Przemoc by GPS

2013-07-11 05:54

 

Na imię ma Grzegorz, chodzi w internecie pod inicjałami-skrótowcem GPS i napisał wczoraj coś, co mnie oderwało od – jak zwykle zbawiennych dla ludzkości – prac codziennych. Zatytułował to-to „Wspólnotowa przemoc” i pojechał tekstem, który mnie obezwładnił:

„Stado zwierząt jest budowane przy pomocy przemocy. Stado spaja przemoc samca alfa. Ta przemoc to nie są ciągłe krwawe walki o przywództwo - walki to rzadkość - stado spaja głównie groźba użycia przemocy - tym jest przecież warczenie, pomrukiwanie i różne władcze gesty. Hierarchia w stadzie jest tworzona przy użyciu przemocy. Im jakiś osobnik silniejszy, tym stoi wyżej w hierarchii, bo może wymóc swoją wolę siłą. Słabsi muszą stosować podstęp i oszustwo. (…) Wspólnoty są konieczne, są niezbędne, bo zapewniają bardzo silny efekty synergiczny współpracy i wzajemnej pomocy - i w stadach zwierzęcych i w ludzkich państwach. Ale nie jest prawdą, że tylko przemoc może budować wspólnoty. Nie jest prawdą, że tylko warcząc na siebie, grożąc sobie, stosując nawzajem przemoc, siłą zmuszając się do działania, a zatem budując państwa, możemy tworzyć skuteczne wspólnoty. Praktyka pokazuje, że wspólnoty dobrowolne, działania pokojowe, współpraca bez przemocy daje wielokroć większy efekt synergiczny. Przemoc jest zatem potrzebna nie do tego by wspólnoty tworzyć, ale by je bronić przed innymi wspólnotami, które chciałyby odebrać przemocą to co synergia dobrowolnej wspólnoty wytworzy”.

Znaczy: tekst GPS jest o tym, że wehikułem uspołecznienia Władza jest.

GPS, którego czytuję chętnie, w swojej blogowej „metce” zaznacza: „myślę, dociekam, analizuję, dyskutuję, politykuję, polemizuję, rozważam, prowokuję, filozofuję”. W tym konkretnym przypadku staram się przyjąć, że chodzi o prowokację.

Najpierw obejdę GPS z flanki prezydenckiej, czyli od strony Pedii (3 akapity):

Stado – grupa osobników tego samego, rzadziej różnych gatunków zwierząt, żyjąca na określonym terytorium, związana mniej lub bardziej zaawansowaną formą organizacji społecznej. Łączenie się osobników w stada jest najczęściej związane z rozrodem. Do zwierząt stadnych należy wiele gatunków kręgowców, głównie spośród ssaków, ptaków i ryb. U wilków i dzików stado nazywane jest watahą. Duże stado ryb to ławica.

Podstawowym i najczęściej występującym typem stada jest grupa rodzinna złożona z matki lub kilku matek i ich najmłodszego potomstwa oraz - czasami - samca lub samców. Najmniejsze takie stada składają się z kilku osobników. Samce większości gatunków wiążą się z taką grupą tylko na czas rozrodu. Przewodnikiem stada jest zwykle matka (lub najstarsza z matek).

Przyczyny skłaniające do przebywania w grupie są różne. Zwierzęta łączą się w stada na czas rozrodu, czasami na dłużej. U ssaków podstawowym elementem grupotwórczym jest relacja matka-potomstwo wynikająca z ssania mleka. Okres uzależnienia młodego od matki sprzyja tworzeniu się trwałych więzi, co może skutkować budowaniem coraz bardziej skomplikowanych struktur społecznych. Wspólne wychowywanie potomstwa, wzajemna pomoc w niebezpieczeństwie, wspólne polowania - wszystko to zwiększa szanse każdego z członków stada.

I gdybym był zwykłą niestadną świnią – poprzestałbym na tym. Ale problem widzę głębiej, szerzej, dalej, mocniej… nie bez znaczenia jest tu moja notka wczorajsza o przyzwoitości i PRZYZWOISTOŚCI: https://publications.webnode.com/news/przyzwoitość-a-przyzwoistość/.

Zresztą, skoro się już zanurzyłem w Pedii, to zajrzałem do zalecanych tam haseł: hierarchia społeczna, kasta eusocjalna, kłąb pszczeli, kolonia, społeczność.

 

*             *             *

Już na tym etapie tezę GPS (o przemocy spajającej stado jako głównym czynniku uspołeczniającym) – uważam za wikipedialnie obaloną. Ale siła rażenia notki GPS jest duża, bo to dobry bloger, więc uwaga, rzucam rękawicę.

Po pierwsze: człowiek najprawdopodobniej jest ssakiem. Jedni wiedzą, że ukonstytuował go proces Ewolucji (wtedy to co najlepsze u ssaków powinien zachować sobie i Człowiek), inni zaś twierdzą, że stworzyła go jednym kliknięciem Opatrzność w swych najlepszych intencjach (wtedy Człowiek jest dzieckiem bożym, całkiem z tego powodu fajnym, choć niedoskonałym). Ja na własny użytek sądzę, że nie ma sprzeczności (choć są różnice) między jednym a drugim poglądem.

Po drugie: pogląd, iż człowiek w swoim działaniu powodowany jest Złem, a jego uspołecznienie oparte jest na okropieństwie, wymaga solidnego udokumentowania, bo kłóci się choćby z tym, co sami o sobie sądzimy. Jeśli założyć (jedna z podstaw wywodu logicznego), że „minus zestawiony z minusem dają nam plus”, czyli możliwe jest wykreowane dobra ze zła – to warto zaznaczyć, że nie każdy minus: prymitywna agresja (lub groźba jej użycia), jaką przedstawia GPS, mogłaby skutkować krótkotrwale (patrz: „Złota Gałąź” - The Golden Bough - Sir James George Frazera, itp., itd.).

