Próbuję zrozumieć

2018-05-17 14:41

                        

Polska polityka – czyli tygiel spraw publicznych – to nie jest broszurka, tylko ładnych kilka tomów, może nawet dwie-trzy półki. Ogarnąć tego zapewne nie sposób, a nawet jeśli się ogarnie – to trudno trzymać wszystkie nitki naraz.

Stąd w tytule powyżej słowo „próbuję”.

Najwięcej z polityki mają w Polsce kamaryle. Wyjaśnijmy, co to za dziwadło. Otóż dla mnie Kamaryla – to zwieńczenie układanki, na którą składają się „parterowe” Kliki, te są zarządzane przez Koterie, a dopiero te są polem uprawnym dla Kamaryl.

Tak zwany zwykły człowiek żyje (ukrywa się) w przeświadczeniu, że istnieje życie poza-polityczne, że można się „odciąć” i „robić swoje”, co najwyżej Cesarz i Pan upomną się o swoje. Otóż od dawna jest to nieprawda. Gra wszystkich ze wszystkimi o wszystko (bellum omnium contra omnes) jest dziś w kulturach większości świata totalna, dotyczy wszystkiego, na czym spoczywa nasza uwaga. Jeśli nie odczuwamy tego na co dzień – to nie oznacza, że jesteśmy przezroczyści dla Sieci-Struktur-Systemów, tylko że przywykliśmy do ich obecności, spowszedniała nam, a może dodatkowo akurat „teraz” nic od nas nie chce ponad codzienność.

Trochę usypiająco działają na nas media: prasa codzienna i tygodniki, rozgłośnie radiowe i telewizyjne, media internetowe, itp. Serwują nam codzienny zgiełk, który irytuje i „zaszumia” (mówi się: własnych myśli nie mogę znaleźć). W tym jazgocie czujemy się jak w lesie: każde drzewo podobne do innych, brak punktów odniesienia i punktów orientacyjnych. Popadamy w sytuację, kiedy to „wiemy tak wiele, że nic nie wiemy”.

Kiedy już to poczujemy – jesteśmy „spreparowani” wedle oczekiwań politycznych. W oczekiwaniu odpoczynku reagujemy z użyciem życzliwie podpowiedzianych skrótów, wytrychów, stereotypów, kalek (od „kalka”). To oznacza, że myślimy cudzym językiem, klepiemy go machinalnie. O to IM chodzi.

Na przykład „interesujemy” się sondażami poparcia dla afiszów partyjnych. Niby wiemy, że wszyscy politycy są siebie warci – a mimo to stawiamy na niektórych.

Po czym szalejemy ze zdziwienia, że ci „niektórzy” okazują się zwykłymi świniami.

Aby przejść do sedna – opowiem pewną historię włoską. Sprzed lat

 

AAA

Otóż żyje jeszcze profesor Antonio Negri. Człowiek lewicy, nie przez wszystkich lewicowców akceptowany.

Jako 36-latek założył organizację „Potere Operaio” (Robotnicza Siła), typowo inteligencki ruch egzaltujący się polityka włoską. We wczesnych latach 80. XX wieku został oskarżony o zaplanowanie w maju 1978 zabójstwa Aldo Moro, przywódcy Chrześcijańskiej Demokracji. Został jednak oczyszczony z wszelkich zarzutów, także powiązań z Czerwonymi Brygadami, których członkowie porwali Moro. Potem jednakże został skazany na długoletnie więzienie pod kontrowersyjnym zarzutem „antypaństwowych powiązań i działań”.

Z więzienia kandydował do parlamentu i został posłem. Przez całą kadencję starał się o zmianę idiotycznych, opresyjnych przepisów, na mocy których został skazany za poglądy, a nie działania.

Nie udało mu się, co dla mnie jest dowodem, że Państwo Stricte (przede wszystkim służby specjalne i dyplomacja) mają w „demokracji” więcej do powiedzenia niż parlamentarzyści i „suweren”. Zatem na dzień przed końcem kadencji wyjechał do Paryża i tyle go widzieli (inaczej wróciłby za kratki).

Wtedy jeszcze w Europie funkcjonowały granice, więc Negri spokojnie filozofował w najbardziej rozdyskutowanym mieście europejskim. A rząd włoski wabił go do powrotu, dając mu żelazny list.

Uwierzył, przyleciał do Rzymu – i służby włoskie zabrały go prosto z lotniska do więzienia.

Nie dziwota, że poszedł po rozum do głowy i ogłosił światu trzy książki (wspólnie z Michaelem Hardtem), w których wyłożył istotę polityki, której pokrętności doświadczył:

  1. 2002: Impero: il nuovo ordine della globalizzazione,
  2. 2004: Moltitudine: guerra e democrazia nel nuovo ordine imperiale;
  3. 2010: Comune: oltre il privato ed il pubblico; 

Publikuje on zresztą dużo, ale te trzy książki, a zwłaszcza „Imperium”, stanowią poważny wykład filozofii polityki, którego nie sposób pominąć, jeśli chce się cokolwiek z „polityki” rozumieć.

