Pięciu dobro-złych (odsłona 2)

2010-05-10 05:38

/czyli: małe i słabe bywa piękne, choć nie musi/

 

Entuzjazm zwolenników albo sprawne struktury – tym dysponują kandydaci spoza głównego nurtu telewizyjno-radiowo-prasowo-internetowego:

 

  1. Marek Jurek (Prawica Rzeczypospolitej),
  2. Janusz Korwin-Mikke (były prezes UPR, obecnie Wolność i Praworządność)
  3. Andrzej Lepper (Samoobrona),
  4. Kornel Morawiecki (założyciel "Solidarności Walczącej"),
  5. Bogusław Ziętek (WZZ Sierpień 80),

 

Warto zastanowić się, dlaczego – mimo absolutnie rozpoznawalnych nazwisk – są to osoby odsyłane poza nawias głównego nurtu debaty politycznej w Polsce.

 

Marek Jurek jeszcze niedawno należał do czołówki współpracowników Jarosława Kaczyńskiego. Był Marszałkiem Sejmu, co oznacza, że główno-nurtowe siły polityczne uzgodniły wyniesienie go na pozycje nominalnie drugą w świecie polityki polskiej (PiS, Samoobrona, LPR, PSL). Jest to wyważony, „uśredniony” polityk, zupełnie nieznany z jakichkolwiek ekscesów.

 

Oto jak uzasadnia potrzebę kandydowania. Niepodległość Polski, mocna pozycja Polski w świecie i w Europie, prawa rodziny, wartości cywilizacji chrześcijańskiej. Polska musi być demokracja o charakterze republikańskim, w której liczą się zasady, przekonania, odpowiedzialność, a nie tylko żądza władzy. Potrzebny jest Polsce nie tylko dobry Prezydent, ale też Parlament i Rząd. Dlatego każdy kandydat reprezentujący wartości istotne dla nas – musi startować. Dlatego ja startuję. Musimy zresztą brać przykład z naszych oponentów. Odważna kampania A. Olechowskiego stała się początkiem PO, bez kampanii W. Cimoszewicza nie byłoby późniejszej wygranej Lewicy niemal na początku Transformacji, ani późniejszej wygranej A. Kwaśniewskiego.

 

Konserwatysta anty-PRL-owski (słowo „antykomunista” nie pasuje do niego mimo przeszłości w kierownictwach NZS, RMP, ZChN, pracy ze „Znakami Czasu” czy „Polityka Polską”: jego bycie chrześcijaninem oznacza stanowczość i pryncypialność, ale nie nienawiść). Kawaler Orderu Odrodzenia Polski, pro-państwowiec, w głosowaniach dostaje poparcie liczone w dziesiątkach tysięcy głosów.

 

W 2009 wydał książkę Dysydent w państwie POPiS, gdzie poprzez cytaty ze swojego dziennika osobistego oraz z bloga daje wyraz swojej odrębności wobec tego, co i dziś stanowi główną płaszczyznę debaty publicznej. Trzeba po tę książkę sięgnąć, jeśli chce się zrozumieć, że to nie marek Jurek został odsunięty, tylko podjął męską decyzję: najpierw zasady, potem polityka.

 

Janusz Korwin-Mikke – to enfant terrible polskiej polityki. Jego blog osobisty oraz stała rubryka w Angorze – to przykłady dwóch nakładających się jego cech osobistych: zamiłowania do żelaznej logiki i bałaganiarstwa formalnego. Cierpi na tym logika. Jednak kiedy przyjrzeć się jego odrębnym wywodom na niezliczone tematy, które porusza – można doznać urzeczenia zgrabnością i bezpardonowością argumentacji. W kontakcie bezpośrednim – które niemal zawsze przeradza się w zwarcie – robi nieodparte wrażenie pouczającego nas narratora, z tupetem i odrobina wyższości.