Po trzecie: w swojej notce wczorajszej cytowałem Johanna Wolfganga von Goethe „Istnieją dwie pokojowe formy przemocy: prawo i przyzwoitość”. W domyśle: stosowane są one bez użycia przymusu bezpośredniego. Jest to o tyle nieprawdziwe, o ile pamiętamy, że za prawem stoją organy, urzędy i służby (mające konstytucyjne uprawnienia, a nawet obowiązki użycia przymusu), a za przyzwoitością (obyczajem) stoi opinia publiczna, zdolna do każdej reakcji, z linczem włącznie (patrz: https://publications.webnode.com/news/przyzwoitość-a-przyzwoistość/).

Myślę, że wchodzimy nieuchronnie (ja: chętnie) w obszar rozważań o MONOPOLU. Przeciętnemu zjadaczowi pieczywa od razu na myśl przychodzą wielkie korporacje biznesowe ogarniające całe połacie tzw. Rynków, które akurat rynkami nie są, bo te korporacje tam dominują i dyktują warunki.

Monopol wolę rozumieć jako taki splot-pakiet instytucji społecznych (regulatorów życia publicznego przyjętych jako „normatywne”, utrwalonych małą i dużą tradycją), który powoduje, że „jedni mogą kosztem drugich”. Często przytaczam przykład Nano-Monopolu (np. „zaklepywanie” sobie miejsca w kolejce, by dalej robić zakupy, a dołączyć tuż przy kasie), Mikro-Monopolu (rozmaite przywileje i uprawnienia będące skutkiem udanego pozycjonowania się).

W polityce – bo o niej pisze GPS mówiąc o uspołecznieniu „na mocy przemocy” – cała robota zmierza do – jakoś legitymizowanej – monopolizacji obszaru publicznego, do zmiany formuły „optymalizujemy dobro powszechne” na formułę „optymalizujemy skuteczność na rzecz naszych racji”. A sięgając głębiej – idzie o wykrojenie „folwarków” dla monopolistów występujących solo i grupami, w których realizują oni swoje interesy (nie tylko biznesowe), a „szara masa” z różnych powodów milczy, nie doszedłszy do punktu krytycznego, kiedy to niezadowolenie i frustracja oraz świadomość wyzysku każe przeciwstawić się owym monopolom, bardziej lub mniej stanowczo, gwałtownie lub „petycyjnie”.

Nad tym wszystkim wisi zawsze UTYLITARYZM, bo to on jest motorem kreowania instytucji społecznych. Żadne zwierzę nie zniesie – w dłuższym czasie – samca Alfa, nawet gdy ten będzie groźnie szczerzył zęby – jeśli ów samiec nie jest dla pozostałych osobników przydatny w roli lidera. Na przykład ma niezbędne stadu talenty albo prezentuje postawę wprost służącą stadu. Tylko w takich wypadkach „naga siła” pozwalająca mu pokonać innych samców jest akceptowana przez stado, a przypadki „banicji” albo „uczenia moresu” nie są wcale takie rzadkie w stadach.

No, i tu dopiero wkraczamy w przestrzeń, w której zgadzam się z GPS-em, który pisze: „U ludzi podstęp i oszustwo zastępują siłę (…) Wszelkie państwa i imperia to wspólnoty przymusowe, oparte o przemoc. Państwa spaja przemoc, albo groźba jej użycia”.

Państwo – które transformuje instytucje społeczne w przepisy prawa i dla ich strzeżenia powołuje organy, urzędy oraz służby – potrafi „wyswobodzić” się z okowów utylitaryzmu (najwyższym dobrem jest pożytek jednostki lub społeczeństwa, a celem wszelkiego działania powinno być „największe szczęście największej liczby ludzi"), staje się niemal nieuchronnie aroganckie do tego stopnia, że pozwala sobie na deptanie deontologii (etyki zawodowej popartej ślubowaniami, przysięgami, kodeksami środowiskowymi) i charytoniki (wspierania tych, którzy nie radzą sobie w konkretnych warunkach ustrojowo-systemowych). Państwo bowiem nie ma nic wspólnego ze wspólnotowością (choć Konstytucja RP w Art. 18 plecie o Rodzinie): wspiera rozwiązania demutualizacyjne, prowadzące do dezintegracji i amorfizacji społeczeństwa, do rozsypania go w pojedyncze, bezpodmiotowe „opiłki”, uległe wobec każdego „pola magnetycznego”, jakie Państwo zechce „przyłożyć” do życia publicznego (a coraz częściej – do osobistego). Piszę o tym choćby tu: https://publications.webnode.com/news/ty-hartmanie-jeden-/

No, to konkludujmy: przemoc nie tworzy ani stada, ani wspólnoty ludzkiej. Jest jednak prawie niewątpliwie podstawowym narzędziem Państwa, które z jej pomocą (i stosując przymus) narzuca Krajowi i Ludności wygodny dla siebie system-ustrój (co niekoniecznie odpowiada pojęciu „porządek-ład”). Oczywisty wniosek, że Państwo – wyrósłszy jako ludzki sposób na uspołecznienie – jest współcześnie tegoż uspołecznienia wrogiem śmiertelnym – zgadza się z tym, co akurat w tej sprawie myślę.

I kiedy GPS kończy swój tekst zawołaniem „precz z komuną!” – to zastanawiam się, czy wykrzykuje to na pohybel wspólnotom (łac. community), choćby w filozofii oferowanej przez komunitaryzm (wspólnotyzm) – czy wykrzykuje to hasło ot, tak sobie, bo jest liberałem.