 

BBB

Opowiem też o innym filozofie włoskim, również żyjącym, nieco młodszym od A. Niegri’ego.

Nazywa się Giorgio Agamben.

Jeszcze przed trzydziestką napisał znakomity esej (ok. 80 stron) zatytułowany „L’uomo senza contenuto”, wyjaśniając, na czym polega nieodwracalność wykluczenia społecznego, ekonomicznego, politycznego. Esejem tym zaakcentował swoją inteligencką wrażliwość .

Po czym obserwował na przykładzie A. Negri’ego, jak można lewicowego filozofa przerobić sądownie na terrorystę i uparcie dokonywać na nim „antykomunistycznej” vendetty. Jego książka „Homo sacer. Il potere sovrano e la nuda Vita”, wydana w roku 1995 (25 lat po słynnym eseju), została okastrowana z wszelkiej radykalności, jest nudną, choć zgrabną teorią popadania „niektórych” w trwale gorszą kondycję socjalną. O nieodwracalności (czyli o antysystemowej, antyustrojowej  krytyce) nie ma już tutaj mowy.

 

CCC

W ostatnich dniach na własne oczy widzieliśmy „rutynową” frekwencję policji na wyjazdowym seminarium Uniwersytetu Szczecińskiego w Pobierowie. 2,5-letni wyrok, wciąż przedłużany (nie zasądzony jeszcze, ale jaki problem w demokracji?) odsiaduje Dr Mateusz Piskorski. Likwiduje się pomniki „komunistyczne” i takież nazwy ulic, zasądza się grzywny organizacjom za samo słowo o brzmieniu lewicowym w nazwie. Degraduje się generałów i oficerów, którzy mieli „pecha” służyć w wojsku przed Transformacją. Nie rejestruje się partii obwołanej arbitralnie za pro kremlowską-proputinowską.

Dziś media plotą o młodej Rosjance, która poszła do aresztu i zostanie wydalona za to, że prowadzi „wojnę hybrydową”. Jako pretekstu używa się wieści o próbach skłócenia Ukraińców z Polakami, itp. Jako argumentacji używa się wieści o „narzucaniu narracji” rosyjskiej.

 

DDD

W Polsce działa ok. 10 tysięcy żurnalistów i polityków, którzy lobbują na rzecz interesów amerykańskich. Oraz innych. Każde mocarstwo globalne ma w 38-milionowej Polsce swoje liczne kadrowo lobby, dodatkowo swoje silne lobby ma w Polsce Sancta Sedes oraz Tel Aviv. Każdy z tych żurnalistów-polityków działa świadomie na rzecz interesów podmiotu obcego wobec Rzeczpospolitej Polskiej.

I nic.

To oznacza, że w Polsce „nielegalne” są sympatie do Rosji oraz poglądy lewicowe.

I tu wracamy do tygla politycznego. Bo komunizm, socjalizm, pro-moskiewskość, prorosyjskość, pro-putinizm – w rzeczywistości nie są nielegalne i nijak być nie mogą, chyba że w Polsce oficjalnie zainstaluje się nisze prawną w postaci jakiejś odmiany Inkwizycji, Opryczniny, Maccartyzmu, a takie metody „sugestii politycznych” jak opresja, terror, lincz, nagonka – staną się oficjalnymi narzędziami „oczyszczania” sceny politycznej z przeciwników konkretnej sekty ideowo-politycznej.

 

EEE

Jak zawsze, potwierdzam moje obywatelskie przekonanie o tym, że formacji znanej jako PO-PSL należało się usunięcie z rządu. Potwierdzam, że formacja sygnowana jako PiS rządzi na podstawie wyniku legalnych głosowań.

Jak zawsze uważam, że rządy PiS są co najmniej nieestetyczne politycznie.

Novum w moich poglądach jest to, że PiS poza normalną (choć nieestetyczną) działalnością rządową – prowadzi chorą, graniczącą z amokiem politykę delegalizującą (wyłączającą spod ochrony prawnej) jakąkolwiek lewicowość.

Balcerowicz machnął swoją doktrynerską ekonomicznie ręką na wielką połać gospodarki znaną pod zawołaniem PGR. Doprowadził do nędzy wielkie środowiska, choć nie musiał. To samo – nieco wolniej – uczynił z załogami wielkich zakładów pracy, choć nie musiał.

Człowiek o inicjałach AK ma przyzwolenie rządzącej kamaryli na opresyjny „antykomunizm”, z którego skrzętnie korzysta, wbrew wszystkiemu. To nie jest polityka zdrowa, z wszystkimi skojarzeniami ze słowem „zdrowie”.

Na nasze nieszczęście, w Polsce zdołano spowodować, że Niemcom wybacza się niegdysiejszy faszyzm, realny do imentu – a Rosjanom nie wybacza się „komunizmu” (myląc go ze stalinizmem), nie bacząc na wszelkie dysproporcje na niekorzyść Niemiec (faszystowskich).

To oznacza, że polska Inkwizycja-Oprycznina-Maccartyzm – ma w Polsce żyzną glebę. I nic nam – jakże suwerennym – nie może podyktować ktokolwiek z zewnątrz. Chyba że ma amerykański paszport…