Porozmawiajmy o Kaczyńskim

2016-03-31 07:33

Każdego myślącego MUSI zastanawiać, dlaczego temu akurat – z imienia i nazwiska – człowiekowi odmawia się prawa do rządzenia.

Jarosław Kaczyński mniej-więcej dekadę temu został obwołany Naczelnym Demonem Rzeczpospolitej. W związku z tym cała miłość bliźniego, jaką dysponuje „młoda polska demokracja”, skupiła się na nim.

Aż strach pomyśleć, co by się działo, gdyby Jarosław miał te same „zwykłe” przywary, jakie cechują 4/5 polskich polityków: skłonność do geszefciarstwa, do imprezowania, do wojaży na koszt podatnika, do mnożenia „rad nadzorczych”, do zmieniania poglądów i ugrupowań (iluż liderów partyjnych w Polsce zmieniało przynależność!?!).

Zacznę od kilku przymiotów, które spędzają sen z oczu „miłośnikom” Jarosława:

1.       Azjatyckim zwyczajem zwykł kierować zmaganiami swojej armii „ze wzgórza”, a nie, jak Rzymianin, machając orężem w pierwszej linii. Jego „biografowie” zauważają, że póki mógł, to posyłał w punkty zapalne swojego brata, a teraz wysyła ludzi skrojonych jako „kolejny garnitur”, i tylko raz dał się skusić, kiedy zawiódł go Marcinkiewicz. Zresztą, wtedy od razu podniesiono larum, bo oszukał, że nie będzie z bratem zajmował najwyższych stanowisk w jednym czasie.

 

Nie porównuję się, ale sam mam podobną skłonność. Co prawda, byłem w swoim życiu wielokrotnie dyrektorem, przewodniczącym, prezesem, kierownikiem – ale wolę mieć czas i swobodę od „bieżączki”, aby uwagę skupić na „studiowaniu” tego czym zarządzam, a źle się czuję w formule „orientuj się i dźgaj”. Jarosław nie jest ani jedynym, ani najgorszym z tych, którzy posyłali „praworęcznych” do bezpośredniego boju, ale jakoś tylko w jego przypadku okazuje się to oznaką swoistego cezaryzmu.

 

2.       Statut Prawa i Sprawiedliwości jest „niedemokratyczny”: prezes ma na mocy tego statutu władzę praktycznie nieograniczoną i korzysta z niej jednoosobowo.

 

Krytykom statutu PiS warto zadać jedno krótkie pytanie: czy kiedykolwiek zgłosili do Sądu Rejestrowego wniosek o naprawienie tej skandalicznej wady statutowej?  Oraz skąd się biorą wokół tego „tyrana” tak liczni ludzie mający swój własny dorobek zawodowy oraz polityczny? I czy tacy demokraci jak Tusk czy Miller naprawdę kolegialnie rządzili w swoich partiach, szanując rywali wewnętrznych i różnice zdań? O czołowym demokracie Wałęsie nie wspomnę, bo jak wiadomo, „od niego wszystko się zaczęło i żeby nie on…”.

 

3.       Kaczyński wprowadza do polityki swoje osobiste sympatie i antypatie, skłonności i awersje, zwłaszcza koncept środkowo-europejski.

 

Polska historia najnowsza zna i ceni takie nazwiska jak Piłsudski, Dmowski, później Gierek. Mniej więcej porównywalny w sile „elektorat” współczesny ceni sobie te nazwiska jako mężów stanu i ludzi z wizją. Bez rozwodzenia się: cała trójka wkładała w swoją działalność mocny i jednoznaczny ładunek osobisty, szczególnie swoich doświadczeń z młodości.

 

Zaś co do Europy Środkowej: od ok. 20 lat sam definiuję ten region świata jako odrębny fenomen wciąż „poszukujący” swojej kulturowo-cywilizacyjnej tożsamości między Orientem, Rosją i Europą, uważam że dla tej sprawy warto jest poświęcić takie mrzonki jak polską „sowieckość”, „europejskość” czy robienie „łaski” Amerykanom. Pilnuję starannie, by mojego konceptu nie pomylono z konceptem „jagiellońskim” albo z Międzymorzem, a duży pech zamroził moje starania o cykl konferencji w najstarszych środkowo-europejskich uniwersytetach: Wilno-Lwów-Kraków-Praga-Wiedeń-Budapeszt-Zagrzeb-Tartu.

