Podstęp polityczny

2016-04-20 08:47

 

Bardzo jest niedobrze, kiedy ważne, kluczowe decyzje polityczne są zaprowadzana na drodze sztuczek formalno-prawnych czy podobnych taktyk, bardzo jest też nieładnie, jeśli tak rozumiany podstęp „wchodzi w krew” i stosowany jest na co dzień, jako swoista nienormalna norma.

Konstytucję 3 Maja wprowadzono podstępem. Chyba najkrótszym i najjaśniejszym opisem intrygi jest artykuł Katarzyny Kaczorowskiej TUTAJ. Konstytucję 3 maja – czytamy – uchwalono podstępem. Król Stanisław August Poniatowski do Warszawy ściągnął wojsko, a Hugo Kołłątaj na ulice wyprowadził mieszczan. To właściwie była gra va banque. Stronnictwo Patriotyczne, autorzy konstytucji uchwalonej 3 maja 1791 roku, świadomie uciekli się do podstępu. I równie świadomie nie pozostawili miejsca na jakikolwiek przypadek, o czym najlepiej świadczy to, że ów ważny dokument, fundament polskiej demokracji, w zgodnej opinii późniejszych pokoleń jedno z najważniejszych i najdonioślejszych dokonań polskiego (ale też i światowego) parlamentaryzmu, przyjęto niemalże pod presją wojska. Intryga była przemyślana i nic nie mogło pokrzyżować misternego planu. Nie było już miejsca na przypadki, trzeba było wszelkimi siłami stworzyć podstawy pozwalające ratować upadające państwo.

Intencja była słuszna, w sprawę zaangażowano wybitnych „demokratów” europejskich, francuskich filozofów Gabriela Bonnot de Mably i Jeana-Jacques’a Rousseau, w tle było powołanie Komisji Edukacji Narodowej oraz szerokie konsultacje w wiodących środowiskach. A jednak – choć z powodów znanych i zrozumiałych – Konstytucję wprowadzono ze swoistym „grzechem pierworodnym” nie-demokratyczności.

Pakiet ustaw uruchamiających polską Transformację wprowadzono podobnym podstępem. Rząd Mazowieckiego korzystał z niemal pancernego parasola Solidarności oraz z intelektualnego tumultu, jaki w Polsce panował, kiedy zaczęto legalnie upowszechniać ogrom dorobku europejskiego w sprawach społecznych, politycznych, itp. Solidarność liczyła na fachową zamianę projektu Samorządnej Rzeczpospolitej na konkretne rozwiązania ustrojowe. Tymczasem „pod przykrywką” kontynuowano „nie od wczoraj” prowadzone rozmowy na temat wypróbowania w Polsce „terapii szokowej” w gospodarce (Chile, Boliwia), a w sprawach ustroju społeczno-politycznego założono, że będzie się metodą „kliknij-kopiuj-wklej” przenosić na grunt polski rozwiązania europejskie. Mimo, że tacy posłowie jak Modzelewski, Bugaj, Małachowski połapali się w „myku” i głośno protestowali – ten sposób „procedowania” zaklepano poniechawszy jakiejkolwiek późniejszej kontroli nad nim. Można powiedzieć, że zarówno gospodarkę, jak i ustrój polityczny rozłożono w Polsce na czynniki pierwsze, odsiano z nich może 10%, resztę „zamieciono” i zastąpiono wybranymi rozwiązaniami, które dla gospodarki oznaczały „wolną amerykankę” (zakazaną już w Europie), a dla Państwa oznaczało „rozmiękczenie”.

Program Jeffreya Sachsa i Davida Liptona został przedstawiony Senackiej Komisji Gospodarczej w lecie 1989 r. (zanim powstał Rząd, tuż po czerwcowych wyborach!). Zakładał rozwiązanie problemów gospodarczych Polski przez nagły i śmiały skok w gospodarkę rynkową (w myśl tzw. doktryny szoku, opisanej przez N. Klein).

Ani Samorządna Rzeczpospolita, ani „społeczna gospodarka rynkowa” (szyderczo wpisana potem w Konstytucję bez zamiaru realizacji) nie zostały w ogóle wzięte pod rozwagę: L. Balcerowicz i jego doradcy (głównie J. Sachs) to ludzie urzeczeni wtedy monetaryzmem, traktujący „miąższ gospodarczy” jako pole eksperymentu, a nie esencję życia gospodarczego. W obszarze polityczno-społecznym nawet „główny piewca samorządności” J. Regulski jasno powiedział, że zdążono zaprowadzić fasadę, która – nie wypełniona treścią – stała się atrapą.

