Przechodnie miejsca chwilowo osobiste

2019-12-22 13:59

 

Przygotowując esej – jak zwykle przydługawy – na temat Dalby (chwilowe, cumowisko, element krajobrazu przystani), zarazem usiłując pojęcie Dalby rozszerzyć tak, aby opisywało fenomen kulturowy niezbędny dla zrozumienia ultra-urbalności (wszystko się wyjaśni niebawem) – doszedłem do cztero-słowu o brzmieniu Transitive-Intimate-Temporarily-Locations (TITL). Więc zacznijmy wyjaśniać, ale najpierw powiedzmy sobie, że od lat, a najintensywniej od miesięcy, żyję w ustawicznej żegludze-tułaczce pomiędzy Dalbami, i choć to jest życie pełne uciążliwości i fatygujące – dla mnie jest wygodniejsze niż zakotwiczenie się w „staromodnej”, rutynowej rzeczywistości rozpostartej między stałą kwaterę, stałą robotę, stałe towarzystwo. Wygodniejsze – bo bez obcego mi przyporządkowania, porubrykowania.

Ów cztero-słów ukształtował mi się w nocnej drodze z Warszawy do Gdańska, a po krótkiej przerwie na sen – w drodze z ulicy Ogarnej na ulicę Szeroką, po zakupy. Z towarzyszeniem dzwonów carillonu z Ratusza Głównomiejskiego. Dobrze jest i przyjemnie sobotnim deszczowym porankiem iść na zakupy, przechodząc obok bursztynowo żywej historii, takiej jak fontanna Neptuna na Długiej, wzdłuż murów bazyliki Mariackiej, z możliwością „dygresji spacerowej” przeuroczą uliczką Mariacką, obok czterech lwów kamiennych (Fontanna Czterech Kwartałów). Tyle że mieszkać w takim miejscu – niemożebna (turyści i poszukiwacze przygód nie dają żyć przez całą dobę). A moja rodzona siostra – jednak tu mieszka!

Skręćmy na chwilę ku ultra-urbalności. Rozróżniam – na przykład – trzy stany zurbanizowania (a może i więcej):

  1. Miasto Zwykłe, czyli domy mieszkalne, sklepy i miejsca pracy ustawione w rzędach wzdłuż ulic, rzadziej wokół placów, a wszystko to nanizane na zwykłą, potoczną infrastrukturę: elektryczność, ogrzewanie, wodociąg, kanalizacja, gaz, telefonia, itd., itp.;
  2. Metro-Miasto, czyli dużo większe miasto o kilku centrach, z jednym centrum głównym (city), a wszystko połączone w „neutronową” strukturę arterii, mini-hubów i emanujące „demutualizacją”, poddane wyzuciu z lokalności, intymności, swojskości;
  3. Ultra-Urbalium, czyli „wielko-powierzchniowy” labirynt węzłów drogowych i wielo-dostępowych rozrządów elektro-energetycznych, światłowodowych, itp., które w rzeczywistości zdominowały wszystko, a domostwa i osiedla „przycupują” pośród nich;

Leży przede mną Andrzeja Majera „Mikropolis – socjologia miasta osobistego” – rzecz napisana przez wychowanka łódzkiej kamienicy, który na tę metropolię patrzy przez pryzmat swoich doświadczeń, polegających na wykrawaniu z całej substancji wielkomiejskiej tego co osobiste, prywatne, swojskie. Jednocześnie przywołuje on dwóch innych autorów: pisarza Italo Calvino[1] („Niewidzialne miasta”, Le città invisibili) oraz architekta Jana Gehla[2] („Miasta dla ludzi”, Cities for People).

W moich oczach poszukiwania Majera idą w kierunku zdefiniowania wielkomiejskiej Swojszczyzny, jakże innej niż ta rustykalna, ruralna, wiejska, małoojczyźniana. Ja swojszczyznę pojmuję jako pre-obywatelstwo, wstęp do rzeczywistego obywatelstwa, widzę ją pośredniczącą między indywidualnym JA i lokalnym MY, umowę dającą jednostce, rodzinie, grupie przyzwolenie na funkcjonowanie (osiedlenie). Umowa taka jest czymś oczywistym (po prostu „staje się”) dla kogoś „tu urodzonego”, a dla „przybysza” jest warunkiem wyjścia z obcości (bywa, że przybysz przez kilkanaście lat i więcej nadal jest jedynie „gościem skądś”).

Wielkomiejska inność Swojszczyzny manifestuje się poprzez „znakowanie” jako „swojego” takich elementów sąsiedztwa jak fryzjer, sklep, róg ulicy, linia autobusowa, budka z żywnością na gorąco, stacja metra, szkoła osiedlowa, skwer, bazarek, miejscowa żulia (nawet jeśli nieprzyjazna). Przyswoiwszy sobie w ten sposób elementy i wymiary przestrzeni publicznej, „prywatyzując” je – osiągamy efekt „zadomowienia”, dla którego niezbędny jest element „ziomala” (patrz: blokersi). I odmawiamy „ziomalstwa” innym, w ten sposób samo-nobilitując się.