 

4.       Kaczyński jest zaprzeczeniem obrazu Europejczyka: nie mówi w żadnym języku Imperium Romanum, nie koleżankuje się z możnymi brukselskimi, nie „bywa” na eventach organizowanych przez europejską inteligencję.

 

Właściwie to jedyną odpowiedzią powinno być zapytanie: czy Donald Tusk jest wzorcem Europejczyka? A pytam o tego wybitnego polityka, bo często i nie bez sensu porównuje się obu panów. Przypomnę, że Donald zrejterował z funkcji Premiera, języka uczy się do dziś, czystki w swojej partii przeprowadzał do ostatniej chwili, autoryzuje kilka poważnych afer gospodarczych (w tym „niedoszła” PIR), obciąża go kilku nominowanych przezeń ministrów, takich jak Sikorski czy Sienkiewicz.

Zła „prasa” dla braci Kaczyńskich, a szczególnie dla bardziej władczego w tym duecie Jarosława, zaczęła się od czasu jawnego wystąpienia przeciw Wałęsie. Kto kogo wyrzucił czy porzucił – wiedzą tylko bezpośredni uczestnicy ówczesnych gier belwederskich. Wałęsa – z właściwą sobie gracją podzieliwszy sztucznie świat polskiej polityki na „naturszczyków” i „wykształciuchów” (on tych słów nie używał, ale jego antyinteligenckość jest legendarna[1]) – niespodziewanie wykreował całkiem nową kategorię społeczną: nowo-patriotów. Kaczyńscy stanęli na czele ruchu nowo-patriotycznego (nigdy do dziś tak nie nazwanego), wraz z takimi postaciami jak Jan Olszewski, Marek Jurek czy nawet Jan Rokita.

Określenie „nowo-patriota” można tłumaczyć albo wprost, albo a’rebours. Spróbuję pomieszać oba porządki.

1.       Nowo-patriota jest inteligentem lub przynajmniej gorącym zwolennikiem znanego sobie inteligenta pozostającego w „obrocie medialnym”. Inteligent to (definicja moja, JH): człowiek, który otarł się o proces akademicki (niekoniecznie zakończywszy go dyplomem), mający poczucie misji społecznej (społecznik), funkcjonujący w formule „wolnego zawodu” (czasem z konieczności), umiejący redagować etosy (środowiskowe) i będący nosicielem któregoś z nich;

2.       Nowo-patriota doskonale rozumie procesy globalizacji-kontynentalizacji, ale pośród nich na czele stawia takie pojęcia jak Ojczyzna, Naród, Tradycja, Przyzwoitość. W tym sensie przeciwstawia się zarówno biznesowi funkcjonującemu na podobieństwo szabrowników, jak też polityce funkcjonującej w kosmopolitycznej formule „robienia łaski” gigantom polityki globalnej, „murzyńskości”;

3.       Nowo-patriota najwyżej ceni sobie za granicą najbliższych sąsiadów, ma więc w sobie zdolność do pokonania zwykłego odruchu niechęci do Ukraińca, Białorusina, Litwina, Słowaka, Czecha, Niemca, niechęci typowo sąsiedzkiej (sąsiad zawsze więcej zna słabości sąsiada niż ktoś „z daleka”). Nowo-patriota nie zakleszcza się w narodowym zatrzasku, tyle że woli współpracować z sąsiedzkimi narodami, a nie z ponadnarodowymi agregatami okradającymi państwa i narody z tożsamości i suwerenności;

4.       Nowo-patriota odmawia uczestnictwa w edukacyjno-medialnym procesie „formowania obywatela nowego typu”, co w przypadku Polski oznacza wpasowywanie ludzkich charakterów w poprawność najpierw kremlowską, a teraz brukselską: właściwym miejscem kształtowania osobowości jest Rodzina i Wspólnota (właśnie ten aspekt nowo-patriotyzmu jest postrzegany jako skłonność do faszyzmu);