 

Bez granic wierzy w swoją inteligencję, wytresowaną na brydżu (napisał wiele książek-instrukcji) oraz na różnorodnych studiach (Maturę zdał w 1959, po czym rozpoczął studia na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego. Później studiował także prawo, socjologię, psychologię i filozofię na Wydziale Filozofii).

 

Monarchista i liberał (szczerze mówiąc, w obu rolach dość oryginalny), ale ma 20-letni epizod członkowski w Stronnictwie Demokratycznym. Przez historyczną chwilę polityczny stronnik Lecha Wałęsy, inicjator procesu lustracyjnego, zakończonego na wstępnym etapie upadkiem rządu J. Olszewskiego.

 

Były poseł. Autor i inicjator, wydawnictw, seminariów, czasopism, ugrupowań. Nigdzie jednak nie zagrzał miejsca, lepiej się czuje jako „walczak” w stylu „jeden przeciw wszystkim”.

 

Mimo kilkutysięcznego, czasem kilkunastotysięcznego poparcia wyborczego – jego ekscentryczna postawa i indywidualizm zamykają mu zawsze drogę do stanowisk wymagających rozwagi i kompromisów.

 

Andrzej Lepper (cytuję z innego swojego tekstu) – to jedyny z tej grupy, który nie zionie obrzydzeniem do PRL. Jest autorem i głównym reżyserem flibustierskiego ruchu gospodarzy wiejskich przeciw socjalnym (nie tylko ekonomicznym) skutkom Planu Balcerowicza. Doprowadziło go to do najwyższych sukcesów (Wice-marszałek Sejmu, Wice-Premier) i do największych klęsk (intryga, spisek nań inicjowany przez silniejszego koalicjanta). Dziś – podsądny w sprawach mało eleganckich.

 

Autor (właściwie narrator) dwóch świetnych książek.

 

Ruch Samoobrony okazał się dla polskiej prowincji prawdziwszą, właściwą wersją Solidarności, odpowiadającą warunkom psycho-mentalnym i kulturowym panującym poza wielkimi miastami.

 

Otóż Solidarność „robotnicza” (stoczniowo-górnicza), nawiązująca do 1956 (Cegielski) oraz do 1976 (Ursus, Radom) a także Solidarność „rolnicza” zawiązana w Ustrzykach (Jan Kułaj) nie wstrzeliły się w rzeczywistą ówczesną strukturę społeczną polskiej wsi. A ta wyglądała następująco:

  • życie gospodarskie definiowane było przez wziętych, wielohektarowych gospodarzy „z dziada-pradziada”;
  • wokół tych „seniorskich” gospodarstw i w ich cieniu funkcjonowały gospodarstwa mniejsze albo oparte w większości na dzierżawie;
  • te dwie mikro-grupy skupiały wokół siebie większość ziemi, majątku i „dobrej opinii” na wsi, realizowały też po swojemu „wielką politykę” i politykę socjalną na wsi;
  • wraz z „proboszczami” i nieliczną inteligencją wiejską (dyrektor szkoły, wójt, szef POM, szef GS, szef ODR, szef świetlicy i/lub biblioteki) grupy te dominowały w obszarze idei i zachowań politycznych;
  • tak rozumiana elita wiejska współpracowała – z dystansem – z najszerzej rozumianym państwem, przeważnie poprzez „radę powiatową” (cokolwiek rozumieć przez to określenie);
  • pozostali mieszkańcy wsi przyzwalali na tę dominację, budując swoje plany życiowe na tej „konstelacji gwiazd stałych”;
  • niezależnie od wszelkich formaliów „ustrój społeczny” wsi miał wszelkie cechy patrymonializmu;
  • rozwiązania restrukturyzacyjne dla wsi (kontraktacje, gospodarstwa specjalistyczne, itp.) przyjmowane były przez opisane tu „patrymonium”;
  • biedota wiejska i pracownicy PGR stanowili najniższą społecznie, nie objętą patrymonializmem warstwę wiejską, której „nie obowiązywały” surowe normy racjonalności ekonomicznej i kanon moralny (gdy tymczasem dyrektor PGR lub SKR albo Spółdzielni Rolnej, choć nie zawsze „pełnoprawnie”, należeli do elity wiejskiej);
  • policja-milicja i placówki oraz służby państwowe ślepo, bez wnikania w społeczne okoliczności, z pełnym podporządkowaniem uwzględniały ten naturalny, ale też z lekka PRL-owski układ wiejski przy realizacji swojego zadania „strzec ładu publicznego”;

 

Do tego trzeba dodać sytuację w małych miasteczkach (kilkanaście lub nieco więcej tysięcy mieszkańców), które całą swoją działalność miały nakierowaną na obsługę wsi: przetwarzały płody ziemi i hodowli (mleczarnie, roszarnie, rzeźnie), udostępniały place pod targowiska, kształciły młodzież ponadpodstawową, magazynowały i pół-hurtowały towary od wsi i ku wsi, zapewniały obsługę finansowo-kredytową, zaopatrywały w elementarne dobra stanowiące wyposażenie zagród, pomieszczeń gospodarskich i mieszkalnych. W miasteczkach osadzone były też firmy budownictwa rolnego, melioracyjne, centrale nasienne, składnice nawozów, spółdzielczy i państwowi „dilerzy” traktorów, maszyn i urządzeń, a także około-gospodarski biznes „rynkowy”.

 

Otóż w owych małych miasteczkach wiejski patrymonializm nabierał „cywilizacyjnych” niemal szlifów, dojrzewał w bardziej nieodwracalny sposób niż ten wiejski, bowiem stabilizował wokół siebie meta-instytucje społeczne, zamieniał to co oficjalne na to co „nasze”.

 

Intensywny rozwój gospodarski oparty był na łatwo uzyskiwalnych i łatwo spłacalnych kredytach obrotowych (na ziarno, na nawozy, na materiały budowlane), których komercyjność była właściwie „umowna”.

 

Dlatego hiper-inflacja i brak zabezpieczeń przed nią zrujnowały nie tylko oszczędności rodzin w miastach, co anonsowały media, ale też postawiły gospodarzy wiejskich w paradoksalnej roli. Oto bowiem do wiejskich niepodważalnych liderów zaczęli zaglądać komornicy: sama ich obecność odbierała gospodarzom to, na czym wieś stała: autorytet opoki. Dewastowana w ten sposób społeczna struktura wsi musiała wywołać bunt, bardziej szczery i autentyczny niż ruch Jana Kułaja. Na polskiej wsi waliło się w gruzy dojrzałe patrymonium, zadowalające politycznie wszystkich na prowincji, choć niemożliwe do usankcjonowania prawnego. W to miejsce serwowano zupełnie obcą „demokrację” i jeszcze bardziej obcy „wolny rynek”.

 

Samoobrona wyrastała na potęgę polityczną w atmosferze powszechnego pół-obrzydzenia, jakiego wobec niej nie kryła inteligencja miejska, zaś atmosferę tę pogłębiało kompletne niezrozumienie istoty ruchu przez spauperyzowane „doły” wielkomiejskie. Izolacja ta ułatwiła wniknięcie do Samoobrony „biznesu powiatowego”.

 

Rozpad Samoobrony rozpoczął się jeszcze przed jej największym tryumfem politycznym (funkcje parlamentarne i rządowe): była to rysa pomiędzy biznesem powiatowym i pierwotnym dla tego ruchu żywiołem gospodarskim: oba kierują się wszak zupełnie odmiennymi kodami moralno-ideowymi, choć oba też są zdecydowanie pragmatyczne w działaniu, z tą typową „chłopską racjonalnością”.

 

Miary dopełniło niezdecydowanie Andrzeja Leppera co do własnego wizerunku: chciał być zapewne nowoczesnym Witosem, ale też – tu nie mam pewności – leczył kompleks nie-inteligenta: był to jedyny słaby punkt zdolnego i szybko uczącego się polityka, w którym nie dorównywał on Witosowi. Wszystko to naraz, pośród konkurencyjnych dla PSL poszukiwań ideowych – rozłożyło Samoobronę, nie bez szansy na restaurację.

 

Kornel Morawiecki – to niezłomna postać „antykomuny”, odmawiająca wszelkich kompromisów i „inteligenckich” interpretacji w tej sprawie. Dawny przywódca Solidarności Walczącej (jako jedyna w swoim programie głosiła upadek komunizmu, niepodległość Polski i innych narodów zniewolonych przez komunizm, niepodległość republik sowieckich, zjednoczenie Niemiec przy zachowaniu narzuconych jałtańskim porządkiem granic powojennych).

 

Przez dwadzieścia lat Morawiecki pozostaje w medialnym niebycie. Taka była konsekwencja jego stanowczej odmowy brania udziału w obradach Okrągłego Stołu. Jedna z blogerek Salonu24 (długodystansowiec) pisze: „startował potem w wyborach prezydenckich w 1990 roku. Oszołomiona porozumieniami Polska nie chciała już jednak takich bohaterów jak on. Nie udało mu się zebrać wymaganej ilości głosów. W symbolicznym geście podczas debaty telewizyjnej przewraca okragły stół. Próbował jeszcze startować w wyborach parlamentarnych 1991 jako kandydat założonej przez siebie Partii Wolności, potem w 1997 do Senatu z ramienia Ruchu Odbudowy Polski i jeszcze w 2007 jako kandydat PiS-u. Społeczeństwo już jednak nie chciało słuchać argumentacji Morawieckiego.

 

Jego zdaniem „Ostatnie dwudziestolecie to całe pasmo postaw, zachowań i decyzji, które interes grupowy, partyjny stawiały nad interesem narodowym, państwowym. Jak odwrócić i odrzucić te zgubne dla kraju zachowania elit? Czy trzeba takich nieszczęść, jak tragedia Smoleńska, byśmy poczuli wagę i znaczenie tej wielkiej, wielopokoleniowej zbiorowości, której na imię Polska?”.

 

Z jego strony internetowej: Kornel Morawiecki, który zamierza walczyć o prezydenturę, powiedział w piątek, że chce zaproponować Polakom swoją wizję Polski w Europie jako poważnego partnera i przewodnika w rozwoju wspólnoty. “Mam wizję Polski nowoczesnej i solidarnej zarazem” – mówił. I dalej: „Samo wejście dr Kornela Morawieckiego do wyborów prezydenckich byłoby cenne dla Polski. Nasz bezpartyjny kandydat swoim życiem i postawą reprezentuje wartości prawdy i solidarności. Tego nam brakowało w minionych 20 latach”.

 

 

Z Odezwy-Apelu K. Morawieckiego:

 

Do wszystkich weteranów Solidarności, Solidarności Walczącej, Konfederacji Polski Niepodległej, niezależnego harcerstwa i wszystkich innych organizacji walczących o wolną Polskę, do wszystkich którym drogie są ideały 3-go Maja, 11-go Listopada, 1-go i 31-go Sierpnia, ideały Wolności i Niezawisłości ojczystego Kraju!

 

Żyjąc osobno, pochłonięci sprawami prywatnymi, często z trudem wiążąc koniec z końcem, jesteśmy zdani na łaskę i niełaskę innych, często bezwzględnych i lepiej zorganizowanych, a zawsze działających we własnym interesie nacji.

 

Nie mamy poczucia wpływu na nasze życie większego, niż unoszona nurtem wartkiej rzeki kłoda. Niektórzy, silniejsi i bardziej zaradni, montują sobie z kłód tych tratwy, jeszcze inni żyją z dobrze prosperujących nadrzecznych tartaków… Choć obraz ten wydać się może przesadzony, to przecież dla wielkiej liczby naszych rodaków jest on smutna rzeczywistością. Czy tak miała i ma wyglądać wolna Polska, o której śniło i o którą walczyło tyle pokoleń Polaków? Każdy z nas chyba czuje, że nie.

 

Jak mogło do tego dojść? Dlaczego tak się stało? Kto za to ponosi odpowiedzialność? Nie trzeba daleko szukać. Za stan w jakim znajduje się nasz Kraj odpowiadamy, choć w nierównej mierze, my wszyscy pospołu. Bo przecież Polska poza nami nie ma nikogo innego, kto miałby się o Nią zatroszczyć… To przez nasze zaniechania, a zwłaszcza tych spośród nas, którzy mają lepsze rozeznanie w sprawach publicznych, i tych którzy sprawowali dotąd z naszego wyboru władzę, nasz Kraj znajduje się w takim a nie innym położeniu.

 

I dlatego właśnie czas skończyć z biernością!

 

Z listu Kornela Morawieckiego do przywódców dwóch najbardziej medialnych partii: „Prezydent ma łączyć, ześrodkowywać energię całego narodu. Jego osoba ma dawać gwarancje działań na rzecz dobra wspólnego. Trzeba, by umiał rozbudzić powszechne nadzieje. Trzeba, by umiał razem ze wszystkimi poszukiwać nowych rozwiązań i wizji na miarę XXI wieku – dla Polski, dla Europy, dla świata”.

 

I jeszcze raz blogerka (długodystansowiec): „Minusem Morawieckiego jest jednak to, że nie jest „medialny”. Garnitur jakoś na nim nie leży a krawat zawsze mu się niesfornie przekrzywia. Nie ma doświadczenia w publicznym prezentowaniu swoich poglądów. Nie wygłasza porywających przemówień. Mikrofon go najwyraźniej krępuje i powoduje, że wygląda na zagubionego. Zdecydowanie nie ułatwi mu to kampanii wyborczej. Media sprzedają wizerunek. W zderzeniu ze swobodnym, opowiadającym anegdoty Komorowskim nie przedstawia się atrakcyjnie. Poza nawiasem politycznym i publiczną debatą był bardzo długo a to nie sprzyjało byciu suave. Jaka będzie reakcja na jego wystąpienia? Już niedługo zobaczymy”.

 

Bogusław Ziętek – ze względu na nazwisko znalazł się na końcu tej listy. Może to i szczęśliwy zbieg okoliczności, bowiem w konfrontacji z wyżej i wcześniej opisanymi kandydaturami (oprócz tych powyżej – jeszcze W. Pawlak, G. Napieralski, A. Olechowski) – ten autorytarny, zdecydowany walczyć do upadłego przywódca związkowy WZZ Sierpnia’80 (w działalność partyjną PPP angażuje się w sposób „chłodniejszy”) prezentuje się jako ktoś wyjątkowo odrębny a zarazem wyjątkowo podobny do wszystkich innych.

 

Jego liczne publikacje w Trybunie Robotniczej i Kurierze Związkowym czynią powyższe porównanie uzasadnionym.

 

Jego „rodzima” Polska Partia Pracy domaga się (cytuję) wstrzymania prywatyzacji i odrzuca neoliberalne reformy. Opowiada się za bezpłatną edukacją i służbą zdrowia, za wyprowadzeniem wojsk polskich z Iraku i Afganistanu, państwem opiekuńczym, 35-godzinnym tygodniem pracy i płacą minimalną na poziomie 68% średniej krajowej. Jest także za neutralnością światopoglądową państwa i obroną praw mniejszości – narodowych, wyznaniowych, seksualnych itd. Polska Partia Pracy odwołuje się do tradycji polskiego ruchu robotniczego.

