnik-wyborca – to w Polsce rola podrzędna społecznie, mimo czarowania medialnego, że to on, podatnik-wyborca – jest w tej zabawie najważniejszy. Akt wyborczy jest jednorazowy (w kadencji), nieodwracalny, po wyborach ani radny dowolnego szczebla, ani wójt, burmistrz czy prezydent, nie czują się związani obietnicami złożonymi wobec wyborcy, raczej mają na głowie albo instrukcje „central politycznych”, albo wręcz przepisy i organy państwowe, które za nic mają jakieś dyrdymały o samorządzie – całości społeczności lokalnej, tylko kierują się konkretnymi przepisami ustawiającymi administrację samorządową w roli podwykonawcy.

 

O podatki Obywatel nie musi dbać: zawsze znajdzie się przepis, żeby mu je ściągnąć bez jego woli, a jeśli „coś nie tak” – to jeszcze dołożą mu karę. Gdyby się państwo pomyliło – to naprawi błąd wyłącznie na skutek uciążliwych procedur, nigdy „automatycznie”. I myli się bezkarnie, często, uciążliwie.

 

Gdzie w tym wszystkim Obywatel i jego Obywatelstwo „nierejestrowe”, rzeczywiste?

 

Ustrój polityczny Rzeczpospolitej Polskiej, począwszy od Konstytucji, poprzez ordynacje wyborcze (parlament, samorządy), poprzez regulowane prawem „echo zależności” ścielących się od „góry” do „dołu”, a na samym dole ściele się Obywatel, mający same obowiązki, co najwyżej ma „prawo odwoływania” się czy „prawo domagania” się.

 

Polską niby-demokracją i niby-obywatelstwem rządzi Władza, a pojęcie to w polskiej codziennej praktyce oznacza nierówność (niższość) Obywatela wobec Państwa i Administracji (w tym „samorządowej”), bezwzględny obowiązek podporządkowania się wszystkiemu, co dociera do Obywatela w korespondencjach, pod rygorem kar, nie zrealizowania uprawnień obywatelskich, odrzucenia podań i wniosków obywatelskich.

 

Przeciw Obywatelowi stoi ciche, ale oczywiste porozumienie urzędników, funkcjonariuszy, prokurentów, wraz z nimi janczarów-władyków, porozumienia gwarantujące bezkarność całemu środowisku Władzy, skuteczność zemsty na zbyt wyrywnym Obywatelu, uprawnienia do szafowania społecznym dobrem w prywatnych interesach i w prywatnych chęciach-niechęciach wobec Obywateli. Zapewnia też „podwyższoną wiarygodność” każdego, kto reprezentuje Państwo i Administrację oraz Hufce Multi-Usługowe i watahy janczarów-władyków: w dowolnym sporze wystarczy jeden świadek z tej „nomenklatury” przeciw kilkorgu świadkom Obywatela, wygrywa Państwo i Administracja. I następuje retorsja, Obywatel, który śmiał podnieść rękę na Organ czy Urząd skarżąc funkcjonariuszy…, itp., itd. – wpada w kłopoty, jest „na indeksie”. Tego nie da się nazwać inaczej: to jest Układ. Niekiedy zwalczany przez Anty-Układ, jeden wart drugiego.

 

Cały czas mówimy o stosunkach Państwo(Administracja)-Obywatel(Podatnik-Wyborca): na poziomie propagandowym Obywatel jest panem sytuacji, suwerenem politycznym, gospodarzem kraju i spraw publicznych, pracodawcą i instrukcjo-dawcą w stosunku do funkcjonariuszy, urzędników, prokurentów, janczarów-władyków – ale niechby w jakimś sporze próbował o tym wspomnieć!

 

Tak skonstruowany Ustrój zasługuje w pełni na nazwę Totalitaryzmu. Ale nie tego podręcznikowego. Otóż bezustanna presja, ucisk w stosunku do Obywatela, ciemiężenie go na każdym kroku, wybijanie mu z ręki jego uprawnień, deprywacja wszystkiego co obywatelskie – wyhodowuje niby-obywatela, który „dyga” przed Władzą i popada w rezygnację, niejako sam oddaje swoje uprawnienia „stronie przeciwnej”, ta zaś już wie, co z tym zrobić. To jest Neo-Totalitaryzm, a w skrajnej, polskiej postaci – Mega-Neo-Totalitaryzm, osadzony w niby-obywatelskiej postawie psycho-mentalnej. Pojedynczy obywatel-harcownik robi pośród swoich współ-obywateli raczej za gladiatora, skazanego ostatecznie na marny los, choćby osiągał spektakularne sukcesy.

 

Kiedy Obywatelstwo rzeczywiste „przycupuje” – wartości nabiera obywatelstwo rejestrowe, podatniczo-wyborcze, oparte na PESEL i NIP. Niby-obywatelstwo. Pozwalające Władzy traktować funkcje publiczne jako worek z przywilejami, a nie szufladę z obowiązkami.

 

„Strona przeciwna” osiąga wtedy status „świętej krowy”, umiejącej zamienić się w bestię. Zaprowadzającej terror „odgórny”, od którego obywatelstwo jeszcze bardziej „przysiada”.

 

Tak, tak, wszyscy znamy przypadki rzetelnych, solidnych, porządnych, przyzwoitych samorządowców i państwowców. To ich wystawia się, kiedy trzeba propagandowo pokazać Obywatelom, że nie jest źle, że nie mają racji oskarżając Państwo i Administrację o coś-tam-coś-tam.

 

 

*             *             *

Kampania wyborcza „rozgrzała” się stosunkowo niedawno. Ma wszystkie cechy marketingu, jakby sprzedawano nam łakocie. Zawsze ktoś przy tym się obłowi. Zresztą, wszystko to takie niemrawe, barwi się jedynie w sporze dwóch głównych partii politycznych i paru „dostawek”.

 

Oznacza to – dodatkowo polityczny „rozkład” temu sprzyja – ostateczne przejście Mega-Neo-Totalitaryzmu w fazę Terroru, Samodzierżawia, ale żeby Historia miała się z czego rechotać – głównym aktorem sceny politycznej (ha-ha-samorządowej) jest partia uprawiająca „nowoczesny liberalizm”.

 

Politycy wszelkiej maści, udawacze – żniwują sobie w najlepsze, a niby-obywatele w liczbie 50% pójdą wiązać sobie i pozostałym 50% totalitarny sznur na wyborczo-podatniczej szyi.

 

W zasadzie trzeba tylko patrzeć, kiedy to wszystko się wyda. Inaczej: kiedy Ludzie to przełożą na swoje ludzkie, obywatelskie interesy, bo tylko wtedy zareagują.

 

Już tak, z przyzwyczajenia, przypominam (patrz: tutaj), że prawdziwa Demokracja nie znosi Władzy Odgórnej, żadnej Władzy.

 

 

Kontakty

Publications

Przywilej contra odpowiedzialność

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz