Porozmawiajmy o lewicowości (moja analiza stronnicza)

2020-05-20 08:12

 

Oczywiście, lewicowość niejedno ma imię. Podobnie jak prawicowość i konserwatyzm. Cała sztuka polega na tym, żeby się przez sen nie pomylić i nie użyć imienia „spalonego”.

Najstarsza tradycja lewicowa w Polsce sięga takich „projektów”, jak:

Socjalno-Rewolucyjna Partia Proletariat (tzw. I-wszy, Wielki)

 

1882

Ideowo, w kilkuletniej działalności politycznej (rozbito ją represjami carskimi) partia skupiona była na socjalizmie, anarchizmie i narodnickiej „akcji bezpośredniej”. Motorem organizacyjnym partii był Ludwik Waryński (mający dystans do anarchizmu), a logistycznie opierała się na niewielkich, robotniczych i akademickich kołach samokształceniowych i zadaniowych. Dość szybko wyłoniła z siebie Partię Robotniczą "Solidarność" (Kazimierza Puchewicza i grupy robotników), skupioną niemal  wyłącznie na postulatach ekonomicznych. Krótki okres działania partii był jednak impulsem otwierającym drogę Polsce do historii zorganizowanego ruchu proletariackiego

Polska Partia Socjalistyczna

 

1892

Powstała na emigracji jako wspólny projekt różnych odłamów robotniczych o zapatrywaniach niepodległościowych i zarazem socjalistycznych. Od samego początku PPS oparty był na kilku stanowczo różnych frakcjach, od kooperatywistycznej i samorządowej, poprzez rewolucyjno-systemowo-ustrojową aż po rewolucyjno-terrorystyczną  Organizację Bojową. Frakcja terrorystyczna podążała za temperamentem m.in. Józefa Piłsudskiego, wdając się potem nawet w związki z piłsudczykowską sanacją. Głównym jednak profilem działalności PPS okazały się spójnie: pracy i handlowo-detaliczne oraz mieszkaniowe, kooperatywy zaopatrzeniowo-konsumenckie, koła skautowskie i samokształceniowe, kasy chorych, pożyczkowe, fundusze solidarnościowe, bankowość spółdzielcza, żłobki i przedszkola

Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy

 

1893

Jej rdzeniem założycielskim była organizacja pod nazwą Związek Robotników Polskich i tzw. II Proletariat, a busolą polityczną był dystans do nurtu niepodległościowego w PPS. Partia miała silne związki z lewicowymi projektami rosyjskimi, ale wobec „bolszewizmu” zachowała umiarkowany dystans, choć ceniona tam była za swój internacjonalizm. Po tę pro-rosyjską, komunistyczną (leninowską) tradycję sięgnęła potem PPR, u zarania jednak ton ideowy nadawała pierwsza przywódczyni, Róża Luksemburg (>akumulacja kapitału<), kładąca nacisk na wyzwolenie pracy spod jarzma fabryczników, zwłaszcza poprzez masowe strajki i „epanástasi” (żywiołowe protesty i ruchawki) osłabiające rentowność-efektywność gospodarczą na szkodę właścicieli fabryk

Kolektywistyczne (pozarządowe) aspekty ruchu ludowego

 

1842

 

Głównym przesłaniem polskiego ruchu ludowego były walka chłopów o społeczne, polityczne i narodowe wyzwolenie, a z czasem agraryzm. Z ruchem socjalistycznym łączyły go niemal identyczne i w tym samym czasie podejmowane inicjatywy samo-organizacyjne (spółdzielcze, wzajemni cze, samokształceniowe, świetlicowe, oświatowe, wydawnicze, rękodzielnicze, samopomocowe) oraz silny akcent niepodległościowy. Pierwszym świadomym ludowcem był ksiądz Józef Ściegienny, twórca kmiecej organizacji konspiracyjnej Związek Chłopski. Celem inicjatywy Ściegiennego była walka: o prawa chłopów, o likwidację pozostałości epoki feudalnej, o reformę rolną i o demokratyzację życia społecznego i politycznego

 

Meandry polskiego ruchu, który zrazu był ruchem oddzielnie chłopskim i robotniczym, a z czasem socjalistycznym – doprowadziły dzisiejszą lewicowość do roli osobliwego „odstojnika”, tyle że działającego „przeciw-grawitacyjnie”: paprochy i frakcje osobliwe wypływają na powierzchnię lewicowości, a pogłębione ideowo nurty toną w otchłaniach podpowierzchniowych.