5.       Nowo-patriota odmawia reprodukowania i proliferowania ideologii zrodzonych w innych niż krajowe ośrodkach, słusznie (moim zdaniem – JH) podejrzewając, że wraz z atrakcyjnymi zawołaniami wnoszą one do rodzimej rzeczywistości niepotrzebną rezerwę do własnego dorobku kulturowego, oswajają (zwłaszcza młodzież) z nowinkami wypełnionymi „wsadem” obcym kulturowo. Dla wyjaśnienia: mowa o takich ideologiach jak liberalizm czy socjalizm;

6.       Nowo-patriota to człowiek rozumiejący patriotyzm jako przeciwieństwo zaściankowości i kiszenia się we własnym sosie, ale pilnujący, żeby to co definiuje tożsamość (np. narodową) pozostało w „redakcji” rodzimej inteligencji, jednocześnie Ojczyznę rozumie on jako pakiet gospodarczych i politycznych oraz kulturowo-artystycznych dóbr i wartości niezbywalnych, mających postać Regaliów;

Mam być szczery, to kiedy piszę powyższe, ręce mi się załamują: to właśnie o tym wielokrotnie rozmawiałem z Januszem Piechocińskim, deklarującym się jako „chadek”, o tym też pisałem mu w specjalnym liście, kiedy został Prezesem PSL („Januszowi – z przyjaźni”, TUTAJ). Bo czyż można sobie wyobrazić lepsze gniazdo nowo-patriotyzmu, jak szeroko pojęty ruch ludowy, z ponad 100-letnią tradycją, z rozbudowanymi „auxiliares”? Niech się ludowcy nie dziwią, że PIS ich wypycha z polskiej prowincji: zaniedbują to, co dziś stanowi esencję projektu PiS, a od zawsze było „przyrodzone” ziemiaństwu i ludowcom. Wyniesienie R. Bartoszcze z gabinetu czy zupełne zmarginalizowanie R. Malinowskiego mszczą się niemiłosiernie.

Jeśli za „naturszczyków” uznać dziś takie ugrupowania jak KUKIZ’15 czy RAZEM, a za „wykształciuchów” takie jak SLD czy PO – to „racja nowo-patriotyczna” doskonale wpisuje się pomiędzy nie.

Krytycy Kaczyńskiego dość łatwo wychwytują i wyszydzają jego niedoskonałości, które równie łatwo „wybaczają” innym politykom. Przez to zagubili tę najfajniejszą umiejętność, przebijania się przez fasadę, by zrozumieć istotę projektu politycznego. Na szczęście KOD-ownicy już przestali okrzyków „precz z faszyzmem”. Więcej: ktokolwiek próbuje zrozumieć Kaczyńskiego – automatycznie jest klasyfikowany jako kolejny naiwny i wpisywany w grono jego akolitów. Więc dla równowagi dodam, że poza PiS jest jeszcze małe ugrupowanie ZMIANA (kierowane przez znaczącą niegdyś postać „Samoobrony”), równie nowo-patriotyczne, choć posądzane o „proputinizm” (niedawno Zmiana wygrała proces w tej sprawie). Przytaczam ten przykład aby uświadomić Czytelnikowi, że nowo-patriotyzm (może trzeba sformułować jakieś chwytliwe określenie…) jest w polskiej rzeczywistości obecny nie tylko w partii rządzącej, ale – na przykład – w różnych ugrupowaniach formuły „indignados” czy w rzeczonej „Samoobronie”, nie mówiąc już o formacjach porzuconych przez R. Giertycha.

 



[1] Wykształciuch to słowo pochodne od rosyjskiego „образованщина” albo „интеллигентщина”: terminami tymi posługiwali się np. Bierdiajew, Sołżenicyn, a w Polsce Roman Zimand czy ostatnio Dorn (korzystałem z Pedii);