Na wsi taki język (siatka pojęć, sposób rozumowania) jest niezrozumiały, nie na miejscu. Na wsi nie ma nawet warunków, by samo-tworzyły się Dalby (TITL), a nawet jest tak, że ktokolwiek jest tam „nietutejszy” – ten utrwala się tam jako „przybysz chwilowy”, samo-odmawia sobie Swojszczyzny.

Mieszkałem na wsi trzech PGR-owskich domostw, mieszkałem w pod-kaszubskim mieście powiatowym, w Warszawie, w Wilnie, w Suwałkach, na wsi bieszczadzkiej, w kilku podwarszawskich suburbiach. To mnie różni z autorem „Miasta osobistego”. Za to nasze jakże różne drogi doprowadziły nas do tego samego: obaj rozumiemy, że Swojszczyzna we współczesnym świecie zanika, a przynajmniej jest gruntownie przebudowywana.

To zaś oznacza, że trzeba poszukiwać innego niż Swojszczyzna praźródła obywatelstwa, jeśli nie chcemy poddać się „zaoraniu” poprzez inkorporacje do rzeszy obywateli rejestrowych.

 

*             *             *

Najtrudniej jest opisywać społeczeństwo, którego nie ma, bo dopiero wschodzi, krok-za-krokiem wypiera społeczeństwo zastane, nazwijmy je tradycyjnym, bo wzrastało, dojrzewało przez setki lat – i teraz słabnie, brak mu tchu.

Nie ma zatem – jeszcze – tego, co można przewidzieć, jeśli przestanie się oglądać NADCHODZĄCE oczami PRZEMIJAJĄCEGO. Na przykład:

  1. Wszechobecna plasterkowość, społeczeństwo poslajsowane hiper-strukturami[3] (ang. slice – slajs, plasterek), wciśnięte niczym kęsy waty między to co najistotniejsze, czyli wstęgi węzłów, np. drogowych, jako zapchajdziury wtórne wobec „hiper”;
  2. Wszędobylski outsourcing: to pokłosie krańcowej, przesadnej specjalizacji, zabijającej staro-mistrzowską bukietowość umiejętności i możliwości. Wszechstronny Da Vinci miałby dziś kłopot z tym, by wypłynąć na szerokie wody sławy;
  3. Krańcowa „militaryzacja”[4]: do lamusa odchodzi typowe dla „wolnego świata swobód” przymrużanie oka na zakazy, przeszkody, reżim nakazowy, teraz tzw. infrastruktura krytyczna, obostrzona koszarowością jest panem w dowolnej sytuacji społecznej;
  4. Zupełna i kompletna syntetyczność, świat naturalny poświęcony na ołtarzu „momentu idealnego pracy”, żadnego miejsca na chwast porastający gdzieś w zakurzonym kącie, wszystko sterylne do imentu;
  5. Totalna temporalność wszystkiego, nic nie jest zafiksowane na stałe, nie istnieje formuła „z pokolenia na pokolenie”, liczy się tylko „abonament”, czyli relacja wykupionego prawa do tu-bycia, do pełnoprawnego współużytkowania;
  6. Niestała tożsamość, co oznacza zarówno ustawiczną niestabilność, płynność „pakietów-bukietów tożsamości”, a nawet tymczasowość tożsamości prymarnej, tej najważniejszej, wiodącej, naczelnej, sumarycznej[5];

W tej liście opisującej cechy nowego społeczeństwa – jest to lista skrócona – powiększmy na moment punkt pierwszy. I zauważmy, że te ludzkie plastry społeczne przycupnięte pomiędzy hiper-instalacjami – mają takie niby-swojszczyzny, wyżej opisane jako > fryzjer, sklep, róg ulicy, linia autobusowa, budka z żywnością na gorąco, stacja metra, szkoła osiedlowa, skwer, bazarek, miejscowa żulia<.

Wyobraźmy sobie, że cały świat jest różnokolorowy, a ta nasza niby-swojszczyzna ma swój „osobisty” kolor, na przykład niebieski. I kiedy patrzymy na wszystko wokół – wyłapujemy wyłącznie odcień niebieski, i odnajdujemy w nim swój „plaster”, wmieszany w inne plastry, jakby dla niepoznaki.

Czyż społeczności „fejsbukowe” nie są takimi plastrami? Sama platforma FB jest wszak hiper-strukturą, która wraz z innymi z wieloma innymi (np. z siecią marketów, albo siecią rezerwacyjna hoteli) razem współ-stanowi rzeczywistość ultra-urbalną. Społeczność fejsbukowa sama przecież jest poslajsowana na przenikające się wzajemnie „rodziny znajomych-friendsów”. Kultura plasterkowa jest jedynym światem przyszłości społecznej, w którym już nie ma (nie będzie) miejsca na Dom, Rodzinę, Wspólnotę: w to miejsce pojawia się Dalba, Grupa, Kongregacja.