 

*             *             *

Do zwycięstwa „formacji IV Rzeczpospolitej” w 2015 roku nie trzeba było podstępu: poziom wk…enia „elektoratu” na Transformację i zwłaszcza na 8-letnie „spokojne, zielonowyspowe” poczynania „tuskowitów” okazał się tak wielki, a efektywność ustroju (gospodarcza i polityczna) tak wyczerpana, że wystarczył Kukiz, by rozmontować zatrzaski ustrojowe mające dać dożywotnie synekury kilkuset tysiącom „władców Polski”. Przypomnijmy, że wcześniejsze spazmy Tymińskiego czy Leppera – dużo poważniejsze merytorycznie niż spazm kukizowy – nie dały tego efektu, bo Transformacja czerpała z pokładów rezerwowych, opróżniając kraj poprzez prywatyzacje i poprzez zwodnicze „fundusze unijne”.

Trzeba pamiętać, że Polska to kraj wprowadzający nową jakość do światowego dziedzictwa państwowego: wymieszanie formuły rzymskiej i bizantynizmu w obszarze zaprowadzania i realizacji prawa.

1.       Konwencja „rzymska” pozwala na to, by ktoś ewidentnie mający rację „przegrał”, bo niezręcznie ją popierał przepisami i procedurami. Bizantynizm to konwencja, która pozwala przepisy prawa i praktykę prawną jawnie naznaczać interesem politycznym, partykularnym, osobistym (np. poprzez bełtanie mętnej wody). Mieszanie  tych konwencji to powszechna sprawa w Polsce. Pisałem o tym TUTAJ.

2.       Dodatkowo Polska – mając Państwo ewidentnie osłabione-rozmemłane w ostatnim ćwierćwieczu – pozwoliła sobie na „państwa w państwie” (separatystyczne legislatury, enklawy suwerenności para-państwowej), w kilkunastu kluczowych środowiskach: wymiar sprawiedliwości, ochrona zdrowia, obszar skarbowo-windykacyjny, obszar „kontrolowany” przez Regionalne Izby Obrachunkowe, obszar federacji sportowych, obszar „siłowy” (policje, wojsko, służby), obszar „walorów” (bankowość, ubezpieczenia, budżety, finanse, fundusze, giełdy), itd., itp.

3.       Suwerenna samowładza cechuje też takie instytucje konstytucyjne jak NIK, TK i sam urząd Premiera: instytucje te jednoosobowo są „autokefaliczne” wobec Konstytucji, ustroju, oczekiwań społecznych.

4.       Na koniec dodajmy daleko posuniętą autonomię ustrojową w obszarze przedsiębiorczości rolniczo-spożywczej: jej symbolem jest KRUS i dotacja gruntowa, ale obejmuje ona kilkanaście, może więcej specyficznych rozwiązań ustrojowych, które nie służą ani sferze uspołecznionej na wsi, ani drobnym gospodarstwom – tylko właśnie przedsiębiorcom rolno-spożywczym.

Od mniej-więcej roku trwa w Polsce „polonez sztukowany”, w którym chodzi o to, by cele polityczne – wszak nie dające się ukryć – realizować za pomocą sztuczek, które powinny wywieźć w pole zarówno „ciemny lud”, jak też konkurencję polityczną. Jedynym osiągnięciem demokracji w Polsce jest to, że gracze polityczni zgodnie muszą ukrywać swoją grę, nie mogą się swoimi popisami podzielić z „publicznością”. Bo ta publiczność nie ma prawa wiedzieć, o co chodzi. Nawet jeśli ktoś „wjedzie” przypadkiem do rady czy parlamentu albo dyrektorskiej Nomenklatury – to pełni tam długo role zająca, zanim zostanie dopuszczony do sedna.

 

*             *             *

Lista sztuczek polegających na mętnym operowaniu przepisami, upoważnieniami, procedurami, standardami – jest wystarczająco długa, abym czuł się usprawiedliwiony, jeśli poniecham jej publikowania. W każdym razie bardzo mi pomaga, kiedy przepuszczam relacje z Sejmu i innych ośrodków władzy czy gospodarki przez filtr, który mi przypomina: coś znowu kręcą, zajrzyj za kulisy.

I kiedy się tej myśli podporządkuję – to widzę, że żądanie przerwy w obradach to nie wyraz potrzeby odetchnięcia, tylko rozegrania czegoś poza kamerami. I tak dalej.

 

*             *             *

Nie jestem pewien, czy o to chodzi, kiedy mówimy o Demokracji czy Rynku…