 

Polska Partia Pracy współpracuje z wieloma partiami lewicowymi z zachodniej Europy, jak i z grupą Zjednoczonej Lewicy (GUE/NGL) w Parlamencie Europejskim. PPP złożyła także wniosek o status obserwatora w Europejskiej Partii Lewicy.

 

Od kilku lat Polska Partia Pracy bierze czynny udział we wszystkich ważnych ruchach społecznych w Polsce, lub też sami je inicjujemy:

  • w obronie praw pracowniczych (działacze PPP i WZZ „Sierpień 80” aktywnie zaangażowani są w protesty pracowników supermarketów, służby zdrowia, czy górnictwa)
  • w obronie praw kobiet (członkinie PPP czynne zaangażowane są w kampanie feministyczne, działacze PPP i WZZ „Sierpień 80” ochraniali m.in. manifestacje na rzecz prawa do aborcji)
  • przeciwko udziałowi polskich wojsk w interwencji w Afganistanie.

 

Polska Partia Pracy pod względem procentowego udziału robotników wśród członków partii, zajmuje pierwsze miejsce w Polsce.

Ze strony internetowej Kandydata: Urodzony 9 października 1964 roku w Zawierciu. Wykształcenie średnie techniczne (jedyny obok A. Leppera nie-inteligent spośród kandydatów). Współorganizator licznych akcji protestacyjnych w obronie praw i interesów pracowniczych. W tym między innymi strajku w ZZPB w Zawierciu w 1989 roku, największego strajku okupacyjnego w hutnictwie – Huta Katowice 1994, a także protestów w górnictwie. Uczestnik protestów w służbie zdrowia, w tym pielęgniarek i położnych w Białym Miasteczku, który czynnie wspierali górnicy Sierpnia 80” oraz akcji i demonstracji przeciwko zatrudnianiu pracowników na umowy pozakodeksowe np. demonstracja przeciwko wrocławskiemu  Impelowi”.

 

Przyczynił się m.in. do wykrycia prawdziwych przyczyn i sprawców mordu 23 górników w kopalni Halemba” w 2006 r., doprowadził do zorganizowania pierwszego w Polsce strajku w hipermarkecie (Tesco Tychy 2008 r.), wspierał strajkujących 46 dni górników z Budryka”. Zupełnie zaskoczył parlamentarzystów rządzącej Platformy Obywatelskiej przyprowadzając związkowców do kilkunastu biur poselskich PO w całej Polsce w maju 2009 roku. Rokrocznie kieruje batalią na rzecz podwyżek płac w różnych branżach. Związkiem i partią kieruje od września 2005 roku. Uczestnik wielu inicjatyw jednoczących polską lewicę pozaparlamentarną.

 

Z Manifestu PPP: Kapitalizm nie zapewnia ludziom równych możliwości ani przestrzegania podstawowych praw człowieka – takich jak prawo do chleba i dachu nad głową. Prowadzi do kryzysów i niszczenia potencjału ludzkości, co wyraźnie widać w ostatnich latach, zarówno w Polsce, jak i na całym świecie. W pogoni za zyskiem za wszelką cenę niszczy ludzi, coraz częściej i lekkomyślniej narażając ich na utratę pracy, zdrowia, a nawet życia. Powoduje ogólną degradację i rozkład tkanki społecznej, zrywa więzi solidarności społecznej między ludźmi, wyobcowuje ich ze społeczeństwa i czyni z nich jedynie przedmiot coraz większego wyzysku.

 

O naszym życiu i losie nie może decydować ani rynek, ani wielki biznes, ani elita polityczna. Prawdziwa demokracja nie polega na tym, że raz na kilka lat obywatele wybierają posłów i radnych. Obecnie wybierani posłowie nie realizują swoich obietnic wyborczych, a społeczeństwo nie ma możliwości, aby ich do tego zmusić.