Nie, nie wdam się w rozmowę o „prawdziwej” i „nieprawdziwej” lewicowości: każda jest prawdziwa, tak jak każdy socjalizm był „realny”, nawet ten „domniemany” (używam słowa „domniemany” wobec polskiego socjalizmu od roku 1982, a na pewno od założenia w 1984 roku ruchu kół samokształceniowych pod nazwą Akademia Młodych, w Śródborowie).

Tyle że ze świecą szukać w polskiej tradycji socjalistycznej takich elementów założycielskich, jak feminizm, genderyzm, ekologizm, pacyfizm, tym bardziej w tradycji socjaldemokratycznej (nieco na prawo, bliżej technokratyzmu) czy komunistycznej (nieco na lewo, bliżej charity). Mogę się mylić, ale wyraźnie podkreślam: co innego wrażliwość społeczna (na wszelką dyskryminację i  nierówności, np. w stosunku do kobiet i całą „galerię” problemów cywilizacyjnych), a co innego impulsy założycielskie formacji lewicowych (tu: najczęściej marksowskie). Zawsze jednak lewicowość oznaczała życzliwy, a niekiedy nabożny stosunek do tej części marksizmu, która mówi o nierówności klasowej, wyzwoleniu pracy, sprawiedliwości społecznej, prawach człowieka i obywatela, samorządności, spółdzielczości: dwa ostatnie mieszczą się w pojęciu „zrzeszenie zrzeszeń wolnych wytwórców”, nieudolnie (a’rebours) wdrażanym pod sztandarami i zawołaniami Kraju Rad.

Podstawą lewicowości – w moim szczerym przekonaniu – jest zdolność dostrzeżenia dziejowej nieuchronności, czyli zastąpienia-wyparcia Państwa (odgórnych i władczych organów, urzędów, służb, legislatury), które obumrze na skutek pęczniejącej i liczniejącej rozmaitymi formami obywatelskiej samorządności.

I tu lewicowość jednak „podzielę” na cierpliwą (Edward Abramowski) i niecierpliwą (bolszewicką).

Socjalizm cierpliwy

Socjalizm niecierpliwy

Dąży do tego, by nie tylko na poziomie werbalnym i legalistycznym, ale też w świecie świadomości i ducha, wszystkim ludziom dać równe  szanse i prawa, nawet tym, którzy są „przeciw” z nieświadomości i złej woli. Nazywam to „wybaczaniem drugiemu, że nie jest tak doskonały, jak sobie to wyobrażamy i oczekujemy”.

Dąży do tego, by nowy, wspaniały świat rad, samorządów, sprawiedliwości – nastał „jeszcze za naszego życia”, bez oglądania się na społeczną bezwładność. Jeśli ta bezwładność uwiera, staje w poprzek ambicjom – taki socjalizm łatwo sięga albo po totalitaryzm, albo po dekretową udawankę, nazywając sukcesem i postępem różne atrapy i mimikry

 

W tabeli powyżej zamieniłem – celowo – słowo „lewicowość” na słowo „socjalizm”. Wychodzę bowiem  założenia, że jeśli ktoś prawdziwie pragnie świata powszechnej równości i równie powszechnego dostatku – to nawet jeśli technicznie-logistycznie wyobraża to sobie inaczej niż „poprawnie” – mówi o sprawiedliwości społecznej, a to jest w moim wyobrażeniu postulat rozstrzygający.

Od zawsze polska lewicowość borykała się z wyzwaniem, które tu nazwę „kwestią smaku”, estetyki wystąpień w sprawie „wszyscyśmy w jednakim położeniu”. Wiele osób, o których dziś powiedzieliśmy „skrajnie wykluczeni”, odrzucało „lewactwo” z powodów chrześcijańskich albo patriotycznych czy zwyczajnie, dla zachowania „świętego spokoju”, z boku od ruchawek. Dla polskich syndykalistów (cytuję Pedię)  Naród i Państwo były wartościami najwyższymi, którym podporządkowywano ideologię syndykalistyczną, a np. St. Brzozowski „przetworzył idee syndykalisty Jerzego Sorela w sposób oryginalny, bo z antypaństwowego i antypatriotycznego systemu stworzył wzniosłą filozofię pracy i patriotyzmu”

Charakterystycznym jest ostatnio dla polskiego „elektoratu”, że wyraźnie stroni, a nawet wręcz odwraca się on od ruchu związków zawodowych, no, może poza syndykalizmem, obecnym dziś najmocniej w „sprawie lokatorskiej”. Można oczywiście snuć przypuszczenia, że wynika to na przykład ze skorumpowania politycznego (i ekonomicznego) czołowych luminarzy i prominentów związkowych, a można też – jak ja – zauważyć przewagę roszczeniowości nad współ-gospodarnością, i ta przewaga jest gangreną central związkowych, stwarzającą pozór, że historyczny fenomen związku zawodowego to ślepa uliczka lewicowości, młodzież powiedziałaby: kanał. 