I jeśli ktoś porzuca FB, by utożsamić się z Naszą Klasą – to zmienia tożsamość prymarną (rzadziej), albo tożsamość składową, podrzędną (częściej).

Wybrana przez nas niebieskość jest ojczysta, mało-ojczyźniana, przytulna, gemütlich, swojska, bezpieczna. Znów niemieckie słowo: Heimat. Wyłowimy ją z największego nawet zgiełku, jako tą najmojszą spośród moich. Każde z tych niebieskich ziarenek, kawałeczków – jest nasza odrębną Dalbą, przystanią znana od zawsze, choć właśnie po raz pierwszy napotkaną.

Miejsca osobiste w nadchodzącym świecie będą jednak miejscami chwilowymi, przejściowymi. Na czas abonamentu – są nasze, potem przechodzą pod władanie kogoś innego, kto wprowadza się na nasze miejsce, wcześniej odczekawszy w kolejce. Przycumowując do nich na czas objęty rezerwacją – dostajemy nie tylko chwilowy „adres”, ale też „pakiet”, coś inclusive, dal każdego inny, a może i nie.

Tak właśnie żyje coraz więcej z nas, a dzieje się to niezauważalnie, bo wciąż nam się wydaje, że żyjemy w „normalnych” Miastach Zwykłych, co najwyżej w Metro-Miastach, że nasze wspomnienia i tęsknoty do maminych czy babcinych wiosek są na wyciągnięcie ręki.

Nie, one się akurat kończą na naszych oczach. My zaś jesteśmy oplatani coraz bardziej wymagającą, koszarującą nas hiper-infrastrukturą, pośród której wijemy sobie przytuliska osobiste.

Moja siostra mieszka na najwyższej kondygnacji staromiejskiego budynku, lekko zawirowanego jakby był po piwie. Widać stąd ładny kawał Gdańska, kilka kościołów, jakiś przedwojenny gmach starego gimnazjum, urywki Motławy, trasę szybkiego ruchu ku Pruszczowi na południe i Sopotowi na północ, skrawki skwerów.

Tuż obok zaś, na dachu przyległej kamienicy, która „wystąpiła z szeregu”, przesiadują to gruchające gołębie, to krzyczące po kaszubsku mewy i rybitwy. Podpatrują mnie piszącego. Czynią to miejsce osobistym… jak w przyszłych podręcznikach…

 



[1] Italo GiovanniCalvino Mameli (1923- 1985) – kubańczyk urodzenia, włoski pisarz i eseista, jeden z ważniejszych twórców XX wieku. Początkowo tworzył w stylu neorealistycznym, by później pisać teksty alegoryczne i fantasy. Politycznie zaangażowany na lewicy. Jego książka tu przytaczana – to opis 64 pól szachowych reprezentowanych przez miasta w osobliwej Romowie Marco Polo z mongolskim chanem Kubiłajem  na temat architektury;

[2] Jan Gehl (ur. 1936), duński architekt i urbanista, profesor Szkoły Architektury Królewskiej Duńskiej Akademii Sztuk. Wykładał m.in. na: University of Edinburgh, Uniwersytecie Wileńskim, Uniwersytecie w Oslo, University of Toronto, Uniwersytecie Calgary, University of Melbourne, Uniwersytecie w Perth i Uniwersytecie Berkeley. Był konsultantem przebudowy i reorganizacji miast zarówno w Europie, jak i w Ameryce Północnej, Australii i na Dalekim Wschodzie (np. Nowy Jork, Seattle, San Francisco, Sydney i Melbourne);

[3] Sieć (luźne i swobodne elementy współ-tożsame), struktura (relacje-hierarchie między elementami sieci), systemy (zdolne do reprodukcji, żywe holi-całości) opierają się odpowiednio na cechach, instrukcjach, kluczach systemowych;

[4] Pedia: głównym celem militaryzacji jest zabezpieczenie – w drodze szczególnego obowiązku pracy i odpowiednich form organizacji jego spełnienia – sprawnego funkcjonowania działów administracji państwowej i gospodarki narodowej oraz jednostek organizacyjnych wykonujących wyjątkowo ważne zadania z punktu widzenia obronności ... tę zaś obronność węszy się wszędzie;

[5] W psychologii (patrz: Pedia), od czasów pojawienia się teorii Erika H. Eriksona, pojęcie tożsamości występuje w kontekście dwóch najważniejszych dla człowieka relacji: stosunku do siebie samego i stosunku do innych ludzi, a więc zarazem do kultury i tradycji. Wskazuje ono na szczególny typ związku, jaki łączy podmiot z nim samym – z jednej strony, z jego własną psychofizyczną i moralną kondycją (self identity) z drugiej zaś – na związek z innymi. Związek ten opiera się na mniej lub bardziej świadomych postawach wobec wyróżnionych wartości, których nosicielem jest zarówno sam podmiot, jak i inni ludzie, kultura;