 

Nie ma demokracji, gdy żadna partia parlamentarna nie reprezentuje interesów świata pracy, choć stanowi on przytłaczającą większość społeczeństwa, a wszystkie te partie reprezentują interesy pracodawców, którzy stanowią znikomą mniejszość społeczeństwa. Nie ma demokracji, gdy przytłaczająca większość społeczeństwa sprzeciwia się udziałowi Polski w cudzych wojnach prowadzonych z innymi narodami, a wszystkie partie parlamentarne popierają udział w tych wojnach i legitymują rząd, który angażuje w nie nasz kraj. Jednocześnie to samo społeczeństwo, któremu odmawia się zabezpieczeń socjalnych, zmuszane jest do ponoszenia ogromnych kosztów wojen, w których nie chce uczestniczyć.

 

Bogusław Ziętek jako lider konkretnego ugrupowania jest w jakimś stopniu spadkobiercą zarówno Solidarności (Sierpień’80 jest efektem dwukrotnej radykalnej „schizmy”), jak też dysydenckiej „niekonstruktywnej” opozycji (KPN), a także aktywnym współuczestnikiem nieustającego tygla niewielkich ugrupowań skrajnej lewicy (PPP jest współzałożycielem, jednym z czterech pierwszych sygnatariuszy Kongresu Porozumienia Lewicy, obok ROG Pawła Bożyka, PPS Bogusława Gorskiego, Racji Polskiej Lewicy Marii Szyszkowskiej).

 

Najsłabszą stroną Bogusława Ziętka jest zdolność-niezdolność do partnerskiej współpracy z ludźmi i ugrupowaniami podobnie myślącymi i działającymi w tej samej niszy społeczno-politycznej. Dlatego KPL skreślił go z listy sygnatariuszy, dlatego nigdy nie doszło do porozumienia z Nową Lewicą Piotra Ikonowicza, dlatego w rozsypkę popadł Komitet Pomocy i Obrony Represjonowanych Pracowników, pierwotnie nadzieja dla wielu młodych, zadziornych, niepokornych.

 

Silną stroną – ale zarazem pułapką – jest dla B. Ziętka jego baza społeczna, na którą składają się górnicy-związkowcy oraz najbardziej podle traktowani pracownicy hipermarketów, służby zdrowia, lokatorzy mieszkań, poddani („pracownicy”) różnych agencji pracy tymczasowej, gdzie słowo „wyzysk” jest łagodnym określeniem panujących tam bandyckich, feudalnych stosunków. Mając taki elektorat – B. Ziętek musi (i chce) być radykalny, bezkompromisowy, pryncypialny, nieskłonny do ugód i kompromisów, wyrywny w słowach i czynach. To go „eliminuje” ze współpracy z całym, zwłaszcza główno-nurtowym, ruchem związkowym, a ideowo i politycznie wiąże go z równie radykalnymi i pryncypialnymi grupami oporu politycznego.

 

Jego elektorat potrafi (nie zawsze to czyni) w kilka godzin „skrzyknąć” się, zjechać autobusami z całej Polski w jakimś punkcie kraju, gdzie krzywdzeni są związkowcy – i w sile kilkutysięcznej demonstracji oznajmić pracodawcom i politykom, że ich działania nie są dobrze widziane przez ludzi pracy. To nie to samo, co aktywność OPZZ czy ZNP, bardziej „stateczna” i bardziej „administrowana”.

 

*          *          *

 

To pytanie zadaję nie po raz pierwszy: dlaczego osoby reprezentujące tak autentyczne i tak celne społecznie poglądy, dysponujące argumentami intelektualnymi i wspierającymi je siłami społecznymi, nie znajdują dobrej, efektywnej przestrzeni politycznej? Dlaczego nie znajdują godnego (dla tych sił społecznych) oddźwięku medialnego?

 

 

Kontakty

Publications

Pięciu dobro-złych (odsłona 2)

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wstaw nowy komentarz