/ostrzeżenie: poddawanie w wątpliwość postulatów planowości w gospodarce jest już dziś żenująco śmieszne, bowiem czasy spontanicznego bezładu w produkcji i usługach, a nawet w świadczeniach socjalnych – to dziewiętnastowieczny przeżytek/

Tu sięgnijmy po najnowsze ze związkowych doświadczeń polskich: Solidarność. To ona wywindowała roszczenie ponad uczestnictwo w planowaniu gospodarczym, jakoś godząc to zresztą z samo-przeobrażeniem  z radykalnej „czerwoności” w chadecką „spolegliwość” wobec władzy. Sam Wałęsa, który dostąpił pokojowego Nobla za związkowość i miana światowej legendy ruchu robotniczego – jawnie współpracuje z neoliberalizmem przeciw sprawie robotniczej.

Solidarność wprowadziła do „kultury” społecznej fatalny obyczaj „totalnej rozpierduchy” (im gorzej dla NICH, tym lepiej dla NAS). Sprawiła wrażenie, że kapitalizm, a właściwie wyzysk jest niezbędny dla funkcjonowania związku zawodowego, bo wtedy może on żądać od właścicieli i decydentów (biznesowych i politycznych) „podzielenia się nadwyżkami” (rentą kapitalistyczną) z ludem pracującym. Jeśli ktoś po 1890 roku był jeszcze politycznie skłonny głosić hasła nakazowo-rozdzielcze – to właśnie Solidarność i potem jej śladem – OPZZ.

Pamiętam, jak klarowałem Janowi Guzowi, że obstawanie za wszelką cenę przy utrzymaniu miejsc pracy (opór przed zwolnieniami) ma o wiele mniejszy sens, niż dużo skuteczniejsze zobligowanie przedsiębiorstw zwalniających do „miękkiego” przenoszenia zwalnianych fachowców do obszaru spółdzielni socjalnych (podobnie zresztą klarowałem ludziom Alfreda Domagalskiego w sprawach mieszkaniowych). Pęczniejąca trauma wykluczeniowa ludzi wyrzucanych z pracy i z mieszkań – to ciemna plama na Transformacji. Społecznie-mentalnie nie do odzyskania, bo tożsama z PTSD (posttraumatic stress disorder).

Kiedy już mówimy o samorządzie – o obywatelskiej samorządności wypierającej Państwo z dominującej roli w społeczeństwie – to sugerowana powyżej rekonstrukcja paradygmatu związkowego (zatrudnienie) i spółdzielczego (mieszkania) powinna zostać wyprowadzona poza obszar zdominowany przez Państwo i oddana pod społeczną kontrolę bezpośrednią, np. z udziałem rad sołtysowskich i rad osiedlowych, wybieralnych bezpośrednio i bez jednolitego reżimu. Dodatkowo praw człowieka i obywatela powinien strzec nie tylko konstytucyjny, utrzymywany z Budżetu (a więc upaństwowiony) RPO, ale równorzędny mu Społeczny Rzecznik Praw Człowieka i Obywatela, korpus ławników społecznych rozsianych co najmniej po jednym na powiat.

Tu mogę przerwać swoją wypowiedź, bo zręby swoich wyobrażeń o lewicowości – przekazałem. Dodam jedynie, że trudno mi sobie wyobrazić myślącego logicznie „liberała-prawaka” czy „konserwatystę-parafianina”, który zanegowałby rozwiązania społeczne wmontowane w powyższe wywody.

Za to nietrudno mi sobie wyobrazić takiego negującego – lewaka! Paradoks? Która lewicowa partia (uchodząca za lewicową) postuluje doprowadzenie do obumierania Państwa pod ciśnieniem rosnącej i powszechniejącej obywatelskiej samorządności ludzi pracy i konsumentów? Który z lewicowych kandydatów do funkcji Prezydenta RP (poza mną) zająknął się na ten temat?

Słabością polskiej lewicowości nie jest – wbrew pozorom – jej słabe „wzięcie elekcyjne”, tylko jej samo-kastracja ideowa.

 

Jan Gavroche Herman

 

PS

Co sądzicie, Szanowni, o wielkiej polskiej debacie ustrojowej, z silnym akcentem na lewicowość, jesienią 2020? Chodzi mi po głowie, że taką mamy wszyscy potrzebę…